|24| Korki w dupie

BAEKHYUN

Byłem bardzo niezadowolony, że musiałem opuścić ciepłe łóżeczko i mój własny, prywatny materac, jakim był Chanyeol. Mój brzuch zaczynał wygłaszać balladę do fryteczek, na które miałem park-juniorową wręcz (czyli bardzo dużą) ochotę, ale z drugiej strony, nie chciałem wychodzić z sali.

W dodatku, było mi głupio - Chan najwidoczniej darzył moją osobę ogromnym zaufaniem, co trochę mnie zdziwiło, a może nawet zszokowało, bo nie sądziłem, żebym kiedykolwiek udowodnił jemu... sobie albo komukolwiek, kto istnieje, że jestem człowiekiem, którego tym zaufaniem można by obdarzyć. Jednak, pomimo grzecznej prośby, a raczej pozwolenia Yeola, nie zamierzałem sam wychodzić po jedzenie. Dopiero, gdy zostałem odpowiednio obcałowany, skierowałem się na parter szpitala.

- Kanapeczki, kanapeczki~... a mogą być i kanapeczki! - śpiewałem sobie wesoło, po czym ustawiłem się w dość krótkiej kolejce po pyszną bułkę z warzywami i indykiem.

Jak nie trudno było się domyślić, wziąłem tę największą, ponieważ wszyscy wiemy, że lubię duże rzeczy.

Niestety po kanapce nie czułem się najedzony, co raczej mnie nie zdziwiło, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że gdyby był tutaj Chanyeol i zaczął mi wymieniać wszystkie potrawy, które można kupić na parterze, to na wszystkie odpowiedziałbym "bierzemy". Na szczęście miałem tę świadomość, że Channie wybaczy mi moje trochę więcej niż jednoproduktowe zakupy. Przecież już nie raz przekonał się o tym, że mój żołądek nie ma dna, prawda?

Nie mogłem sobie odpuścić butelki coli i frytek, chociaż szczerze mówiąc, byłem bardzo ciekaw, dlaczego w szpitalu sprzedają niezdrowe jedzenie. Cóż, widocznie był tego jakiś konkretny powód, a ja i mój brzuszek uważaliśmy to za świetny pomysł.

Gdy wreszcie skończyłem jeść, pozwoliłem sobie przejrzeć telefon Chana. To nie tak, że w nim grzebałem, po prostu chciałem dowiedzieć się o nim czegoś ciekawego i ewentualnie zobaczyć, czy jestem jedynym fajnym chłopakiem w jego życiu.

Park miał szczęście, bo nie znalazłem nic podejrzanego, za co mógłbym się śmiertelnie obrazić. A było to wręcz frustrujące, bo czasami czułem potrzebę pokrzyczenia na niego. Takie moje hobby. Jakoś tak sam otworzył mi się czat, którego członków od razu poznałem. "WielkiNini" to oczywiście Kai, który sam się przyznał do takiej nazwy na urodzinach Lu, "Sehuj" był wręcz oczywisty, a Chanyeol szczycił się piękną nazwą "DużyDebil" z emotikonką uśmiechniętego gówna obok.

Na początku znalazłem tam tylko zdjęcia słodkich piesków, selfiaczki Sehuna, nowe outfity Jongina i kilka linków do pornosów. Już prawie uznałem, że na tej grupie nie znajdę nic ciekawego, gdy dojechałem do miejsca, w którym Park wygłaszał swój monolog, zakończony linkiem od Sehuna z wiadomością "Hyung, na pocieszenie znalazłem nam fajny film z naszym ulubionym daddy kinkiem! :))".

No przekochane to dziecko, naprawdę.

Byłem jednak bardziej zainteresowany tym, co napisał Chanyeol, a okazało się to dość intrygujące. Po przeczytaniu, mogłem śmiało stwierdzić, że moje trybiki w mózgu przekręciły się w drugą stronę.

DużyDebil: Ej, chłopaki, chyba mam problem

WielkiNini: Znowu ci stanął na widok Byuna?

