|17| Papierki


Kochani, podjęliście decyzję, żebym wrzucała rozdziały od razu po napisaniu, więc oto i on c:

~*~

BAEKHYUN

Weekend zleciał mi szybko, głównie przez to, że cały przespałem. W sobotę nie zauważyłem nawet, kiedy wrócili moi rodzice, a Chanyeol wyszedł. I to bez pożegnania. Mały chujek.

Spotkaliśmy się dopiero w poniedziałek w szkole, gdzie ustaliliśmy, że we wtorki i środy możemy umawiać się na korepetycje. Park najwyraźniej nie miał nic lepszego do roboty, bo już następnego dnia rano podsunął mi kartkę z tematami, które mieliśmy omówić w tym tygodniu. Stwierdził, że zaczniemy od tych, które najbardziej mi się przydadzą w życiu, bo i tak przed nami dużo pracy. Z początku może i byłem mu wdzięczny, ale po przeczytaniu, co przygotował, zawróciłem, żeby złożyć reklamację.

Na kartce, oprócz nieśmiesznego punktu o pierwszej pomocy w przypadku zwichnięcia ręki i krwawienia z nosa, znalazł się też temat o otyłości i szkodliwości słodyczy.

- Przepraszam, czy ty, kurwa, sugerujesz, że jestem gruby?! - podsunąłem mu kartkę pod nos i spojrzałem na niego z wyrzutem.

- Za dużo przeklinasz, księżniczko - uśmiechnął się niewzruszony.

- J-jak mnie nazwałeś? - jakoś tak lubiłem przeklinać, ile tylko chciałem, ale chyba dla niego zmienię swoje podejście. Zwłaszcza, jeśli dalej będzie mnie tak nazywał.

- Nazwałem cię księżniczką. Taki miałem kaprys, jakiś problem? - o ty cholero. - Może gruby nie jesteś, ale jak tak dalej pójdzie, to wybuchniesz i-

- Park, dostałeś może kiedyś wpierdol? - wsadziłem mu zwiniętą kartkę do rozchylonej buzi i odwróciłem się na pięcie z zamiarem jak najszybszego odejścia. - Pierdol się!

- Jakoś ostatnio uciszyłeś mnie w trochę milszy sposób - usłyszałem drwiący głos Chanyeola i ciche śmiechy jego rzekomych koleżanek z klasy, które nie odstępowały go na krok. Suki, on jest mój.

Znaczy, będzie.

Na jego słowa zamarłem w połowie kroku, przywołując wspomnienia niespodziewanego pocałunku i dość ciekawej sytuacji, która skończyła się szybciej, niż zaczęła. Oczywiście już opieprzyłem Luhana, na co on stwierdził, że schowa się tak, żeby nikt nie mógł go znaleźć. On naprawdę ma coś z głową.

Chciałem rzucić coś Chanowi na odchodne, ale stwierdziłem, że to tylko pogorszy moją sytuację, więc postanowiłem w ogóle nie wchodzić mu już w drogę. Wtorkowe korepetycje Chanyeol spędził, dosłownie, na kolanach, przepraszając mnie, bo obrażony, nie jestem skłonny do jakiejkolwiek współpracy. A, no i bywam wredny, na przykład odsunąłem mu fotel, gdy siadał, przez co stłukł sobie cały tyłek, po czym rzuciłem mu żelkiem w twarz i miał glizdę przyklejoną do policzka.

- Nie, Baekhyun, ja już nie mogę, co mam zrobić, żebyś przestał? - zapytał rozpaczliwym głosem, a ja uśmiechnąłem się triumfalnie.

- Błagaj na kolanach o wybaczenie - parsknąłem, ale nie spodziewałem się, że ten faktycznie to zrobi. To musiało wyglądać całkiem... dziwnie, zwłaszcza, że znajdował się całkiem blisko mnie.

