|31| Sama słodycz
BAEKHYUN
- Ch-Chan, co ty... - moje oczy były wielkości spodków, bo, jasna cholera, nigdy w życiu bym się nie spodziewał, że usłyszę coś takiego z ust Chanyeola. Dobra, nie do końca nigdy, bo przecież rzucał swoimi seksistowskimi żartami na lewo i prawo, jednak to mijało się z rzeczywistością. Oprócz naszych kilku prawie-pierwszych razów. W każdym razie, do ostatniej chwili nie wierzyłem, że to prawda.
Ba, obstawiałem, że to żart, póki nie zauważyłem tego charakterystycznego, zalotnego i zawadiackiego uśmieszku.
Park jednak nie odpowiedział na mój ni to przestraszony, ni to zdziwiony wzrok i podszedł bliżej. Moje serce zabiło szybciej, gdy zaczął od wolnego pocałunku, jednocześnie masując ręką moje biodro. Jednak szybko przerwał, po czym podniósł mnie z kanapy i zaniósł na górę do swojego pokoju.
Delikatnie położył mnie na łóżku i wznowił pocałunek. Chwilę później jego usta zostawiały mokre ślady na mojej szyi. Odchyliłem głowę, żeby dać mu lepszy dostęp, a tym samym, odczuwać większą przyjemność. Wiedziałem, do czego to wszystko zmierza, ale chciałem tego. Nie bałem się. Wiedziałem, że nie zrobi mi krzywdy.
- Jesteś taki piękny - szepnął i jeszcze raz pocałował mnie w usta.
Zamknąłem oczy. Pozwoliłem Chanyeolowi na wszystko. Ufałem mu. Byłem pewien, że zadba przede wszystkim o mój komfort, tak jak robił to w każdej innej sytuacji. Chciałem odczuwać jak największą przyjemność z tej drobnej czułości. Przez to wszystko zupełnie zapomniałem, że Park zabrał z dołu śmietanę w sprayu, którą właśnie mogłem poczuć na swojej twarzy. Nie zdążyłem jednak zaprotestować, gdyż Chanyeol powoli i starannie zaczął zlizywać śmietanę, co wywołało u mnie dreszcz podniecenia. Z moich ust wydostało się głośne westchnięcie, gdy zjechał swoimi pocałunkami i językiem na również udekorowaną śmietaną szyję i wrażliwe na dotyk obojczyki.
Jednak nadal było mu mało, więc szybko pozbył się mojej koszulki, rzucając ją za siebie, po czym znów połączył nas w gorącym pocałunku, którego zaraz pogłębił. W pokoju robiło się coraz goręcej, a ja zaczynałem mieć poważne problemy z normalnym oddychaniem. Niespodziewanie, Chanyeol rozpryskał śmietanę na cały mój brzuch i klatkę piersiową, a chwilę później, zadowolony, tworzył językiem mokre ślady na moim ciele, drażniąc przy tym palcami oba moje sutki. Park wiedział, co robi, a moje ciche pojękiwania upewniły go w tym.
Moja erekcja, która stała się bolesna przez obcisłe bokserki, zaczęła dopraszać się uwagi. Sam chciałem już przejść do rzeczy. Uniosłem się lekko i ściągnąłem koszulkę Chanowi, po czym, badając strukturę jego mięśni, spojrzałem mu prosto w oczy, okazując mu pełne zaufanie.
- Chcesz spróbować? - zapytał, podsuwając mi palec wskazujący, udekorowany śmietaną. Powoli wsunąłem go do swoich ust, starannie go wylizując.
Nie miałem żadnego doświadczenia, ale głośne sapnięcie Parka uświadomiło mnie w tym, że robię to dobrze. Prawdę mówiąc, nawet nie wiedziałem, czy Chanyeol jakkolwiek wie, co robi. Być może jest po prostu dobrym aktorem.
- Będę delikatny - obiecał. Znów złączył nasze usta, jedną ręką gładząc moje podbrzusze. Pozbył się najpierw moich, a potem swoich spodni i odrzucił je za siebie. Mimo jego zapewnień, odczuwałem stres, a na moim czole pojawiły się pierwsze krople potu.
