|21| Kurewska ochota

BAEKHYUN

Nie wiem jak długo spałem. Raczej niedługo, bo czułem się cholernie zmęczony, co nie przeszkadzało mi w wyobrażaniu sobie umierającego w cierpieniu Chanyeola, który błagałby mnie na kolanach o wybaczenie. Być może ja i kościół niezbyt się przyjaźniliśmy, ale w tym momencie chciałem szczerze wierzyć w to, że piekło naprawdę istnieje, a diabełki przygotowują już dla Chana gorącą kąpiel w kotle. Prawdopodobnie po śmierci trafiłbym gdzieś obok niego, ale jak tak o tym myślę na większą skalę, to z chęcią zatrudniłbym się tam do jakiejś fajnej pracy. Najlepiej mieszał Chanyeola albo dorzucał mu węgla pod kociołek.

Mimo moich kolorowych wyobrażeń o życiu po życiu, w naszym świecie postanowiłem obrócić to wszystko w żart, ewentualnie śmiertelnie się obrazić, ale przynajmniej zachować resztki godności.

Gdybym (znowu) się popłakał, pokazałbym, że mi zależy, a tego przecież nie chcemy. Musiałem być twardy, tak jak inne części mojego ciała, gdy widzę ukradkiem Yeola bez koszulki. Ale dość o nim, teraz musiałem wymyślić jakąś zemstę.

Zanim otworzyłem oczy, zdecydowałem, że też będę wredny. A co mi tam, najwyżej powiem, że tak wygląda moja przyjaźń. A nuż się ode mnie odwali. Bycie łajzą w moim wykonaniu było porównywalne do tego jednego wkurwiającego komara, który bzyczy nad twoim uchem, gdy próbujesz zasnąć, o czym doskonale wie każdy, kto często przebywał w moim towarzystwie. Czyli moja mama i Luhan.

Wygląda na to, że czas by i Chanyeol poznał tę stronę Byuna.

- Spierdalaj ze mnie - potrzebowałem jakichś dziesięciu minut, żeby ogarnąć, że jestem dosłownie wciśnięty w materac, a moja chęć zemsty sukcesywnie wzrasta.

Nie spodziewałem się, że po takiej akcji Chanyeol zaniesie mnie do olbrzymiej sypialni i nakryje własnym ciałem na tyle mocno, żebym nie mógł wykonać żadnego ruchu, łącznie z kopnięciem go w jaja, na co szczerze miałam ochotę. Yeol widocznie nie zdawał sobie sprawy z tego, co zrobił. Było mi to na rękę, w końcu udawanie, że nic się nie stało, wymieszane z moją złośliwością, serio miało sens i było chyba najlepszym wyjściem z tej sytuacji.

- Yhm... Zaraz.

Musiałbym być pieprzonym kamieniem, żeby nie dostać dreszczy na jego niskie pomruki. Wiedząc, że znajduję się w coraz mniej komfortowym położeniu, zwaliłem z siebie ciężkie, nagie cielsko Parka.

Chwila. Nagie.

- Chanyeol, czy możesz mi wytłumaczyć, czemu spałeś ze swoim fifrakiem na wierzchu? Gniotąc mnie, bezbronnego, niewinnego Baekhyunka w... kurwa samej bieliźnie, chyba cię zabiję.

Prawdziwa złość przyszła dopiero wtedy, gdy ogarnąłem, że mam na sobie tylko t-shirt i bokserki. Jak on śmiał mnie rozebrać?!

- Lubię spać nago - wyjaśnił.

Aha, pewnie. Przecież znajomi tak robią, to zupełnie normalne.

- Okej - policzyłem w myślach do dziesięciu. - Więc ja wychodzę.

Oznajmiłem krótko i wziąłem swoje ubrania z kupki, ułożonej na szafce nocnej. Niestety czegoś mi brakowało.

- Park, gdzie są moje skarpetki? - wycedziłem przez zęby. To były moje ulubione, z uśmiechniętymi arbuzami i nie było mowy, żeby zostały w tym domu same, beze mnie.

