28."Not bad"
- Dzwoniłam do Jamiego, mówił że wcale cię u niego nie było! - krzyk mojej mamy rozniósł się po kuchni. Gdy machała ręką trzymając talerz, bałem się że naczynie rozbije się na podłodze.
Jadłem makaron, słuchając jej słów. Już nie chciałem przepraszać... Skoro mama się wściekła, to i ja nie zamierzam być spokojne.
Kobieta miała poczerwieniałą twarz. Ojca nie było, więc mogła w spokoju krzyczeć.
- Gdzie ty sie włóczyłeś?! I jaką niby masz pracę?!
Ignorowałem jej słowa, dziwiąc się jednak że wpadła w taki szał. Jest spokojna, chodzi do kościoła, nerwy trzyma na wodzy... Pierwszy raz w życiu zawiódł ją syn, może i ma trochę powodów do wściekłości?
- U Ryana w warsztacie. Będę dorabiał po szkole - odpowiedziałem, wkładając talerz do zlewu. W garnku na kuchence stał garnek, z którego ulatywała para. Porcja obiadowa mamy, czekała aż ta skończy prawić mi kazania. Zaczęła to robić, gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania.
- Nigdy mnie nie okłamywałeś, zawsze byłeś takim dobrym dzieckiem... Co sie z tobą dzieje, Justin? - zapytała spokojniej, opierając się ręką o blat.
- Może to że dorastam i mam swoje sprawy? - Słysząc moją stanowczą odpowiedź, brunetka zamilkła. Mierzyła mnie spojrzeniem, nim wyszedłem parskając pod nosem.
- I tak nie zrozumiesz - pomyślałem, idąc po schodach. Słyszałem swoje ciężkie kroki a potem trzask drzwi, które zatrzasnąłem zamykając się w swoim pokoju.
Upadłem na łóżko. Mój telefon leżał obok. Wydał z siebie dźwięk, a ja od razu spojrzałem na wyświetlacz.
Lizzy przysłała wiadomość. Zapytała jak poszło z matką. Nie chciałem jej o tym opowiadać.
"Nie jest źle" odpisałem.
Następnego dnia, na zajęciach z angielskiego oddano nam sprawdzone, wczorajsze sprawdziany. Ucieszyłem się na widok pozytywnej oceny. Siedząc w ławce, odwróciłem się.
- Piąteczka - zwróciłem sie do niego, informując o dobrej ocenie - Może przynajmniej troche udobrucham mamę!
Jamie jednak nie podzielał mojego entuzjazmu. Jak się dowiedziałem na przerwie, nie zaliczył tego testu.
Nie jest dobrym uczniem. Jego średnia nie przekracza pewnie trójki. Chłopak nawet nie liczy na dostanie się na studia. Kiedyś nawet wspominał, żeby zahaczyć się do pracy w Domino's gdzie ostatnio byliśmy. Z kilkoma pracującymi tam dziewczynami jesteśmy na Ty, często rozmawiamy czekając na pizze. Może wstawiłyby się za nim, gdyby chciał tam pracować...
- Widziałeś dzisiaj Liz? - spytałem, idąc ramię w ramię z Jamiem. Było ciepło, a słońce oświetlało cały dziedziniec. Na boisku na lewo od nas czarnoskórzy grali w kosza. Przerwa, która teraz trwała, miała długość dwudziestu minut.
- Nie, jakoś nie... A co? - zapytał kumpel. Jednym ramieniem trzymał plecak, a drugą ręką grzebał w kieszeni, szukając paczki papierosów.
- Mi też się nie rzuciła w oczy - odparłem.
Skryliśmy się w naszej stałej miejscówce. Opierałem plecy o pokrytą barankiem ścianę, a stare trybuny leżące dwa metry ode mnie oświetlało słońce, tak samo jak moją twarz.
Zapaliłem fajkę i wyjąłem telefon. Czekając, aż Liz odbierze, zaciągałem się dymem chcąc pozbyć się niepewności.
- Tak? - Usłyszałem jej głos i wypuściłem powietrze z ust.
- Cześć. Ej, czego cię nie ma dzisiaj w szkole? Tęsknie - zaśmiałem się. Kątem oka zobaczyłem Jamiego, który chodził w miejscu w pewnej odległości ode mnie.
- Źle się czuje i stwierdziłam, że nie pójdę. A ominęło mnie coś interesującego? - spytała dziewczyna. Wyobrażałem sobie, że siedzi teraz pod kołdrą, z kubkiem gorącej herbaty.
