7. You're dying

   Leżałam w łóżku pod kocem. Głowa strasznie mnie bolała. Byłam wycieńczona, spragniona, a przede wszystkim głodna.

- Czy gdy ona wróci do naszego świata nadal będzie... wampirem? - usłyszałam głos Doriana.

- Hmm, sądzę, że nie - odpowiedział mu Nick.

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Alice tu nie było.

- No zróbże coś - powiedział desperacko Dorian.

- Ona musi wypić krew!

- Nie - powiedziałam cicho.

- Ona musi jak najszybciej wrócić do naszego świata! - krzyczał Dorian.

- Wyluzuj! Myślę nad tym - mówił spokojnym głosem Nick.

- Myślisz i jeszcze nic nie wymyśliłeś!

- Jesteście tu dopiero od trzech dni, ty myślisz, że ja jakimś magikiem jestem? Sami się tu wpierdoliliście.

- Zostaw nas samych - warknął Dorian do Nick'a, po czym ten drugi wyszedł z pokoju.

Dorian zbliżył się do mnie. Przejechał dłonią po moich włosach i policzku.

- Kochanie - powiedział zmartwionym głosem i cmoknął mnie w czoło po czym drżącą ręką podsunął mi szklankę pod nos.

Do moich nozdrzy trafił metaliczny zapach. Momentalnie zebrało mi się na wymioty.

- Blo, musisz to wypić - mówił błagalnym głosem.

- Nie ma mowy - wychrypiałam.

- Ale... ale jak nie wypijesz... - zatrzęsła mu się warga i nie dokończył.

Słabo ścisnęłam go za dłoń.

   Przez następne kilka godzin co kilka chwil przychodzili do mnie na zmianę Dorian i Alice błagając mnie, bym wypiła to świństwo. Nie chciałam się zgodzić, a czułam się coraz gorzej.

   Następnego dnia zmusiłam się, by wypić parę kropel, ale od razu to zwróciłam. Nie mogłam, po prostu nie mogłam...

   Trzeciego dnia mojej ,,choroby" zrobiłam się strasznie blada i zimna. Prawie w ogóle nie otwierałam oczu, tylko słuchałam płaczu Alice i błagań Doriana.

   Właśnie leżałam ze zamkniętymi oczami i delektowałam się ciszą.

- Bloss - usłyszałam i nie od razu poznałam, kto jest właścicielem tego głosu, Nick.

Spróbowałam otworzyć moje wysuszone oczy.

- Ty umierasz - powiedział bez żadnych ogródek, ale przynajmniej bez płaczliwego tonu, jakim mówili Dorian i Alice.

Chwycił mnie za dłoń. Założył mi klamerkę na nos.

- Jeszcze całe życie przed tobą - powiedział, a jego niebieskie oczy iskrzyły się - wymyślę jak was odesłać do domu i znów wrócisz do dawnego życia - uśmiechnął się lekko.

Bez słowa podstawił mi szklankę pod usta. Spojrzałam na niego nieufnie. Zachęcił mnie ruchem głowy do picia. Sama w to nie wierzyłam, ale wyciągnęłam moją drżącą rękę spod koca, wzięłam od niego szklankę i upiłam łyk. A potem drugi. I trzeci. I kolejny. Opróżniłam prawie całą szklankę, gdy uświadomiłam sobie, co zrobiłam. O dziwo nie zebrało mi się na wymioty.

- Wypij do końca - zachęcał.

Przechyliłam szklankę i opróżniłam ją jednym haustem. Ściąnęłam klamerkę z nosa.

-Dzięki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top