|33| Karne krzesełko
BAEKHYUN
Następnego dnia grzecznie poszedłem do szkoły, co zadziwiło zarówno moją mamę, która poniekąd powinna być przyzwyczajona do tego, że zmieniam humor szybciej niż Xiao swoich potencjalnych kandydatów na mężów, nauczycieli oraz samego Luhana. Prawdę mówiąc, kończył się rok szkolny, a ja miałem trochę za mało obecności i należało to z lekka podreperować. Nie widziało mi się siedzieć w szkole dodatkowy rok.
Po kilku godzinach doszedłem do wniosku, że Lu jest dzisiaj nadzwyczaj upierdliwy i zachowuje się jak wrzód na dupie. Jego egzystencja jest czasami połączeniem laski z okresem i bacznego obserwowania każdego mojego ruchu. W skrócie: obstawiałem, że czegoś chce i z głębi jego duszy wypłynęła postać pizdy, która nie pozwala zadać jakiegoś prostego pytania. Widocznie to ja powinienem zacząć naszą rozmowę.
- Będziesz mnie tak wkurwiał cały dzień? - odezwałem się w końcu. Mogłem bez problemu olewać jego obecność, bo zachowywał się jak marny okaz ducha, ale gdy wszedł też za mną do kibla, to stwierdziłem, że serio go posrało i trzeba zakończyć ten cyrk. - Po prostu powiedz, o co ci chodzi.
- Ty żeś cholero zamiast w pierwszej kolejności iść do brata swojego zaginionego, do psiapsi nad psiapsi... To kurwa muszę dowiadywać o takich rzeczach z przypadku i to pewnie ostatni!
Pierwsza myśl: no debil. Zwariował i tyle, nie ma dla niego ratunku. Straciłem go bezpowrotnie. Lu opętało, i to tak doszczętnie. Oczywiście, że wcześniej się domyślałem, ale co miałem zrobić? Zamknięcie go w piwnicy nie wchodziło w grę, bo ja jej nawet nie posiadam. Poza tym, to nie tak, że sam mogę go zakwalifikować jako wariata. To musi zrobić jakiś specjalista.
- Fajnie. A teraz jeszcze raz, tylko po koreańsku, okej? - ułożyłem mu ręce na obu barkach i oceniłem wzrokiem, czy mój przyjaciel nie jest po prostu naćpany albo nietrzeźwy, albo w jakimś amoku. Wybierz jedno.
W każdym razie, nasza scenka rozgrywała się na samym środku męskiej toalety na parterze i niektórzy nawet zwracali na nas uwagę, zastanawiając się o co chodzi. To strasznie dziwne uczucie, bo zawsze wszyscy mieli na nas wywalone, a teraz, jako że jesteśmy powiązani z elitą, nagle większość uczniów nas kojarzy albo i nawet obserwuje!
Jasna cholera, zawsze chciałem zostać celebrytą.
- Czemu nie powiedziałeś, że spałeś z Chanyeolem?! - okej, wreszcie dowiedziałem się o co chodzi, ale obawiam się, że wie to też połowa szkoły, która zatrzymała się na środku korytarza za otwartymi drzwiami i spoglądała po sobie.
No tak, mogłem się domyśleć, że o to jest obrażony. Sęk w tym, że nie wiem, kiedy niby miałbym mu o tym powiedzieć, skoro minęły zaledwie dwa dni od tego incydentu i ja sam nie ogarniam, co się wtedy stało. To dla mnie za dużo... Wolałbym najpierw sam przetrawić wspólną noc z Parkiem, którą nie zdążyłem się nacieszyć, bo mój chłopak do debil.
- Pogadamy później - westchnąłem ciężko, unikając wzroku innych nastolatków, którzy postanowili nawet nie udawać, że nie słyszeli. Wręcz przeciwnie, zaczęli wychylać głowy przez drzwi, żeby sprawdzić, czy to ja, Byun Baekhyun, miał okazję spać z największym ciachem tej szkoły.
