16. Perfect


Czułem na sobie powiew chłodniejszego, wieczornego powietrza.  Niebo straciło już swój błękitny odcień przechodząc w popielatą barwę z znikomymi przebłyskami słońca.

Oddałem Liz swoją kurtkę, nosiła ją na plecach, nie zakładając rękawów. Wolno stawiała kroki, przez co podczas spaceru kilkakrotnie gapiłem się na jej śliczne, chude nogi.

Wracaliśmy już z parku, kierując się na przedmieścia gdzie stoi przystanek autobusowy. Liz wyszła z pomysłem aby zrobić spotkanie w chatce. Zadzwoniła już do chłopaków, aby zorganizowali zaopatrzenie na ten wieczór. Gdy to robiła, ja informowałem mamę że śpię u Jamiego. Chłopak oczywiście nic o tym nie wiedział, bo byłem tak pochłonięty Liz że dopiero teraz napisałem do niego sms.

Zgodził się na tą intrygę.

Zdałem sobie sprawę że zacząłem okłamywać mamę. Że jestem na zajęciach dodatkowych właśnie w tej chwili, wagaruje kiedy powinienem być na lekcjach, jaram więcej fajek niż kiedykolwiek... Właśnie teraz odpaliłem, autobus przyjedzie za jakieś 4 minuty.

Liz zajmowała się swoim telefonem. Przez cały ten czas gdy ona stała oparta o obdrapany słupek na przystanku, ja, zaciągając się dymem wspominałem jeden moment. Ten pocałunek w parku... Czy aby nie za szybko?

Miałem takie wrażenie, że nie powinniśmy. Że nie znamy sie dośc dobrze. Tylko, że serce mówi mi że znam tą dziewczynę od zawsze. Tak czuję i mam w sobie dwie sprzeczne myśli.

Nie wiem co powinienem zrobić... Dać sobie czas, może wątpliwości same się rozwieją?

Albo to Liz kocha mnie bardziej niż ja ją? Może to ona ma rację i tylko pogarszam, spowalniam bieg spraw? Niepotrzebnie?

Wydmuchałem ostatni opar dymu i wyrzuciłem peta. Słychać już było odgłos nadjeżdżającego autobusu.

Nie sądziłem że jakiś autobus kursuje tak daleko za miasto. Długo się tam jedzie samochodem, ciekawe ile autobusem?

Nadal mając wątpliwości w głowie, zająłem miejsce obok Liz. Stare, obskurne i podziurawione siedzenie w pustym starym rzęchu... Jakoś autem Liz jechało mi się lepiej.

Oprócz nas w pojeździe jechał tylko starszy, milczący człowiek w wełnianej czapce i paskudnym palcie. Mógł być bezdomny. Obserwowałem go, gdyż Liz umilkła dobrą chwilę temu.

Może musi coś przemyśleć, tyle. Nie przeszkadza mi to.

Z domków jednorodzinnych,  widok za oknem zmienił się po 20 minutach w las. Ten sam którym jechaliśmy z Liz, pamiętam tą trasę. Jeszcze długo towarzyszyć nam będą sosny, zasłaniające przygnębiające, smutne niebo.

Pogoda była typowa dla jesiennych wieczorów. Choć dni mogą być słoneczne, wieczory są zwykle właśnie takie.

- Zaraz przystanek, obudź sie - usłyszałem w końcu głos Lizzy. Nie wiem czy spałem, wiedziałem że miałem lekko przymknięte oczy. Minęła ponad godzina, co odkryłem spoglądając w telefon.

- Długo jechaliśmy... - mruknąłem, idąc za dziewczyną, gdy pojazd stanął.

Idąc poboczem w stronę drogi, widziałem odjeżdżający autobus. Był cały zardzewiały, nic dziwnego że sunął 30 km na godzinę.

- Chłopaki już jadą, będziemy pierwsi - zaśmiała się Lizzy. Nadal miała na sobie okulary i moją bomberkę.

W botkach raczej ciężko jej się szło przez las, ale nie dawała tego po sobie poznać. Nawet pośród ciemnego lasu wyglądałą szałowo.

Było ciemniej niż na ulicy, przez drzewa.

- Klima jak z horroru - mruknąłem, by przerwać ciszę.

- Strach obleciał, panie Bieber? - zakpiła z uśmieszkiem na ustach dziewczyna.

- Jak nas niedźwiedź zaatakuje to cie obronie - odparłem, szeroko się uśmiechając.

Lizzy chichotała, co było dobrym znakiem. Chyba skończyła już swoją "cichą fazę". 

Po kilku minutach już wchodziliśmy do chatki. Lizzy od razu zapaliła światło, by przerwać panujący w domku półmrok.

- Zrobię sałatkę, rozgość się - usłyszałem, widząc plecy dziewczyny. Zniknęła w kuchni. Ja, postanowiłem rozsiąść się na kanapie.

Nie zapytałem, jaką sałatkę zrobi. Bawiąc się telefonem, zacząłem myśleć, co w domu. Bo ostatnio rzadko nocuję u Jamiego... Miałem dziwne wrażenie że mama może mieć jakieś podejrzenia, że domyśla się że kłamię...

