«030| descriptive chapter»

Przyjęcie urodzinowe Steve'a odbywało się w wieży, którą, odkąd Tony razem z Pepper i ich córką przeprowadzili się poza miasto, opiekował się Bruce. Tony, mimo wszystko, nadal był tam częstym gościem, nie potrafił rzucić tego wszystkiego tak z dnia na dzień - to było coś, co stworzył, z tym miejscem wiązało się wiele przyjemnych wspomnień. To tutaj dowiedział się, że zostanie ojcem i to również w tym miejscu, rok po narodzinach Morgan, oświadczył się pannie Potts.

Impreza rozkręciła się już na dobre, praktycznie nikt nie szczędził sobie dzisiaj alkoholu. Oprócz Wandy, oczywiście, z wiadomych wszystkim powodów.

Carol i Natasha szalały na parkiecie w rytm jednego z najnowszych przebojów - piosenki Senorita niejakiego Shawna Mendesa i Camili Cabello. Thor pił w towarzystwie Petera Quilla, który co chwilę opowiadał jakieś nieśmieszne żarty, a mimo to, obaj śmiali się w niebogłosy. Brunn rozmawiała z Bruce'm, obojgu już nieco plątał się język, Clint razem ze Scottem wykonywali jakieś dziwne, taneczno-podobne ruchy, równocześnie rozmawiając o domniemanym związku ich córek, a sam solenizant stał przy wielkiej, oszklonej ścianie, w dłoni trzymając drinka i obserwując wszystkich z delikatnym uśmiechem na ustach.

Nie chciał dużej imprezy, wiele razy powtarzał to Bucky'emu, mimo tego iż wiedział, że jego mąż i tak postawi na swoim. Zresztą, jak zawsze. Steve nie potrafił mu odmówić, choćby nie wiadomo jak bardzo głupie czy niedorzeczne były pomysły Barnesa.

Przeskanował wzrokiem pomieszczenie, chwilę później odnajdując swojego mężczyznę. Ten stał po drugiej stronie pomieszczenia, rozmawiając z Samem i T'Challą, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Ten widok spowodował iż uśmiech Steve'a automatycznie stał się większy, a, żeby to ukryć, szybko wypił niemal całą zawartość swojego kieliszka.

Często wracał do sytuacji sprzed pięciu lat, kiedy to małżeństwo jego i Jamesa prawie się rozpadło. I to, tak naprawdę, z jego winy, ponieważ uwierzył jakiemuś głupiemu portalowi plotkarskiemu, a nie człowiekowi, któremu powinien ufać najbardziej na świecie. Później jednak do akcji wkroczyła Natasha, która znalazła tą dziewczynę ze zdjęcia (dla niej nie było to trudne) i, swoimi spodobami (Steve naprawdę nie chciał wiedzieć jakimi, choć oczywiście, domyślał się) zmusiła ją do wyjawienia prawdy. I tak, dwa tygodnie później, na tym samym portalu plotkarskim pojawiło się wyjaśnienie całej sytuacji w której sama dziewczyna przyznała, że jej zdjęcia z Barnesem nie były prawdziwe, a zrobiła to tylko dlatego iż była zakochana w Bucky'm. I mimo iż Steve przeprosił wtedy Jamesa, równocześnie powtarzając, że jest największym idiotą na świecie, Buck zbył go słowami iż związek opiera się na zaufaniu i na razie ma mu dać święty spokój. Wyprowadził się z ich mieszkania i zamieszkał u Carol i Thora, którzy, tak naprawdę, dość niechętnie przyjęli go pod swój dach, najzwyczajniej w świecie chcąc, żeby mężczyzna pogodził się z Rogersem. Dopiero po miesięcu, kiedy sprawa ucichła, do akcji ponownie wkroczyła Natasha, godząc ze sobą dwójkę swoich najlepszych przyjaciół. Ona po prostu rozkazała im do siebie wrócić, przy okazji obrażając ich co drugie słowo, aż w końcu przerwał jej Barnes, mówiąc iż już dawno chciał wybaczyć Steve'owi, lecz jego duma mu na to nie pozwalała. Romanoff skwitowała to wszystko słowami:

- O jakiej dumie mowa, huh?

- O kim tak intensywnie rozmyślasz? - usłyszał nagle głos swojego ukochanego. Odwrócił głowę w bok, napotykając jego spokojne spojrzenie.

- O tobie.

- Ja myślę, Steve. Twój wzrok był naprawdę rozmarzony i mam nadzieję, że po prostu wyobrażałeś sobie naszą dwójkę w pewnej łóżkowej...

Mężczyzna nie dokończył, ponieważ Steve przerwał mu, ze śmiechem wpijając się w jego wargi. Bucky mruknął coś w stylu 'no i co mi przerywasz?', zaraz potem jednak chętnie odwzajemniając pieszczotę.



- Czy ty to widzisz, kochanie? - zapytała Pepper, podchodząc do swojego męża i obejmując go w pasie. Mężczyzna spojrzał na nią, unosząc lekko brew.

- Co masz na myśli?

Blondynka uśmiechnęła się, ruchem głowy pokazując na kogoś. Tony zerknął w tamtą stronę i uśmiechnął się widząc Stephena, rozmawiającego z tym całym agentem Rossem. Maria przyprowadziła go, mówiąc iż facet musi trochę się rozerwać, ponieważ ostatnio (praktycznie cały czas) żyje tylko pracą.

- Miejmy nadzieję, że Clint ich nie zauważy. Zaraz zacznie fangirlować, shippować i wymyślać ten cały ship name czy jak to się tam nazywa - powiedział Tony, lekko rozbawiony, składając krótki pocałunek na ustach żony.