- W moim pokoju - mruknął półprzytomny i otworzył jedno oko. Spojrzałem na niego zażenowany. Powinien był mi dać jakąś mapę na wejściu do tej wielkiej willi. - To jest sypialnia moich rodziców, naprzeciwko masz mój pokój.

Nie wierzę, że leżeliśmy na łóżku jego rodziców, naprawdę, ten gościu jest chory.

Faktycznie droga do pokoju Parka była prosta jak drut i po znalezieniu moich skarpetek, mogłem uznać, że quest został ukończony, ale korzystając z okazji, że Chanyeol mi nie przeszkodzi, rozejrzałem po pomieszczeniu. W zasadzie, wyobrażałem sobie kompletną graciarnię, jakoś tak Park idealnie pasował mi do tej wizji. Po raz kolejny się pomyliłem, ale tym razem nie byłem zdziwiony porządkiem, a po prostu praktyczną pustką. Na szafkach nie było ani jednej pamiątki, ramki, chociażby bibelotu. Pokój wyglądał jak opuszczony, z wyjątkiem otwartej wąskiej szafy, wypełnionej koszulami i poukładanymi na dole koszulkami.

Chanyeol miał tutaj naprawdę smutno i ponuro, a wszystko było nieskazitelnie, beznadziejnie białe. Dopiero po chwili dojrzałem niewielki nieporządek w rogu pomieszczenia. Leżały tam dwie kolorowe wstążki, nożyczki i delikatnie odsunięta szuflada z bokserkami.

A co, gdyby tak w nagrodę upiększyć bieliznę Chana?

Zadowolony ze swojego pomysłu na zemstę, wziąłem pierwszą parę bokserek, złożyłem ją na pół i zacząłem wycinać kształtne serduszko. Taka koleżeńska miłość, rozumiecie. Naprawdę się tym zaabsorbowałem, chwilę później kończyłem już trzecią parę, ale zajęcie pochłonęło mnie na tyle, że nie zauważyłem wejścia Chanyeola do pokoju.

- Lubisz, jak przyłapuję cię na gorącym uczynku? To jakiś twój fetysz? - widząc zaspanego (jednak do połowy ubranego, a to już czyniło mnie silniejszym) Chanyeola, podskoczyłem, instynktownie szukając jakiegoś miejsca, w którym mógłbym się schować. - Raz siedzisz sobie pod ławką przy mojej szafce, innym razem wyzywasz mnie na środku korytarza, a teraz... co ty właściwie robisz?

- Ja? Haha, bo to taki żarcik, rozumiesz.

Mój nerwowy śmiech nie polepszał sytuacji, ale starałem się być pozytywnej myśli. Chyba mnie nie zabije, nie?

- Nie no, kurwa, Baekhyun - warknął, odbierając ode mnie swoje lekko zmodyfikowane bokserki. - Będziesz to zszywał. Z igłą w zębach.

- To taki koleżeński żart - zaakcentowałem, licząc na to, że Yeol domyśli się, o co mi chodzi. Nie wiedziałem tylko, jak miałem odczytać jego niebezpiecznie zbliżającą się dłoń, która szarpnęła mnie za kołnierzyk t-shirtu i przeniosła na ścianę, z której nie widziałem drogi ucieczki. Byłem zmuszony do patrzenia mu prosto w oczy.

- Tak? A ja zaraz dam ci dosłownie dziesięć sekund na ucieczkę, bo wyglądasz tak niewinnie, że mam kurewsko koleżeńską ochotę cię przelecieć.

I wiecie co? Normalnie bym się zgodził, został, a nawet cieszył, ale teraz byłem nieziemsko wkurwiony. Koledzy nie śpią ze sobą. Nie całują się, nie przytulają, nie chodzą na randki. Nie budzą się obok siebie prawie nago, w jednym łóżku. Nie zachowują się jak zakochane szczeniaki.

Nie wiedziałem miny Chanyeola, gdy pospiesznie ubierałem buty i wyszedłem z jego willi, trzaskając drzwiami. Być może był smutny, ale sam dał mi wybór. Całe szczęście, że trochę bardziej niż za pierwszym razem ogarniałem okolicę i trafiłem na jeden z przystanków autobusowych, dziękując sobie, że nie wyjąłem dokumentów z tylnej kieszeni spodni, gdy wracałem od Lu.