Nie zdziwiłem się zbytnio, gdy moja mama z rozmachem otworzyła drzwi, jednak zastając mnie siedzącego wygodnie na kanapie i Chanyeola prawie pomiędzy moimi nogami, uśmiechnęła się speszona i powiedziała, że jeszcze pójdzie na zakupy, a my mamy sobie nie przeszkadzać.

Nie miałem zamiaru jej tego tłumaczyć. Niech myśli, co chce.

Korepetycje w środę przebiegały już w miarę normalnie, oprócz tego, że musiałem całować Chana za każdym razem, gdy odpowiedziałem źle, a ten naginał swoje kryteria oceny, jak tylko się dało i po dwóch przerobionych tematach mieliśmy już spuchnięte usta. Jednak mu to nie przeszkadzało, a ja nie zastanawiałem się nad tym, czy w ogóle powinniśmy się całować, po prostu korzystając z dostępu do słodkich warg Parka i zaciągając się zapachem męskiego żelu do mycia wymieszanego z drogą wodą kolońską. Pasował mi ten układ, nawet oceny zaczęły mi się poprawiać. Gorzej ze stanem psychicznym, bo Chanyeol, bądź co bądź, nie był moim chłopakiem. To nie było to samo.

Wreszcie nadszedł czwartek, a wraz z nim, zaczynałem się poważnie martwić o Luhana i Kyungsoo, których nie widziałem od piątku. Ciężko mi było przesiadywać całe dnie w szkole, gdy nie miałem się nawet do kogo odezwać. Dopiero na biologii dostałem powiadomienie z naszego grupowego czatu.


MiłySoo zmienił nazwę użytkownika na JebaćJongina

ParkLover: ???

PizdaOha: ?

PrakLover: A ty, Xiao, gdzie ty, kurwa, jesteś?

PizdaOha: Nie powiem ci

Tajemnica państwowa

Schowałem się

PrakLover: Aha

Sehun cię nie szuka?

PizdaOha: Nie

:(((((((


Niestety nie dostałem odpowiedzi na żadne z nurtujących mnie pytań i dalej nie wiedziałem, gdzie są moi wybitnie genialni przyjaciele, więc na przerwie wybrałem się do Chanyeola. Liczyłem na to, że może właśnie gada z Hunem, od którego mógłbym się czegoś dowiedzieć. Na przykład dlaczego nie ugania się za Luhanem, a przynajmniej co działo się na imprezie urodzinowej.

- Gdzie masz Lu? - Chanyeol podniósł się z ławki. Od jakiegoś czasu elita siedziała jak normalni, cywilizowani ludzie na korytarzu, a nie w zamkniętym pokoju.

- Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Schował się. Poszukaj w śmietniku albo w kiblu. No chyba że już jest za późno, to możesz zadzwonić do oczyszczalni ścieków, czy przypadkiem kogoś nie wyłowili.

- A Kyungsoo? - pokręciłem głową. Jakbym wiedział, to zdążyłbym już go znaleźć. - Jongina też nie ma.

- Boże, co tam się stało - z pewnością coś musiało się wydarzyć na imprezie. - A ten dlaczego nie szuka swojej księżniczki w wiecznych tarapatach?

Wskazałem palcem na Sehuna, który siedział z laptopem na kolanach i wydawał się nawet nie mieć kontaktu z rzeczywistością. Znowu miał na sobie idealnie wyprasowany garnitur i drogi zegarek na nadgarstku. Zdecydowanie wyróżniał się na tle innych licealistów, ubranych w kolorowe bluzy i zwykłe jeansy.

- Nawet do niego nie podchodź. Pracuje i jest zdolny do morderstwa, jeśli mu przerwiesz - Chan mówił to ze śmiertelnie poważną miną, więc nawet nie próbowałem podejmować tematu.

Oni wszyscy są pomyleni, przysięgam.


