|26| Kapitan Kretyn
~*~
Szybciutkie pytanie na początek rozdziału!
Powoli, powoli zbliżamy się do 100 obserwujących na moim profilu, co odhacza mi już pewną kłódeczkę z marzeniami związanymi z wattpadem, ale kolejną mam z tyłu głowy już od dawna i z okazji okrągłej liczby followersów, chciałabym przygotować coś dla Was, a jednocześnie coś dla siebie (każdy ma własne marzenia ;) )
Mianowicie, chciałabym, żeby jak najwięcej osób napisało, czy chcielibyście, by ukazało się Q&A z bohaterami WYFC, na którego wymyślanie pytań oczywiście mielibyście mnóstwo czasu, a jeśli bylibyście chętni, dodatkowe informacje pojawiłyby się w notce pod następnym rozdziałem.
Czekam na Wasze odpowiedzi! <3
~*~
CHANYEOL
To nie tak, że jestem kompletną pizdą i boję się spać sam. Po prostu potrzebowałem czyjejś bliskości, a w szczególności tej Baekhyuna. Wiedziałem, że przy nim nie będę myślał o mamie, a skupię się na jego drobnym ciałku. Zawsze, gdy miałem go przy sobie, miałem spokojne noce. Swoją drogą, bardziej spodziewałem się, że w moich snach goni mnie Luhan z laczkiem w ręku i próbuje mnie zabić za to, że nie traktuję Baeka jak księcia niż wspominek o matce. Szczerze, wolałbym to pierwsze.
Byun na szczęście ani razu nie podjął tematu mojej rodziny, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny, bo nie miałem na to najmniejszej ochoty. Zanim położyliśmy się spać, rozmawialiśmy głównie o szkole, co wbrew pozorom było dziwne, bo nawet na korkach, które dla niego prowadziłem, niewiele rzeczy wiązało się z nauką, chociaż, oczywiście, próbowałem przekazać mniejszemu jakąś wiedzę, a potem ją sprawdzić, czasami nawet surowo ocenić.
- Jak następnym razem zrobisz źle ten przykład, to pójdziesz na karnego jeżyka, obiecuję ci to - byliśmy na tyle leniwi, żeby zamiast siedzenia i rozmawiania w cztery oczy, leżeliśmy w pozycji na łyżeczkę, gdzie ja byłem tą większą i to odpowiadało mi najbardziej; oglądając losowy, środkowy odcinek nowej dramy, lecącej w telewizji. - Żebyś potem nie był zdziwiony, Baekkie.
- Och, bardzo się boję. I co? Ten jeżyk jest naszpikowany Park Juniorami? Jeśli tak, to mogę iść już teraz - odparł bez przejęcia, co spotkało się z moim atakiem z zaskoczenia. Po chwili oboje śmialiśmy się, odkrywając, gdzie mamy największe łaskotki.
- Tak w ogóle - zacząłem, gdy zmęczyliśmy się i wróciliśmy do poprzedniej pozycji - chciałem ci powiedzieć o czymś, czego nie wiesz, a być może powinieneś.
- Masz trójkę dzieci i żonę? Albo, no nie wiem, masz kiłę?
- Um... Nie, to raczej coś mniej groźnego - stwierdziłem, że jesteśmy na takim etapie, że mogę się z nim podzielić skrawkiem mojej przeszłości. - Raczej nie spodziewałeś się, że pomimo tego, że jestem w trzeciej klasie, to jestem dwa lata starszy od ciebie, a nie rok. Swój okres buntu przeżywałem trochę gorzej niż reszta chłopców. I nie mówię tu o organizowaniu grupowych orgii w domu, czy coś, żebyś sobie nie pomyślał, mały zboczu-
- Kontynuuj, staruchu.
- Okej, mój bunt polegał na tym, że specjalnie się nie uczyłem, żeby zwrócić na siebie uwagę mojego ojca, który zachowywał się tak, jakby wcale nim nie był albo się mnie wyparł. I w ten sposób zaliczyłem kibel w wieku czternastu lat. Z matmy.
- Ja pierdolę, a ja od ciebie korki biorę - schował twarz w dłoniach i westchnął teatralnie, na co tylko pokręciłem głową, czego niestety nie mógł zobaczyć, a szkoda, bo nie umiałem ubrać w słowa mojego zażenowania jego odpowiedzią.