Właśnie, Lu. Koniecznie musiałem się z nim spotkać, jednak najpierw postanowiłem napisać Chanowi, co myślę o tym wszystkim. Może da mi spokój chociaż na kilka najbliższych dni, a ja poukładam sobie wszystko w mojej małej mózgownicy na tyle, żeby ocenić, jak wielką sukę mam grać.

Do: Chanyeollie

Pierdol się.

Zadowolony z siebie, postanowiłem również przedzwonić do Kyungsoo, w końcu obiecaliśmy częściej się ze sobą kontaktować i na bieżąco rozmawiać o nowinkach w naszym życiu. A zapewne musiało być ciekawie, skoro Soo i Kai wyszli razem. Nie to, że podejrzewałem Do o jakieś uczuciowe zagrania, ale faktycznie przydałoby mu się trochę miłości. W zasadzie nam wszystkim.

- Hej, Kyu. Co tam u ciebie? U was? - wybrałem odpowiedni kontakt i delikatnie posmutniałem, gdy zobaczyłem ostatnią datę wykonanego przeze mnie połączenia. Zaniedbaliśmy naszą przyjaźń, zdecydowanie.

- Hej, Baek. Ym, Kai powiedział, że mu się podobam... - odpowiedział niemrawo.

- To świe-

- CO JA MAM TERAZ ZROBIĆ, BAEKHYUUUN?! - zaniósł się płaczem, a ja zacisnąłem usta, gdy wchodziłem do autobusu, który miał mnie zawieźć do domu. Jeszcze nie wiedziałem, o co chodzi, ale zamierzałem jak najszybciej się dowiedzieć.

- Jak to, co masz zrobić? A co już zrobiłeś?

- Nic! Kompletnie nic! Nie odpowiedziałem mu! Jestem kretynem, ja pierdolę - był załamany, ale moim zdaniem kompletnie niepotrzebnie. Wyglądało na to, że Kai nie jest na niego obojętny i jeśli nie jest taką szują jak Chanyeol (którego najchętniej spuściłbym teraz w kiblu), to nie zmieni swojego zdania.

- Spokojnie, Soo. Rozumiem, że to dla ciebie ważne, bo nawet przeklnąłeś, ale Jongin z pewnością poczeka, aż będziesz gotowy, żeby odwzajemnić jego uczucia. A jak nie, to zakopiemy go w ogródku u Luhana, co ty na to?

- Okej, a myślisz, że - chyba trochę się uspokoił - że on tak serio?

- Tak, Kyu. Uspokój się, porozmawiaj z nim później i nie denerwuj się. Wygląda na to, że to nie taki zły chłopak, za jakiego go mieliśmy - nie skomentował mojej opinii, a szkoda, bo liczyłem na potwierdzenie moich słów. - Wiesz może, co u Lu? Gadałeś z nim od wczoraj?

- Nie, zadzwoń do niego, czy coś. Kto wie, co zrobił mu Sehun. A co, jeśli już nie żyje, bo Hun go zgwałcił?!

- Przynajmniej umrze szczęśliwy - nie przejąłem się nadwrażliwością Soo. To było akurat całkiem normalne, że przesadzał w błahych sprawach i ignorował te poważniejsze.

- W sumie racja. Będę leciał, pa!

Rozłączyłem się z przyjacielem i od razu napisałem Luhanowi, że na kacu czy nie, ma się stawić u mnie w domu za godzinę. Tak jak się spodziewałem, nie dostałem smsa zwrotnego od Chanyeola, ale w zasadzie nie wiem, jaką odpowiedź chciałbym otrzymać. "Ok" byłoby chamskie, "sam się pierdol" jeszcze gorsze, a "z przyjemnością"... interesujące, ale nie na miejscu. Postanowiłem odpocząć od tego wszystkiego i w spokoju dojechać do domu, żeby dowiedzieć się, jak poszło mojemu pizdowatemu przyjacielowi.