SEHUN

O ile na co dzień potrafiłem połączyć naukę z pracą w firmie, o tyle teraz miałem wrażenie, że zaraz coś się we mnie zagotuje. Najczęściej to wujek mi pomagał, zwłaszcza podczas mojego pobytu w szkole. Teraz jednak zachorował, a ja zostałem sam, jako właściciel ogromnego budynku, w którym codziennie pisano tysiące artykułów do najpopularniejszej gazety w Seulu, jak nie w całej Korei Południowej.

Lubiłem swoją pracę, szybko nauczyła mnie odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale też za innych. Może normalnie trzeba mnie traktować jak dziecko, które nie zna życia, ale jeśli chodzi o firmę, staję się w niej zupełnie innym człowiekiem. Dla mnie to normalne, żeby od razu wyjść z lekcji fizyki i pojechać na jakąś konferencję prasową lub spotkanie biznesowe. Mam dopiero dwadzieścia lat, ale wymagana ode mnie jest precyzja i wiedza, a przede wszystkim umiejętność zajmowania się biznesem Oh, który został mi zapisany przez ojca. Właściwie byłem najmłodszym pracownikiem, ale nie raz dostawałem pochwały, że dbam o firmę, jak przywiązany do niej trzydziestoparolatek.

Teraz naprawdę mieliśmy problem, bo jedna z dziennikarek pozwoliła sobie na zbyt wiele, wciągając całą gazetę w kłopoty. Już wiedziałem, że będę musiał się dzisiaj bardzo nisko kłaniać, bo stroną poszkodowaną była jedna z większych korporacji, mająca budynek w Seulu, której praca została zaburzona właśnie przez jedną z moich dziennikarek. Już w szkole musiałem siedzieć i pisać maile, żeby chociaż próbować dogadać się w jak najbardziej pokojowy sposób. Nie wyobrażałem sobie teraz pakować w ten konflikt kolejnych pieniędzy.

Zaczynałem się obawiać, że to wszystko moja wina i tak naprawdę to ja źle prowadzę firmę. Gdyby Luhan się o tym dowiedział, nie chciałby mieć ze mną nic do czynienia.

Po naszej piątkowej nocy, podczas której przytulał mnie tak mocno, jakbym miał za chwilę uciec, widziałem go tylko na śniadaniu, którego w zasadzie nie miałem siły robić. Po prostu przygotowałem nam płatki, przeklinając się w myślach, że byłbym chujowym mężem. Kto normalny serwuje takie wybitne dania na śniadanie, boże, on był moim gościem. Może dlatego Lu potem uciekł, jak spłoszony jelonek, nie dając się nawet podwieźć do domu. Twierdził, że na pewno zostały mi jakieś procenty we krwi i powinienem zostać w domu. Od tej pory go nie widziałem, a problemy w pracy nie pozwalały mi się nawet przez chwilę zająć próbą porozmawiania z nim.

Na przerwie przed kolejną lekcją koreańskiego kończyłem pisać maila, a akurat, gdy go wysłałem, dostałem telefon z firmy.

- Dzień dobry, prezesie Oh - odezwała się moja sekretarka, która była moją daleką kuzynką. Niestety niedługo wyjeżdżała, a brak prawej ręki w zastępstwie był kolejnym problemem na mojej głowie.

- Co jest?

- Przybył do nas dyrektor Choi, prosi o spotkanie. Czy mam mu-

- Tak, tak już jadę, powiedz mu, żeby na mnie poczekał - powiedziałem, pakując laptopa do torby.

Choi kierował poszkodowaną firmą, był dla mnie priorytetem, dla którego musiałem zrezygnować z reszty lekcji. Miałem szansę naprawić błąd i odbić się od dna. Miałem nadzieję, że wujek szybko wyzdrowieje i pomoże mi postawić biznes na nogi.

- Chanyeol, jadę - zaczepiłem przyjaciela, który gawędził z Baekhyunem. Czasami aż miło było na to popatrzeć.

- Jasne, zostajesz na noc w naszym mieszkaniu?

- Tak, pa - zbiegłem schodami w dół i wsiadłem do samochodu.

