|13| W górę i w dół

JONGIN

- Całkiem tu przytulnie.

To chyba nie było wielkie zaskoczenie, że to moja pierwsza wizyta w bibliotece od... chyba zawsze. Nie ciągnęło mnie do tego typu miejsc, były całkowitym przeciwieństwem klubów, w których najczęściej bywałem. Cisza i spokój początkowo były przytłaczające i czułem się jak na swojej pierwszej imprezie, na której myślałem, że jeśli kogoś nie znam, to nie mogę z nim się napić. Praktycznie cały wieczór spędziłem sam i to było straszne.

Swoją drogą, można powiedzieć, że mój plan przebiegał całkiem dobrze. Zapisałem się na kółko teatralne i zamierzam dowieść wszystkim, jaki ze mnie zajebista aktorzyna. Chociaż nie, nie obchodzi mnie zdanie innych, ważne, żeby to Kyungsoo miał mnie za najlepszego aktora.

Jest tylko jedna rzecz, której nie przemyślałem. Nie będę mógł występować z Soo, bo rzekomo jestem początkujący i kilka następnych miesięcy spędzę na próbach. Co za bezsens, taką gwiazdę jak ja od razu powinni postawić na scenie.

W każdym razie, każdy kontakt z Kyungiem będzie jakkolwiek lepszy od randomowego pojawiania się mnie w miejscach, w których ten się znajduje i tego się trzymam. Będę miał chociaż o czym z nim rozmawiać. Nie tak, jak teraz, w bibliotece.

- Dawno tu nie byłem, nie miałem czasu - odezwał się po czasie, zasiadając na w miarę wygodnym krześle. Faktycznie wyglądał na dość oczytanego, nic dziwnego, że bibliotekę traktuje jak drugi dom. Jak dla mnie to trochę przerażające, ale powiedzmy, że moje fetysze też nie są za ciekawe.

W międzyczasie ja stałem i rozglądałem się po całej bibliotece. W końcu nigdy nie widziałem tylu książek w jednym miejscu. Oparłem się o drewniany stół i zacząłem myśleć, czy jakbym zaczął czytać książki, to stałbym się mądrzejszy. Całkiem możliwe, że tak, ale nie mam w zamiarze tknąć ani jednej.

Chyba że... może jest jakaś książka o seksie.

- Co? - niestety tylko wydawało mi się, że zadałem to pytanie jedynie w swoich myślach. Kyungsoo, który przez cały ten czas patrzył tylko na mnie, lekko się spiął i nie spuścił wzroku nawet wtedy, gdy odwróciłem się w jego stronę.

Do wydawał się trochę przestraszony i zawstydzony. To bardziej niż logiczne, Kim Debil Jongin zapomniał o tym, że nie każdy żyje samym seksem, a co dopiero taki niewinny Kyungsoo!

- Przepraszam, nie o to mi chodziło, ja-

- Chciałbym już wrócić do domu - uśmiechnął się krótko i wstał z miejsca.

Było mi cholernie głupio. Tak, mi - Kaiowi - było głupio. Zaproponowałem, że go podwiozę, żeby chociaż w ten sposób wynagrodzić mu swój debilizm. Na widok motoru lekko się spiął, ale po chwili namawiania jego małe łapki trzymały mnie w pasie i pędziliśmy przez miasto w kompletnej ciszy. Od wyjścia z biblioteki, jedynymi słowami Kyungsoo były ulica i numer jego domu. Jak się okazało, mieszka tylko jedno sąsiedztwo ode mnie, w Nonhyeon.

Po dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się pod jednopiętrowym domkiem jednorodzinnym, a Soo szybko zszedł z motoru, wręczył mi kask, który mu założyłem przed jazdą i wręcz pobiegł w stronę drzwi wejściowych.

- Kyungsoo-ah! - nie zdążyłem. Już był w środku.

Jestem kretynem, że od razu za nim nie pobiegłem. Ale to wcale nie znaczy, że to tak zostawię.

I wtedy po raz pierwszy pogratulowałem sobie w myślach za zapisanie się na to cholerne kółko teatralne.