***

- Baek, boli mnie ucho, więc nie będę długo siedział - Lu wygodnie rozwalił się na moim łóżku, zwisając głową w dół. Nie wyglądał na szczególnie zachwyconego, ale najwidoczniej nie upił się aż tak, skoro wszedł na czwarte piętro o własnych siłach.

- Czemu cię boli? Sehun nie trafił i zamiast w dupę, wsadził ci do ucha?

- Bardzo śmieszne, po prostu długo stałem na balkonie - westchnął. Chyba jego noc nie była udana, a przynajmniej nie tak, jak sam sobie to wyobrażałem. - A ty co taki niepocieszony?

- Później ci powiem, najpierw ty. Opowiadaj jak było - usiadłem wygodnie i włączyłem swoją ukochaną grę z moimi nieistniejącymi chłopcami. Po co mi jakiś żywy Park Chanyeol. Strata czasu.

- No całowaliśmy się i tak dalej - mówił, jakby to już było tak oczywiste, jak to że jest gejem. - Dostałem od niego czekoladki, książkę, o której ostatnio rozmawialiśmy i coś, co bardzo chciałem - kolorowy notatnik do wpisywania swoich pomysłów na rozdziały!

- Błagam, powiedz, że on nie wie, o czym piszesz...

- Oczywiście, że nie wie! - poderwał się do siadu, patrząc na mnie swoim spojrzeniem "czy ty masz mnie za debila?". - Stwierdziliśmy, że skoro już wyszliście, to pooglądamy sobie komedie romantyczne i zrobimy popcorn. Ale zajęliśmy się całowaniem i tak jakby się spalił... razem z mikrofalówką.

- Ale wy jesteście głupi, ja pierdolę - czasami nie mam do nich słów. Trafił swój na swego.

- Przestań, to było nawet całkiem zabawne, póki nie musiałem rano tłumaczyć tego rodzicom - parsknąłem śmiechem. Byłem ciekaw, jak się usprawiedliwiał. - Wracając do tematu, obejrzeliśmy jeden film, bo nie chciało nam się wybierać kolejnego i stwierdziliśmy, że po prostu sobie poleżymy. No i, nie powiem, było gorąco, ale do niczego nie doszło, bo Sehi powiedział, że chce to zrobić ze mną na trzeźwo. Ale ja wcale nie byłem pijany! Ech, w każdym razie, potem wyszliśmy na balkon i czekaliśmy na wschód słońca. Ot, cała historia.

- Chcesz mi powiedzieć, że nadal jesteś nietknięty? - kiwnął głową. - Czemu nawet ten pajac mnie nie słucha?! Dałem mu jedno proste zadanie, a ten co?! Ty, a może jego konar nie zapłonął?

- Nie żartuj, było na czym flagę wywiesić, uwierz mi - prychnął.

- I co z tym zrobił? Raczej samo mu nie przeszło.

- Poszedł pod prysznic. W ogóle, co to ma być? Przesłuchanie? - najwidoczniej znudziło mu się leżenie na łóżku i przeniósł się na podłogę.

- Wow, pod prysznic. Trzeba było mu dać swoje zdjęcie, żeby sobie ulżył, czy coś - spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu. - No co? Ja mu po prostu zaczynam współczuć i tyle.

- Możemy już zostawić ten temat? Podobno jakiś debil stał u ciebie pod blokiem.

- Ach, tak.

Opowiedziałem mu o piosence, przy której się popłakałem i o dość troskliwej naturze Chanyeola; przytoczyłem swoje myśli, gdy graliśmy na konsoli i wreszcie wyrzuciłem z siebie, jak bardzo Park jest pierdolonym kretynem. Moja wiązanka trwała dobre dwie minuty i nawet Luhan był pod wrażeniem, że znam tyle przekleństw.

- Musiałeś być bardzo obrażony, skoro nie dałeś się tknąć - Lu podsumował moją wypowiedź, podczas której siedział już chyba w każdej możliwej pozycji. - I chyba nadal jesteś wkurzony. Co zamierzasz?

