26. She's only a dream?


Był już późny wieczór, gdy zbliżałem się do mieszkania Ryana i Lizzy. Mama zawsze mi ufała i nigdy nie miała przez to problemów. Teraz jednak, powiedziałem że idę do supermarketu na drugą stronę ulicy. A jestem 20 minut od domu z fają w zębach i do tego nie wracam na noc.

Wyrzuciłem papierosa, będąc już pod dobrze znanym, wysokim budynkiem. W mieszkaniu paliło się światło, w pokoju Liz konkretnie. Ryana nie powinno teraz być. Mamy mieszkanie i cała noc tylko dla siebie.

Wyłączyłem telefon, idąc schodami na górę. Gdy zapukałem, spodziewałem się ujrzeć Lizzy tak seksownie ubraną jak w piątkową noc. Jednak, otworzyła mi zupełnie nomalna dziewczyna. Nie bogini seksu. Jednak - idealna.

Była w samych skarpetkach, ubrana w niebieskie dżinsy i zwykły tshirt.

Na luzie, taka jaką widziałem ją w kawiarni jakieś dwa tygodnie temu gdy jeszcze nawet nie znałem jej imienia.

- Cześć - przywitała się.

- Cześć - Wszedłem do mieszkania i pocałowałem ciemnowłosą w usta.

- Ryana nie ma. W lodówce mam piwo i jakieś chipsy zaraz przyniosę - mówiąc to, dziewczyna poszła do kuchni. Ja, zajrzałem do pokoju Ryana. Po ciemności i ciszy w pomieszczeniu stwierdziłem, że jesteśmy sami. Wiedziałem jednak, że chłopak jest po drugiej stronie ulicy, z okna budynku można zobaczyć jego warsztat. Gdy zerknąłem przez okno w tamtą stronę, zobaczyłem zapalone światła. Butsy był zajęty, oby pozostał taki przez całą noc.

Spoczęliśmy z Lizzy w jej pokoju. Na wersalce, z butelkami Garlsberga w dłoniach i miską z chipsami paprykowymi. Liz chciała obejrzeć film na laptopie, nic nie zdradzało naszych planów na później. Wyczuwałem w powietrzu, albo w swoich urojeniach w głowie, że ona też pragnie dziś zrobić ze mną coś niegrzecznego.

Na razie jednak, leżeliśmy oglądając komedię romantyczną którą wybrała Lizzy. Wypiliśmy po piwie, a gdy film się skończył, chipsy również. Dochodziła godzina 23. Mój plecak do szkoły stał na podłodze. Nie zamierzałem znów wagarować, jutro z Liz jedziemy jej terenówką do szkoły.

Dziewczyna wyłączyła laptopa i usiadła, opierając plecy o ścianę.

- Chyba spać idziemy... - rzekła - Idź się umyć, skarbie.

Uśmiechnąłem się... Jeszcze nikt nigdy nie nazywał mnie skarbem. Przynajmniej, nie w tym sensie bo gdy byłem mały mama często tak do mnie mówiła.

Wziąłem prysznic. Spieszyłem się więc po dziesięciu minutach wyszedłem z łazienki, już w bokserkach i podkoszulku.Zastanawiałem się, jak będa wyglądać najbliższe minuty. Jak się do tego zabrać...

Nigdy nie uprawiałem seksu!

Pójść na żywioł, przyznałem w końcu. Niech los określi, jak to ma wyglądać.

Zamknąłem za sobą drzwi. W pokoju paliła się lampka nocna, a Lizzy siedziała w samej bieliźnie na łóżku... Już kilka razy ją tak widziałem. Nie wpadłem w osłupienie, jak za pierwszym razem. Po prostu, usiadłem na łóżku spoglądając na jej nakrytą kołdrą sylwetkę.

- Już nie śmierdzisz - stwierdziła z tym jej słodkim uśmieszkiem.

Też się uśmiechnąłem, przytulając swoje ciało do jej ramion. Oparłem głowę pod jej broda i zacząłem składać pocałunki na szyi. Nie drgnęła ani milimetr, nie stresowała się. Przymknęła tylko oczy gdy moje usta kierowały się bliżej jej twarzy. Zakończyłem na ustach, a Liz popchnęła mnie. Upadłem na plecy, a ona opadła na mój tors.

Jednak, zaczęliśmy się całować a nasze ciała były przytulone. Moje dłonie masowały plecy Lizzy, a palce co rusz chciały rozprawić się z zapięciem stanika. Skóra dziewczyny, jak i jej oddech był gorące.