Zamknąłem oczy, gdy Park zdjął moje i swoje bokserki. Poczułem, jak podkłada mi poduszkę pod tyłek. Chwilowy brak jego dotyku, zmusił mnie do spojrzenia przez, teraz już tylko zmrużone, oczy. Chanyeol, jak się okazało, sięgnął po lubrykant i prezerwatywę, które trzymał w szufladzie stolika nocnego.
Park, widząc moje zniecierpliwienie, nałożył sporo lubrykantu na pierwszy z palców i delikatnie zagłębił w moim wejściu, jednocześnie obserwując moją reakcję. Spiąłem się. Sam nigdy nie próbowałem się rozciągać. To było dla mnie coś nowego i... dziwnego.
Chanyeol niepewnie dodał drugi palec, a potem i trzeci. Drugą ręką zaś, zaczął stymulować mojego penisa. Zaczynałem coraz głośniej jęczeć, ale też błagać o więcej.
Chan postanowił już więcej nie zwlekać i wyjął palce, po czym zajął się zakładaniem prezerwatywy i nałożył na swojego penisa sporą ilość lubrykantu. Wszedł we mnie powoli, łącząc palce jednej dłoni z moimi, a drugą podtrzymując wyżej jedno z moich ud. Mimo porządnego rozciągnięcia, odczuwałem dość mocny ból, który z czasem przechodził. W końcu kiwnąłem głową do Chanyeola, który cały czas patrzył na mnie i oczekiwał momentu, w którym będę gotów.
Początkowo, pierwsze pchnięcia nie były w ogóle przyjemne, na co wyraźnie wskazywał grymas na mojej twarzy. Jednak Chanyeol powoli przyspieszał. Ból zszedł na drugi plan. Na pierwszym zaś pojawiła się przyjemność i uczucie spełnienia, które pojawiło się naprawdę szybko. Chan, który do tej pory wydawał się doświadczony w stu procentach, co jakiś czas gubił swój rytm, choć szybko wracał do sprawnej penetracji mojego wnętrza.
Pokój był wypełniony moimi głośnymi jękami i stękami Chanyeola. Jednak to mnie słychać było najbardziej, głównie wtedy, gdy jednocześnie szybko mnie pieprzył i nieprzerwanie ruszał ręką na moim penisie.
Minęło niewiele czasu, gdy doszedłem, drżąc z przyjemności. To wszystko było bardzo chaotyczne, szybkie, ale finalnie przyjemne. Cały kleiłem się od potu i śmietany, dlatego nie protestowałem, gdy Chan zaniósł mnie pod prysznic. Sam domyślił się, że byłem dość obolały. Oddychaliśmy ciężko, ale nie byliśmy bardzo zmęczeni. Mimo to jedynie szybko się umyliśmy i wróciliśmy do pokoju, zadowoleni z pierwszego naszego seksu.
Chanyeol zrzucił z łóżka brudną kołdrę i rozłożył koc, który leżał na oparciu krzesła przy wejściu do pokoju. Zdecydowaliśmy, że posprzątamy rano.
Ułożyliśmy się wygodnie, gdzie ja wtuliłem się w jeszcze ciepłe po kąpieli ciało Chana i po motylim pocałunku w czoło na dobranoc, zasnąłem z uśmiechem na ustach.
CHANYEOL
Obudziłem się około dziewiątej, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nasze wczorajsze zabawy naprawdę mnie zmęczyły. Nie jestem rannym ptaszkiem, ale wolę wstawać wcześniej. W innym przypadku czuję, jakbym zmarnował dzień. Mimo tych kilku dobrych godzin snu, nadal nie czułem się zbyt przytomny, wręcz odnosiłem wrażenie, jakbym był na kacu, choć nie wypiłem ani kropli alkoholu. Widocznie ten mały Baekkie musiał działać na mnie jak narkotyk. To akurat jest całkiem możliwe, bo chyba uzależniłem się od niego. W tym wypadku mogę to uprościć do stwierdzenia, że go kocham całym serduszkiem i wierzę w to, że kiedyś mu to powiem.
Wiedząc, że Baek nie wstanie w przeciągu kolejnej godziny albo nawet dwóch, pozwoliłem sobie podziwiać jego piękną twarz, odgarnąć z niej niesforne kosmyki, ucałować drobny nosek i skroń. Myślę, że nie miałby nic przeciwko, a poza tym, gdybym wstał, mógłbym go obudzić, a to skończyłoby się fochem lub, w najlepszym przypadku tylko moją, śmiercią. Tak więc zrezygnowałem z pomysłu zrobienia mu śniadania do łóżka. Baekkie jest bardzo markotny, zwłaszcza po tym, jak ktoś go zbudzi, więc nawet taca przepełniona jedzeniem, by mnie nie uratowała.
