nerves

so much more was said
in the unsaid

▫☽┈▫❅▫┈☾▫

Chłopcy zeszli w dół po schodach, niemal od razu kierując się w stronę niewielkiego, ale już dobrze znanego im ganku w brązowych tonach. Karl przed wyjściem okrył jeszcze swoją babcię śpiącą na kanapie w pozycji siedzącej zielonym kocem, po czym dołączył do Nick'a, który już ubierał swoje białe buty. Karl szybko wsunął na stopy swoje ukochane brązowe trampki nawet ich nie sznurując, po czym zarzucił na siebie kurtkę już mając zamiar wychodzić i otwierać drzwi. Powstrzymała go jednak dłoń Nick'a, który złapał go za ramię i przytrzymał w miejscu.

-Nie pomyliło ci się coś? -Spytał starszy, spoglądając na czapkę i szalik chłopaka leżące na szafce. Sam nie miał żadnej z tych rzeczy, ale i tak go upomniał, na co Karl wywrócił jedynie oczami, głupio się uśmiechając.

Już miał sięgać po ciepłe przedmioty, gdy poczuł jak Nicholas łapie za suwak jego kurtki i ciągnie go do góry aż pod samą szyję. Karl spojrzał na jego rozpiętą kurtkę i wymownie spojrzał w jego oczy, sugerując, że on sam wcale nie jest lepszy. Ten w odpowiedzi tylko uniósł lekko dłonie ku górze i zaczął zapinać po kolei guziki swojej czarnej kurtki. W tym czasie Karl zdołał się jakoś niezdarnie opatulić szalikiem i ubrać na swoją głowę żółtą czapkę.

-Teraz ci lepiej na duszy?-mruknął cicho do starszego, kiedy wychodzili już z domu. Czarne auto Jimmy'iego stało po drugiej stronie ulicy na chodniku, ewidentnie w miejscu, które do parkowania przeznaczone nie było. W odpowiedzi dostał ciche "Znacznie lepiej" i ciepły uśmiech, który ładnie kontrastował z atmosferą jaka panowała na zewnątrz. Mnóstwo śniegu i mrozu, tylko od czasu do czasu na jakimś balkonie można było zobaczyć świąteczne lampki.

Punz wyszedł z auta niemal od razu zapalając szluga, a Alex otwarł jedynie tylnie drzwi, jednak nie opuszczając pojazdu, gdy dwójka chłopców przeszła już przez drogę i stanęła na chodniku. W aucie znajdował się również Jimmy, który ze względu na pogodę nawet nie miał zamiaru uchylać okna. Los kierowcy bandy znajomych dzieciaków nie był zbyt kolorowy zwłaszcza, że zamiast siedzieć teraz ze swoją rodziną albo spać musiał nadwyrężać swoje zdrowie i nerwy ich wożąc, nie żeby ostatecznie tego lubił. To wszystko miało momentami swój urok i unikalny klimat.

-Sto lat, wesołego jajka, cokolwiek- powiedział Alex, zwisając głową do góry nogami ze siedzeń auta, na których leżał. Jeden mocniejszy podmuch wiatru, a drzwi samochodowe zatrzasnęłyby się na jego twarzy, prawdopodobnie łamiąc mu kark.

Karl popatrzył na niego krytycznie, podszedł do auta i przytrzymał dłonią drzwi, upewniając się, że jego przyjaciel nie skończy martwy w tak denny i głupi sposób. Niemniej jednak uśmiechnął się do niego promieniście, również życząc niższemu wesołych świąt. Jego próba udaremnienia śmierci Alex'a została jednak przerwana, bo Punz wypalający do tej pory papierosa się do niego zbliżył, zamykając go w przytulasie. Alex jednak chyba się domyślił, że może umrzeć, bo zaraz potem przybrał w miarę normalną i mniej zagrażającą jego życiu pozycję.

Karl wtulił się w blondyna, głupio się przy tym uśmiechając, czując jak ten podnosi go odrobinę w górę. Usłyszał przy swoim uchu ciche "Wesołych świąt" na co jego uśmiech jedynie się powiększył. Śnieg roztapiał się w jasnych włosach Luke'a, przez co były już zupełnie mokre. Karl wsadził w nie dłoń, głaskając starszego po głowie, na co w odpowiedzi dostał ciche prychnięcie. W końcu się od siebie odlepili, a Karl cofnął się w tył, stając gdzieś obok Nick'a, który do tej pory milczał, wlepiając spojrzenie w tył jego pleców.

Nicholas widział, jak Luke posyła mu uśmiech, ale tym razem nie był to ten uśmiech, który znał ze szkoły. Był sztuczny, kwaśny i cierpki. Taki, który posyła się komuś, kogo za cholerę nie chciało się widzieć w danym momencie. Prawdopodobnie nie spodziewał się zobaczyć chłopaka z zarostem, nie w takim dniu i w takich okolicznościach.