Usiadłem, a stanik po którejś już próbie, opadł.

Miała ładne piersi. Idealne rozmiarem.

Wepchnąłem język głębiej w jej usta a ona pomogła mi zdjąć koszulkę. Potem nawzajem, pozbyliśmy się reszty swojej garderoby.

Pamiętam jak dotknąłem jej tyłka, ściągając jej majtki... Potem położyła się na mnie... I trafiliśmy w siebie jak dwa dobrze dopasowane puzzle.

Czułem na piersi szybki oddech Lizzy, a jej włosy łaskotały moją szyję.  Potem znów się uniosła a ja całowałem jej usta. Odpływaliśmy, czując się coraz bardziej zrelaksowani.

Zamknąłem oczy, gdy już doszliśmy... Lizzy opadła obok mnie, naga. Jednak, to ja ubrałem się pierwszy.

- Jesteś... nieziemska - wyszeptałem, gdy brunetka schylała się na podłogę po swoją bieliznę. Ja spałem tylko w bokserkach, koszulka leżała rzucona gdzieś pod szafą.

Uniosła swoje kąciki ust, gdy zakładała stanik. Złożyła pocałunek na policzku, szepcząc "Dobranoc". Potem słyszałem tylko jak nakrywa się kołdrą. Zgasiłem lampkę nocną i pokój stał się zupełnie ciemny.

Nie zamknąłem oczu. Nie mogłem. Cały czas byłem roztrzęsiony ostatnimi kilkoma minutami. Czy ja naprawde pieprzyłem się z Liz?

Spoglądałem na okno, za nim malowało się ciemne niebo nad Nowym Jorkiem. Gdybym podszedł bliżej, zobaczyłbym czerwonawe punkciki. Światła samolotów, które często widac na nocnym niebie.

Długo nie zasypiałem. Zacząłem też zastanawiać się ile razy dzwoniła mama. Pewnie teraz umiera z niepokoju.

Pewnie też nie śpi. Siedzi rozhisteryzowana w fotelu, z telefon w ręku i wybiera mój numer co kilka minut. Ojciec już sie raczej na nią na wydzierał. "Jaką ty jesteś matką!" jak zwykle mówił.  Napewno jest lepszą matką niż on ojcem.

Wiele razy budziłem się w nocy. Przekręcałem na drugi bok i spoglądałem czy Liz nadal śpi obok mnie. Bo wyrwany ze snu... zastanawiałem się czy ona też nie jest tylko snem. Bo moje życie ostatnio zaskakuje nawet mnie.

Wszystko jest takie nierealne. Ja, mam dziewczynę? Ja, uprawiam seks? Ja, imprezuję z najpopularniejsza laską w szkole i jej kumplami?

Nie, to musi być sen.

Otworzyłem oczy po raz kolejny. W pokoju było już jasno, za oknem widniał błękit. Żółte ściany emanowały kolorem, a nie ciemnością.

Obróciłem się. Zastygłem, gdyż leżałem sam.

Może to jednak był sen, przemknęło mi przez myśl. Jednak, gdy spojrzałem w stronę drzwi, stała tam.

- Jak się spało? - zapytała, serdecznie się uśmiechając. Uczesała włosy, nałożyła delikatny makijaż i moją rozpinaną bluzę. I chyba robi jajecznicę, bo taki zapach dochodzi z korytarza.

- Zajebiście - powiedziałem krótko, gładząc ręką moje centymetrowe włosy. Przetarłem twarz i z niechęcią wygramoliłem się z łóżka.

Wyszedłem z pokoju. Ku mojemu zaskoczeniu, w kuchni przy stole siedział Ryan.

No tak, przez chwilę zapomniałem że to jego dom.

- Ty znowu tutaj? Wprowadzasz się na stałe Justin? - zaśmiał się, trzymając w dłoniach arkorokowy kubek z kawą.

- Chciałbym - Uśmiechnąłem się, zajmując stołek naprzeciw niego. Liz patrzyła na jajecznicę, stojąc przy kuchence. Zatrzymałem na niej wzrok.

I nie spuszczałem go przez długo, będąc cholernie wdzięcznym za tę noc.


Cześć...

Mam wrażenie że spierdoliłem rozdział. Wybaczcie ale nie umiem pisać takich scen. Mogliście się zawieść, oczekując czegoś więcej.

Przepraszam was... Następny rozdział niedługo, lepszy niż ten, obiecuję :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top