|1| Chyba mamy przejebane
- Xiao Luhan, co ty odpierdalasz? - zapytałem, lekko podirytowany kompletnym ignorowaniem mojego pytania, czy pożyczy mi pieniądze na bułkę. Co może być ważniejszego niż moje umieranie z głodu?
- Robię sobie zdjęcia, nie widać? - uniósł telefon jeszcze wyżej i ułożył usta w dziubek. Uniosłem jedną brew i z niedowierzaniem wpatrywałem się w poczynania przyjaciela o trudnym do opisania kolorze włosów. Serio, wyglądał, jakby tęczowa żyrafa zesrała mu się na głowę. Uznajmy, że ten kolor będzie się nazywał luhanowy, pedalski róż.
- Masz wary jak brzegi nocnika - stwierdziłem z zażenowaniem. - Co ty masz zamiar zrobić z tymi selfiaczkami?
- Znajdę dzięki nim tatusia - poprawił, również pedalskie, okulary na swoim nosie. Nie mam pojęcia, jak bardzo trzeba być spizganym, żeby być chłopakiem i kupić sobie oprawki w panterkę.
- Kurwa, co? - Luhan zawsze był kompletną ciemnotą, ale to chyba było zbyt wiele.
- Daję losowi szansę, czaisz? - westchnął. - Nikt w tej szkole mnie nie chce, więc znajdę sobie takiego daddy, że się osrasz z zazdrości.
Lu był zdecydowanie tym typem osoby, który, delikatnie mówiąc, nie myślał.
- I co będziesz z nim robił? Grał w szachy? - parsknąłem. Jeśli myślał, że będzie obdarowywany drogimi prezentami i klepany po główce, to grubo się mylił.
- Cześć chłopaki, co robicie? - Boże, Kyungsoo, jak miło cię widzieć. Spóźniłeś się jedyne trzy godziny lekcyjne! Wbrew pozorom, należą się szczere gratulacje.
- Nasz cudowny przyjaciel postanowił sobie znaleźć daddy - uśmiechnąłem się ironicznie i wskazałem na chińczyka, jak na osobnika zagrożonego wymarciem. Choć, w zasadzie, trudno znaleźć większego idiotę, dlatego można uznać, że jest takim specjalnym gatunkiem.
- Dajcie spokój. Mój tatuś będzie miły i będzie mnie przytulał. O i jeszcze zbuduje nam domek jak skończę szkołę. Ach, jeszcze będzie mi dmuchał baloniki! - wymieniał Xiao, chyba kompletnie nie orientując się, na czym to polega.
- To chyba nie o to w tym chodzi, wiesz - Soo również wykazywał zniesmaczenie całą sytuacją. Świetnie, mam sojusznika, więc teraz mogę na niego drzeć japę, a Kyungie mnie poprze.
- Luhan, cholerny pacanie, gdyby przeprowadzili igrzyska śmierci dla debili, zginąłbyś pierwszy - zaczynałem coraz bardziej się martwić o moje zdolności zawierania przyjaźni z odpowiednimi ludźmi. - Posiadanie daddy to zwykły seks. I nawet nie mów, że twój będzie ci kupował pluszaczki, bo naprawdę wylecisz przez okno. Dopiero co srałeś w pieluchy i już cię ciągnie do łóżka. A, i jedyne baloniki jakie zobaczysz, to te z prezerwatyw, a twój kochaś zamiast kolorowych zwierzątek, będzie dmuchał ciebie.
To, że miał dziewiętnaście lat, nie było w tej sytuacji istotne. I tak zachowywał się jak pięciolatek i ktoś mu musi tłumaczyć życie. A ja, jako wieczny singiel, goszczący w swoim łóżku tylko pluszowego misia, nadawałem się do tej roli idealnie.