Wiedziałem że to typowa reakcja gdy kogoś okłamiesz. Masz to przeczucie że kłamstwo wyjdzie na jaw. Tylko, dlaczego teraz, a nie wczesniej? Nie miałem tego uczucia gdy ostatnio kłamałem!

Westchnąłem, leżąc z ramieniem pod głową, oparty o bok kanapy. Nie było tu telewizora, szkoda. A do kuchni nie chciałem iśc, pewnie przeszkadzałbym tylko.

Mlasnąłem ustami, pisząc kolejny sms do Jamiego. Powiedziałem że jestem w chatce i będzie impreza. I poczułem się znów dziwnie... może on też chciałby tu być?

Dlaczego od kilku minut jestem taki zestresowany...

- Kurwa mać... - mruknąłem pod nosem, wstając.

- Co? - krzyknęła Lizzy. Damn, nie sądziłem że to słyszała.

- Niiiic... - przeciągnąłem, stając za jej plecami w małym pomieszczeniu jakim była kuchnia. Widziałem że wsypuje do przezroczystej miski pełnej kurczaka, kawałki sałaty. Na blacie stały jeszcze majonez, keczup...

Sałatka Gyros, moja ulubiona.

Uśmiechnąłem sie lekko, jednak Liz tego nie widziała.

- Jesteśmy! - krzyknął Michael, po tym jak usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Zanim do niego dołączyłem, w salonie stał już Todd.

Chłopak rozłożył kilka plastikowych reklamówek na stoliku do kawy.

- Łap sie, trzeba to rozpakować - rzucił Michael i zabrał się za wypakowywanie zakupów. Pomogłem im, wyjmując kilka paczek chipsów, trzy sześciopaki Desperadosa które od razu włożyłem do lodówki i pare innych rzeczy.

Niedługo później, muzyka już grała. Imprezowe piosenki, typowy pop i rap, Chris Brown, Ne Yo... Lizzy powiesiła też nad oknami lampki choinkowe aby troche ożywić klimat.

Byliśmy tylko my, ale jednak czułem się jak na dużej imprezie. Może to przez to że polubiłem tych ludzi, choć znamy się tak krótko? Dwa, trzy dni właściwie.

Lizzy odstawiła butelkę na stolik i zaczęła kręcić tyłkiem w rytm jednej z piosenek. Siedziała na pufie, podczas gdy my z chłopakami zajęliśmy kanapę. Byliśmy w koszulkach z krótkim rękawem, Todd napalił w kominku więc chłód nie doskwierał.

Nigdy nie myślałem, że moje życie może być tak ciekawe. Zawsze tylko szkoła, dom, Jamie... A teraz jestem zakochany i pije piwo w towarzystwie całkiem fajnych osób, moja dziewczyna jest  najpiękniejszą laską w szkole, a ja sam zacząłem okłamywać rodziców i żyć jak chuligan...

Upijając kolejny łyk piwa, pomyślałem "Wypijmy za nowe życie".

Żeby trwało i nie okazało się snem...

Gdy odsunąłem butelkę od ust, poczułem jak Lizzy siada na moich udach. Położyła się na mojej klatce. Nie wiedziałem czy jest już pijana po jednym piwie, czy po prostu humor jej sie poprawił.

Uśmiechnąłem się jednak, gdyż położyła głowę na moim ramieniu, wtulając się w nie. Czułem jej włosy na szyi i twarz przyciśniętą do ciała.

Jeszcze niedawno sam tego chciałem a teraz mówię że "To troche za szybko"...

Nie, nie za szybko.

Idealnie.

Siemka ludzie, witam w kolejnym rozdziale.

Wiecie, mam ostatnio takie przemyślenia... Żeby zmienić styl pisania.

Jestem inny, zawsze byłem, mam bogata wyobraźnie. A niektóre z moich opowiadań stylizuję na "typowe opowiadanie na Wattpad" żeby więcej ludzi to czytało...

Lubie opisy, wspomnienia, szczegółowe wyjaśniania sytuacji, a na wattpad mało widziałem takich tekstów.

Nie wiem... wolicie żeby to opowiadanie było "kolejnym na wattpad" czy mogę tu dać troche więcej siebie? Czekam na podpowiedzi, co wam sie podoba, co nie... Dajcie mi wskazówki :)

Dziękuje że to czytacie. Że opowiadanie cieszy sie taką popularnością.

Jeśli chcecie bardziej wiedzieć, o co mi chodzi z tym stylem pisania, sprawdźcie moje opowiadanie Afterlife. Nie, to nie reklama. Ppo prostu, tamto opowiadanie jest inne od większości na wattpad, nawet miałem tam komentarze że jest nudne, nic sie nie dzieje... Ale to jest własnie mój styl. Powolna akcja, opisy i niebanalna, niespotykana fabuła...

Proszę was o udostępnianie When i see your face na twitterze, fejsie... Dzięki :)

Wow, rozpisałem się z ta notką autorską ;p








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top