dead luck

love makes the shy brave 
and the brave shy

▫☽┈▫❅▫┈☾▫

-Wsiadaj -warkną Luke, zdecydowanie mniej agresywnie niż wcześniej, kiwając głową w kierunku Karl'a stojącego na krawędzi chodnika i tępo wpatrującego się w stronę Nick'a ze łzami w oczach. Blondyn dalej trzymał ramię Jacobs'a, jakby chłopak miałby mu zaraz w popłochu uciec. 

Karl trzymał się kurczowo materiału swojego białego swetra który wystawał spod kurtki, zaciskając zęby na swojej wardze. Wyglądał jakby hamował płacz, a z drugiej strony jakby wcale nie uczestniczył w tym co właśnie się działo. Jakby siedział po drugiej stronie ekranu, jakby tylko czytał o tym, co właśnie przeżywał. Jego oczy były zupełnie nieobecne, znowu wyrażały sobą kompletnie nic, nawet mimo łez, które zdobiły ich kąciki.

-Luke, nie- szepnął Alex, już wiedział, że sytuacja to już wcale nie są przyjacielskie popychanki, nie było tu świątecznych życzeń czy żartobliwej atmosfery. Relacja Nick'a i Punz'a wcale nie przypominała tego, czego Alex doświadczył z ich strony wcześniej. Teoretycznie byli do siebie podobni, obaj zdawali się być w tym momencie nieobliczalni, chociaż Nicholas zdecydowanie szybciej ochłonął i niemal natychmiastowo zaczął żałować swoich słów czy czynów. Zwłaszcza teraz, kiedy obserwował posiadacza szarawych tęczówek stojącego jak słup soli w miejscu. Nawet nie reagował na ucisk dłoni blondyna.

-Zamknij się Quackity -odkrzyknął mu Luke, kładąc swoją drugą słoń na biodrze Karl'a, kurtka młodszego zawinęła się lekko do góry, a czapka odrobinę zsunęła mu się na jedno ucho, wadząc o karmelowe kosmyki. Blondyn i Alex zaczęli się kłócić, ale w praktyce jedynie rzucali w swoją stronę wyzwiskami.

Prowadzili głośną konwersacje, co chwila krzycząc i każąc się sobie nawzajem uspokoić, a Nick w tym czasie stał. Po prostu stał w miejscu, mając głowę zadartą wysoko do góry. Płatki śniegu spadały na jego twarz, niemal natychmiastowo się roztapiając. Chłód powoli docierał do zakamarków jego głowy, uświadamiając mu co tak właściwie przed chwilą się stało i co powiedział. Przez chwilę spojrzał na Karl'a, który tak samo jak on, stal w miejscu jak kompletna sierota, milcząc z mętlikiem w głowie.

Oboje wyglądali, jakby tą ciszą chcieli sobie coś powiedzieć, ale żaden z nich nie miał bladego pojęcia co mogłoby to być.

Nicholas nawet się nie zorientował, kiedy Punz popchnął Alex'a starającego się odsunąć go od Jacobs'a w zaspę i wciągnął Karl'a do samochodu, a gdy odjechali z piskiem opon mógł jedynie patrzeć na tył auta znikającego za zakrętem. Zepsuł, cholernie wszystko zepsuł, bo dał się ponieść emocjom i cholernej zazdrości, którą jednak odrobinę odczuwał i do której nawet nie miał pełnego prawa.

Te święta zdecydowanie nie miały tak wyglądać.

▫☽┈▫❅▫┈☾▫

-Ał- mruknął Karl, rozmasowując swoje biodro. Luke popchnął go na siedzenie trochę za mocno, przez co uderzył z hukiem o czarnoniebieską skrzynie biegów.

Starł rękami resztki łez na swoich policzkach, starając się poprawnie usiąść na siedzeniu. Nawet jeszcze nie rejestrował, z jaką prędkością jechali. Widoczność mu się rozmazywała, nie widział wyraźnie nawet opuszków swoich palców.