Razem z Yeolem wynajmowaliśmy mieszkanie w Hannam, jako że najczęściej siedziałem do późna w firmie i nie miałem już siły wracać do domu. Nie raz spędzałem tam nawet kilka dni, przez cały czas siedząc w papierach. Wtedy Chan przychodził i opiekował się mną jak starszy brat, którego zawsze chciałem mieć. Gdy pracowałem, zupełnie zapominałem o podstawowych potrzebach, w tym o jedzeniu. Byłem zupełnie oddany temu, co robiłem i wierzyłem w to, że gdyby mój tata tu był, byłby ze mnie dumny. Chciałbym, żeby tak było.

Po dwudziestu minutach jazdy prawie pustymi z racji godziny drogami, wysiadłem przed firmą i szybko skierowałem się do windy, pochylając głowę w stronę każdego witającego się ze mną pracownika. Na szczęście dyrektor Choi nie wyglądał na złego, wręcz przeciwnie, na jego twarzy gościł łagodny uśmiech, a ja odzyskałem nadzieję, że nie wyciągnie żadnych konsekwencji. W końcu, dziennikarze tacy są. Oni muszą być wszędzie.

Z chwilą zamknięcia się drzwi od mojego biura, całkowicie porzuciłem swoje szkolne przyzwyczajenia i stałem się poważnym, doświadczonym prezesem Oh.

Żałuję tylko, że wyłączyłem telefon.


CHANYEOL

Od wizyty u Baekhyuna, nie mogłem spać. Rozmowa z jego rodzicami, ciepłe uśmiechy jego matki i rodzinna atmosfera, były rzeczami, za którymi cholernie tęskniłem. Gdy moja mama umarła, miałem sześć lat. Była cudowną kobietą, traktowała mnie jak swoje oczko w głowie i pilnowała taty, żeby zawsze miał dla mnie czas. Potem, gdy jej zabrakło, ojciec oddał się pracy jako szef banku i praktycznie zapomniał, że ma syna. Do trzynastego roku życia opiekowała się mną gosposia, która do teraz przychodzi sprzątać dom, pomimo że ten stoi pusty. Ogromna willa czasami wyglądała jak opuszczona, jednak pani Kim zawsze o nią dbała, nawet jeśli ja wolałem zatrzymać się w mieszkaniu w Hannam.

Nasz apartament w dzielnicy Yongsan był dość przytulny, bo Sehun w wolnym czasie udekorował go po swojemu, włączając w to obklejenie ścian plakatami z anime i mały napis "Lu" na ścianie przy łóżku. Rozumiałem, że nie przepadał za siedzeniem we własnym domu. Zaraz minie rok od śmierci jego rodziców, a wszystkie pamiątki przypominają mu o tym, jak bardzo brakuje mu prawdziwej rodziny, na której założenie być może nigdy nie będzie miał czasu. Nawet teraz czasami zachowywał się jak robot, a raz rozwalił mi szczękę, gdy dręczyłem go, że ma odpocząć od pracy, bo siedzi nad nią już drugą dobę.

Dlatego nie pozwoliłem Baekhyunowi podejść do Huna. Baek jest dość bezpośredni, a tylko ja mogę dotykać jego twarzy jak chcę i kiedy chcę. Sehun jednak od razu by się wkurwił, bo tym razem to było coś poważniejszego niż rozliczenie podatkowe.

Codzienne koszmary zaczęły mnie męczyć i wiedziałem, że zaraz znajdzie się ktoś, kogo moja podświadomość wybierze sobie na ofiarę. Wracały do mnie wspomnienia i to bolało.

Bolało na tyle, żebym przestał logicznie myśleć.

Postanowiłem przejść się na drugi koniec szkoły, a tym samym odprowadzić Baeka pod jego salę, trzymając się z tyłu i licząc na to, że widok jego okrągłego tyłka poprawi mi humor, jednak jakiś cymbał musiał mi to wszystko zepsuć.