Punz co roku na święta przyjeżdżał na krótką chwilę do Jacobs'a, czasami zabierając ze sobą kogoś jeszcze. Czuł się jakby ratował go przed monotonicznością i samotnością, zważając na fakt, że święta w rodzinie Karl'a nigdy nie odbywały się w dużej liczbie osób. Tylko on i jego babcia zawsze byli na miejscu. Zupełnie nie spodziewał się, że w tym roku chłopak spędzi te święta z jeszcze kimś. Lampki na ozdobnym krzewie w ogródku przez gankiem na chwilę zamigotały, by po chwili całkowicie zgasnąć, na co mimowolnie blondyn zwrócił uwagę.

Teraz już nawet nie był zazdrosny o to, jak Nick bardzo szybko stał się kimś ważnym i bliskim w życiu Karl'a, był wkurzony, że to właśnie on został zaproszony na te pieprzone święta. Podczas gdy Karl nie zapraszał do swojego domu przeważnie nikogo, bo jego babcia tego nie lubiła, Nick jak gdyby nigdy nic wyłania się z wnętrza jego mieszkania i to jeszcze w takim dniu. Czyżby Nicholas wkupił się jakimś cudem w łaski nawet tej strasznej kobiety, zrobił tak łatwo coś, czego Luke próbował dokonać przez tyle lat? Pani Jacobs zawsze patrzyła na niego jakby co najmniej maniakalnie podpalał losowe bezdomne zwierzęta zapalniczką.

Krew powoli zaczęła szumieć w organizmie chłopaka, a jego dłonie zacisnęły się w pięści, ale uśmiech nie opuścił jego twarzy, cały czas wpatrywał się w Nick'a, jak gdyby wcale nie wyklinał go w myślach. Pozwalał by śnieg dalej go moczył, obserwując jak Karl ze śmiechem próbował założyć na głowę Armstrong'a kawałek swojego szalika. Nie zareagował na cichy, dobijający i kujący śmiech Alex'a i na westchnięcie Jimmy'ego., którzy już od dawna wiedzieli, że blondyn był odrobinę zauroczony w Jacobs'ie. Trwało to na tyle długo, że zwyczajnie każdy przyzwyczaił się do tej myśli nie zwracając na to za bardzo uwagi.

To uczucie jakim Luke darzył Karl'a było jak powietrze. Było wszechstronne, zawsze obecne i silnie na niego oddziałujące, ale w gruncie rzeczy nigdy nie zwracał na nie większej uwagi. Gdy sobie o nim przypominał, wręcz robiło mu się słabo, bo zaczynał być rozdrażniony. Chciał najnormalniej w świecie spędzać czas z chłopakiem bez obawy, że go straci. Wyznanie swoich uczuć zawsze niosło za sobą jakieś mniej czy bardziej ważne konsekwencje.

Alex w końcu wyszedł z auta, przewracają oczami i podwędzając z kieszeni wysokiego blondyna paczkę fajek. Ignorując dwójkę rzucającą sobie krzywe spojrzenia zabrał Karl'a za rękę idąc z nim w stronę ławeczki umiejscowionej niedaleko ich miejsca pobytu. Co prawda było na niej multum śniegu, ale czarnowłosy nie bardzo się tym przejął bo tylko zmiótł całość rękawem kurtki i usadził na niej Karl'a, podając mu jednego szluga. Tak jak się spodziewał, Luke i Nick dołączyli do nich niemal natychmiastowo, również kradnąc z paczki po papierosie. Punz chyba nawet się nie zorientował, że paczka należała wcześniej do niego.

Atmosfera była raczej gęsta, ale mimo wszystko Karl się tym nie przejmował. Absolutnie miał gdzieś jakieś krzywe uśmiechy, które widział, w końcu nie był głupi, ale absolutnie nie rozumiał dlaczego właściwie one powstają. Ignorował to i starał się wprowadzić wszystkich w dobry nastrój, no może wszystkich oprócz Jimmy'ego, który dalej grzał się w aucie. Z jego lewej strony usiadł Nick, na którego ramieniu oparł swoją głowę, obserwując jak Alex stara się włożyć do kieszeni zamyślonego i zaaferowanego papierosem blondyna śnieg.

Blondyn nawet się nie zorientował, albo nawet nie chciał reagować na tą głupotę, wypalił szluga i zatopił go w białym puchu, zaraz potem siadając z drugiej strony Karl'a. Alex usadowił się na śmietniku przyczepionym do ławki, kładąc swoje stopy na krawędź ławki. Miał na twarzy zirytowany, ale nieco rozbawiony uśmiech, widząc zdenerwowanie swoich przyjaciół i Karl'a, który wydawał się już dawno myśleć o czymś zupełnie odległym, skupiając się na wdychaniu ciepłego, cierpkiego dymu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top