Luke spojrzał w stronę chłopaka, znacząco zwalniając. Chwilowo był szaleńcem, ale nie takim by spowodować śmiertelny wypadek i nie daj boże stracić chłopaka. Nie byłby w stanie go skrzywdzić, a przynajmniej tak sobie teraz powtarzał w myślach, starając się nie naciskać pedału gazu. Widząc łzy w jego oczach, samemu powoli zaczynało zbierać mu się na płacz i wymioty. Punz wiedział, po prostu wiedział, że Nick zakochał się w posiadaczu niebieskoszarych tęczówek z domieszką zieleni, który teraz zdezorientowany siedział na siedzeniu w niebezpiecznie szybko jadącym aucie z niestabilnie emocjonalną osobą bez prawo jazdy za kierownicą.

Nie żeby blondyn winił o to uczucie Armstronga, w końcu sam wiedział jak Karl potrafił być uzależniający i przyciągający. Jak łatwo można było zatopić się w jego aurze i przywiązać się do jego obecności. Był jak bluszcz obrastający mury wyobraźni i jak winki z kwiatów zakładane na każdą pojedynczą myśl. Zakochanie się w nim było łatwe i Luke był pewny, że nie jedna osoba w szkole do niego wzdychała, chłopak na szczęście miał to do siebie, że nie dopuszczał do siebie ludzi zbyt łatwo. Dlatego Luke nie wiedział, jakim cudem Nick wkupił się w jego łaski tak bardzo i szybko. Nie wiedział, kiedy i jak tak naprawdę się poznali ale przeczuwał, że musiało to być naprawdę moce i angażujące wydarzenie.

Niebieskooki lubił Jacobs'a, trochę bardziej niż by chciał, ale nie zamierzał go do niczego zmuszać i stawać mu na drodze. Ociągał się i w końcu najzwyczajniej w świecie się spóźnił, to była jego wina, ale nie mógł opanować swoich emocji i ruchów. Rozumiał, że robił źle, że psuje tym zupełnie wszystko co tylko mógł. Był jak tykająca bomba, która na widok Nick'a w końcu się podpaliła. Teraz siedząc w tym nieszczęsnym aucie wiedział, że to wszystko było strasznie głupie i bezsensowne, a na dodatek prowadziło zupełnie do nikąd.

Blondyn nawet nie do końca wiedział gdzie jedzie, zwyczajnie jechał jakby stracił zmysły, a na ziemię co jakiś czas sprowadzało go chrząkanie nosem przez młodszego. Karl nawet się nie odzywał, zwyczajnie zaakceptował zwój los, cały czas nie będąc w stanie uwierzyć w to, co przed chwilą się stało. Na początku było tak miło i ciepło, czuł się jakby był opatulony przez dosłownie puszysty, bezpieczny ogień, a ręce Nick'a na jego ciele odcisnęły przyjemne ślady, mimo tego, że były zimne. W drugim momencie stał na dworze pośród brudnego śniegu leżącego na ulicy, wszyscy wkoło się kłócili, a zdenerwowany i zachrypnięty głos Nicholas'a uderzył w niego jak księżyc spadający z nieba.

Punz czuł, jak jego serce przestaje na chwilę bić, gdy poczuł drobne turbulencje w aucie, które na chwilę podniosło się do góry, jakby pokonywało niewielką i krótką górkę na drodze, jakby to było zwykle załamanie asfaltu. Zahamował ostro i nieprzemyślanie, praktycznie zatrzymując się na środku drogi. Miał to szczęście, że jego rozszalały organizm był w stanie wybrać drogę, która nie była zbytnio uczęszczana przez inne samochody, ale jednak był to teren zabudowany. Nic dziwnego, że ktoś wylądował pod kołami.

Spojrzał z rozszerzonymi ze strachu i zdziwienia powiekami na Karl'a, jakby chciał się upewnić czy to co się przed chwilą stało tylko mu się nie przywidziało. Jacobs nawet nie miał otwartych oczu, chował swoją głowę w swoich dłoniach. Jego telefon leżał na wycieraczkach cicho wibrując oraz ukazując na zmianę imiona Nick'a, Alex'a i Jimmy'ego.