- Jak łazisz, dzieciaku?! - niski pierwszoklasista wszedł mi pod nogi, wyraźnie nie zdając sobie sprawy, z kim zadarł, a przynajmniej na to wskazywał jego delikatny uśmiech.

Młodszy uczeń, szarpnięty za kołnierz mundurka, poleciał do tyłu i zatrzymał się na ścianie, po czym zsunął się na podłogę. Starsi licealiści nie zwrócili na to uwagi, młodsi zakodowali sobie w głowie, żeby uważać, a Baekhyun był przerażony.

Baekhyun. Kurwa, co ja zrobiłem...

- Jesteś potworem, Chanyeol. Myślałem, że to tylko plotki, ale to prawda - spojrzał na mnie zawiedzionym wzrokiem.

- Nie, nieprawda. Ciebie nigdy bym nie skrzywdził - w przeciwnym razie, już bym to zrobił.

- Może teraz temu chłopakowi pokażesz, że jesteś dobry? - pokręcił głową ze zrezygnowaniem i już chciał odejść, gdy zamknąłem go w szczelnym uścisku, szepcząc, że jemu nigdy bym czegoś takiego nie zrobił i nie pozwolił zrobić. Czułem, jak ten powoli się uspokaja i wyrzuca z głowy pomysł przywalenia mi w twarz.

- To tobie pokazuję, że jestem dobry. Inni mnie nie obchodzą - małe ciałko Baeka działo na mnie jak najlepszy odstresowywacz, a chęć mordu wszystkiego i wszystkich nagle zniknęła.

Równo z dzwonkiem Byun pobiegł w stronę sali, a ja wróciłem na koreański, obawiając się, że znowu wrócę do starego siebie.

- Chanyeol, możesz mi powiedzieć, gdzie jest twoja rozprawka na temat znaczenia muzyki w różnych tekstach kultury? - wiedziałem, że o czymś, kurwa, zapomniałem.

- W domu - wzruszyłem ramionami. Kiedyś to przyniosę.

- W takim razie, na jutro napiszesz dwie prace. Druga może być na temat funkcji przyrody w ostatnio omawianej lekturze.

- Chyba śnisz... - mruknąłem pod nosem.

- Co powiedziałeś? - raz, jedyny, pierdolony raz nie przyniosłem wypracowania i muszę za to napisać jeszcze jedno?

- W dupie to mam, nic nie będę robił - tym razem powiedziałem to, będąc pewnym siebie. Nie miałem humoru, a już na pewno nie na pisanie o jakichś durnotach.

- Nie będę z tobą dyskutować, Park. Zostajesz po lekcjach i sam sprzątasz salę.

Postanowiłem już jej nie odpowiadać. Chciałem gdzieś zabrać Baekhyuna, a nie siedzieć po lekcjach jak osioł i zbierać pierdolone papierki, porozrzucane przez pierdolone dzieci. Świetnie.

Resztę godzin lekcyjnych przespałem, na zmianę z obserwowaniem korytarza podczas przerw. Liczyłem na to, że może chociaż trochę popatrzę na Byuna, ale ten nie przewinął się przez tłum ani razu, więc ani ja, ani Park Junior, na którego byłem śmiertelnie obrażony, nie byliśmy zachwyceni.

Wreszcie skończyliśmy lekcje, a ja zostałem z miotłą i szufelką, przeklinając całe swoje życie i nocne koszmary, którym zawdzięczałem zmęczenie.


BAEKHYUN

Kiedy zobaczyłem, jak rok młodszy chłopak osuwa się po ścianie, nie wiedziałem, co mam myśleć. Wszystkie plotki o elicie, a co gorsza, o Chanyeolu, były prawdziwe. Był bezwzględny, łatwo było mu podpaść, a jeszcze łatwiej od niego oberwać. Nie sądziłem jednak, że zrobi to na moich oczach. Nawet nie byłem przekonany co do tego, że jestem z nim bezpieczny. Co, jeśli też bym go zdenerwował i potraktowałby mnie w podobny sposób?

