23. Barbie girl, such a whore


Ja, Jamie, Liz i jeszcze... około pięćdziesięciu osób w tym domu byliśmy już nieźle wkręceni w imprezę. Moja dziewczyna akurat wyszła na fajkę ze znajomą, ja zostałem z Jamiem. Podpieraliśmy ścianę w salonie, który był wystarczająco duży, aby pomieścić połowę tej imprezy. Ludzie siedzieli na podłodze i niewielkiej kanapie, jedli pizzę z pudełek i chodzili we wszystkie strony z butelkami piwa.

Nad naszymi głowami wisiał łańcuch światełek. Zapewniał białe światło i niesamowity klimat. Przez chwilę wpatrywałem w nie pijane oczy, a na ustach miałem dziwny uśmieszek... Bylem już mocno wstawiony.

Lizzy się trzymała. Po trzeciej godzinie imprezy nadal chodziła prosto, nie obijała się o ściany ani nie śmiała jak opętana. A kilka dziewczyn które tu widziałem, właśnie tak sie zachowywało.

Jamie przyglądał mi się. Trzymał w ręce piwo w kubku, którym potrząsał.

- Ty sie dobrze czujesz? - zapytał. Słyszałem go wyraźnie, mimo iż grała głośna muzyka a ja wpatrywałem się w jakis punkt. Chyba w kuchnie, jakbym liczył wszystkie rodzaje wódki która stała na blacie. Widać gospodarz się wykosztował na tą imprezę.

Gospodyni właściwie. Przypomniałem sobie że to kumpela Lizzy. I nie wiem czego, ale zacząłem się zastanawiać czy jest ładna...

- Dobrze, a co? - uciąłem, uśmiechając się. Jamie patrzył mi w oczy. Nie obchodziło mnie, że wiedział już w jakim jestem stanie. Ani nie obchodziło mnie, że gdy odejdę od tej ściany, mogę stracić równowagę, potknąć się o nogi dziewczyny siedzącej na dywanie nieopodal i wylądować twarzą na podłodze.

Bo dokładnie takie miałem przeczucia.

Wiedziałem że wypiłem za dużo i że alkohol mi nie służy. Myślałem też, za ile wróci Liz. Chciałem sie do niej przytulić w zanucić w ucho kawałek Beyonce - Drunk In Love...

I tańczyć tak w świetle księżyca, w ogrodzie tego domu...

Potrząsnąłem głową. Widać moje myśli już zmierzają w głupią stronę.

- Idę poszukać Lizzy - powiedziałem szybko. Odszedłem stamtąd chwiejnym korkiem, zanim Jamie zdążył mnie zatrzymać.

Wyszedłem na dwór, przetrącając w drzwiach jakąś parę. Chłopak w kapelusiku rodem z lat 50 krzyknął coś, jednak zignorowałem to. Byłem chyba jedynym aż tak pijanym na imprezie.

Tuż obok ganku spostrzegłem dwie szczupłe dziewczyny. I jedna z nich mogła być Lizzy. Ubrana jak ona, ta sama sylwetka i jarała cienką fajkę. Miała ciemne włosy i duże kolczyki w uszach.

Cudem zszedłem po trzech stopniach schodów i zbliżyłem się do dziewczyn. Druga była blondynką i kojarzyła mi się z Barbie. Miała różową koszulkę i pomalowane błyszczykiem usta. Oczy zlepione prawie od mascary i niebieskie źrenice. Typowy plastik, ale miała coś w sobie.

Coś co sprawiło, że zatrzymałem na niej wzrok zanim się odezwałem.

- Cześć, szukałem cie - mówiąc to, zarzuciłem Lizzy rękę na szyję.

- Co? - Zwróciła się tak, że zza ciemnych włosów wyłoniła sie jej twarz.

Twarz, której nie znałem. Mogła należeć do szorstkiej i niemiłej dziewczyny, którą Liz napewno nie była.

Nieznajoma szybko odepchnęła mnie i odsunęła się na znaczną odległość.

- Jest pijany... - powiedziała Blondi, jakby mnie tam wogóle nie było.

- Może to i dobrze - odpowiedziała druga, gdy stałem zdezorientowany, szukając w głowie jakichś słów aby wyjaśnić to nieporozumienie. Jednak, myślenie wtedy z trudem mi przychodziło.