- Jestem śmiertelnie fochnięty, rano zastanawiałem się, jakby było mieszać go w piekielnym kotle. Chyba mu tego nie wybaczę, wiesz? Musiałby stać się cud. Co z tego, że jest mężczyzną jak ze snów, skoro ma mnie w dupie - byłem bliski płaczu i załamania nerwowego. Do czasu, aż Lu nie postanowił wreszcie czegoś zrobić i zniknąć za drzwiami. - Gdzie ty idziesz?

- Jak już mówimy o cudzie, to dzisiaj przypomniało mi się, że ci czegoś nie dałem. Zapomniałem, ale może to i lepiej, bo chyba właśnie ratuję dupę Chanyeolowi - wręczył mi różową kartkę papieru i uśmiechnięty odszedł dwa kroki do tyłu. No delikatnie podejrzane. - Ogólnie to... dzieło zostało stworzone dawno temu, jak dopiero zaczynaliście traktować się jak ludzie, a nie zwierzęta.

- Co to, kurwa, jest...

Jak się okazało, trzymałem w rękach nic innego, jak laurkę. Laurkę od Chanyeola. Była niesamowicie brzydka, ale miała w sobie to coś. Może chodziło o własne wykonanie, samo to, że nie kupił tego. Albo chodziło o tekst przeprosin i uroczy podpis "Channie :)". Zacząłem płakać. Znowu.

- On nie może być tylko moim znajomym, jeśli robi takie rzeczy. Po prostu nie może - rozpłakałem się na dobre.

- Oczywiście, że nie, dlatego teraz się ładnie ogarniesz i do niego pojedziesz, pokażesz mu laurkę, porozmawiacie i może w końcu ten olbrzym powie ci, co naprawdę o tobie sądzi - przyjaciel przytulił mnie mocno. - I nie płacz już, Baek, musisz być twardy i walczyć o tego uszola, bo musiałby być psychopatą, żeby robić takie rzeczy i nic do ciebie nie czuć.

- Dzięki. Ale jak już mi przejdzie i ewentualnie pogodzę się z Parkiem, to wiedz, że urwę ci jaja za to, że pokazałeś mi tę kartkę tak późno - zaśmiałem się cicho.

***

Przed drzwiami willi Chanyeola pojawiłem się krótko przed osiemnastą. Może taka godzina w niedzielę wydawała mi się średnio odpowiednia, ale musiałem się z nim zobaczyć i wszystko wyjaśnić.

O dziwo, drzwi były otwarte, więc wszedłem ostrożnie i rozejrzałem się dookoła. Gdy wychodziłem, oprócz kilku papierków w salonie, panował porządek, jednak teraz kuchnia i salon wyglądały, jak po przejściu tornada. Nie zastawszy nikogo na dole, skierowałem się do pokoju Chana i właśnie tam go znalazłem, leżącego na łóżku, ze spojrzeniem wbitym w sufit.

- Chanyeol? - niepewnie wszedłem do pokoju. Wyglądało na to, że Yeol wyrzucił wszystkie swoje ubrania na podłogę.

- Co ty tu robisz? - lekko zszokowany podniósł się do siadu i nerwowo rozejrzał po pomieszczeniu. - Jestem kretynem, ale nie zwariowałem. Po prostu byłem wkurwiony na siebie i musiałem się na czymś wyżyć.

- Dostałem moją laurkę - zignorowałem tłumaczenia Chanyeola, a na mojej twarzy zagościł nikły uśmiech. Może jestem małym chujkiem, ale poniekąd cieszyłem się, że Chan nie przeszedł tej sytuacji bez żadnego poczucia winy.

- Ale to było... wieki temu - zdziwił się, gdy pokazałem mu ozdobioną kartkę. - Czemu z tym przychodzisz?

- Bo dostałem to dzisiaj - dalej nie rozumiał. - Channie, czy znajomi robią dla siebie laurki? Przytulają się i całują? Chodzą na randki?

To, co mówiłem, wprawiało Parka w niezłe zakłopotanie, ale musiałem w końcu powiedzieć, co leży mi na sercu. Inaczej nigdy bym się od tego nie uwolnił.

- Ja po prostu nie umiem określić swoich uczuć - wyznał, uciekając wzrokiem. - Ciężko mi zrozumieć, co czuję.