BAEKHYUN

- Nie, ja nigdzie nie idę, chyba sobie żartujesz - machałem dłonią na Parka, który od pięciu minut stał przy moim krześle i wręcz błagał, żebym wreszcie wstał z siedzenia. Ja jednak nie miałem takiego zamiaru, nie po tym jak zjadłem chyba każde możliwe danie, jakie oferowała restauracja. - Chyba śnisz. Dałeś mi jedzenie, to teraz mnie nieś.

- Okej - odpowiedział krótko, położył pieniądze na stole i podniósł mnie z krzesła. Byłem mentalnie przygotowany na to, że przerzuci mnie przez ramię, a ja zrzygam mu się na tą zajebistą koszulę, przez którą prześwituje mu skóra, ale sprawa stała się bardziej skomplikowana, gdy niósł mnie jak pannę młodą do swojego samochodu.

- Nie podoba mi się to. Dobrze, że nie jestem wysoki, wy tu macie o wiele zimniej - skrzyżowałem ręce na piersi, gdy upewniłem się, że trzyma mnie na tyle, żeby moja okrągła dupa na tym nie ucierpiała. Chanyeol jedynie zaśmiał się na moje marudzenie, ale po chwili był bardziej skupiony na wpakowaniu mojego cielska do auta.

- Za rogiem jest Starbucks - na to zdanie zaświeciły mi się oczy, co najpewniej zauważył, ale nie skomentował. - Chcesz jakąś kawę?

- Waniliowe frappuccino z podwójną bitą śmietaną. I ciasteczko.

- Myślałem, że się przejadłeś - uniósł brew, starając się nie roześmiać.

Nie odpowiedziałem mu, a zamiast tego uśmiechnąłem się i usadowiłem w fotelu pasażera. Zastanawiałem się, jak wiele pieniędzy musiał już na mnie przewalić. Zrobiło mi się głupio, ale nawet gdy mówiłem sobie "okej, tego jednak nie chcę", to on i tak prosił o to kelnera. Powiedzmy, że to nie moja wina.

Nieobecność Chana uznałem za idealną okazję, żeby bez zbędnego udawania braku zainteresowania, obejrzeć sobie wnętrze samochodu. W tym także przeszukać schowek, w którym zamierzałem znaleźć coś ciekawego.

- Wow Park, kto by się spodziewał, że zamiast rocznego zapasu gumek, będziesz miał trzy opakowania chusteczek, paczkę gum do żucia i swoje zdjęcie, na którym wyglądasz jak debil - powiedziałem do siebie, zawiedziony. Ale zdjęcie schowałem do kieszeni. Jakby tak się przyjrzeć, to nawet urocze ma te uszy.

Chwilę później do samochodu wrócił Chanyeol z dwoma kubkami kawy i moim obiecanym ciasteczkiem. Podziękowałem mu i wziąłem pierwszy łyk mojej ulubionej kawy. Chciałbym być bogaty i pić taką codziennie.

- Jak dużo czasu potrzebujesz, żeby przestać czuć się jak kulka?

- Dziesięć minut - siorbnąłem słomką.

- Co... - popatrzył na mnie ze zdziwieniem, a ja wzruszyłem ramionami. - W każdym razie, chciałem cię jeszcze zabrać do parku rozrywki i nie wiem, czy dasz radę.

- O ile nie zaczniemy od jakichś szalonych roller coasterów, to nie powinienem ci obrzygać spodni - błagam, żebym tylko nie przecenił swoich możliwości.

Czasami nie lubię zapominać, że jestem przegrywem.

***

Z racji, że po dobrym jedzonku mam skłonności do zapadania w sen zimowy, przespałem całą drogę, a Park obudził mnie dopiero na parkingu parku rozrywki. Wbrew pozorom to nie było takie proste, zwłaszcza, że po prostu mi się nie chciało i udawałem, że śpię, nasłuchując, jak Chanyeol śmieje się pod nosem z bezsilności.

- Ty wcale nie śpisz - stwierdził. Ups. - Jeśli zaraz nie wstaniesz to ja cię obudzę na swój własny sposób.

Z początku nic sobie z tego nie robiłem, bo czego mógłbym się bać. Najwyżej wywaliłby mnie z samochodu, ewentualnie nakrzyczał. Jednak wcale nie zrobił żadnej z rzeczy, o których pomyślałem w pierwszej chwili. Zamiast tego poczułem na swoim policzku coś ciepłego i od razu otworzyłem oczy.