DużyDebil: Boże, kretynie, to coś poważniejszego

Bo ja już nie wiem, co mi jest

Zawsze mi się morda cieszy, jak go widzę, a już w ogóle, gdy wygląda jak szczęśliwy bekonik

Mam ochotę być przy nim cały czas, całować go, przytulać, miziać po szyi albo chociaż na niego patrzeć

Ja już chyba nie wyobrażam sobie dnia bez Baekkiego

Nie wiem co się ze mną dzieje, ale...

Chyba żywię do niego jakieś mocne uczucia

Wbrew pozorom takie podejście było dla mnie zupełnie nowe. Jedyne uczucie, które mi do tej pory doskwierało, to uczucie głodu i byłem wręcz przekonany, że z właśnie takim marnym doświadczeniem umrę, nigdy nie zaznając szczęścia. To, że Chanyeol powiedział mi, że mnie więcej niż lubi, to było jedno, bo oprócz tego pisał o mnie swoim kolegom, jednocześnie używając tak kochanych zwrotów, że w życiu bym nie pomyślał, że może tak mówić o osobie, jaką jestem.

Musiałem zacząć być dla niego milszym Baekhyunem, zdecydowanie.

Wreszcie wróciłem do sali, w której mój dzielny pacjent już dawno zaliczył wszystkie badania i wesoło się uśmiechał, widząc mnie w drzwiach. Wyniki miał dostać za jakiś czas, a jeśli wszystko będzie dobrze, to będziemy mogli wyjść stąd i pojechać do domu. Opowiedziałem Chanowi, co kupiłem do jedzenia, po czym Park stwierdził, że na pewno oszczędzałem i w tej chwili mam biec po deser, chociaż ja naprawdę się najadłem. Za to moje serce topiło się z każdym uroczym argumentem, dlaczego powinienem jeść.

- Baekkie, musisz dużo jeść, żebym mógł cię lepiej przytulać. Teraz jesteś drobny, jak moja poduszka i boję się, że cię skrzywdzę - czasami mówił do mnie w ten sposób, że miałem łzy w oczach i nie potrafiłem bez wzruszenia słuchać jego słów.

- Dobrze, będę więcej jadł, ale od jutra - zgodziłem się i położyłem obok Chana, który chwilę wcześniej zrobił mi miejsce na łóżku. Między nami zapadła cisza, którą postanowiłem przerwać. - Co ci się dzisiaj śniło?

- My - zaśmiał się. - Spacerowaliśmy po parku, a ja strasznie ci słodziłem, po prostu traktowałem cię jak małą kruszynkę, a nawet nie wiedziałem, że znam takie wymyślne porównania, jakich używałem. Tymczasem ty bardzo się rumieniłeś, tak jak zawsze to robisz, aż w końcu zacząłeś się rozpuszczać. Zrobiłeś się takim różowym żelkiem, a jak wziąłem cię na ręcę, to przelewałeś mi się przez palce. Niestety nie wiem, co było dalej.

- Prawdopodobnie rozpuściłem się do końca i wpłynąłem do kanału - zaśmiałem się. Czuję, że pewnego dnia naprawdę zostanę kolorową plamą na ziemi.

- A tobie co się śniło, Baekkie?

- Różne rzeczy - zapomniałem powstrzymać się przed odpowiedzią. - Byłem na super imprezie i byli też na niej Tinky-Winky i Dipsy. Zaprzyjaźniłem się z nimi, a potem zaczęli się o mnie bić, a ja wybrałem Tinky'ego, bo już wolę fiolet od tej brzydkiej zieleni, no i wzięliśmy ślub, którego udzielił nam Luhan.

- Ja... nie wiem, co powiedzieć.

- Nie przejmuj się, to całkiem normalne. Ale wiesz co, Tinky bardzo przypominał mi ciebie, chociaż ty nie masz takiej zajebistej czerwonej torebki - brak reakcji z jego strony, utwierdził mnie w przekonaniu, żeby przestać regularnie wciągać oranżadę w proszku albo przynajmniej opowiadać swoje sny jedynie zaznajomionemu w temacie Luhanowi. - No, to kiedy będziemy mogli iść do domu?