- Od tego czasu trochę się przestraszyłem. Wiesz, chciałem mieć zapewnioną przyszłość, a nie zdając z klasy do klasy, raczej nie odziedziczyłbym firmy. O ile w ogóle ją dostanę, ale równie dobrze mogę założyć własną. Finalnie, mój ojciec i tak się tym nie zainteresował, a ja zrozumiałem, że uczę się dla siebie.
- Pojebana akcja - jak zwykle błyskotliwy komentarz.
- Ta, jak wiesz, teraz jestem najlepszy w szkole z większości przedmiotów, w tym z matmy i zapewne udałoby mi się to zaprezentować, gdybym nie musiał ci wszystkiego tłumaczyć na podstawie ciastek, żelków, pizzy, pocky i innych rzeczy, które jesz, zanim zdążysz rozwiązać zadanie.
- Masz jakiś problem? - odwrócił się do mnie przodem i spojrzał groźnie w oczy, co wyraźnie sugerowało, żebym odszczekał moje słowa w trybie natychmiastowym.
- Skąd, kuleczko. Bardzo chętnie wydaję wszystkie pieniądze na twoje jedzonko - zaśmiałem się, przyciągając wyrywającego się i gotowego do ataku Baekhyuna. - No nie denerwuj się już tak, Baekhyunnie. Pamiętaj, że ja mam dwadzieścia jeden lat, a ty dziewiętnaście, więc powinieneś być posłuszny.
- Jak chciałeś sobie znaleźć sugar baby, to mogłeś zapytać wcześniej, teraz Luhan jest tak jakby zajęty - parsknął niewyraźnie. Powoli robiłem się senny, ale gdy już zamknąłem oczy, na co pozwoliłem sobie, uznając, że Baek też jest zmęczony, usłyszałem pociągnięcie nosem. - Baekkie, płaczesz?
- Nie, wącham cię.
- Aha, imponujące zajęcie - zaśmiałem się. - I co tam wyniuchałeś?
- Sprytnie popsikałeś się tym samym zapachem Calvina Kleina co zazwyczaj, ale nadal śmierdzisz - stwierdził prześmiewczo, co spotkało się z moim oburzeniem i kolejnym atakiem łaskotek. Ze mną się nie pogrywa.
- Jeśli ci to przeszkadza, to możesz mnie wykąpać - spojrzałem na niego w ten sposób, przez który zawsze robił się czerwony na całej twarzy. Tym razem również nie było inaczej.
- Nie było tematu.
BAEKHYUN
Następnego dnia, zgodnie z umową, zostałem odwieziony do domu, żebym mógł wziąć plecak, a potem pod samą bramę szkoły, za co grzecznie podziękowałem szoferowi Parka. Na szczęście Chanyeola dałem radę się wyspać, chociaż jego przeklęty penis przez całą noc wbijał mi się w udo, tyłek albo w jakąkolwiek inną część ciała i mogę się założyć, że większość tych spotkań była zamierzona. Ale spokojnie, ja się zemszczę, zobaczycie.
Ostatnio w moim życiu było podejrzanie spokojnie. Chanyeol (prawie) nie sprawiał problemów, Sehun nie prosił się o wpierdol, Kai i Soo żyli sobie w swoim własnym świecie, chodząc na zajęcia tak, żeby utrzymać magiczne pięćdziesiąt procent frekwencji. Nawet Lu nie wyskakiwał z nowymi pomysłami.
Haha, odpukać ostatnie zdanie, ten idiota znowu przefarbował włosy.
- Bardziej pedalskich farb już nie było? - zacisnąłem usta w wąską linijkę i zmierzyłem przyjaciela, zastanawiając się, co ja miałem w głowie, żeby te kilka lat temu zacząć z nim rozmawiać.
No dobra, wiem, to przecież mój zaginiony brat bliźniak.
- Tak się zastanawiam, jaki kolor mógłby być gorszy. Ale jakoś tak nie mam pomysłu, chociaż jakichkolwiek włosów byś nie miał, Sehun i tak by cię chętnie zerżnął, więc spoko, nie przejmuj się - kontynuowałem. Okej, róż był mocno pedalski, ale białofioletowe włosy to już był hit hitów.