Oglądanie go w takim stanie, było najlepszą możliwą czynnością. Gdy spał, wyglądał jak prawdziwy aniołek, choć kusił swoimi, idealnie pasującymi do moich, ustami, które pozostały lekko rozchylone. To małe stworzenie naprawdę zawróciło mi w głowie, sercu i chyba wszędzie, łącznie z przerzutem do żołądka, w którym grasowała już chmara motyli.
Nawet nie wiedziałem, kiedy znowu zasnąłem. Najprawdopodobniej uśpił mnie przyjemny zapach delikatnych perfum Baeka. Jeden flakonik zostawił na półce w łazience, dokładnie tak jak mnóstwo innych rzeczy, więc można powiedzieć, że połowicznie się do mnie wprowadził, czego, oczywiście, nie miałem mu za złe,
Gdy otworzyłem oczy po drzemce i zaczęło do mnie docierać cokolwiek ze środowiska zewnętrznego, skupiłem wzrok na Baekhyunie, który siedział na brzegu łóżka i właśnie skończył z kimś rozmawiać, po czym odrzucił telefon na drugą stronę łóżka, nawet nie martwiąc się tym, że prawie spadł na podłogę. Wyglądał na zdenerwowanego, więc musiałem spytać, co się dzieje. Miałem nadzieję na to, że miło spędzimy końcówkę weekendu, a zły humor kompletnie by to wykluczał.
- Baekkie? Co się stało? - podniosłem się do siadu i zajrzałem mu przez ramię, by od razu pocieszyć go pocałunkiem. Jednak odrzucił mnie, co delikatnie ukłuło mnie w serce.
- Chanyeol, jedno pytanie - powiedział poważnym tonem. Nie spodobało mi się to i zacząłem się zastanawiać, co mogłem zrobić źle. Jednak niczego takiego, przynajmniej w przeciągu ostatnich tygodni, nie znalazłem. - Kochasz mnie?
- Ja... - zawahałem się. W głębi duszy odpowiedź była oczywista, ale nie wiedziałem, czy mogę to powiedzieć teraz, tutaj, wprost. Dlatego musiałem się najpierw upewnić, tak, musiałem być pewien jego zdania. - A ty mnie?
- Nie wiem, może tak, może nie. Ty mnie chyba nie, wiesz. To jest, kurwa, bez sensu. Powinieneś znaleźć sobie kogoś innego, mądrzejszego, nie wiem, kurwa nie wiem, kogoś twojego pokroju - niemal wykrzyczał.
- Ale o co chodzi? - zapytałem zdenerwowany. Przecież to on jest dla mnie najcudowniejszy i nie widziałem powodu, by myślał inaczej.
- Wiem, co zrobiłeś. I to było naprawdę chujowe, Chanyeol - nie. - Myślałem... myślałem, że jesteśmy ze sobą szczerzy, wiesz? Nawet nie wpadłbym na to, że mógłbyś mi po prostu załatwić tróję z matmy. Po prostu zapłacić. Czy dla ciebie liczą się tylko pieniądze?!
- Baekhyun, to nie tak, to było zupełnie na początku, jak jeszcze nie wiedziałem, ile będziesz dla mnie znaczył. Daj mi wyjaśnić, proszę.
- Nie, nie chcę, a już na pewno nie teraz. Wychodzę, nie dzwoń do mnie - powiedział z wyraźną złością w głosie i zaczął zbierać swoje rzeczy, szybko się ubierając i opuszczając moją willę. A ja mogłem tylko siedzieć i patrzeć, jak wszystko spieprzyłem, choć szczerze zapomniałem o tym, jakim byłem kretynem, zanim zakochałem się w Baekhyunie. Nie potrafiłem go nawet zatrzymać, nie potrafiłem nic powiedzieć, wiedząc, że nawet mnie nie wysłucha.
I może to właśnie myśl o tym, że wszystko poszło się jebać, zmusiła mnie do zadzwonienia na dawno niewybierany numer.