- Jesteś... - zamyśliła się, podchodząc powoli do mnie jakby już nie była przestraszona - Justin! Chłopak Lizzy!

- Opowiadała o tobie

- Tak, opowiadała o tobie - zgodziła się druga.

- Jesteś mega uroczy - powiedziała brunetka, zawieszając mi ręke na ramieniu. Atmosfera wokół robiła się dziwna.

- Nic dziwnego że tak cię kocha.

- Niedługo przestanie, uwierz mi...

Dziewczyny mówiły jedna przez drugą. A ta podobna do Liz coraz bardziej się do mnie przymilała. Czułem jej małą dłoń na karku...

Pociłem się... Sytuacja była z lekka niezręczna. Jakby Liz tu teraz przyszła...

- Co masz na myśli? "Niedługo przestanie".

Wróciłem do rzeczywistości. Bo słowa które wyszły z ust tej dziewczyny, brzęczały mi  w głowie niczym szum wypitego alkoholu.

- No... To jest Liz...

Obie zaśmiały się, a ja czułem że ich śmiech ma mi coś przekazać.

- Że co? O czym ty mówisz? - Przez chwilę, stojąc tam tylko w ich obecności, myślałem że robią sobie jaja. Jednak, starałem się być niesamowicie poważny, nawet choćby było to trudne.

- Lizzy lubi facetów. Takich na jeden raz!

- Jednego dnia ten, następnego inny!

- Miała kiedyś... jakiegoś Jacka...

- I Michaela

- Steve'a... Steve chodził nawet z nami na zakupy, pamiętasz?

- Tak, obsypywał ją prezentami. Dlatego z nim była.

- A Carlosa pamiętasz? Tego imigranta?

- A tak... Tak nagle wyjechał... Byli ze sobą może tydzień?

- A nie przypadkiem mniej?

Stałem tam, słysząc ich głosy... I nie wiedziałem czy to rzeczywistość, czy ja już mam odlot. Albo ktoś mi cos dosypał do piwa.

Zamilkły. Wokół panowała cisza, typowa dla małego miasteczka, typu Trenton czy pobliskie Gardenville, gdzie kiedyś byłem z Jamiem... Cisza pozwala wyciszyć umysł i przeanalizować.

Słowa Michaela... Słowa tych tu...

Czyżbym aż tak sie pomylił?

- Nie, pierdolicie głupoty... - mruknąłem, łapiąc się za głowę. Jak wogóle mogłem tak pomyśleć? Bo w myślach zdążyłem już użyć wobec Liz określenia "zdzira".

Chłodne powietrze mnie otaczało, jednak nie to było powodem mojego zamyślenia. Zastygłem, gdy blondynka podeszła do mnie.

- Wiesz... może Lizzy to suka - Przeszedł mnie dreszcz. Była blisko. Za blisko. Jej dłoń dotknęła mojego uda, przesuwając się wyżej.

- Ale ja mogę dać ci znacznie więcej.

Szeptała do mojego ucha, a ja byłem jak sparaliżowany...

Nie mogłem ostudzić jej zapału, gdy dłonią dotknęła mojego pzyrodzenia. Otworzyłem usta, lecz czy ze zdziwienia... niekoniecznie.

Nie sądziłem że ktoś może posunąć się tak daleko.

Obejmowała ręką moja szyję, a ja... wpiłem usta w jej szyję. Miała słodkie perfumy, ktorych zapach spowijał powietrze. A blond włosy zaś śmierdział lakierem.

- Lizzy chodź, zobacz jak twój chłopak się bawi! - Krzyk rozbił okolicę. Głos należał do tej drugiej z dziewczyn.

Oderwałem się od blondynki jak poparzony. Gdy zobaczyłem jej twarz, usta miała ułożnę w triumfalny uśmiech.

Patrzyła na ganek.

Odwróciłem się... Spoglądała na nas wściekłą, lecz i zdezorientowana Lizzy.


Cześć.

Dziękuje jednej z czytelniczek za sugestie odnośnie tego rozdziału. mam nadzieję, że wyszedł tak jak oczekiwałaś. Zapraszam do komentowania. Prosze, udostępniajcie to opowiadanie na Twitterze. Dzięki :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top