Na chwilę zapadła cisza. Skąd, do cholery, Lu wpadł na pomysł, żeby znaleźć sobie starszego faceta przez internet? Lepsze pytanie. Kto to biedne dziecko zaznajomił z portalami dla szukających tatusiów? Luhan był zbyt wielką ciotą na takie znajomości. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć. A raczej na jego wychudzoną dupę, do której aktualnie miał przyczepiony wilgotny kawałek papieru toaletowego, czego mu oczywiście nie powiedziałem. I nie powiem, póki nie przestanie mnie to bawić.
Zajrzałem mu przez ramię. Skoro nie przemówię mu do rozumu, to chociaż wybiorę jakiegoś pięknego, bogatego prezesa. Ktoś z nas dwóch musi mieć dobry gust. I na pewno to nie jest Lu.
- On ma chyba z 50 lat, fujka - spojrzałem na pierwszego kandydata. - Kolejny wygląda jak ty przejechany czołgiem - za tę cenną uwagę dostałem z łokcia w brzuch.
- Baekhyun, pieprz się, nic ci nie pasuje - przewrócił oczami i odłożył telefon, obrażonym wzrokiem patrząc w przestrzeń. - Właściwie to jaki jest twój ideał faceta?
- Noo.. - musiałem chwilę pomyśleć nad złożeniem idealnej postaci w mojej głowie. Najwyraźniej Soo też był ciekawy mojej odpowiedzi, bo uniósł głowę znad książki i wrócił do świata rzeczywistego, co zdarzało mu się bardzo rzadko. - Mi to się marzy taka wysoka kłoda z głębokim głosem i wielkim serduszkiem.
- Chyba z wielkim czymś innym - zaśmiał się Luhan, zupełnie ignorując moją powagę w tej sytuacji.
- Wiesz co, ty to psujesz marzenia. Koniec tematu, więcej wam nie powiem - odpowiedziałem oburzony. Spekulacje na temat mojego chłopaka, czy też, przyszłego męża, można było dosłownie o kant dupy obić, bo, mówiąc szczerze, jeszcze nigdy owego ideału nie znalazłem. Co nie oznacza, że nie mógł się zaraz znaleźć przede mną książę na białym koniu, co nie?
Według moich wyliczeń, zostało dziesięć minut przerwy. A ja nadal byłem głodny. Cholera. Chwilowo udawałem focha na Lu, ale przecież nie mógłbym pójść sam przez korytarz pełen ludzi. Jeszcze jakby chociaż ładni chłopcy sobie siedzieli na parapetach i się uśmiechali. Hah, marzenie. Nie dość, że żaden sensowny na ciebie nie spojrzy, to jeszcze zwróci na ciebie uwagę jakiś bezzębny. Jest w czym wybierać, nie ma co.
- Luhan - trzepnąłem go ręką. - Chodź idziemy po jedzenie dla mnie - w odpowiedzi wydusił krótkie "yhm" i ociężale wstał z podłogi. Kyungsoo prawdopodobnie nawet nie zauważył naszego zniknięcia, jedną różnicą w jego otoczeniu była cisza zamiast jazgotu.
- Wiesz co ci powiem? - nie wiem Lu i nie jestem przekonany, czy chcę - Mam gdzieś tych tatusiów. Żaden się nie nadaje, a ja jednak wolę kogoś w swoim wieku - chyba zmądrzał. - Teraz chcę się zakochać w pierwszej osobie, na którą wpadnę! Jestem już zdesperowanym nastolatkiem i mam swoje potrzeby. Chcę sobie kogoś znaleźć! - cofam moje słowa, z nim jest coraz gorzej.
Postanowiłem przemilczeć pomysł Luhana. Może mu przejdzie za jakąś godzinę lub dwie i nie będzie o co się martwić. Korytarz w stronę sklepiku był jak zawsze przepełniony, zwłaszcza że trwała długa przerwa. Musieliśmy się przeciskać przez liczne kółka różańcowe i grupy kujonów, wierzące, że maturę z biologii można zdać na sto procent. Czysta imaginacja.