- Pewnie wieczorem. Ale jeśli chcesz, to możesz już iść - uśmiechnął się nikle, bo chyba ulżyło mu, że prawie od razu zmieniłem temat. Jednak ja nie zamierzałem go opuszczać, co to to nie, szczególnie po przeczytanych wiadomościach. Postanowiłem, że trochę się nim zaopiekuję. A kto wie, może w końcu ten wyrośnięty kawałek mięska poprosi mnie o zostanie jego chłopakiem? - Sehun dzwonił? Albo Kai?

- Nie, wygląda na to, że wszyscy grzecznie poszli do szkoły - z powrotem położyłem się obok Chana i westchnąłem rozmarzony. Było mi naprawdę dobrze, gdy miałem Yeola obok siebie, pełny brzuszek i zero zmartwień. No, może miałem jedno, ewentualnie dwa, ale niewiele mnie to wtedy obchodziło. - A ja, jako beznadziejny uczeń, który nawet nie udaje pilnego, zostanę tutaj z tobą.

Oboje zaśmialiśmy się na głos i znów lekko wtuliliśmy w siebie. Czasami odnosiłem wrażenie, że to wszystko jest snem, a ja zaraz się obudzę, pójdę do szkoły i znów zacznę się chować w śmietniku, żeby tylko Chanyeol mnie nie znalazł. Jednak leżałem obok niego, dyskretnie szczypiąc się w przedramię i wsłuchiwałem się w jego przyjazny, głęboki głos, wdychając zapach perfum, które jeszcze nie do końca wyparowały z jego skóry.

Chociaż zaczynał już śmierdzieć i obawiałem się, że ze mną jest to samo.

- Obejrzyjmy coś - zaproponował. Chyba wyczuł, że się nudzę albo po prostu udzielało się to nam obojgu. - Jakąś komedię? Horror? Film akcji? Księżniczka wybiera.

Obawiam się, że po dzisiejszym dniu zamienię się w takiego kolorowego gluta, o którym śnił Chan, chociaż w tym wypadku nie wiem, jak miałby mnie nieść.

- Za koszulką na przykład.

- Powiedziałem to na głos?! - podniosłem się do siadu i spojrzałem na Yeola, który pokiwał twierdząco głową. Świetnie, właśnie się wydało, jak na mnie działa. Chociaż mógłbym zostać takim żelkiem, który miałby ciągły kontakt z pięknymi absami Channiego. Podoba mi się ta wizja. - W każdym razie, obejrzyjmy Piękną i Bestię.

- Który już raz będziesz to oglądał, Baekkie? - uniósł podejrzliwie brew. Cholera, przejrzał mnie.

- Ósmy... ale co z tego?

- Nic, nic. Tak jak księżniczka zdecydowała, będziemy oglądać Piękną i Bestię - zachichotał cicho i pocałował mnie w czubek głowy.

Mógłbym tak spędzić całe życie.

***

Po otrzymaniu wyników badań okazało się, że Chanyeol spokojnie może wracać do domu, więc zadzwonił do Sehuna i poprosił, żeby po nas przyjechał. Chciałem zostać z Channim jeszcze na jedną noc, ale niestety mi nie pozwolił, a rodzice wreszcie zauważyli, że tak jakby nie było mnie w domu i to tak jakby całą dobę.

Obiecałem Parkowi odwiedzić go od razu po szkole i tym samym przyjść na korki. Zgodził się, ale pod warunkiem, że przestanę wariować na punkcie jego nogi. Zapewnił, że zatrudnił sobie opiekę odpowiedniej, zaufanej osoby, a ja mogę zostać jego pielęgniareczką, jak już skończę lekcje. Bardzo mi się spodobał ten pomysł, chociaż oprócz moich własnych wyobrażeń, chętnie wsadziłbym mu igłę w dupę, bo to musiałoby być przekomiczne.