Oni mnie rozszarpią. I dlaczego muszę mieć przyjaciela kretyna...? Mój gatunek jest zagrożony. Musiałem nieźle spieprzyć sprawę podczas mojego poprzedniego życia, że teraz mam tak przesrane.
Nie jestem buddystą, ale na pewno jest jakieś logiczne wytłumaczenie na to, że jestem przegrywem.
- Ale gdzie ty idziesz? Ja chcę wiedzieć, halo!
- Lu, idę do Chana, żeby zrobił porządek, bo zaraz wszystkie plastiki i geje będą mi podkładać nogi albo rzucać we mnie butelkami tylko dlatego, że moja szanowna dupa została rozdziewiczona przez tego konkretnego penisa, rozumiesz? Jak to się dalej rozniesie, to będę miał przejebane, więc daj mi spokój. Pogadamy potem.
W pierwszej kolejności przeleciałem korytarz z prędkością światła i znalazłem się pod salą, w której Chanyeol miał matmę. Kosztowało mnie to więcej nerwów, niż mogłem to sobie wyobrazić, dlatego odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem mojego chłopaka, ledwo podpierającego ścianę. Chan miał spore wory pod oczami i od razu skojarzył mi się z typowym ćpunem z ostatnio oglądanych przeze mnie seriali (mój nowy ulubiony typ facetów). Zachciało mi się śmiać. Nigdy nie widziałem go w takim stanie, zazwyczaj był idealnym chłopcem, a teraz... no prezentował sobą mniej więcej smutne gówienko.
- Wyglądasz jakbyś miał umrzeć - przywitałem go z uśmiechem. Nie szczędziłem sobie mojej opinii. Po pierwsze, chyba sam wie, jak wygląda. No, a po drugie - szczerość w związku jest najważniejsza, prawda?
- Nie spałem całą noc, bo musiałem rozmawiać z jakimiś psycholami do czwartej rano - powiedział bez wyraźnych uczuć wypisanych na twarzy. No był po prostu martwy. Powiedzmy, że jest to powód, dla którego wybaczam mu brak czułego przywitania ze mną.
- Dlaczego? - zapytałem, marszcząc brwi. Po moim chłopaku wywnioskowałem tylko tyle, że nie ma ochoty opowiadać o czymkolwiek. Z odpowiedzią przybyli koledzy Chanyeola, a głos zabrał również mocno zaspany Murzyn. Obstawiałem wspólną konwersację na jakiś arcyważny temat. W zeszłym tygodniu Jongin zarządził takową o drugiej w nocy, ponieważ miał przypływ weny, żeby wytłumaczyć Chanowi i Hunowi, że oni naprawdę powinni przyjmować od niego zaproszenia do Wiejskiego Życia, bo musi w końcu ukończyć budowę kilku maszyn i bez swoich wiernych przyjaciół po prostu nie da rady.
- Wyobraź sobie, że ten tu o - wskazał palcem na Chana, a Sehun mu zawtórował z lekkim opóźnieniem. Mogłem się jedynie domyślać, czy Oh ma taki dzień, czy zawsze jest zjebany, ale wcześniej nie zwracałem na to aż takiej uwagi. Obstawiałem to drugie, tak więc dodałem mu jeszcze jeden punkt w rubryce "idealny kandydat na męża dla Lu". - Nie pochwalił się nam, że cię zaliczył. Rozumiesz? Oddanym przyjaciołom się nie zwierzył!
- Aha, no to widzę, że mamy podobny problem, Channie - poklepałem mojego chłopaka, który zrobił kwaśną minę.
Wydaje mi się, że nie powinienem teraz czuć się bezpiecznie w towarzystwie Kaia i Sehuna. Jeśli rozmowa o naszym wspólnym seksie (który trwał kilka minut, w końcu to był nasz pierwszy raz) ciągnęła się przez całą noc, to chłopcy musieli poznać każdy szczegół. I chyba niekoniecznie chciałem, żeby wiedział o nich ktoś jeszcze.