Park Chanyeol pocałował mnie w policzek.

- C-co ty...

- Ostrzegałem - uśmiechnął się kwaśno i wysiadł z samochodu, oczekując tego samego ode mnie. Mi jednak zajęło to o wiele, wiele więcej czasu, bo przez kilka minut siedziałem czerwony jak burak i trzymałem dłoń na jeszcze rozgrzanym policzku.

Jeśli to tylko pierdolony sen, to powieszę się na żyrandolu.

Naszą wycieczkę po Lotte World zaczęliśmy spokojnie, chociaż zapewniałem, że pyszne mięsko już dawno ułożyło się w moim żołądku i nie powodów do obaw. Chanyeol jednak pozostawał nieugięty i nie kupił mi frytek belgijskich, pomimo że tak ładnie go prosiłem. Niestety nie mogłem skorzystać ze swoich pieniędzy, bo Moja Sosenka zabrała mi portfel już na wejściu, gdy chciałem chociaż dołożyć się do niebotycznej ceny biletu wstępu.

Być może sto tysięcy* wonów za jedną osobę to już było zbyt wiele, ale taka cena obowiązywała przy rezerwacji, której rzecz jasna nie mieliśmy. Chanyeol jednak uparł się, że chcemy mieć wstęp wolny na wszystkie obiekty i zapłacił przy kasie trzy razy więcej, a ja zgubiłem się w obliczeniach, jak wiele kasy właśnie przewalił.

Park wydawał się doskonale wiedzieć, gdzie idzie i sprawnie skręcał w różne strony, póki nie przypomniał sobie o mnie i złapał mnie za rękę, mówiąc, że nie mogę się zgubić. Przyznaję, byłem tu po raz pierwszy i ciężko było mi ogarnąć wszystkie atrakcje wzrokiem, a co dopiero wybrać tą odpowiednią.

- Od razu ci mówię, że nie damy rady wejść na wszystkie atrakcje, bo nie zdążymy przed zamknięciem, ale wybierz coś na teraz - stanęliśmy przed ogromną mapą, a ani ja, ani moje serce, ani tym bardziej mój penis nie mogły się uspokoić, przez dotyk Chanyeola, który gładził moją dłoń kciukiem, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.

W końcu zdecydowaliśmy się na karuzelę z kucykami. Mało mnie to obchodziło, że Park praktycznie opierał głowę na kolanach, przy czym podczas wchodzenia, strzelił sobie kolanem w szczękę, a oprócz nas dwóch, na konikach siedziało jeszcze ponad sześćdziesięcioro dzieci, które z przerażeniem patrzyły na nas jak na wyrośnięte istoty. A ja miałem to w dupie, bo jestem Byun Baekhyun i zawsze o tym marzyłem.

- Wyglądasz jak debil! - w swojej zabawie nie mogłem pominąć naśmiewania się z Chana.

- Teraz się śmiejesz, ale ten koń, na którym siedzisz, to jest nic w porównaniu do tego mojego! - Yeol w parku rozrywki wydawał się zupełnie innym człowiekiem, chyba nawet lepszym. Jego roześmiana morda nijak nie doprowadzała mnie do szału. Tylko dalej był zboczony, ale, nie wiedzieć czemu, nie był to duży problem.

Przejażdżka skończyła się szybciej, niż bym tego chciał, dlatego stwierdziłem, że od razu musimy pobiec do kolejnego obiektu. Chan jeszcze kilka razy zapytał mnie, czy już chcę wsiąść na coś poważniejszego niż spokojna karuzela dla dzieci, na co pokiwałem głową i niewiele myśląc, pociągnąłem go za dłoń.

Wspólnie weszliśmy na latające huśtawki, których z początku nijak się nie obawiałem, póki nie okazało się z jak dużą szybkością się kręcą. Prawie pięć metrów nad ziemią to też wcale nie było tak mało, jakbym mógł się spodziewać, ale mimo to bawiłem się dobrze, co jakiś czas odwracając się i sprawdzając, czy Park przypadkiem nie wypadł po drodze. To byłoby śmieszne.