Wtorek minął mi bardzo szybko, bo spędziłem go na opowiadaniu Luhanowi, jak wyglądały moje ostatnie dwa dni. Co ciekawe, on też bardzo miło przeżył niedzielę, chociaż twierdził, że nie do końca.

- Kurwa mać, Baek, on zasnął, a już prawie mieliśmy to zrobić. Wczoraj myślałem, że strzelę sobie w łeb, a ty nawet nie raczyłeś odebrać, bo miziałeś się z tą kłodą z wielkimi jajami.

- Skąd wiesz, że on ma wie-

- Opowiadałeś u mnie na urodzinach. Nie ważne, w każdym razie, czuję się beznadziejnie, a ten ciołek nadal nie pojawił się w szkole - Lu zaczynał warczeć, jakby już ewoluował w wilkołaka, chociaż faktycznie jakby mu trochę owłosiały ręce. No, a jak nie wilkołak to może w końcu nie-pizda.

- Okej, a jak się pożegnaliście? Mówił coś? - wkręciłem się w tę historię i chciałem kontynuacji, więc po kilku chwilach namawiania Luhana, wreszcie streścił mi cały wieczór.

Okazało się, że Sehun odkrył słodki sekrecik mojego przyjaciela, chociaż opowieść o tym była tak świetnie przedstawiona przez tę ciapę, że moje ukochane waniliowe mleczko wyleciało mi nosem. Tak sądziłem, że Xiao nie będzie potrafił ukryć czegoś, czym żył dwadzieścia cztery godziny na dobę, olewając sen i towarzystwo innych ludzi niż moje. Gdyby razem z Hunem przeszli do poziomu związku, starszy szybko by odkrył, że coś jest nie tak. To kiedyś musiało się wydać.

Co nie zmieniało faktu, że Luhan jest kompletnym debilem i nie wierzę, że nie wpadł na to, żeby schować swoje tajne notatki przed miłością swojego życia, która w sumie i tak nic sobie z tego nie zrobiła.

To kolejny punkcik na liście argumentów pt. "Dlaczego Lu-pizda i Sehun-jeszcze większa pizda do siebie pasują".

Co do dalszego ciągu jego wypowiedzi, którą ledwo skończył przed rozpoczęciem kolejnej lekcji, Oh podobno był zbyt zmęczony, żeby przepraszać albo chociaż zastanawiać się nad tym, czy zrobił coś źle. Faktycznie, byłem skory w to uwierzyć chociażby dlatego, że słyszałem od Chana, jaki potrafi być Sehun, gdy pracuje. Podobno ledwo przytomny zadzwonił po kogoś, kto zawiózł go do domu i zabrał samochód, żegnając mojego przyjaciela krótkim pocałunkiem.

Nudno i tyle w temacie.

- No to przecież wyśpi się i do ciebie wróci, przestań napierdalać głową w ścianę, bo wątpię, że twój kochaś będzie szczęśliwy, jak będzie musiał pożyczyć ci kasę na jej odbudowanie - westchnąłem zmęczony. Czekały mnie jeszcze trzy godziny lekcyjne i pewnie około pół godziny, żeby dostać się do Chanyeola, przepędzić tą jego zasraną opiekunkę i pokazać, że jestem stworzony do bycia prywatnym opiekunem Park Chanyeola.

Jednak udało mi się przeżyć ten czas, a co więcej, zadbać o stan fizyczny Lu, który na matmie postanowił pierdolnąć łbem w ławkę, nabijając sobie guza. Oprócz tego nic więcej mu się nie stało, więc uznałem to za sukces.

I doszedłem również do wniosku, że niedoruchany Luhan, to najgorszy Luhan.

Wreszcie znalazłem się pod domem Mojej Sosenki (tak, wróciłem do tego przezwiska, bo taki mam kaprys) i zadzwoniłem do drzwi. Mam nadzieję, że tej laski już tutaj nie będzie. Nie ufałem jej, nie znałem nawet jej imienia i stwierdziłem, że muszę dostać od Chanyeola numer kontaktowy, adres zamieszkania i adres mailowy tej kobiety. Tak na wszelki wypadek.

