sweater

old at age
young at soul

▫☽┈▫❅▫┈☾▫

Jacobs obserwował jak Nick odchodzi w kierunku swojego domu, co chwila spoglądając na niego znad ramienia. Karl stał w ganku swojego domu, trzymając swoją dłoń na klamce wejściowych drzwi, uśmiechając się w jego kierunku, mimo że tak właściwie wcale nie było mu do śmiechu. Dopiero kiedy starszy zniknął za pierwszym zakrętem, uśmiech na jego twarzy ulotnił się zastąpiony przez kwaśny grymas.

Przeszli się do jego domu na nogach zważając na fakt, że śnieg tego dnia nie zasypywał wszystkiego trzymetrową warstwą. Dalej lekko prószyło z nieba, ale była to zupełna błahostka, jedynie nadająca ich spacerowi unikatowego klimatu. Nicholas odprowadził młodszego pod sam dom, ale jednak nie odważył się do niego wejść, zresztą jego obecność mogłaby jeszcze bardziej wszystko pogorszyć. W końcu Karl nie był w stanie ukryć ran na swojej twarzy ani faktu, że w święta nie wrócił już do domu. Jego babcia prawdopodobnie będzie w dosłownie zabójczym nastroju, a on jeszcze musiał poprosić ją o pozwolenie na tak spontaniczny i niezaplanowany wyjazd do obcego, dużego miasta.

Karl wszedł do przedpokoju i zrzucił z siebie kurtkę, wieszając ją na starym, drewnianym wieszaku. Ubrał na nogi puszyste, fioletowe kapcie i wręcz starając się nie oddychać zaczął zmierzać w kierunku schodów, prowadzących do jego prywatnej przestrzeni. 

Chciał jak najszybciej uciec do swojego pokoju, nadal nie przygotował się do tej konfrontacji. Nie chciał, by staruszka zmieniła zdanie o Nicholas'ie albo znielubiła resztę jego znajomych jeszcze bardziej. Prawie się przewrócił, jednocześnie czując nieprzyjemny dreszcz przechodzący przez jego kręgosłup gdy usłyszał swoje imię, dochodzące z salonu. 

Dotknął dłońmi swojej twarzy, ciężko wzdychając. Przełkną ślinę i powolnym krokiem w końcu zjawił się w progu kolorowego salonu, w którym unosił się charakterystyczny aromat farb akrylowych. Stał czekając jak na skazanie, z głową opuszczoną w dół. Staruszka siedziała na małym stołku przy praktycznie nieużywanym pianinie. Była odwrócona jednak tyłem do instrumentu, a przed nią stała sztaluga ze świeżym, jeszcze niedokończonym obrazem. 

Płótno było ozdobione wizerunkiem wróbla, siedzącego na szczycie latarni umiejscowionej w najzwyklejszej, szarej kamienicy. Budynki były porośnięte zielenią, na balkonach powystawiane były wiadra z wodą, ale Karl już nie miał bladego pojęcia dlaczego. Pociągnięcia pędzla były raczej krótkie i mocne, a prócz szarości i zieleni dwoma głównymi kolorami były pomarańcz i przygasły fiolet, którymi pomalowany był jeden z wysokich, podstarzałych już budynków. Niebo było zachmurzone, ale przewijało w sobie trochę błękitu. 

-Dobrze się bawiłeś? -mruknęła kąsająco staruszka, odwracając głowę w stronę swojego wnuka, ale jednak nie przestała kreślić linii z zielonej farby. 

-Przepraszam -odpowiedział automatycznie Karl, podchodząc i siadając na rogu kanapy. Czuł, jak jego ręce drżały, a śniadanie powoli zaczyna podchodzić mu do gardła. Nie bał się babci, wiedział, że ta go nie skrzywdzi, ale bardziej stresował się rozczarowaniem, które mógł ujrzeć w jej tęczówkach. Powolnie uniósł głowę w górę, przełykając głośno ślinę.  Gdy staruszka ujrzała jego wydrapane rany i upuściła trzymany przez siebie pędzel, który spadł na folię rozłożoną pod sztalugą, uśmiechnął się, jakby to miało złagodzić sytuację. 

Kobieta wstała, opierając dłoń na drewnianej sztaludze, spoglądała na niego z góry, bez żadnego słowa, a chłopak wcale jej się nie dziwił. Nie wrócił na noc do domu bez żadnego uprzedzenia, a potem nagle pojawił się w cudzych, za dużych ciuchach, z ranami na szyi i twarzy, z rozkopanymi włosami i drżącymi dłońmi. Gdyby był swoją matką, nie wypuściłby siebie z domu przez najbliższy miesiąc, ale jego prawdziwa matka już dawno była zakopana kilka metrów pod ziemią. 