- Gdzie teraz? - Chanyeol spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko, przez co musiał chwilę poczekać na odpowiedź. Czy ten gnojek wie co robi ze mną i moimi wnętrznościami?

- Lodowisko! - nie, nie, to wcale nie miało być okazją do zaprezentowania się Chanyeolowi z jak najlepszej strony, wcale nie chciałem mu zaimponować. Skąd. Ja po prostu jestem zajebistym łyżwiarzem i chciałem pojeździć dla czystej rozrywki .

- Nie umiem jeździć na łyżwach - przetarł kark dłonią i zrobił kwaśną minę. - Ale pójdziemy następnym razem, obiecuję, Baekkie.

Baekkie...

Po takich słowach nie mogłem skupić się na niczym innym, jak tylko podążaniu za nim, a raczej pozwoleniu ciągnąć się w kolejne miejsce. Luhan zawsze powtarzał, że mam serce z kamienia, a tu się okazuje, że jak z kamienia mam coś innego.

Okej, nie jestem łatwy i to wcale, ale to wcale, ale postawcie się na moim miejscu przed cudownym Park Chanyeolem, który jest dla was m i ł y, a przynajmniej udaje, na co wasze wnętrzności robią fikołki. Nie oznacza to, że przestawiłem się z bycia księżniczką na uległego bekonika. Nie mogłem mu dać tej satysfakcji.

- Zawsze chciałem z kimś na to iść - powiedział, zatrzymując się przed kolejną atrakcją. - Samemu to nie zabawa.

Przed nami znajdowały się kręcące się na olbrzymim talerzu koszyczki. Przypomniało mi to o naszym jednym wypadzie z Lu do tymczasowego wesołego miasteczka, w którym jeździliśmy na podobnej karuzeli, z tym że zamiast koszyczków, siedzieliśmy w filiżankach. I bawiliśmy się super, póki nie wpadliśmy na pomysł, żeby się popychać. Wypadliśmy oboje, ja obiłem sobie dupę, a Luhan miał zwichniętą rękę. Nie odzywaliśmy się do siebie przez trzy godziny, ale finalnie stwierdziliśmy, że było śmiesznie.

Chanyeol wszedł do koszyczka jako pierwszy, co z początku mi się nie podobało, więc odwróciłem się do niego plecami i założyłem ręce na piersi. Już nawet chciałem odejść i na odchodne pokazać mu język, ale chwilę później popukał mnie w ramię i powiedział, że wejście tutaj wcale nie jest takie proste i gdy pierwszy raz próbował się tam wspiąć, zjechał twarzą po talerzu. Na to wyobrażenie zacząłem się śmiać, bo nos Chana przyklejony do podłoża musiał wyglądać komicznie.

Yeol podał mi dłoń i wciągnął na górę... trochę za mocno, na co poleciałem na jego wielkie ciało, a w tym momencie karuzela ruszyła. Nie spodziewałem się, że koszyczki będą kręcić się tak szybko, przez co zamknąłem oczy, schowałem twarz w klatce piersiowej Chana i mocno go objąłem. Ustalmy, że włączył się we mnie instynkt przetrwania.

- Okej, skoro tego chcesz - chciałem zapytać o co mu chodzi, ale nie zdążyłem, bo wciągnął mnie na swoje kolana i przytulił do siebie. - Boisz się? To dość spokojna atrakcja, potem idziemy na coś mocniejszego.

Chanyeol zaśmiał się pod nosem, ale nie puszczał mnie i co jakiś czas głaskał po plecach. Powiedziałem mu tylko, że zachowuję się tak, bo to było nagłe i to wcale nie tak, że się boję. Yeol tylko pokiwał głową i ułożył ją na moim ramieniu. Zrobiło mi się strasznie ciepło, musiałem przed samym sobą przyznać, że to było strasznie kochane, a że Chan nie mógł zobaczyć mojej twarzy, mogłem czerwienić się do woli.

Mógłbym tak siedzieć do końca życia, ale nasza zabawa zakończyła się, jak dla mnie, za szybko i Yeol razem ze mną wyszedł z koszyczka, po czym postawił mnie na ziemi, przygładzając moje wystające włosy, które naelektryzowały się przez koszulę Parka.