- Hej, kochany!

- Och, Baekhyun, jakie miłe powitanie i-... och.

- Tobeni! Piesku! - przywitałem się z moim ulubionym mieszkańcem wielkiej willi, a zaraz potem wstałem z kolan i spojrzałem na średnio zadowolonego drugiego domownika, który był święcie przekonany, że to z nim się przywitałem. A ja przecież nie użyłbym teraz tego stwierdzenia! To za szybko, no i nie jestem łatwy, tak tylko przypomnę. - Hej, Channie.

- Hej - odpowiedział markotnie, więc użyłem swojego magicznego napływu pewności siebie i na parę chwil złączyłem nasze usta w pocałunku. - Okej, teraz mi lepiej.

- Nie, żebym narzekał, ale to ja teraz sprawuję nad tobą pieczę, więc zostańmy sami - postawiłem sprawę jasno. Nie mam zamiaru uczyć się w obecności innych osób.

- Spokojnie, mały zazdrośniku - pff, wcale nie. - Pani Choi już wyszła i jest po pięćdziesiątce, po prostu często przychodziła do nas, jak byłem mały. To taka jakby niania, tyle że teraz traktuję ją jak ciocię.

- Tak myślałem - odparłem z przekonaniem. To nie tak, że myślałem, że opiekuje się tobą studentka z wielkimi cyckami, którą przelecisz przy pierwszej okazji, olewając fakt, że masz gips na nodze. Skąd, mam do ciebie pełne zaufanie. - Co dziś będziemy robić?

- Proponuję algebrę - doczołgał się na kulach na sofę w salonie i otworzył jakiś segregator z notatkami z matmy. Jak tak dalej pójdzie, to profesor Park stanie się moim fetyszem. - Akurat o algebrze dość sporo notowałem, więc możemy się tym posłużyć, a potem wymyślę ci jakieś zadania.

Podobało mi się to, że Chan potrafił przedstawić najtrudniejsze rozwiązania w na tyle banalny sposób, żebym mógł to zrozumieć. Moje oceny z matmy zaczynały się poprawiać, a nasze relacje były coraz lepsze. Czego chcieć więcej?

- Chanyeol, dlaczego wynik każdego zadania to 69? - zapytałem markotnie. Zrobiłem już około dziesięciu różnych przykładów i wszędzie wychodziło to samo.

- Nie podoba ci się? Liczba jak liczba - spłonął czerwonym rumieńcem. Yhm, liczba jak liczba, na pewno.

- Jezu, Chan nawet nie mów, że-

- Nie pytaj, proszę - co za mały-duży zboczeniec, jaciepierdziele. Ja tutaj przychodzę w imię nauki matematyki, nie ulubionych pozycji mojego... kolegi, przyjaciela, znajomego, przyszłego chłopaka... co?

- Wychodzęęę~

Już miałem skierować się do drzwi, chociażby tak dla zabawy. Przecież nie mogłem wyjść, zostawiając plecak i inne rzeczy u Parka. Niestety w zamiarach uprzedził mnie Chanyeol, który złapał za mój nadgarstek i ze zdecydowanie zbyt dużą siłą przyciągnął mnie do siebie.

Nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie to, że padłem prosto na jego krocze, a chwilę później w uszach odbijał mi się mało dyskretny pisk z bólu.

- Jeśli właśnie złamałeś mojego najlepszego przyjaciela, to zaraz wylecisz przez okno, Baekhyun. Bez niego jestem jak bez duszy, rozumiesz?! To on mi pomaga w najtrudniejszych momentach mojego życia - ja pierdolę, czy w moim życiu są same popierdoleńce?

- Oj przestań, braci się nie traci - z trudem zszedłem z Chana. Musiałem uważać na jego nogę.

- To nie jest śmieszne - odburknął.