- O, właśnie. Co do Sehuna, to muszę ci coś opowiedzieć! - pisnął podekscytowany, a ja zacząłem się zastanawiać, czy może wreszcie w kolejce w supermarkecie zerknął na gumki albo dał jakiś znak Luhanowi, żeby ten mógł emanować radością.
Co wy wiecie o szczęściu.
- Zrobiłem mu loda - oparł się o ścianę, założył ręce na klatce piersiowej i z dumą pochwalił się swoim dokonaniem.
Okej, tego się nie spodziewałem.
- CO?! - wyplułem zawartość mojej buzi (pożegnajmy bułkę z nutellą, którą zrobił mi Chanyeol, żebym nie głodował w szkole), niemal dławiąc się ze zszokowania. - Powtórz, kurwa.
- Poskromiłem Hunniego Mniejszego! - to jeden z przykładów tych momentów, gdy upewniam się, że nie tylko Chanyeol jest pojebany, a przynajmniej tak to próbuję sobie tłumaczyć. Powiedzmy, że jest mi z tym lepiej, gdy nie muszę się zastanawiać, na kiedy powinienem załatwić mu psychiatrę. Tak, Luhan i jego wysoki przydupas poprawiają moje samopoczucie.
- Gdybym cię nie znał, może bym ci uwierzył, ale-
- Mówię serio, Baek. To był zdecydowanie dobry wieczór - uśmiechnął się pod nosem, co zupełnie obrzydziło mi całą sytuację.
- Nie chcę znać szczegółów, ale gratulacje, lamusie. Chociaż nie wiem, czy gratulacje to dobre słowo. W każdym razie, jesteś już jedną nogą poza grupą przegrywów, możesz sobie to wpisać w CV - wzruszyłem ramionami. Nie to, że nie cieszyłem się szczęściem przyjaciela, ale sam czekałem na swoją kolej. Zwłaszcza po kolejnej nocy z Chanyeolem, podczas której nic się nie stało, bo znowu stał się ciepłą kluchą, rzucającą niegroźne, zboczone żarty.
Ten dzień cholernie mi się dłużył, a na matematyce, nabrałem dodatkowych chęci, żeby wyskoczyć z okna. Co prawda, znosiłem tę matmę lepiej niż wcześniej, a to wszystko za sprawą moich polepszających się ocen i wkurwionej nauczycielki, z której aż parowało, gdy udawało mi się dobrze zrobić zadanie na tablicy. O dziwo, korki pomagały mi w nauce, pomimo że prowadził je ex-tuman i większość tych godzin poświęcaliśmy na opierdalanie się, zamiast robienie zadań. Póki pomagało, nie było się do czego przyczepić.
Nawet nie wiem, kiedy minęły następne dwa tygodnie, a tym samym moje urodziny, do których nie zamierzałem się zbytnio przygotowywać. Zresztą, sprawę mini imprezy zostawiłem moim przyjaciołom. W końcu, jako ostatni z naszej paczki miał się stać pełnoletni. Oczekiwałem pewnej dawki wsparcia od hyungów (nawet gdyby mi zapłacili, to tak bym na nich nie mówił). W szkole zaczęła się prawdziwa rzeźnia, czyli walka o dobre oceny na semestr, a ja podchodziłem do tego na zupełnym luzie. Jak zawsze.
-Luhan, nie spinaj dupy, przecież zdasz - leżałem na hamaku, który rozwiesiłem sobie na balkonie, w czasie gdy Lu lamentował, jak bardzo złe ma oceny i jak bardzo Sehun go nie będzie chciał, gdy dowie się, że jego przyszły chłopak to debil. Oczywiście przesadzał, bo ma prawie najlepsze oceny w klasie i świruje, gdy opierdala się dłużej niż godzinę. On tak ma. - I przestań chodzić dookoła pokoju, bo cię stąd wyrzucę.
- Jestem sfrustrowany - westchnął teatralnie i wreszcie opadł na łóżko, dysząc ze zmęczenia. Swoją drogą, od ostatniego incydentu z Sehunem, nic się pomiędzy nimi nie działo, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Nudy, nawet tego nie powtórzyli, nie mówiąc o przejściu krok dalej.
Nie żeby między mną a Chanem było szczególnie lepiej. Jedyne do czego doszło na naszych spotkaniach, to do konkretnego wzrostu mojej wagi. A, no i krótkiej walki rodem z WWE, gdy zobaczyłem, ile ważę.