- Cześć, słyszałem, że wróciłaś do kraju, Karen.
JONGIN
- Czuję się lepiej ze świadomością, że mam z powrotem wszystkie dokumenty - powiedział Soo, gdy wychodziliśmy z komisariatu. Tak się akurat złożyło, że ktoś znalazł nasze portfele i dokumenty w jakiś dziwnym miejscu, jednak nie chcieliśmy pytać gdzie. Ważne, że najważniejsze rzeczy zostały odnalezione. Telefony za to nadawały się jedynie na śmietnik, ale i na to był jakiś sposób. Znaczy się, ja miałem jakiś sposób.
- Ja też, tęskniłem za kartami kredytowymi i innymi - zaśmiałem się. I tak były zablokowane, w obawie przed tym, że ktoś chciałby mnie okraść, ale brakowało mi tych kartoników w portfelu. Miałem już osiem na dziewięć naklejek, żeby dostać darmową bubble tea!
- Szkoda, że nie mam teraz komórki, ale da się przeżyć. I tak prawie z niej nie korzystam. Chociaż Luhan nie będzie mi spamował, haha - wzruszył ramionami, ale jeszcze nie wiedział, co dla niego mam. W końcu, musiałem mieć z nim jakiś kontakt, prawda?
- Nieprawda, teraz już masz - uśmiechnąłem się i wręczyłem mu niewielkie pudełeczko w niebieskim kolorze. - Prosto ze sklepu, powiedziałbym, że jeszcze ciepłe.
- Ale-
- Nie ma żadnego "ale", Soo. Załatwiłem ci już abonament. Oczywiście, nadal będziesz miał swój stary numer. Wszystko załatwiłem, żebyś nie musiał się niczym martwić - oszczędziłem mu pytań i, dumny z siebie, stanąłem na środku chodnika, z zadowoleniem wystawiając twarz w stronę słońca. Ja czasami jestem naprawdę zajebisty.
- Z tego, co kojarzę, to nie wymienialiśmy się numerami telefonów - spojrzał na mnie podejrzliwie, ale też z lekkim rozbawieniem.
- Nie? - pokręcił głową. - Okej, nie, ale zdobyłem go innymi sposobami.
- Jesteś fajniejszy, gdy wypośrodkowujesz głupotę i powagę - wyznał. Może nie do końca było tak, jak powiedział. Niektóre z moich durnych wystąpień są już na porządku dziennym i do nich przywykł. Na inne nigdy nie reagował, co akurat zawdzięczał swojej spokojnej naturze. Jednak można powiedzieć, że u boku Soo, stałem się trochę innym człowiekiem.
Zrobiłem się milszy, tak przede wszystkim, a ponad to, zaczęło mnie interesować dobro osób innych niż moje własne. Kyungsoo jest po prostu niewinnym człekiem, który najwidoczniej mnie nawrócił. To nie znaczy, że zupełnie wyrzekłem się swojej głupoty, skądże znowu. Musielibyście zobaczyć, jak zaprosiłem go na kolację przeprosinową, która była rekompensatą wizyty na komisariacie. Wszystko było prawie idealne, ale zdarzyło się kilka... nieprzewidywalnych rzeczy, które trzeba było ratować.
Na przykład zupę z parówek. Znaczy, to nie miała być zupa, tylko parówki pięknie udekorowane keczupem. Jednak perfumowanie się w łazience zajęło mi trochę więcej czasu, niż zakładałem, gdy włączałem gaz, tak więc, finalnie, rozgotowały się, wprowadzając mnie w stan agonii. Nie nadawały się do zjedzenia, więc w moich oczach pojawiły się łzy. Kocham parówki, przysięgam. Najbardziej wielbię swoją własną, ale te do jedzenia są na drugim miejscu.
Oprócz tego, było kilka innych niuansów, jak podpalenie serwetki zamiast świeczek, ale to już drobne sprawy, zupełnie niewarte uwagi. Koniec końców, kolacja się udała (chociaż musiałem zamówić jedzenie zamiast przygotowania go, ale ładnie je ułożyłem na stole, więc to nie tak, że nic nie zrobiłem), a Kyungsoo przyjął moje przeprosiny. Chyba nawet zapomniał o strachu, jaki mu wtedy towarzyszył, bo potem często o tym żartował.