Nagle Chanyeol dziwnie oprzytomniał, jakby przypomniał sobie o czymś ważnym, czyli o mnie, albo najwyraźniej zapragnął czułości, bo pochylił się w moją stronę z zamiarem zamknięcia mnie w moim ulubionym przytulasku, polegającym na schowaniu mnie w swoich objęciach. Jednak ja się odsunąłem, kiwając przecząco głową.
- Czemu nie mogę cię nawet przytulić? - zrobił zawiedzioną minę. - Myślałem, że przeprosiłem i już jest okej. Że mi wybaczyłeś.
Czysto teoretycznie, to właśnie tak było. Jednak w mojej głowie dalej widniał obraz Karen i sam fakt oszustwa Chanyeola. Być może potrzebowałem dłuższej chwili, by wszystko sobie ułożyć w głowie.
- No niby tak, ale wiesz, to nie może być tak o. Musimy dać sobie czas. A, no i pamiętaj, że ja nie jestem łatwy - pogroziłem mu palcem, żeby sobie nie myślał. To, że mamy za sobą wspólną noc i jakimś dziwnym trafem stałem się po tym spokojniejszy, nie znaczy, że będę się poddawał Parkowi. On musi sobie zasłużyć na moją atencję, o.
- A, no tak. Zapomniałem - uśmiechnął się przepraszająco, chociaż widziałem, jak daje znaki chłopakom, żeby w ogóle mnie nie słuchali.
Ale ja się zemszczę, zobaczycie.
***
- Już się uspokoiłeś i możemy porozmawiać, jak cywilizowani ludzie? - zapytałem Luhana, gdy wychodziliśmy ze szkoły. Nie wyglądał już, jakby miał ADHD albo chorobę sierocą (u niego występują na zmianę), więc uznałem to za dobry moment, żeby powiedzieć mu tę ważną informację, przez której brak się na mnie obraził.
- To pierwsze, być może, a to drugie... chyba tak - ach, czyli jednak mu nie minęło, ale zawsze można spróbować.
Na początku wytłumaczyłem mu oczywiście, dlaczego nie powiedziałem mu wszystkiego od razu, bo najwidoczniej nie było to tak logiczne, jak myślałem. Trochę się burzył, że mogłem chociaż wysłać esemesa, ale udobruchałem go, że wtedy miałby niedosyt wiadomości.
Mogłem się spodziewać, że wypyta mnie o wszelkie szczegóły, a ja, jako najlepsiejszy przyjaciel, musiałem o tym wszystkim gadać. Lu po tym wszystkim stwierdził, że teraz na pewno muszę się czuć jak król, no bo totalnie wyszedłem z naszego ugrupowania przegrywów i założyłem obóz wygrywów, w którym jestem tylko ja sam. Do tego pojęczał kolejne dziesięć minut o tym, jak będzie mu mnie brakowało, a nic nie dawało powtarzanie, że ja nigdzie się nie wybieram. W każdym razie, skończyliśmy na tym, że trwający pięć minut i czterdzieści sześć sekund (liczyłem stoperem) monolog Luhana był metaforą czegoś tam. Nie mam pojęcia, ale już zapomniałem, bo mam w zwyczaju wypierać z pamięci "mądre" słowa, wypowiadane przez mojego przyjaciela.
- No, a powiedz mi - postanowiłem zmienić temat i porozmawiać o Sehunie, bo Xiao już dawno się nie chwalił postępami - jak tam ci się układa w twoim przyszłym związku?
Lu odchylił się na krześle i ciężko westchnął. W myślach policzyłem do dziesięciu, ale wyglądało na to, że to była cała jego odpowiedź. Albo po prostu wyczerpał mu się limit słów.
Boże, jak ja bym chciał, że w ogóle taki limit posiadał.
- Mam rozumieć, że nie za dobrze? - zapytałem, bo nie wiedziałem w zasadzie, jak mam odczytać tę ciszę. Równie dobrze mógł właśnie wspominać ich upojną noc, no nie?
- Tak sobie - mruknął pod nosem. - Przy nim rozumiem, że życie jest niesprawiedliwe.