- To wszystko twoja wina, kretynie - warknąłem, po wyjściu z łazienki. Moja waga zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, więc musiałem skorzystać z tej Parka.
- Co, kochanie? - zapytał, jeszcze nieświadomy sytuacji, w której się znajdował. Tego piątkowego wieczoru mógł stracić życie, a nie oglądać sobie powtórki Biedronki i Czarnego Kota.
- Ja ci dam kochanie... - złapałem poduszkę I niczym prawdziwy zapaśnik zaatakowałem Chanyeola, skacząc na niego i przyciskając poduszką. - Przytyłem pięć kilo! W dwa tygodnie! Ciekawe jak mnie teraz odchudzisz?! Mam obchodzić swoje dziewiętnaste urodziny jako ulana klucha?
- Oj Baekkie, Baekkie, uspokój się, no - twoje zagrywki na mnie nie działają Park. Ani trochę. - Zobacz, jakie masz teraz ładne bioderka, a jaki jesteś szczęśliwy, gdy dostajesz coś słodkiego!
To mówiąc, złapał mnie w pasie i odciągnął od bicia go w brzuch, na co nie reagował. Pieprzone absy.
- Kapitan Chanyeol nurkuje pod koszulką! - Yeol miał dziwny fetysz całowania mojego brzucha, tak jak te wszystkie pary z reklam, które spodziewają się dziecka. Szybciej urodziłbym to ciasto czekoladowe, które ostatnio dostałem za czwórkę ze sprawdzianu z algebry. Bądź co bądź, było to bardzo urocze i sam czułem się jak dzieciak, gdy pozostawiał ślady całusów na całej mojej skórze.
- Chyba kapitan Kretyn - parsknąłem śmiechem, już nie wytrzymując ze śmiechu. Za łatwo można mnie pokonać łaskotkami.
Czysto teoretycznie przyszedłem do niego, żeby dowiedzieć się czegoś nowego, a przynajmniej czegokolwiek, co przyda mi się na następną lekcję matmy albo biologii, chociaż z tego drugiego przedmiotu pomagał mi o wiele rzadziej, powiedzmy, że sam to pokonałem.
Nie no, to akurat był taki żarcik.
LUHAN
Urodziny Baekhyuna były dopracowane w (minus) stu procentach, więc w niedzielny poranek mogłem spokojnie zająć się pisaniem mojej fantastycznej opowieści. Jakoś pogodziłem się z faktem, że Sehun o wszystkim wie, a co najlepsze - został moim fanem numer jeden i nawet założył sobie konto, żeby pisać komentarze pod kolejnymi rozdziałami. Poza tym, gdy pisałem, często jednocześnie z nim rozmawiałem, a on dawał mi jakieś porady dotyczące fabuły albo podawał inne, bardzo ciekawe i przydatne na przyszłość fakty.
Jedyny problem, jaki był z Sehim, to taki, że nie wiedziałem, kim my właściwie dla siebie jesteśmy, ale ostatnimi czasy nie miałem ochoty o tym myśleć. Wystarczało mi to, że zawsze mogłem z nim porozmawiać i traktować jak najlepszego przyjaciela, gdy Baekhyun postanowił wyłączyć telefon na czas odwiedzin u Chanyeola. Z tego co wiedziałem, Park miał mieć zdejmowany gips za jakiś tydzień lub dwa, więc niedługo Byun powinien przypomnieć sobie o tym, że jego dom wcale nie leży w najbogatszej części Gangnam. Chociaż prawdopodobnie ciężko będzie mu się odzwyczaić, bo ich znajomość wkroczyła na ten magiczny etap, gdzie Baek miał u Chana własną szafę z ubraniami i półkę na kosmetyki. Już raz miałem okazję ich odwiedzić, gdy siedzieli w tej swojej willi jak stare, dobre małżeństwo i nie wiem, czy bardziej mnie to przerażało, czy powodowało, że miałem ochotę się rozpłynąć.
Wracając do urodzin Baekhyuna, nie mieliśmy zaplanowanych jakichś większych szczegółów, oprócz oczywistego prezentu w postaci kilku flaszek (zostawiliśmy kreatywne opcje osobom bardziej do tego kompetentnym, czytaj: Chanyeolowi). A, no i ustaliliśmy, że chodzenie do szkoły w poniedziałki nie jest szczególnie potrzebne, więc lepiej nie marnować dnia i opijać urodziny przyjaciela.