Wracając do naszych przechadzek ulicami Seulu, po krótkim spacerze zaproponowałem Soo zakupy i szybki rajd po sklepach w Insa albo raczej odwiedziny w jednym konkretnym. Oczywiście od razu zaprotestował, że nie ma pieniędzy, bla, bla, bla. Jak zawsze.
- Po co ci pieniądze, skoro ja mam - westchnąłem i przewróciłem oczami. Gdy sugerowałem jakieś wyjście, to ja za wszystko płaciłem. Myślałem, że to już jest logiczne i nie trzeba znowu przerabiać tego tematu.
- Ale to twoje pieniądze, Jongin - odpowiedział, pozwalając mi złapać go za dłoń. Była zimna, więc czułem się zobowiązany do jej ogrzania.
- A na kogo mam je wydawać, jak nie na ciebie? - bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. Mi pieniądze już się znudziły i to dawno temu. Po co mi one, mam wszystko, co można kupić. No, może oprócz statku kosmicznego, ale nie lubię kosmosu, bo jest tam ciemno.
Nie pozwoliłem Kyungsoo dłużej ze sobą dyskutować i zarządziłem, że idziemy do Pasión, czyli sklepu firmowego mojego ojca. Tak zwanego rodzinnego biznesu, którego, mam nadzieję, nie odziedziczę. O ile lubię modę, o tyle wszystko, co związane z moim ojcem, kojarzy mi się z jakimś wysypiskiem śmieci. Jego prowadzenie firmy jest bardzo zagmatwane, ma jakieś układy, znajomości, w grę wkraczają też brudne pieniądze i szczerze nie chcę się interesować, co jeszcze kryje się pod tą nazwą. Mało mnie to wszystko obchodzi.
- Plan na dziś: jedne spodnie dla ciebie, drugie dla mnie, do tego po jednej koszuli, co ty na to? Albo jeszcze jakieś... Coś? Może torebki, o. Torebki nie są damskie, o nie, nie, nie. Nie w dwudziestym pierwszym wieku. Są po prostu podręczne, praktyczne, więc je kupuję - zacząłem tłumaczyć. Jednak Soo miał na mnie wywalone i stanął z boku, przeglądając pierwsze ubrania. To, że mi nie odpowiedział, nie sprawiło mi żadnej przykrości. Zapewne i tak mnie słuchał, bo zawsze doceniał, gdy mówiłem o tym, co mnie interesuje.
- Nie wiem, czy będzie mi dobrze w takim niebieskim - mruknął z niezadowoleniem. Zajrzałem mu przez ramię, żeby z bliska zobaczyć dość uroczą koszulę z ledwie widocznym haftem przy kołnierzu.
- To jest lazurowy, ale pewnie, przymierzaj, jeśli ci się podoba. Ty i tak we wszystkim dobrze wyglądasz, więc zostaje kwestia rozmiaru - uśmiechnąłem się, a po chwili wymownie spojrzałem na obsługę, głównie na narwanego typa, który czaił się na Kyungsoo, żeby nawet nie podchodzili, bo to ja doradzę mu najlepiej. Zresztą, Soo sam dobierze swój outfit, ja jedynie mogę go upewnić w tym, że to dobry wybór. - Wyglądasz świetnie! Tak jak mówiłem, a znam się na rzeczy.
- Dzięki, Nini, ale cena jest zabójcza - wskazał na kilka cyferek, które zmywały uśmiech z jego twarzy. Jednak, co one zmieniały. Za to, jak uroczo wymawia moje przezwisko, mógłbym mu kupić nawet willę z basenem, Mustanga prosto z salonu i kryształowy żyrandol, przysięgam.
- To nic, jeśli ci to przeszkadza, zapomnij, że istnieje coś takiego jak metka - poradziłem mu, na co zaśmiał się pod nosem. Zakryłem ręką mały kartonik i popędziłem go, żeby poszukał jeszcze innych ubrań. - Przymierz wszystko, co wpadnie ci w oko.
W żadnym wypadku nie miałem go za biedaka. Nigdy nie osądzam ludzi po stanie materialnym, bo nie czuję się lepszy ze względu na to, że mam pieniądze. Lubię się nimi dzielić, a Soo jest tego wart. On w żadnym wypadku nie leci na mój hajs, jak wszyscy wokół. Chociaż, tak szczerze, to nie wiem na co on leci. Chyba na moją twarz. Czy on w ogóle na mnie leci? Jasna cholera, za dużo myślę, a to akurat nowość.