- A to niby dlaczego? - zmarszczyłem brwi. W pierwszej chwili pomyślałem o kryzysie egzystencjalnym, który bywał dość częstym tematem naszych rozmów. Lu po prostu martwił się na zapas i za dużo przejmował różnicami między nim a Hunem. Jednak nie wydaje mi się, żeby tym razem też o to chodziło.
- To kompletnie nie fair, że Sehi ma większy tyłek ode mnie! - okej, tego się nie spodziewałem. - To ja jestem uke! Niesprawiedliwe i tyle!
Do tej pory byłem święcie przekonany, że usłyszałem od Luhana wszystko i nic mnie nie zdziwi, a tu proszę. Co dzień, to zaskoczenie. Szacuneczek po raz kolejny dla mojego doboru przyjaciół.
- Dobrze, że ja nie mam tego problemu... Na całe szczęście Chan jest bezdupny - zacisnąłem usta w wąską linię. Niestety moja odpowiedź nie usatysfakcjonowała Lu. Ba, był już bliski obrażenia się, bo wcale go nie nie pocieszam i tylko pogarszam sprawę. - No dobra, dobra. Nie sądzę, żeby Sehun kazał ci spierdalać, bo jesteś płaski. Zresztą, nie znacie się od wczoraj, no nie?
- No niby tak, ale wiesz, różnie może być - zakończył smutno.
Przez chwilę zapanowała cisza, podczas której zacząłem się zastanawiać, jakby tu przekonać Huna, żeby w końcu się do niego dobrał, bo ten powoli staje się nie do wytrzymania. Dobra, właściwie mówię tak od kilku miesięcy, ale po prostu Luhan dostaje coraz większego pierdolca, że finalnie Oh go nie zechce i tak dalej, a Sehi jest zwyczajną pizdą i trzeba go będzie mocno kopnąć w dupę, żeby wziął się za ich związek. No bo, nie oszukujmy się, nie ma innej opcji niż związek tej dwójki.
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, między innymi o tym, że Xiao powoli będzie wdrażał się w biurokrację, czyli zostanie przygotowany do pracy sekretarki. W czasie wakacji będzie miał nawet opłacony kurs hiszpańskiego, chociaż nie mam pojęcia, jak Sehun zamierza go wyszkolić w jakieś dwa miesiące. Tym bardziej, że przecież nasi chłopcy już niedługo piszą maturę i nie mam pojęcia, jak taki Hun, który jest wiecznie zabiegany, jeśli chodzi o firmę, ma zamiar napisać którykolwiek egzamin dobrze.
W każdym razie, życzyłem Lu powodzenia. To pojętny chłopak, więc powinien dać radę z tymi wszystkimi językami, kursami i innymi cudami na kiju, chociaż coś czuję, że te ambicje go po prostu przerosną. Jestem jednak dobrej myśli i liczę na to, że w takim wypadku Sehun szybko to wyłapie i dobrze się nim zaopiekuje. No, a jeśli nie, to po prostu mu wpierdolę.
Gdy już zamknąłem drzwi za Luhanem, który do ostatniej chwili gadał o tym, że musi zacząć robić przysiady, dostałem wiadomość od Chanyeola. Oprócz tego, że przeprosił mnie po raz już nie pamiętam który, zaproponował, żebyśmy spędzili jutrzejszy wieczór u niego w domu. Zgodziłem się, a ten odpowiedział, że bardzo się cieszy i będę mógł go ukarać za kłamstwo, jak tylko będę chciał.
Nie będę ukrywał, że w mojej głowie pojawiło się kilka ciekawych pomysłów.
Ach, jestem pieprzoną męską wersją femme fatale.
CHANYEOL
Czas do następnego wieczora, który miał być dla mnie wyjątkowo stresujący, upłynął mi bardzo szybko.
Ach, dlaczego stresujący? To bardzo proste, Baekhyunnie przez ostatnią dobę idealnie opracował swój plan ukarania mnie i mogłem się tylko domyślać, o co dokładnie mu chodziło, gdy zarzucał swoimi aluzjami. W każdym razie, wspominał coś o przywiązaniu do krzesła, dlatego ogarnął mnie mały dreszczyk podniecenia.