Xiao szedł przodem, dzięki czemu ominęło mnie kilkukrotne powtarzanie 'przepraszam', za każdym razem, gdy ktoś stał na środku i nie pozwalał nam przejść. Sprawnie doszliśmy do trochę mniej zapchanej części szkoły, dlatego mój przyjaciel odwrócił się i, idąc tyłem, zaczął gadać o tym, że miłość od pierwszego wejrzenia, a raczej od pierwszego zetknięcia, jest jak najbardziej możliwa, bo w końcu skądś musieli wytrzasnąć scenariusze do tego typu filmów.
Nie zauważyliśmy jednak pewnej grupki chłopców, wychodzącej zza rogu.
Lu nawet nie zdawał sobie sprawy, jak szybko jego wymarzone wpadnięcie na kogoś może nastąpić. Z racji dosyć imponującego wzrostu ofiary, Luhan, oprócz zderzenia się z jego klatką piersiową, co pogniotło koszulę wartą mniej więcej tyle pieniędzy, ile mój dom, wylądował na długaśnych nogach, tym samym prawie przewracając poszkodowanego na ziemię. Sam wylądował na najnowszym modelu, być może takim, który jeszcze nie miał swojej premiery dla zwykłych ludzi, butów sportowych. Zrobiłem kilka kroków w tył. To był moment, w którym musiałem zastosować technikę nieprzyznawania się do Xiao. Bywa i tak.
Dopiero z odległości dobrych siedmiu metrów, wtapiając się w tłum, przyjrzałem się, kto padł ofiarą napaści nieokrzesanego jelenia.
Chyba mamy przejebane.
Przed prawie leżącym Luhanem stał Oh Sehun we własnej osobie, a tuż obok niego Kim Jongin i Park Chanyeol.
Ugh, Park Chanyeol.
Park Chanyeol?!
Najdłuższe, najbardziej krzywe i najbardziej pożądane nogi tej szkoły znajdowały się jedynie kilka metrów ode mnie. Ach, no i kilka centymetrów od mojego przyjaciela - ciapy, do którego, przynajmniej chwilowo, się nie przyznawałem. Zazwyczaj ludzie nawet nie mieli odwagi spojrzeć na górną część tego olbrzyma, stąd popularność jego nóg. Ja jednak poczułem, dziwny w przypadku bycia przegrywem, przypływ odwagi i uniosłem wzrok. Z czystej ciekawości.
Lol, co za buc.
Park zdecydowanie nie okazywał po sobie żadnych pozytywnych emocji. Starałem się śledzić jego mimikę, choć też nie wskazywała na zbyt wiele. Lekko zmarszczone czoło i grymas pod nosem dopełniał pełen pogardy wzrok, skierowany na Lu. Wyglądał mniej więcej tak, jakby zastanawiał się, jakich przypraw użyć do doprawienia Xiao na rożnie.
Na pewno nie pieprz, bo, Panie Wysoki, mój przyjaciel ma uczulenie, a kichające jedzonko, to niedobre jedzonko.
W sumie, tak zupełnie szczerze, gdybym miał zagwarantowane, że przez cały proces obróbki tej różowej sieroty mógłbym stać i gapić się na Chanyeola, to już bym szukał przepisu.
Sorry Lu, priorytety.
Z racji, że nikt nie wykazywał większego zainteresowania moją osobą, a raczej wszystkie ciekawskie spojrzenia wędrowały w stronę całego zajścia, pozwoliłem sobie jeszcze chwilę zawiesić wzrok na moim nowym obiekcie zainteresowań.
A potem obczaić jego kumpli.
Nie sądziłem jednak, że tyle czasu zajmie mi zastanawianie się nad kolorem włosów Chana, które określiłbym jako zbliżony do truskawkowego kompotu mojej babci. Jest zajebisty, polecam.