Dwójka chłopaków siedziała jak otępiała w pojeździe, a Luke zdjął dłonie z kierownicy, zupełnie się poddając. Za krótką chwilę żółta Corvetta Nicholas'a zahamowała niedaleko nich, a z pojazdu wypadła pozostała trójka mężczyzn. Każdy z nich wyglądał jak półmartwy, a ich dłonie trzęsły się ze stresu i niepewności.
Koniec końców wszyscy byli tylko nastolatkami, którzy dalej mimo wszystko uczyli się żyć i czuć, a to co się działo zdecydowanie nie powinno się wydarzyć.

-Zaraz kurwa zadzwonię na psy! -krzyknął Alex, ostrzegawczo spoglądając zimnym wzorkiem na blondyna za przednią szybą, który już nawet nie miał sił by jakkolwiek się opierać. -Wyjdź z jebanego auta Luke.

Blondyn westchnął, patrząc zamglonym spojrzeniem na Karl'a, który jedynie posyłał mu zmarnowane spojrzenia, co chwila odwracając głowę. Luke wyszedł z pojazdu z podniesionymi do góry rękami, jakby czekał na skazanie, na które zresztą trochę zasługiwał. Spojrzał z kwaśną miną na zwłoki futrzastego, rudego kota leżącego na środku drogi niedaleko nich. Auto Nick'a stało za truchłem, oświetlając je światłami, których nawet nie wyłączył. Oboje stanęli autami praktycznie na środku drogi, a śnieg powoli zasypywał dachy pojazdów.

Nicholas kiedy tylko dostrzegł, jak auto Luke'a hamuje sam gwałtownie zahamował, niemal natychmiast wychodząc z pojazdu i podbiegł do szyby drzwi przy których siedział Karl.

Starszy przez chwilę znieruchomiał, kiedy dostrzegł przez mokrą szybę bladego szatyna, zagryzającego do krwi swoje pokaleczone wagi. Czapka i szalik już dawno zsunęły się z jego ciała, a on sam odpiął swoją białą kurtkę, używając dużo siły przez zacinający się suwak. Chłopak przecierał ciągle swoją twarz, sprawiając że jego skóra była niemożliwie zaczerwieniona i podrażniona, w porównaniu do reszty jasnej karnacji. Jego oczy były przekrwione, rzęsy zadarte we wszystkie strony, a za jego kolorowymi paznokciami tkwiły drobne skrawki skóry, którą zdołał wydrapać ze swojej szyi i policzka. Łzy stały w jego oczach, ale już nie wypływały. Wyglądał jakby był w jakimś amoku, a jedną rzeczą która sprawiała, że dalej niemrawo trzymał powieki otwarte był ból, jaki sobie sprawiał.

W pewnym momencie Nick spojrzał w ciemne niebo, ukazujące miliardy gwiazd. Pozwalał by śnieg spadał na jego twarz i nawet wpadał mu do buzi. Ciemna przestrzeń mieniła się na brązowy, przez żółtawe światła ulicznych lamp, a biały śnieg ładnie z nim kontrastował, zatapiając się między gwiazdami. Wciągnął lodowate powietrze w płuca i przez chwilę nawet mu się wydawało, że zamarzł mu przełyk, ale w następnej chwili gwałtownie chwycił za klamkę i otworzył pojazd, niemal sprawiając, że drzwi Mercedesa obiły się o bok auta. Zdecydowanie użył za dużo siły, a nawet nie sądził, że posiada w sobie tyle jej nakładu. Wyżył się na aucie, by zaraz potem chwycić najdelikatniej  jak umiał dłonie Karl'a, odciągając je od twarzy rozdrażnionego i zdziwionego chłopaka.

Niemal wyciągnął go z auta, oplatając go ramionami i przytulając do siebie z całej siły. Oparł twarz o bok jego głowy, ocierające się o nią i zacisnął dłonie na plecach chłopaka. Karl, automatycznie zarzucił ręce na jego kark, ledwo stojąc na ugiętych nogach. Wręcz oparł się na nim całym ciężarem swojego ciała, niemal od razu zaciskając swoje oczy.  Chciałaby cofnąć czas i nigdy nie wychodzić z domu, chciałby dalej leżeć w swoim domu z Nick'iem, wdychając ten lekko drażniący cytrynowy zapach. Nie chciał stać na środku ulicy w środku zimy już nigdy więcej.

