5

Obudził mnie ruchy Buckiego. Spał wtulony w moje plecy a na jego twarzy widać było grymas strachu. Przekręciłam się na plecy.


- Buck...- trąciłam go w ramię. Automatycznie się przebudził.

- Przepraszam - powiedział, wstając z łóżka.

- Dlaczego nigdy mi nic nie mówisz?- zapytałam cicho, wstając za nim.- Bucky... Powiedz, co się dzieje - poprosiłam.

- Nie mogę...- westchnął, siadając na łóżku.

- Bucky... Chcę wiedzieć co Cię trapi... - usiadłam przy nim, ujmując jego metalową dłoń. Wzdrygnął się lekko.

- Nie chcesz... Chcę Cię chronić, nie możesz wiedzieć...- wyrwał dłoń.- Już dawno byś ode mnie uciekła.

- Bucky... Nie uciekłam przez ten miesiąc, bo... Bo Cię kocham - powiedziałam cicho.

- Co to znaczy kochać?- zapytał, unosząc na mnie ciemne oczy.

- Kochać... to znaczy bezinteresownie pomagać drugiej osobie.. być zawsze obok niej - powiedziałam cicho.- Jestem z Tobą Bucky... Obiecałam. Kocham Cię.

- Nie mogę kochać, jestem zbyt zimny - szepnął, zwieszając głowę.

- Spójrz na mnie proszę - szepnęłam, dotykając jego policzka. Poczułam łzy pod opuszkami palców. Wypływały z jego oczu.- Powiedz to, po prostu to powiedz...

- Nie jestem zdolny do miłości, wszystko zostało zniszczone przez Hydrę...- westchnął.- Nie mogę tego od tak powiedzieć, nie do końca rozumiejąc sensu tych słów... Chciałbym Hope, chciałbym... Potrafić Cię kochać, ale nie chcę Cię narażać na drugiego mnie. Co, jeśli Zimowy Żołnierz wróciłby, gdybyśmy mieli dzieci? Ja tego nie widzę Hope...

- Buck... Ale... Gdybyś... -  zawahałam się.- Chodź tu - rozłożyłam ramiona.

Bucky spojrzał na mnie po czym przytulił się. Objęłam go mocno. Położyliśmy się. Przytulał się mocno do mojej piersi, zupełnie jak noworodek do swojej mamy. Uspokoił się.

- Kocham Cię Bucky - szepnęłam.

- Ja Ciebie też...

***

Następny dzień przeleżeliśmy w łóżku. Dopiero wieczorem Bucky postanowił się przejść, poprosił mnie, żebym została w domu.

Zostałam więc, prosząc, żeby na siebie uważał.

***

Bucky wrócił przed północą. Ominął mnie jednak, wchodząc prosto do kuchni. Poszłam za nim.

- Coś się stało?- zapytałam.

Odwrócił się do mnie, spojrzał ciemnymi oczami, nie tymi co zwykle. Czy on..? Zbliżył się do mnie i uniósł metalową dłoń. Poczułam uderzenie i runęłam na ziemię. Ostatnie co usłyszałam to skowyt psa.

***

Obudziłam się, mrużąc oczy przed światłem. Przed sobą zobaczyłam postać mężczyzny z czarnymi włosami. Poruszyłam niezdarnie rękoma.

- Witamy Panią - uśmiechnął się.

Za jego plecami zobaczyłam Buckiego. Wiedziałam gdzie jestem i kim jest ten facet.

Brock, Brock Rumlow.

- Chyba będzie trzeba zrobić z niej użytek - odezwał się po chwili.

Usłyszałam kroki za plecami. Poczułam duże, męskie dłonie na ramionach. Wzdrygnęłam się, zaciskając powieki, w głębi duszy wiedząc, co ze mną będzie. A Bucky? Siedział i się przyglądał. Rumlow odszedł a facet za mną zatknął mi usta dłonią a drugą powoli wsunął pod spodnie. Spróbowałam zacisnąć nogi, ale to tylko pogorszyło sprawę. Po chwili walki z nim poddałam się, po policzkach spłynęły łzy. Spojrzałam błagalnie na Buckiego, ale ten nadal siedział nieruchomo, patrząc na mnie bez emocji. Jęknęłam głośno z bólu, kiedy oprawca wsunął we mnie palce. Dyszał wprost na moją szyję.

- Zwarta i gotowa - mruknął, podnosząc mnie całą dostępną siłą.

Byłam tak sparaliżowana, że nie mogłam uciec, nie potrafiłam. Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju i zgwałcił w najbardziej brutalny sposób, jaki mógł tylko wymyślić. Na końcu zostawił mnie nagą, zakrwawioną i związaną na łóżku. Dopiero kiedy wyszedł, zaczęłam płakać z poduszkę. Znienawidziłam Buckiego, znienawidziłam go tamtej nocy...




~

To znów ja, wracam z następną częścią historii. Jest to trochę na siłę, ponieważ musiałam to w końcu wskrzesić. Ale postaram się dodawać coś, jak najczęściej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top