- Ale ładnie ze sobą wyglądają, nie mów, że nie - zaśmiała się cicho, ponownie zerkając w stronę, obgadywanych przez nich, mężczyzn. Tony pokręcił głową, spoglądając na Pepper i wzruszając obojętnie ramionami.

- Mógłbym shippować, tak myślę.

- Ha! - krzyknęła, wyswobodzając się z jego objęcia i odwracając się do tyłu. - Mówiłam? Dajesz mi dziesięć dolców, Brunn!

Tony zaczął się głośno śmiać, kręcąc z niedowierzaniem głową. Spojrzał na przyjaciółkę, która stała niecałe dwa metry od nich z wyraźnie naburmuszoną miną.

- Miejże litość, Pep - powiedziała, podchodząc do nich na nieco chwiejnych nogach.

- Mogę wiedzieć o co się założyłyście? - zapytał Stark, nie rozumiejąc tej sytuacji.

- O to czy będziesz ich shippował czy nie - odparła jego żona, wzruszając ramieniem. Tony chciał coś powiedzieć, lecz w momencie, kiedy otwierał usta, wleciał na niego, i to w dosłownym znaczeniu tych słów, Clint, krzycząc coś o jakimś shipie 'Lissie' i mamrocząc, że jak one nie będą razem, to on jest naprawdę beznadziejnym ojcem. Następnie wtulił się w ramię Starka, zaczynając coś bełkotać.

Mężczyzna spojrzał blagalnie na Pep, która jedynie wzruszyła ramionami, mówiąc bezgłośne 'powodzenia', po czym wzięła Brunn pod rękę, prowadząc ją w stronę minibaru.



- Jesteś na imprezie. Jeden drink. - Stephen już nie pamięta, który to raz namawia Everetta do napicia się.

Strange przysiadł się do niego jakąś godzinę temu, widząc iż mężczyzna siedzi sam z dość smętnym wyrazem twarzy i wyglądając jakby chciał jak najszybciej stamtąd uciec. Przez chwilę nie mógł skojarzyć kim on jest, a kiedy przed oczami mignęła mu roześmiana Maria, mówiąca do niego, że Ross to chyba największy nudziarz jakiego kiedykolwiek spotkała, od razu przypomniał sobie kim jest obcy mężczyzna.

Everett Ross. Stephen nie wiedział dokładnie kim on jest, wiedział jedynie, że najwidoczniej pracuje z Marią i że, podobno, jest największym nudziarzem na świecie.

Strange niewiele myślał, kiedy ruszył w kierunku Rossa, z dwoma drinkami w dłoniach - jednym dla siebie i jednym dla mężczyzny. I w tamtej chwili nie wiedział iż przez następne półtorej godziny będzie go namawiał do wypicia choćby jednego drinka, ponieważ tak, mężczyzna dość chętnie zaczął z nim rozmowę, nawet kilka razy się uśmiechając, lecz równocześnie nie wypił ani łyka alkoholu przy kilku drinkach Stephena.

- Jesteś taki uparty - jęknął niezadowolony Ross, po chwili sięgając po szklankę z kolorowym trunkiem w środku i, spoglądając na Stephena, na którego twarzy pojawił się zadowolony uśmiech, upił kilka łyków, a następnie przewrócił oczami, kiedy Strange podsunął mu kolejną szklankę z alkoholem, wzruszając jedynie ramionami na jego reakcje. - Czy ty planujesz mnie upić, żeby potem łatwiej zaciągnąć mnie do łóżka, huh?

Kiedy Stephen usłyszał te słowa, nie mógł zapanować nad nagłym napadem śmiechu, przez co, to co miał w tym momencie w ustach, w sekundę znalazło się na koszuli Everetta. Mężczyzna zakrył szybko usta dłonią, spoglądając na Rossa z lekkim przerażeniem, lecz widząc jego, pełne rozbawienia spojrzenie, zaraz potem ponownie wybuchnął śmiechem, a tamten od razu do niego dołączył. Śmiali się tak głośno i niekontrolowanie, przez co połowa imprezowiczów posyłała im pytające spojrzenia, a na koniec Brunn krzyknęła, żeby się na nich nie gapili, ponieważ tam właśnie toczy się niezły podryw. Gdyby Stephen ponownie miał alkohol w ustach, ten po raz kolejny wylądowałby na koszuli Rossa.

- Tyle dobrze, że nie trafiłeś w twarz - odparł rozbawiony Everett, przecierając dłonią mokre miejsce.

- Przepraszam - odpowiedział, posyłając mu lekki uśmiech, a chwilę później, ponieważ alkohol zdecydowanie dodawał mu pewności siebie, dodał jeszcze. - A nawet jeśli bym to robił, to co?

- Ale co takiego?

- Gdybym planował cię upić, żeby potem łatwiej zaciągnąć cię do łóżka? - uniósł brew, spoglądając mężczyźnie prosto w oczy. Siwowłosy uśmiechnął się pod nosem, kiwając powoli głową.

- Więc trzeba było mnie o tym poinformować, od razu zacząłbym pić, Stephen - odparł, a na potwierdzenie swoich słów szybko dokończył pierwszego drinka i sięgnął po drugiego, puszczając, lekko zszokowanemu mężczyźnie, oczko.

______________________________________

okej, tak jak pisałam wcześniej, opisówka jest beznadziejna i gdyby nie to, że właśnie tutaj zaczyna się wątek stephena i everetta, w ogóle bym nie dodawała tego rozdziału.

anyway, mam jakąś dziwną manie shippowania petera parkera ze starymi dziadami, bO ZACZĘŁAM SHIPPOWAĆ GO Z QUENTINEM¿¿¿ ale to wszystko wina hollanda i gyllenhaala, ok:<<

miłego!! 💛💛

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top