Po tym, jak wybraliśmy dla mnie czerwony garnitur, kolejne ubrania dla Soo i kilka dodatków, które spodobały się nam obu, wyszliśmy ze sklepu, stwierdzając, że to idealny moment na karmelowe latte. Kyungsoo nie wygląda, jakby wielbił słodkości, raczej kojarzy mi się z taką czarną, niesłodzoną kawą bez mleka. Wiecie, taką fuj, fuj, niedobre, zero radości. Tymczasem Soo wielbi cukier i wszystko, co się z niego składa, czyli między innymi mnie.
- Jongin, zdajesz sobie sprawę, że mówisz na głos, prawda? - popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem, na co lekko się speszyłem. Ale nie z takich opresji się wychodziło.
- Jak to wszystko prawda! Bez przerwy jem słodycze, więc już na pewno jestem przynajmniej w sześćdziesięciu procentach z cukru. Czyli większość, czyli zaokrąglenie do całości - wziąłem kolejny łyk kawy, po czym podszedłem do lady, zamówić jeszcze kilka babeczek z czekoladowym kremem, udekorowanych plasterkami banana, dodatkowo dosłodzonymi karmelem.
- Jeszcze więcej karmelu? Naprawdę? Będę wyglądał jak wieloryb - Soo nie podzielał mojej radości, zwłaszcza, gdy zdecydowałem się zamówić jeszcze własnoręcznie robione karmelki. - Co ty robisz?
Zrobiłem z rąk daszek nad słodkościami, żeby były w zaciemnieniu. To działa, musicie mi uwierzyć.
- Jeśli jedzenie cię nie widzi, to się nie liczy. Żadnych kalorii, zero stresu. To tak, jak z lodówką - jeśli jesz w nocy, to nie powinieneś mieć żadnych wyrzutów sumienia, bo jest za ciemno, żeby jedzenie widziało, że je jesz - wytłumaczyłem.
- Przecież w lodówce jest żarówka... - nie przekonało go to, ale cóż mogłem na to poradzić? Zresztą, dla mnie mógłby się nawet turlać, wtedy byłoby nawet zabawniej. Może ja też bym przytył i moglibyśmy zagrać w bubble football, nawet bez bumper balli.
- Światło to nie żadna przeszkoda. Ja zalecam schowanie się za drzwiczkami lodówki i sięgnięcie jedną ręką jedzenia. Potem zamykasz drzwiczki i załatwione - dokończyłem swoją kawę i zorientowałem się, że albo już wszystko zjadłem, albo Kyungsoo zdecydował się mi pomóc w pochłanianiu kolejnej porcji cukru. Miałem nadzieję, że to drugie.
- Powiedzmy, że skorzystam z twoich rad. A teraz chętnie wróciłbym do domu i pooglądał jakąś dramę - rozmarzył się, wypatrując czegoś przez dużych rozmiarów szybę. Siedzieliśmy akurat przy moim ulubionym stoliku w tej kawiarni. Często przychodziłem tu z Sehunem, gdy miał gorszy dzień. To dobry dzieciak, a cukier działa na niego lepiej niż co poniektóre lekarstwa.
- A czy ja też załapałem się do twoich planów? - zapytałem, licząc na to, że to nie koniec naszego wspólnego dnia. Lubię spędzać z nim czas. Jest taki spokojny, że przepędza wszystkie moje problemy, a samo rozwiązuje się jakby samo.
- Oczywiście, Nini.
~*~
Rozdział powstał w ramach pracy zbiorowej XD no a w każdym razie kosztował (głównie mnie) dużo nerwów, dlatego mam nadzieję, że Wam się spodobał. Trzy godziny spędziłam nad myśleniem o tym, czy 31 rozdział to już czas na smuta, także, no, rozumiecie, że jest ciężko, zwłaszcza, że to mój pierwszy smucik.
Przypominam o pytankach (które ździebko umarły) i zachęcam do zaobserwowania mojego profilu, bo liczba obserwujących stoi w miejscu...
PS. Twitter jest bardzo super, bo spoileruję oneshocika <3
Kocham Was <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top