Starałem się przestać nad tym rozważać, bo wiedziałem, że jestem wkurwiający, a jednak nigdy nie podniósł na mnie ręki. Nie zmieniało to faktu, że póki co nie chciałem patrzeć na Chanyeola. Coś z nim było nie tak, przed naszą wspólną nocą, zachowywał się inaczej.

Wspólną nocą, boże, Byun, jeszcze jakby tam do czegoś konkretnego doszło.

W czwartki kończyłem lekcje równo z Chanem i tym razem postanowiłem go nie unikać. W obecnej sytuacji zostałem sam, bez Lu i Kyungsoo, a Park był moim jedynym towarzystwem.

- Park Chanyeol to zawsze się jakoś wkopie - usłyszałem za plecami.

- Hej, wiecie gdzie jest Chan? - dwójka chłopaków z trzeciej klasy spojrzała po sobie ze zdziwieniem. Ach, tak, stałem się dość popularny po tym, jak uczniowie zaczęli mnie zauważać obok Yeola. To miało swoje plusy, można powiedzieć, że wykroczyłem poza status przegrywa, chociaż właściwie to byłem w nim cholernie głęboko. Ale o tym, że Chanyeol nie jest moim przyjacielem, a tym bardziej chłopakiem, nikt nie musiał wiedzieć.

- W sali od koreańskiego - odpowiedział mi chłopak nieco wyższy od Chana. - Sprząta pod ławkami za karę. Pyskował nauczycielce.

Nie wiedziałem, że wredota Parka wychodzi poza krąg uczniowski i dotyczy też pracowników szkoły. On naprawdę był chujem, ale teraz już nie potrafiłem wymienić tego jako coś, co mogłoby mnie od niego oddalić. Nie chciałem tego przed sobą przyznać, ale Chanyeol zaczynał być dla mnie kimś więcej, niż głupim dzieciakiem, który chce pokazać swoją zajebistość.

Poza tym, on tej zajebistości nawet nie posiadał. Jednak, pomimo że tego nie pokazywałem, doceniałem jego starania. Tak jak na początku spodobał mi się z wyglądu, tak teraz stał się dla mnie miły... przynajmniej zazwyczaj.

- Cześć, Park Kopciuszku - widok Chanyeola ze zniesmaczniem na twarzy i miotłą w ręce, był komiczny i brakowało mu tylko jakiegoś starego fartuszka do kompletu. Ale mimo to, wyglądał cudownie przez te kruczoczarne włosy.

Postanowiłem mu pomóc, chociaż na co dzień nie za bardzo przepadałem za sprzątaniem, co idealnie prezentował mój pokój. Jako że nie dostałem od niego żadnej odpowiedzi, zacząłem zbierać papierki, leżące pod ławkami. Myślałem, że Yeol się przyłączy i w ten sposób pójdzie nam o wiele szybciej, ale jak zawsze się przeliczyłem.

Za każdy podniesiony papierek, a właściwie za każde schylenie, dostawałem delikatne klepnięcie w tyłek. Z początku na to nie reagowałem, błagając w myślach, żeby mu się znudziło, ale Park miał najwidoczniej świetną zabawę i nie zamierzał z tego rezygnować.

- Kurwa, Chanyeol, chcesz w dziób?! - kto dostał tę karę, ja czy on? - Dlaczego nie sprzątasz, durniu?

- A po co? Przecież ty już sprzątasz - opuściłem bezwiednie swoje ramiona i wyrzuciłem wszystkie papierki na podłogę. Ja chciałem mu pomóc, nie odwalić za niego robotę.

Podczas gdy on stał uśmiechnięty, opierając się o ławkę, ja starałem się powstrzymać gromadzące się łzy, które i tak po chwili spłynęły po moich policzkach. Naprawdę byłem dla niego nikim.

Za bardzo się zaangażowałem.

- O boże, Baekkie, nie płacz, przepraszam - rzucił miotłę w kąt i mocno mnie przytulił. - Przepraszam, że taki jestem taki wredny.