Gdy skończyłem pisać rozdział i z zadowoleniem obserwowałem, jak powiadomienia wyskakują jedno po drugim, w czasie odpisywania na jeden z komentarzy, zadzwonił do mnie Sehun, który przekazał mi plany Parka. Były całkiem spoko, jak na jego mózg wypchany pieniędzmi, które wydawał na karmienie Byuna. Hun miał podwieźć Chana i pomóc mu dostać się do mieszkania Baeka, ja za to miałem jechać tam wcześniej, żeby wszystko ogarnąć i pomóc przyjacielowi w potrzebie. Mogłem się założyć, że nadal leży w łóżku i ogląda filmiki z wesołymi pieskami, narzekając pod nosem, że jest zmęczony, więc w zasadzie, zamiast urodzin, wolałby położyć się spać.
No i oczywiście, nie myliłem się, więc to ja przygotowałem salon na mini imprezkę, wysłuchując z pokoju obok cierpiętniczych jęków, jaki to Baekhyun już nie jest stary, że zawsze będzie sam (bardzo śmieszne, ale jeśli tak będzie, to Park umrze w bólu) oraz że jest gruby i nie wyjdzie z łóżka. To wszystko puściłem mimo uszu, wiedząc, że wystarczy podstawić mu coś z kategorii żelków, chipsów albo piwa pod nos, a sam odzyska chęć do życia.
O szesnastej salon wyglądał całkiem przyzwoicie, a Baek wreszcie zaszczycił mnie przebraniem się z piżamy w normalne ubrania, o ile można tak było nazwać bardziej pedalską od moich włosów koszulkę z chmurkowym jednorożcem i czarne dżinsy, z którymi siłował się dobre pięć minut. Za godzinę miał się zjawić Kai z Soo, a potem (prawie) mój mężczyzna z sierotą ze złamaną nogą. Niestety Byun był święcie przekonany, że Uszol nie będzie w stanie pojawić się na tak istotnym przyjęciu i zanim zdążyłem się zorientować, wybiła siedemnasta, nasi przyjaciele zaczęli się zbierać...
A Baekhyun schlał się jak świnia.
CHANYEOL
- Ja pierdolę, hyung, ile ty ważysz? - Sehun nie był specjalnie szczęśliwy z przydzielonego mu zadania, jakim było wciągnięcia mnie na czwarte piętro, pomimo że sam mu pomagałem, podciągając się na poręczach, jak tylko się dało. Niestety niewiele to dawało.
- Ostatnio Baekhyun zaczął dzielić się ze mną jedzeniem, które mu kupuję, ale nie przytyłem tak dużo. To na pewno gips - zbyłem jego naburmuszoną minę. Wreszcie trafiliśmy pod drzwi z numerem dwanaście i weszliśmy do mieszkania Baeka. Hun nadal był niezadowolony, bo musiał się jeszcze wrócić po prezent, ale widok Lu rozpromienił go na tyle, żeby sam, bez zbędnego gadania zrobił jeszcze szybkie rundki w dół i w górę.
- Co się stało Baekowi? - zapytałem lekko zaniepokojony zachowaniem mniejszego, który w zasadzie odbijał się od ścian jak piłeczka tenisowa, którą rzucamy Tobenowi.
- Napierdolił się, bystrzaku - uniósł brew, ale orientując się, że reaguje zbyt emocjonalnie, wrócił do swojego przyjaznego wyrazu twarzy, który kojarzył mi się z Sehim. - Nie wiem, co my teraz z nim zrobimy, ale liczę na to, że do północy wytrzeźwieje i chociaż wypije z nami toast z okazji własnych urodzin.
- Boże, Baekkie, wyglądasz jak mała kupka nieszczęścia - powiedziałem, gdy wreszcie nawiązałem kontakt wzrokowy z Baekhyunem, który całym sobą krzyczał, że chce umrzeć. Nie wiem, ile musiał wypić, żeby być na poziomie zdechlaka.
- Spierrrrrdalaj.
- To nie miało zabrzmieć obraźliwie, spokojnie. Usiądziemy sobie, wypijesz coś normalnego, zjesz trochę i się uspokoisz, dobrze?