- Ale ja się nie śmieję, po prostu próbuję cię przekonać, że wszystko będzie z nim okej. Park Junior jest mocnym zawodnikiem, chyba, nie wiem, tak oceniam po wyglądzie. Znaczy...co? Przecież nie wiem, jak wygląda, tak mi się wymsknęło, haha - powiedziałem na jednym wdechu, a na końcu zaśmiałem się nerwowo. Nie wpadłem na to, że wygadam się przy tak skomplikowanej sprawie, ale zacisnąłem usta w wąską linijkę i patrzyłem w oczy Chanyeolowi, utwierdzając chyba tylko siebie w tym, że naprawdę nic nie wiem i nic nie widziałem. Yeol jedynie zmarszczył czoło i wrócił do wpatrywania się w swoje krocze.

- Biednyś ty, Park Juniorze - westchnął. Miałem ochotę się zaśmiać, bo znowu rozmawiał ze swoim penisem, co było więcej niż popierdolone, ale atmosfera była naprawdę grobowa i wiedziałem, że muszę zachować powagę. A było bardzo ciężko. - Stary, nie zostawiaj mnie, proszę cię.

- Jezus, Chanyeol, będzie okej, przecież ci nie stał, żeby mógł się złamać i- Chan, dlaczego ty płaczesz, do cholery?

- Bo stał tak do połowy - ułożył usta w podkówkę, a ja westchnąłem głęboko. Co niby go tak podnieciło? Algebra?

- Channie, będzie dobrze - przytuliłem go mocno i co jakiś czas zostawiałem całusy na jego mokrych policzkach. Wyglądał jak małe dziecko, takie bezbronne i łatwe do skrzywdzenia. A tak naprawdę był przecież (podobno) dorosłym mężczyzną, który przez swój wygląd sprawiał wrażenie bezuczuciowego, twardego typa. A tu masz.

- Sprawdź, czy wszystko z nim w porządku - no chyba cię boli.

- Chanyeol, nie mogę, wiesz o tym - westchnąłem zażenowany, ale jednocześnie dumny z siebie, że wykazałem się taką asertywnością.

Yeol chwycił za swoje kule i podreptał do łazienki, po czym zawołał mnie gestem ręki i odwrócił się tyłem, prosząc o to, żebym stanął w przejściu. Jeśli powiedziałbym, że czułem się jak kretyn, to byłby to mistrzowski eufemizm.

- Tylko... nie podglądaj - zacisnąłem usta w wąską linijkę. Jeszcze przed chwilą twierdził, że sam mam to sprawdzić, a teraz takie coś, pf.

- Nie będę, obiecuję.

No ale chyba nie myśleliście, że mówię prawdę.

- Baek, a... możesz zdjąć koszulkę? - zapytał speszony, a ja zdenerwowany spojrzałem w jego stronę. - Proszę?

Zrobiłem, co kazał, chociaż nie wiedziałem, jaki ma to sens. Nie było to aż tak intymne, to była po prostu prezentacja mojego czekoladowego absa, który nie został wyrobiony na wakacje. Znowu. Postałem tak chwilę, bez koszulki, czując wzrok Parka na sobie i czekałem, aż powie mi, o co chodzi. Aż w końcu wszystko stało się jasne.

- Baekkie! Park Junior żyje!


~*~

Coś tu za kolorowo, nie sądzicie? :}

Dzisiaj króciutka notka, tak więc po pierwsze naprawdę cudem udało mi się napisać ten rozdział... ale jest i to jest najważniejsze.

Po drugie, bardzo, bardzo Wam dziękuję za ponad 12k wyświetleń, ponad 1k kom i ponad 2k gwiazdeczek i, jeju, tak się cieszę, że jest Was coraz więcej <3

No, a po trzecie - nasza beta, czyli moja bff, stworzyła piękną okładkę WYFC i teraz bardzo bym chciała, żebyście pokazali, jak bardzo Wam się ona podoba, żebym mogła jej pokazać, że nie tylko ja uważam, że jest piękna! <3

Kocham Was

<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top