Obok niego stał Oh Sehun, aktualnie obmacywany przez Luhana, ale nie do końca zdający sobie z tego sprawę. W zasadzie istniały dwie opcje: albo gościu śpi z otwartymi oczami, albo jego pusty wyraz twarzy faktycznie wskazywał na brak inteligencji. Po prostu stał z lekko uchylonymi ustami, na co mój przyjaciel, prawdopodobnie, już sobie wyobrażał, jak ich smakuje i praktycznie widziałem, jak dochodzi od samego patrzenia na farbowanego bruneta. Komu bardziej współczuć?
Trzecim z elity był Kim Jongin, który, tradycyjnie trzymając swoją torebkę z Louis Vuitton, stał z boku. Najwidoczniej czekał, co się dalej stanie i z uśmiechem patrzył na swoich towarzyszy. Mówiąc krótko, swoim zachowaniem dał mi do zrozumienia, że Lu ma przesrane, bo właśnie telepatycznie wybierają dla niego sposób śmierci.
Jeśli zabiją nas obu, to chcę mieć z nim wspólną trumnę, żeby móc go bić albo nawet zabić jeszcze raz. W końcu to wszystko przez niego, ja się o śmierć w tym wieku nie prosiłem.
Ogólnie, cudowna trójka już na pierwszy rzut oka wyglądała tak, jak wszyscy w szkole ją opisywali. Najbogatsi, najpiękniejsi, a jednocześnie najbardziej wredni. Rządzili tą budą i byli uważani za totalnych gburów. Oprócz tego, każdy z nich miał przyczepioną etykietkę chodzącego seksu, jednak zupełnie nieosiągalnego dla kogoś nie z ich poziomu materialnego.
- Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz? - Matko Boska trzymaj mnie, bo chyba usłyszałem najpiękniejszy głos na świecie. Park Chanyeol przemówił. Wydawało mi się, czy słyszałem anielskie orszaki?
- Ja.. p-przepraszam - Lu postanowił opamiętać swoje niewyżycie seksualne na korzyść swojego dłuższego przeżycia. Mądre posunięcie. W duszy modliłem się o jakieś ułaskawienie, w końcu mój przyjaciel miał przed sobą jeszcze całe życie i... Zaraz. Czy Oh Sehun właśnie się schylił i pomógł mu wstać? On go dotknął.
Boże, ktoś z elity go d o t k n ą ł.
Ej, Chanyeol, podejdź tu, bo chyba też mam ochotę się przewrócić.
- Następnym razem uważaj - dodał Sehun i wraz z resztą paczki skierowali się w stronę szatni. Jakbym miał pieniądze, to też bym kończył lekcje wcześniej. Jednak, jako biedny przegryw życiowy, musiałem jeszcze posiedzieć jedyne pięć godzin lekcyjnych. No chyba, że nakłonię Lu i spieprzymy z kilku ostatnich lekcji. Nie taki zły plan.
Każdy z tłumu rozszedł się w swoją stronę, komentując pod nosem i nie mogąc wyjść z podziwu, że pewna ofiara losu nie została ukarana publicznie. Patrzyłem w przestrzeń, próbując ogarnąć co się właśnie stało, gdy obok mnie zmaterializował się, o dziwo żywy, Luhan. Przez kilka dobrych minut próbowałem nawet sprawdzić, czy nie widzę ducha.
- Ej, weź, to boli! - krzyknął, gdy klepałem go po twarzy. Hm, chyba faktycznie to był on. Durny wyraz twarzy i moje ukochane pedalskie włosy. Poczułem to pod własnymi rękami. O cholera, Luhan przeżył niemożliwe. Bo tak mówili o konfrontacjach z elitą.
W zasadzie, według plotek, najgorszy był właśnie obiekt moich zainteresowań. Podobno ktoś kiedyś zażartował sobie z jego uszu. I wiecie co? Już go z nami nie ma.
Jongin był powszechnie uważany za niegroźnego wariata, który mógłby przelecieć wszystkich i wszystko, co mu się żywnie podobało. Sehun za to miał opinię oziębłej i pustej lalki, bo nikt nie miał zamiaru uwierzyć w to, że prawdziwy człowiek może tak dobrze wyglądać.
