Pierwszy dzień?
Glyn z trudem otwiera oczy i przeczołgując się na drugą stronę łóżka, spogląda na godzinę na budziku.
6:24 - Co oznacza, że zostało jej jeszcze 6 minut do budzika.
- Trzeba korzystać z darów życia... - myśli, po czym szybko i zwinnie obraca się na drugi bok, by znów pogrążyć się we śnie.
Śni o swojej przeszłości, zastanawiając się co wkrótce przyniesie czas...
Wcale nie, po prostu leży i liczy na to, że budzik się zepsuje.
Ma dosyć myślenia o przyszłości na codzień...
• • •
Jakimś cudem Glyn stoi teraz przy zlewie wykąpana, z ręcznikiem zawiniętym wokół jej ciemnobrązowych loków. Swoimi czekoladowymi oczami przygląda się delikatnej, pyzatej twarzy w lustrze, myjąc zęby.
Zastanawia się skąd bierze się próchnica, skoro zęby to podobno jedna z najmocniejszych części ciała.
Czy to nie powinno znaczyć, że jeśli ubrudzimy rękę lukrem, to po kilku dniach niemycia się, zgnije i odpadnie? O co chodzi w ludzkim ciele?
Eh, Glyn...
• • •
- Glyn? GLYN!
Nasza nowa koleżanka chyba zdała sobie właśnie sprawę, że pani Fletcher nie lubi, kiedy uczniowie podpierają się na łokciach na ławce, z przymrużonymi oczami, poddając w wątpliwość swoje zainteresowanie lekcją.
Przynajmniej się nie zapluła...
Dziewczyna rzuca kilka szybkich spojrzeń to na panią Fletcher, to na kumpla z ławki i otwarty przed nim podręcznik.
- Ja? - pyta niepewnie. Ten fakt może niewiele wnieść, ale w jej grupie jest tylko jedna osoba o takim imieniu
- T-tak?
- Powtórzysz mi proszę, co przed chwilą tłumaczyłam? - nauczycielka jednak zdecydowała się pominąć wspomniany wcześniej przeze mnie fakt..
Glyn jednak nie daję za wygraną!
- Noo... że kontakt wzrokowy jest bardzo ważny kiedy ktoś do ciebie mówi... tak? - odpowiedziała trochę głupio, ale... czy udało jej się wybrnąć?
Pani Fletcher kręci głową z apro-dezapro-batą.
Nikt nigdy nie jest pewien.
Chociaż do naszej Glyn chyba każdy żywi mieszane uczucia...
- No cóż, ubrałam to w nieco inne słowa, ale ważne, że ktoś mnie tutaj słucha - nauczycielka odeszła, możnaby powiedzieć, usatysfakcjonowana, w stronę reszty klasy, by dręczyć innych klasowych marzycieli.
- Prawie wpadłaś... - pyta się siedzący obok dziewczyny czarnooki chłopak o hebanowych włosach - Słuchałaś wcześniej co mówiła?
Glyn odpowiada mu, znów będąc czymś pochłonięta
- Tak, coś tam przeleciało mi przez głowę... poza tym zawsze, kiedy zadaje to pytanie chodzi jej o to samo.
Nagle wyrywa się z konsternacji
- Ale widziałeś, że się ucieszyła? - pyta dumna z siebie.
Jej przyjaciel jedynie rzuca jej rozbawione spojrzenie.
- A ty znowu to samo...
xX
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top