Chanyeol bez słowa zabrał mnie do małego pociągu, jeżdżącego po całym Lotte, wyjaśniając, że teraz sobie odpocznę, a potem pójdziemy na coś naprawdę hardcorowego. Nie wiedziałem, czy jestem na to mentalnie przygotowany, ale widząc mój stres, Chan zniknął na chwilę, żeby pojawić się z wielką, różową watą cukrową.

- Chcę nagrodę - uśmiechnął się szeroko, a ja przekręciłem głowę w niezrozumieniu. - Tuuuutaj.

Wskazał palcem na swój policzek, a ja kilkukrotnie zamrugałem w szoku.

- C-co ja mam zrobić? Jedynie mogę ci dać z liścia - Byun, nie jesteś łatwy, pamiętaj.

- Oj, Baekkie, nie bądź taki - ten sposób wymawiania mojego imienia, gdy przeciągał samogłoski i wypowiadał je swoim głębokim głosem, działał na mnie za bardzo, żebym mógł się powstrzymać od pozostawienia szybkiego całusa na jego policzku.

W zamiarze na policzku. Nie przewidziałem, że w ostatniej chwili obróci swoją twarz, a moje usta natrafią na te jego.

- Chanyeol! - chciałem na niego nakrzyczeć albo nawet pobić i przyjąłem bojową pozycję.

- Dobrze, dobrze. Wsiadaj - przytrzymał moje nadgarstki i pomógł wsiąść do kolorowego wagonika.

Kiedyś go dopadnę, zobaczycie.

Na dworze było już szaro, zupełnie straciłem poczucie czasu i dopiero w małej ciuchci sprawdziłem godzinę w telefonie. Minęła dwudziesta, ale moi rodzice nawet nie napisali do mnie głupiego sms-a, pewnie zakładając, że jestem z Luhanem. Zresztą, jutro sobota, więc wystarczy, że wrócę przed północą.

Wyświetliły mi się tylko dwie wiadomości: jedna od Luhana o treści "idę się zapierdolić", a druga od Kyungsoo - "pieprzyć facetów". Wnioskuję, że ich randki chyba nie poszły zbyt dobrze.

- No wiesz co, siedzieć w telefonie na randce ze mną? - pstryknął mnie w nos.

- Przepraszam, sprawdzałem, czy rodzice nie dzwonili.

Chanyeol pokiwał głową i wrócił do podziwiania widoków. Faktycznie Lotte po zachodzie słońca było jeszcze piękniejsze, bo wszystkie światła stały się intensywne, a całość wyglądała przeuroczo. Z uśmiechem wyglądałem przez okienko, obserwując migające elementy na karuzelach. Odwróciłem się w stronę Yeola, żeby pokazać mi śliczną atrakcję, na którą koniecznie chciałem iść, ale wtedy okazało się, że ten wcale nie patrzy na wesołe miasteczko po swojej stronie, a wpatruje się we mnie.

- Hm? - uśmiechnął się, gdy nasze spojrzenia się spotkały i oparł głowę na ramieniu. - Wybrałeś ładniejszy widok niż jakieś tam atrakcje?

- Czemu się na mnie patrzysz... - zignorowałem jego słowa.

- Lubię patrzeć na piękno w różnej postaci.

Zamarłem. Nie spodziewałem się tego po Chanyeolu. Był dla mnie stanowczo zbyt miły, tak jakby to do niego nie pasowało. Niby w to nie wierzyłem, ale w rzeczywistości chciałem piszczeć z radości, nawet gdyby to wszystko okazało się snem.

Przez resztę drogi nie odwróciłem się od okienka ani razu, a po wyjściu z wagonika bez słowa dałem się wyciągnąć w stronę... wielkiego kręcącego się koła.

- Żartujesz, prawda? - wreszcie odezwałem się, gdy naprawdę wpychał mnie na siedzenie, a ja próbowałem go odepchnąć.

- Nie, potem byś żałował, że nie było cię na najlepszej atrakcji. Możesz mnie przytulać do woli i trzymać za rękę.