No co? Wiecie ile fajnych rzeczy można robić z krzesłem?
Wracając, chwilę przed przyjazdem Baeka zamówiłem dwie duże pizzę, więc mam nadzieję, że zostanie mi chociaż pół (i wcale nie żartuję), a także wyjąłem jakieś zapasy słodyczy. Sam ich praktycznie nie jadam. Właściwie, zdarzy mi się czasami zjeść coś czekoladowego, ale rzadko coś więcej. Niekiedy jedynie pomagam Byunowi w wykańczaniu siódmego opakowania żelków, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Akurat w momencie, w którym skończyłem wyjmować ciastka na talerz, zjawił się mój skarb, który przywitał mnie tylko krótkim pocałunkiem w usta.
- Tak krótko? - zrobiłem smutną minę, za co otrzymałem drugiego, trochę dłuższego buziaka. Baekkie, Baekkie, tych oczu nie pokonasz.
- Ja bym już chętnie przeszedł do tej części naszego spotkania, o której pisaliśmy przez pół nocy - powiedział bez ogródek, choć lekko się zaczerwienił. Przechodzenie do rzeczy to zdecydowanie coś, co chciałbym dzisiaj zrobić. - Zdejmuj koszulkę.
- O-okej - dobra, podoba mi się. Bardzo mi się podoba.
Nie wiem, skąd ten mały skrzacik wytrzasnął linę, ale chyba nie miałem ochoty o tym myśleć, gdy wyciągał ją ze swojego plecaczka z logo Star Wars. Na wstępie pragnę zaznaczyć, że Baek w żadnym wypadku nie nadaje się na to, żeby dominować (zwłaszcza nade mną), ale teraz jakoś tak sam pozwoliłem mu sobą kierować. W końcu, nie uprawiamy teraz seksu, więc jeśli chwilowo na to zezwalam, to się po prostu nie liczy.
Baekhyun kazał mi wziąć jedno krzesło z jadalni i postawić na środku salonu, co wykonałem od razu pod jego czujnym okiem. Był śmiertelnie, wręcz przerażająco, poważny i zaczynałem się bać, czy nie zacznie mnie bić, czy coś w tym stylu. Mam dużo fetyszy, ale ból to na pewno nie jest jeden z nich.
Następnie Baek spuścił rolety, a w całym pomieszczeniu zapanowała ciemność. To było... dziwne, ale godziłem się na to, żeby popchnął mnie na krzesło i do niego przywiązał, tak jak pisał poprzedniego dnia. Nie powinienem być zdziwiony, a jednak ogarnęło mnie jakieś uczucie, którego nie potrafiłem opisać. Po prostu czekałem, co będzie dalej.
Tuż po tym, jak Baekkie zawiązał supeł, a ja zrozumiałem, że z moim chłopakiem nie ma żartów, bo zrobił to dość ciasno, nałożył mi na oczy opaskę i pozostawił delikatny pocałunek na mojej skroni.
Właściwie, nie wiedziałem, czego mam się spodziewać, ale czekałem.
Czekałem.
I jeszcze raz czekałem, a nie działo się nic. Dlatego postanowiłem zawołać Baekhyuna, który być może dałby mi chociaż mały znak, co teraz.
- Baek? Baekkie? - nawet nie mówcie, że... - Baekhyun?
Że mnie, kurwa, zostawił.
~*~
Jeśli chodzi o następne rozdziały, napiszę krótko - będą wtedy, gdy będę miała i czas, i wenę. Po prostu. Nie wiem, jak dla Was to zabrzmi, ale prawdę mówiąc takie rozwiązanie powoduje, że być może rozdziały będą nawet częściej niż raz w tygodniu. Chyba że zadecyduję, że kolejne rozdziały będą "na zapas". Zobaczymy.
Jeśli zaś chodzi o Psycho, na mojej tablicy pojawiły się, tak mi się wydaje, wszystkie informacje, więc zapraszam do zapoznania się z nimi ^^
<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top