Nie odpowiadałem, chciałem, żeby znalazł jakiś sposób, żeby się wytłumaczyć. Wiedziałem, że cokolwiek mi powie, to ja i tak mu wybaczę.

- Ostatnio śni mi się mama. Strasznie za nią tęsknię. Bez przerwy widzę w snach jej śmierć i to, że nie jest ze mnie dumna. Zawsze, gdy mam koszmary, robię się okropny, przepraszam.

Jego mama.

Jego mama nie żyje.

To dlatego wołał ją przez sen, gdy u mnie spał.

- W nagrodę pójdziemy jutro na lodowisko, tak jak ci obiecałem. A potem biorę cię na kręgle - uśmiechnął się szeroko, chociaż widziałem, jak jego oczy błyszczały od łez. Był naprawdę silny i nie chciał pokazywać swoich słabości. Po prostu łatwiej mu było być wrednym. Zaczynałem to wszystko rozumieć. - Wynagrodzę ci to, przysięgam.

Zgodnie pokiwałem głową i, tak jak mi polecił, usiadłem na jednym ze stolików. W tym czasie Park wysprzątał całą salę, zakazując mi pomocy i opowiedział kilka najbardziej nieśmiesznych żartów, jakich w życiu słyszałem.

Wierzyłem w to, że Chanyeol kiedyś nauczy się przy mnie okazywać swoje prawdziwe uczucia.


KYUNGSOO

Po imprezie urodzinowej Sehuna i Chanyeola, kolejny już dzień siedziałem w domu, rozmyślając nad całym moim życiem. Co prawda, zaczynałem lubić Kaia, ale całkowite zaakceptowanie go, było niemożliwe. Zaledwie podczas jednej nocy widziałem go z jedynastoma różnymi osobami, które oplatał ręką w pasie, a czasami nawet całował.

To nie tak, że byłem zazdrosny, po prostu stwierdziłem, że nie mogę mu ufać. W końcu, nie byłem zabawką, nie dałbym się przelecieć przy pierwszej lepszej okazji, nawet jeśli to był piękny Kim z elity szkolnej.

Ostatnie sześć dni, łącznie z dzisiejszym, spędziłem na oglądaniu dram i seriali, bo nie miałem nawet ambicji na trzymanie książki w rękach. Wiedziałem, że ominęło mnie jedno spotkanie kółka teatralnego, ale starałem się tym nie przejmować, twierdząc, że potrzebuję odpoczynku.

Było już grubo po dwunastej, więc postanowiłem wstać i uporządkować książki na półce. Cokolwiek, byle zająć myśli.

Jednak z mojej głowy ani na moment nie wyszedł ten jeden, przeklęty człowiek.

- Cholerny Kim Jongin, cholerny Kim Jongin, chole- - gadałem do siebie pod nosem, uderzając się książką w czoło, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi.

Nadal byłem ubrany w swoją lekko staroświecką piżamkę, w której wyglądałem jak dywan mojej babci, ale to nie powinien być nikt ważny. Tak, to z pewnością listonosz, na pewno nie ten cholerny...

- Kim Jongin...



~*~

Wyszło trochę dłużej niż zazwyczaj, ale to chyba nie tak źle...

Jak mogliście zobaczyć na moim profilu, mój internet stwierdził, że po prostu „nie" i nie mogłam wstawić rozdziału. Wiem, że nie jest on jakkolwiek zabawny, ale ta książka ma jednak charakter realny i bądź co bądź musi też oddać mało kolorowe życie np. Chanyeola.

Swoją drogą, jedna z czytelniczek (poniekąd) zaproponowała randkę chanbaeków na lodowisku jako „nagrodę" za 1k gwiazdek. Cóż, zostało tylko 40, więc możecie się domyślić, o czym będzie następny rozdział!

(Przy poprzednim rozdziale brakowało 200 gwiazdek... ja nie wiem co powiedzieć, przysięgam.)

Kocham Was! <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top