-Nie martw się, te ślady znikną za jakiś czas -powiedział cicho, przekręcając głowę lekko w bok, zupełnie jak szczeniaczek, który cos przeskrobał -Zawsze znikały. 

Nie dopytywała dlaczego je miał, nie spytała się nawet, czemu wrócił do domu dopiero teraz. Po prostu stała, patrząc na niego przenikliwym spojrzeniem, jakby próbowała wyczytać każdą odpowiedź z jego oczu. To nie był pierwszy raz, kiedy chłopak krzywdził się w ten sposób, Karl miał całkiem autodestrukcyjne sposoby na radzenie sobie z emocjami, ale wiedziała, że tym razem to nie było coś, o czym łatwo byłoby mu opowiedzieć, więc nie naciskała. Westchnęła jedynie, siadając obok niego. 

Oboje siedzieli w ciszy, a Karl nerwowo drapał się po głowie, wodząc spojrzeniem po obrazach rozwieszonych na ścianach. Co jakiś czas otwierał i zamykał usta, starając wydobyć z siebie jakiś dźwięk, w końcu musiał jeszcze rozwiązać jedną kwestię. 

-Fajny sweter -odezwała się w końcu kobieta, widząc jak ten ciągle bawił się jego materiałem w palcach, ewidentnie chcąc coś powiedzieć  - Masz zamiar wreszcie mi powiedzieć, czemu jeszcze tu siedzisz? 

Chłopak początkowo tylko szemrał coś pod nosem, ale widząc ostry wzrok kobiety zrezygnowany przetarł oczy dłońmi i na nowo zacisnął palce na miękkim materiale brązowego ubrania, pachnącego Nick'iem.

-Mogę jechać do Londynu?-spytał cicho, łamiącym się głosem -Tylko na kilka dni, z Nicholas'em. 

Kobieta początkowo spojrzała na niego jak na porażonego, ale po chwili ciszy machnęła zrezygnowana ręką w powietrzu, wstając i powoli oddaliła się do kuchni. Szatyn energicznie wstał z miejsca, spoglądając w jej plecy z zaciekawieniem. 

-Czekaj, czyli serio się zgadzasz? - dopytał, będąc w realnym szoku. Nie spodziewał się, że obejdzie się bez klękania przed nią bądź usługiwania jej przez cały dzień. Co jak co, ale kobieta potrafiła nieco go wykorzystać by ułatwić sobie życie, a to nie były jakieś ciężkie czynności. Z reguły Karl musiał czyścić jej wszystkie pędzle i domywać meble z farby, co jakiś czas przynosząc jej owocowe herbaty bądź gorzkie kawy.

-Myślisz, że ja nigdy nie robiłam niczego głupiego dla jakiejś miłostki? -odparła, ale jej ton głosu dalej brzmiał na lekko poirytowany. Karl wiedział, że to irytacja tak naprawdę była rodzajem bariery, którą staruszka stosowały by nie wyjść na za miękką. Wolała siebie w wydaniu silnej, bezkompromisowej kobiety, którą tak w sumie to była. Potrafiła się złamać jedynie dla Karl'a -Gdybym ja nie pojechała kiedyś do Londynu, to by cię na świecie nawet nie było. 

-Dla miłostki? -spytał chłopak, dalej stając jak słup soli na środku salonu. 

-A co, jedziesz tam tylko po to by sobie widoki pooglądać? -mruknęła opryskliwie będąc już w kuchni. 

Karl słyszał, jak ta nalewała wody do czajnika, by po chwili postawić go na kuchence gazowej. Stał chwilę w miejscu z nieodgadnionym wyrazem twarzy, by zaraz potem chwycić swój telefon w dłoń i napisać do Nicholas'a. 

Do tej pory myślał, ze to jego babcia jest prawdziwą wiedźmą, ale teraz już był pewny, że to Nick musiał rzucić na nią jakieś zaklęcie, bo Jacobs nie wyobrażał sobie żadnej innej sytuacji, w której ta by go tak bezproblemowo puściła w taką podróż. Totalnie żaden z reszty jego znajomych nie mógł nawet pomarzyć, by wyjechać z nim za granice Brighton bez próśb okupowanych ciężkimi łzami i błaganiami. 

▫☽┈▫❅▫┈☾▫

Babcia idolka miała ciekawe życie, ale nie będę się o tym rozpisywać bo by mi druga książka wyszła xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top