Na moje nie był jakiś specjalny, ale ja mam po prostu dobry gust.
- Uświadamiasz mi, że głupi ma szczęście, serio - stwierdziłem po krótkim zamyśleniu. - Szczerze mówiąc, bardziej się spodziewałam, że poślesz nas obu do diabła i biedny Kyungsoo będzie nam musiał kwiatki kupować.
- Stary, Oh Sehun złapał mnie za rękę. Czaisz? Za r ę k ę. Już nigdy jej nie umyję, będę ją kładł przy poduszce i wyobrażał sobie, że śpię z nim! - w jego przypadku nie zdziwiłbym się nawet, gdyby wsadził ją sobie w dupę.
- Została nam minuta do dzwonka - westchnąłem. Nadal byłem głodny i żałowałem, że nie mogłem się najeść Chanyeolem. W końcu to ciacho, co nie? - Czas na nasz ulubiony przedmiot, Luluś - uśmiechnąłem się ironicznie. Zdecydowanie nie byliśmy orłami z matematyki, a teraz, po zobaczeniu ósmego cudu świata, jedyne na co miałem ochotę, to przerobienie tych wszystkich paraboli na serduszka. Tak, i w nie wszystkie wpisze BBH + PCY = wielka miłość. I wtedy będę mógł spokojnie zostać oddelegowany do psychiatryka.
To wcale nie tak, że nigdy w życiu się do niego nie odezwę, a on nie zwróci na mnie uwagi. Niee...
Weszliśmy do sali równo z dzwonkiem i zajęliśmy swoje miejsca w trzyosobowej ławce, tym samym dosiadając się do Kyungsoo, który widocznie na nas czekał, jednak nie zadawał żadnych pytań, a jedynie skupił się na nowym temacie lekcji.
- Oh Sehun jest tak piękny, że nawet ta jebana delta nie jest w stanie mi zepsuć humoru - szepnął do mnie Lu, rozmarzonym wzrokiem błądząc po tablicy. Jego produktywność zakończyła się na zapisaniu numeru zadania. Zresztą, kto by się przejmował jakimś 'iksem', jak można sobie posiedzieć i pomyśleć o nowym celu w życiu.
Ach, tak. Naszą wspólną, życiową misją było mieć faceta. I to najlepiej takiego, który wie, że istniejemy i wie, że jest naszym facetem. Niestety dramy tyle frajdy nie dawały, chociaż nikt nie może mi zabronić wzdychania do pięknych aktorów, prawda? Z resztą, Lu, według oczywiście tylko i wyłącznie siebie, jest już po przynajmniej pięciu ślubach w tym roku. Chłopak ostro wkręcił się w koreańskie seriale i każdy "wybranek jego serca", od razu po zakończeniu oglądania, stawał się jego mężem.
Jak teraz o tym myślę, to zaczynam się bać o Sehuna. W końcu cholera wie, czy Lu w akcie desperacji nie porwie go i nie zamknie w piwnicy, czy coś.
A, duży jest, poradzi sobie.
- Co ty w ogóle wiesz o byciu pięknym, człowieku? Czy ty widziałeś Chanyeola? - być może mój entuzjazm był zbyt duży, ale nie bardzo mnie to wtedy obchodziło. - Opowiadaj jak było na nogach Huna - zaśmiałem się i odłożyłem długopis na bok. Zrobiłem dwa podpunkty pierwszego zadania, na dziś starczy.
- To były najpiękniejsze nogi, jakie w życiu widziałem - odnosiłem wrażenie, że zaraz się popłacze. - Miał tak wygodne buty, że jak na nich siedziałem to myślałem, że odbywam podróż w nieznane.
- A - najwidoczniej Lu odpłynął już do swojego świata, w którym stawał się cudownym artystą i szukał epitetów, które w sumie nie miały kompletnego znaczenia, ale brzmiały dosyć legitnie i kwalifikowały go jako mądrego człowieka. Którym oczywiście nie był, ale przynajmniej próbował być, siedząc i czytając książki, a niekiedy nawet je pisząc.