- Nie. Myślałem, że nie przyjdziesz - wybuchnął płaczem, rzucając się w moje ramiona. Niebiosa, chrońcie tę kuleczkę, bo ja nie dam rady.
Zasiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść przyniesione przez nas, mniejsze lub większe przekąski, stwierdzając, że nie ma sensu czekać na cokolwiek. Poza tym, każdy był już głodny. Zaczęliśmy od pizzy, której kawałki jedliśmy na zmianę z Baekiem, a potem Luhan i Sehun zaczęli kroić tort, spierając się, jak trzyma się nóż. Jak można się kłócić o kąt nachylenia ciała, podczas używania noża, do cholery? Cóż, oni byli dla siebie stworzeni, po prostu.
Jeszcze zanim zaczęliśmy jeść, przyszli ostatni goście tego wieczoru, czyli Jongin i Kyungsoo. Właściwie, odkąd się poznali, Kai jest zupełnie innym człowiekiem, ale zmienił się na lepsze, więc jak najbardziej im kibicuję.
Po tym, jak skończyłem karmić Baeka tortem, na stół wjechał alkohol, nasze rozmowy rozluźniły się, a z Baekhyunem dało się jako tako rozmawiać, chociaż już nic więcej nie dostał. Biedaczek będzie miał takiego kaca, że jutrzejszy dzień przeleży w łóżku.
- Chanyeol, widzisz, nie zaopiekowałeś się należycie Baekhyunem i aż musiał się upić, żeby wytrzymać to psychicznie - rzucił pół żartem, pół serio Jongin, który już był wstawiony, a zegar wybijał dopiero godzinę jedenastą. Ja jednak nie przejmowałem się tym, że to miało być śmieszne, sam już dużo wypiłem i byłem zdolny do wycelowania mu pięścią w szczękę.
- Ta? Niby skąd ty to możesz wiedzieć? Opiekuję się Baekkim najlepiej na świecie, więc się łaskawie odpierdol - zmierzyłem go wzrokiem i przyciągnąłem wpół śpiącą kulkę do siebie.
- Weź pij, a nie się tłumaczysz - mruknął Luhan, który też już zaczynał przegrywać z życiem. - Jakbyś chciał, to byś go przeleciał i tyle, a nie się bawisz w jakieś gierki. Baekkie, Baekkie. Sranie w banie, wchodzisz mu w dupę słodkimi słówkami, a nie tym, co trzeba.
Jak na pijanego, mówił całkiem poprawnie, a przynajmniej na tyle, żebym cholernie się wkurzył i zapomniał kontrolować, ile piję.
No, a dalszej części tego wieczoru już nie pamiętam.
BAEKHYUN
Boli. Boli. Boli. Boli jak cholera.
Ja pierdolę, moja głowa.
Muszę przyznać, że chlanie aż do urwania się filmu, nie było jednym z moich najlepszych pomysłów i tak naprawdę przespałem całe swoje urodziny. Nawet nie chciało mi się otwierać oczu, chociaż ktoś bez przerwy na mnie chuchał i miałem ochotę mu za to przywalić w nos. Po jakimś czasie nawet to mnie nie interesowało, ważne, że było mi ciepło i wygodnie, a to, że chciałem umrzeć albo przynajmniej odciąć sobie głowę, było sprawą drugorzędną.
Żartuję, o niczym innym tak nie marzyłem, jak o śmierci.
- Baek, żyjesz? - no, kurwa, Park, jeszcze ciebie mi tu brakowało.
Z wielkim wysiłkiem otworzyłem oczy i gdy złapałem dostateczną ostrość, zdałem sobie sprawę z trzech rzeczy.
Po pierwsze, leżę nagi.
Po drugie, jestem w łóżku.
Po trzecie, z Chanyeolem, który też jest nagi.
CO. SIĘ. WCZORAJ. DZIAŁO.
- Bo tak sobie myślałem, może spróbowalibyśmy związku?
Ach, pewnie, o ile nie zmienisz zdania po tym, jak zaraz obrzygam ci twoją umięśnioną klatę.
~*~
Dalej za kolorowo, brr
<3
(Przypominam o istnieniu miniaturki, wstawionej tydzień temu.
Status "Psycho": połowa rozdziału i deficyt logicznych pomysłów)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top