-Przepraszam, przepraszam, kocham cię, kurwa, tak cię przepraszam-Nicholas cały czas majaczył coś szeptem pod nosem, nawet nie do końca będąc w stanie zrozumieć, co sam mówił. Nikt nie był w stanie, bo zwyczajnie słyszeli dziwne szmery pełne żalu. Nick mówił, byle by otworzyć usta i zagłuszyć czymkolwiek dźwięk aut przejeżdżających na głównej drodze niedaleko ich. -To moja wina.

-To nie twoja wina - mruknął Punz, stojący od jakiegoś czasu w bezruchu na uboczu. Patrzył tępo na scenę rozgrywająca się przed nim, zastanawiając się jakim sposobem w ogóle do tego doszło. Czuł gorzkość w swoim gardle, bał się, cholernie się bał co teraz mogło się stać, co Karl mógł o nim pomyśleć i po co była ta kłótnia, o zupełną głupotę. -To moja wina.

-To wasza wspólna, zjebana wina- odparł szybko i nieco agresywnie Alex, kucając niedaleko martwego kota, zakrywał sobie uszy dłońmi, mając już serdecznie dosyć wszystkiego i wszystkich. Nie na takie święta się pisał. -Oboje jesteście pojebani i oboje powinniście kurwa się leczyć.

Jimmy kucnął obok niego i poklepał go po plecach. Już dawno nie wiedział co się dzieje i na kogo powinien być bardziej zdenerwowany. Nawet nie interesowało go to, że Nick rozpieprzył mu drzwi od auta, które teraz już na pewno się poprawnie nie zamkną. Jedynym, co miał teraz w głowie to Karl, który nie odezwał się ani słowem odkąd Nick nazwał Luke'a żałosnym. Mimo tego dalej sie w niego ufnie wtulał, jakby to on miał go uratować przed tym co się działo. Jakby roztapiał wokół siebie śnieg, którego młodszy nienawidził.

-Jedźmy stąd, zanim ktoś wezwie policję- mruknął Alex, widząc jak pobliskie domy zaczynają świecić światłem, a ciekawscy ludzie wydeptują ślady w śniegu. Wstał z ziemi, racząc wszystkich ciężkim spojrzeniem. Zdecydowanie, nie lubił takiej atmosfery, a wizerunek Karl'a i jego widoczna z daleka zaczerwieniona skóra wcale go nie pocieszały, chociaż i tak się cieszył, że nie stało się coś gorszego. Luke wcale nie mógł potrącić kota, mógł potrącić człowieka albo co gorsze spowodować wypadek, w którym zginąłby on sam i Jacobs.

Jimmy przytaknął, racząc Punz'a porozumiewawczym spojrzeniem, które blondyn początkowo zignorował. Zupełnie odkleił się od rzeczywistości, ale po chwili jednak ruszył w stronę Mercedesa z miną zbitego, mokrego psa. Alex usiadł od strony pasażera, trzymając dłonią drzwi tak, by te jakoś przylegały do auta. Punz usiadł z tyłu, a gdy wsiadał obdarował ostatnim spojrzeniem dalej przytulająca się dwójkę chłopaków i zwłoki rudego kota. Zanim odjechali Jimmy upewnił się jeszcze, że pozostała dwójka wróciła już chociaż częściowo na ziemię. Widząc, że powoli luzują uścisk odwrócił głowę i pojechał przed siebie.

Nicholas i Karl powoli się od siebie odsunęli, dalej jednak pozostając w uścisku. Jacobs stał już mniej więcej na własnych nogach i ściągnął z karku Nick'a swoje dłonie, opierając je jednak na jego klatce piersiowej. Para z ich ust mieszała się ze sobą w mroźnym powietrzu, a płatki śniegu na nowo ozdabiały ich zdradliwą bielą.

▫☽┈▫❅▫┈☾▫

2/4

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top