- Tam, gdzie się znalazłem, to było pieprzone Pole Elizejskie. Spojrzałem na niego z dołu i nasze spojrzenia się spotkały. I powiem ci, że wtedy ujrzałem anioła - parsknąłem na jego słowa. Sehun już z wyglądu był zbyt głupi na anioła. - On ma tak idealną twarz i tak piękne usta... Myślałem, że się popłaczę albo rzucę na niego.
- Teraz tylko pytanie, co z tym zrobimy.
- Z czym?
- No z tym faktem, że właśnie znaleźliśmy swoje miłości życia, które nie są zainteresowane jakimikolwiek związkami, są uważani za wrednych kutasów i przede wszystkim są nieosiągalni - wypaliłem na jednym wdechu. Zdałem sobie sprawę, że dam Lu trochę poprzeżywać, bo nie było szans na to, że jeszcze kiedykolwiek będziemy mieli styczność z elitą.
A przynajmniej tak wtedy myślałem.
- Byun Baekhyun, do tablicy - dzięki łajzo, nawet nie wiem, w którym jesteśmy dziale. Wyszedłem z ławki, dyskretnie kopiąc Luhana w piszczel i, dzięki zaufanym koleżankom, które mnie lubią tylko dlatego, że zawsze chciały mieć przyjaciela geja, dowiedziałem się jakie zadanie mam zrobić.
Fartem bo fartem, ale udało mi się wykonać polecenie w miarę poprawnie i mogłem spokojnie wrócić do ławki. Przez resztę lekcji nie zrobiliśmy już kompletnie nic. Zamiast tego, w trójkę rozmawialiśmy o nowej dramie, w której występował nasz wspólny idol. Mi osobiście się nie podobała. Co prawda aktor był świetny, ale grał tak wkurzającą postać, że miałem ochotę rozerwać go na strzępy i opisywałem go jako typowego, serialowego śmiecia. Oczywiście Lu miał odmienne zdanie i to, co mnie irytowało, jego niezmiernie bawiło. Jak tak w ogóle można?
Zadzwonił dzwonek na przerwę i wszyscy uczniowie usunęli się z klasy z prędkością światła. Przy wyjściu stały rok młodsze dziewczyny. Jedna z nich trzymała groszkowe pudełeczko bez wieczka, a reszta rozdawała jakieś karteczki każdemu, kto przechodził obok.
- Hej chłopcy, mamy dla was bilety na mecz koszykówki w naszej szkole, bez tego nie wejdziecie, a będzie na co popatrzeć!
- A kto gra? - zapytał Luhan. W zasadzie niewiele miał wspólnego z jakimkolwiek sportem, ale kto wie, o czym on tam myśli.
- Maturalna klasa sportowa i zespół z innej szkoły - odpowiedziała uśmiechnięta dziewczyna z kokardkami na warkoczach. Wyglądała, jakby wyszła z podstawówki.
- Niewiele mi to mówi - nie miałem bladego pojęcia, kto jest w jakiej klasie.
- Jak możecie tego nie wiedzieć? - druga z koleżanek była wręcz w szoku. - Do tej klasy chodzi elita! Jongin, Sehun no i Chanyeol oczywiście!
- Chanyeol powiadasz?
~*~
Hej, hej! Witam Was w pierwszym rozdziale WYFC! Postanowiłam napisać rozdział jak najszybciej, tak więc oto on!
Muszę powiedzieć, że gdy zobaczyłam 100 wyświetleń pod samym przedstawieniem postaci, miałam łzy w oczach. Naprawdę nie spodziewałam się tego, bardzo Wam za to dziękuję i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca (no i oczywiście byłoby miło, gdyby było Was jeszcze więcej!).
Zachęcam do zaobserwowania mnie (możliwe, że będę uprzedzać na swojej tablicy, kiedy będzie następny rozdział), dania gwiazdki, czy również dania komentarza!
Do zobaczenia w następnym rozdziale! c:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top