- Nie, w sumie to nie... Wpadnę do ciebie po szkole. I tak będę szedł do Ryana.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę Opowiedziałem Liz kilka śmiesznych sytuacji, które miały miejsce na dzisiejszych zajęciach, powiedziałem że dostałem piątkę oraz życzyłem zdrowia. po skończonej rozmowie, wróciliśmy z Jamiem na lekcję. Teraz czekały nas trzy godziny... zajęć o zdrowiu, na które ostatnio narzekała Lizzy.
Dopiero o siedemnastej wyszedłem ze szkoły. Odetchnąłem, dziękując że ta męka sie już skończyła. Przysypialiśmy z Jamiem, jednak dziewczyna która nauczała tego przedmiotu miała donośny głos i uwielbiała głośno akcentować. Owszem, była szczupła i atrakcyjna. Nosiła okulary a włosy miała upięte w niechlujny kok przez co kosmyk włosów wisiał nad jej uchem. Obaj z Jamiem stwierdziliśmy, że jest najładniejsza nauczycielką w szkole.
Nie miałem problemu z dojściem do Ryana. Byłem pod jego mieszkaniem w niecałe dwadzieścia minut. Szedłem szybkim krokiem, aby się ogrzać. Mimo słońca, co chwilę uderzał mnie wiatr, a byłem w zwykłej koszulce.
Będąc już pod blokiem, zerknąłem przelotnie na okno w pokoju Liz i wszedłem do przedsionka.
Minąłem na klatce jedną starszą sąsiadkę i pukając do drzwi Liz, słyszałem jak obcasy kobiety stukają o schody.
Gdy otworzyła, stwarzała wrażenie jakby nie cieszyła się z mojego przyjścia. Przynajmniej tak stwierdziłem w pierwszym momencie. Nosiła kolorowe polarowe dresy i koszulkę. Jakby dopiero co wstała z łóżka. Nie miała makijażu i wyglądała na zmarnowaną.
- Cześć, wiesz jak mnie głowa dzisiaj boli... - Objęła mnie, narzekając. Staliśmy w korytarzu. Widziałem nasze odbicie w wiszącym na ścianie lustrze.
- Brałaś jakieś prochy? Paracetamol? - spytałem z troską.
- Nie, nie czepiam sie takich świństw - stwierdziła. Puściła moje ramiona i skierowała się do kuchni. Szedłem za nią, patrząc na opięte koszulką łopatki.
- Świństwa, ale mogą ci pomóc - Stanąłem w progu, a Liz nastawiła czajnik. Wyjęła dwa kubki, na co ja od razu odpowiedziałem "nie, spieszę sie. Ryan na mnie czeka. I tak cudem jest że mogę dzisiaj gdzieś zostać po szkole".
- Aż taka była wściekła? - zapytała Liz, mając na myśli moją mamę.
Zobaczyłem przed oczami obraz naszej wczorajszej kłótni. Potem siedziałem cały czas u siebie, a z mamą zobaczyłem się dopiero dziś rano, przy śniadaniu. Oboje ochłonęliśmy, na szczęście.
- Tak - odparłem po chwili - Jak nigdy.
Moja rozmowa z Lizzy nie trwałą więcej niż pięć minut. Przeszedłem na drugą stronę Webster Avenue. Warsztat Ryana wydawał się mały, stojąc obok nowoczesnego, ogromnego gmachu szkoły. Była przeszklonym budynkiem, od którego szklanych ścian odbijało się słońce. Było jeszcze wysoko na niebie, mimo późnej pory.
Ryan miał tu niezłą konkurencję. Kilka budynków dalej znajdował się Victor's Auto Services, a na stacji benzynowej nieco dalej także mieli mechanika.
Jednak, warsztat Butsy'ego nie przynosił strat. Ryan kiedyś powiedział, że ma odłożone duże pieniądze na czarną godzinę i nawet gdyby interes splajtował, miałby czas na znalezienie nowej pracy.
Pieniądze na czarną godzinę... Dzięki Lizzy przynajmniej wiem, skąd miał tą gotówkę.
Cześć. Mam dla was kolejny rozdział :)
Relację Justina z mamą sie pogorszyły. Ale, nasz bohater w końcu rozwinął skrzydła i zaczął żyć pełnią życia :)
Następny rozdział wkrótce, trzymajcie się :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top