- Powiedz to, co ci podpowiada twoje serce - opłacało się siedzieć i oglądać godzinami romantyczne dramy. - Kim jestem? Obojętnym kolegą?

- W żaden sposób nie jestem na ciebie obojętny - zaprzeczył szybko gestem rąk. - Lubię cię... i to nawet bardzo, ale wcale nie jak kolegę. Przepraszam, że nie umiem jeszcze tego określić. A-ale ja cię tak lubię lubię, Baekkie.

Niepewność, to jak powoli składał zdania, to było naprawdę urocze. W dodatku w końcu dowiedziałem się, co tak naprawdę o mnie myśli i byłem swego rodzaju szczęśliwy.

- Wcześniej miałeś kurewską ochotę mnie przelecieć, a co teraz? - wypaliłem.

- Teraz mam kurewską ochotę cię pocałować - odpowiedział, chwytając mnie za rękę i spojrzał mi w oczy. Gdy tak na mnie patrzył, miałem wrażenie, że mogę się utopić w tych wielkich, ciemnych oczach.

- Więc to zrób - przybliżyłem się, czekając na następny ruch Chanyeola.

I po chwili poczułem zarówno jego dużą dłoń na swoim policzku, jak i słodkie usta na swoich. Pocałunek był spokojny, powiedziałbym, że strasznie uczuciowy i rozbudzający motyle w moim brzuchu.

I to chyba właśnie wtedy zrozumiałem, że ja naprawdę się zakochałem.

Wymienialiśmy pocałunki jeszcze przez długi czas, aż nie zabrakło nam tchu. Po tym zebrałem do wyjścia, ale tym razem nie miałem zamiaru uciekać, a po prostu robiło się późno i chciałem się wyspać. Drugi raz tego dnia stałem na przystanku, czekając na autobus, gdy przypomniałem sobie, że zostawiłem laurkę u Chana w pokoju. Zamierzałem mu wysłać smsa, żeby mi ją jutro przyniósł, ale akurat wtedy przyjechał mój autobus.

Dopiero w domu przypomniałem sobie, że miałem się skontaktować z Yeolem i odzyskać laurkę. Chciałem mieć pamiątkę, bo poniekąd naprawiła ona naszą relację. Byłem szczęśliwy, że udało nam się dogadać jeszcze tego samego dnia. Szczerze mówiąc, gdybyśmy się pokłócili na dłużej, strasznie by mi go brakowało. Życie po poznaniu Chanyeola było po prostu weselsze, ciekawsze. Może często brakowało mi czasu na wyrobienie się ze wszystkim.

Ale akurat jemu byłem w stanie poświęcić cały swój czas.

Postanowiłem do niego zadzwonić. Zależało mi na odzyskaniu kartki, żeby zatrzymać ją jako pamiątkę.

- Hej, Chan. Mógłbyś przynieść mi jutro-

- Nie mogę teraz rozmawiać - przerwał mi.

- Jak to? - zmarszczyłem brwi. Dopiero co się pogodziliśmy.

- Jestem w szpitalu.

Kurwa, co.


~*~

Czy ktoś jeszcze w ogóle pamiętał o tej laurce? Pierwszy raz pojawiła się w siódmym rozdziale, a teraz mamy jej taki jakby... comeback. Tak.

Jak już wiemy, życie jest takie, że zawsze musi się coś spieprzyć, a ten ficzek jest w stu procentach życiowy, więc nie może być tu zawsze tak kolorowo, prawda?

Jeśli śledzicie moją tablicę, na pewno widzieliście, że ostatnio u mnie ciężko ze znalezieniem czasu na odpoczynek i pisanie ficzków, ale mimo to staram się robić to chociażby po nocach, żeby jednak był chociaż ten jeden rozdzialik tygodniowo.

Jeśli jeszcze ktoś nie widział mojego nowego ficzka "Psycho" - prolog do niego znajduje się na moim profilu i zachęcam do obserwowania go, bo udało mi się zaplanować do niego rozdziały i teraz tylko muszę je napisać.

Kocham Was! <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top