Powiedzmy, że to mnie przekonało, bo wykorzystałem wszystko na co mi pozwolił, dokładając do tego piszczenie mu do ucha, wbijanie paznokci w przedramię i płacz w rękaw koszuli, którą chyba po prostu osmarkałem.

Jak kocha, to wybaczy.

Hah, Byun, czyli nie wybaczy.

I wszystko było okej, do momentu, w którym wysiedliśmy z koła i zaczęło mi się kręcić w głowie, a wata cukrowa chciała się ewakuować z mojego brzuszka.

- Jesteś uroczy, jak się boisz - zaśmiał się Park, ale jego radość nie trwała długo, bo nie wytrzymałem i... zwymiotowałem mu na buty. - Och... Chyba, chyba ktoś tu miał za dużo atrakcji na dziś.

Nie wyglądał na wkurwionego, ale zachwycony też nie był. Kto by się spodziewał, że spieprzę swoją prawdopodobnie jedyną w życiu randkę. Było mi strasznie słabo, nawet nie miałem siły przeprosić Parka, chociaż bardzo chciałem, bo naprawdę bawiłem się dobrze i byłem mu wdzięczny za cudownie spędzony dzień, pomimo że dalej wydawało mi się to wszystko podejrzane.

Nie mam pojęcia. czy zemdlałem, czy może byłem już tak wykończony, że tego nie pamiętam, ale świadomość wróciła do mnie dopiero, gdy leżałem w łóżku. W nie swoim łóżku.

- O, Śpiąca Królewna wstała - usłyszałem głos Chanyeola i podniosłem się na łokciach. - Stwierdziłem, że zaniesienie ciebie na twoje czwarte piętro to przegięcie, bo za nic nie kontaktowałeś. Tak więc, witam w moim domu.

W moim domu... Co.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było zupełnie takie, jak mogłem to sobie wyobrazić. Bogato urządzone, ale wyglądające dość minimalistyczne. Pewnie rozglądałbym się jeszcze trochę, gdyby nie dotarło do mnie, że leżę na łóżku Chanyeola, a on siedzi obok mnie i uśmiecha się jak głupi do sera.

- To...ja.. dziękuję, będę już szedł, pa! - powiedziałem na jednym wdechu i wybiegłem z willi, po czym zorientowałem się, że nie mam pojęcia, gdzie jestem, bo jakoś tak nigdy nie miałem potrzeby chodzić po bogatych sąsiedztwach.

- Poczekaj, odwiozę cię! - Chanyeol zmachany podbiegł do mnie i złapał mnie za ramię, a ja niestety musiałem się zgodzić, bo nie miałem wyboru. A chciałem zniknąć, naprawdę.

Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę, chociaż kątem oka widziałem, jak Chan na mnie spogląda. Starałem się jednak na to nie reagować i czekałem aż podjedziemy pod mój blok, będę mógł się szybko ewakuować, a potem zamknę się w swoim pokoju i spokojnie zapłaczę na śmierć.

Nareszcie zaparkował, a ja od razu rzuciłem się do drzwi, chociaż nie do końca wyszło mi tak, jak zakładałem. Jedną nogą byłem już za pięknym błyszczącym Maserati, ale wtedy Park przyciągnął mnie do siebie, skradając mi głębokiego całusa i uśmiechnął się z zamiarem powiedzenia czegoś na pożegnanie.

Ale mnie tam już nie było. Już wstukiwałem kod od domofonu i chwilę później biegłem po schodach, jakby Luhan znów wsadził mi skorpiona w gacie.

~*~

*100 000 won to ok 335 zł

A gdyby ktoś był ciekawy, ile Chan wydał na te dwa bilety - 2tys zł (teoretycznie niezbyt dużo, ale gdyby tak podliczyć jeszcze jedzenie...)

~*~

Omójboże, napisałam fluffa i to takiego dłuższego ! W końcu. (Ale nie przyzwyczajajcie się :>>)

Jak Wam się podobało trochę dobroci w naszych chanbaekach?

Uważajcie na waty cukrowe, bubble tea i książki! Bywają zdradliwe...

Muszę Wam też podziękować za ponad 3k wyświetleń. Będę się powtarzać, ale chyba tylko tak jestem w stanie przekazać swoją wdzięczność: Kocham Was za to, że jesteście ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top