Z pamiętnika młodej prawniczki
Okej, to chyba jeden z najsmutniejszych pomysłów.
I w końcu o kimś innym. Tadam... HOPE VAN DAME! (omg kocham ją ok)
Na początku mamy trochę o samej Hope. Jest szczęśliwą dziewczynką, z kochającym, ojcem i kochającą matką, czyli Hankiem i Janet van Dyne. Cała trójka jest absolutnie przeszczęśliwa. Rodzice są naukowcami, którzy chcą pomóc światu, jednak nie zaniedbują swojej jedynaczki, jest mega cudownie, słodko, wspaniale. Kiedy Hope mówi im, że nie chce jak oni być naukowcem, tylko prawniczką, są wzruszeni, radośni. Są naprawdę cudowną rodziną. Do czasu.
Pewnego dnia Janet i Hank nie wracają. Giną w wypadku.
Nastoletnia Hope trafia do domu dziecka. Jest zdruzgotana, ale tam, gdzie trafia, ma naprawdę fajne towarzystwo - poznaje nastoletniego Scotta Langa, Louisa, Sama Wilsona oraz Jamesa Barnesa. Ci czterej rzeczywiście pomagają jej dźwignąć się z załamania i dramatu, jaki ją spotkał. Dziewczyna dzięki swoim przyjaciołom staje na nogi i tworzą super paczkę. Do czasu.
Hope adoptuje bogata rodzina. Ona nie chce, ale jej kumple sami twierdzą, że to naprawdę super, przecież będą mogli się spotykać, a ona będzie mogła zrealizować marzenia o byciu prawnikiem. Wszystko wydaje się takie kolorowe, jej przyjaciele są za nią szczęśliwi. Ona też. Przyszli rodzie są kochani, panie w bidulu uradowane, że takie fajne dziecko ma dom. Do czasu.
Hope trafia do nowych rodziców. Okazuje się, że są tymi z koszmarów. Znęcają się nad nią psychicznie, fizycznie, dodatkowo jej przyszywany brat zaczyna się do niej dobierać. Wszystko dlatego, by prawdziwy synek poczuł się dowartościowany. Hope przeżywa straszliwe piekło, o którym nie może nikomu powiedzieć, nawet nie jest w stanie, ponieważ adopcyjni rodzice odcinają ją od wszystkich, a najgorzej, że od Scotta, na którego zawsze mogła liczyć. Dziewczyna tkwi w koszmarze przez lata. Oczywiście... do czasu.
Po kilkunastu latach staje się zdolną, wziętą, lodowatą prawniczką. Udało jej się zrealizować to jedno marzenie mimo problemów. Zostawia rodziców, przyszywanego brata, wyprowadza się tam, gdzie był jej sierociniec. Zawodowo realizuje się w co najmniej stu procentach, dzięki czemu szybko może kupić ładne mieszkanie w ładnej dzielnicy, spotykać się z ładnymi ludźmi na ładnych bankietach. Hope bryluje. Ale nadal nikt nie wie o jej problemach jej dramacie, na który nikt nie reagował, nikt nie wie, że codziennie walczy sama ze sobą, z traumami.
Pewnego dnia w sprawie pro bono (to jest darmowa usługa prawnicza, w wielkim skrócie) spotyka Bucky'ego. Tak, Hope musi bronić dawnego kumpla. Jest w szoku, on też, zresztą Sam, Scott i Louis też, ponieważ sądzili, że Hope po zaadoptowaniu nie chciała się z nimi kontaktować, choć oni wysyłali tyle listów, maili, zdjęć, wiadomości na fb... Tamta rodzina to blokowała.
Kobieta znów chce się załamać, targnąć się na własne życie, ale jej przyjaciele na to nie pozwalają. Pomagają jej jak mogą, tak totalnie na maska, jakby wcale nie mieli własnych żyć, chociaż przecież mają. Nawet Bucky, który powinien przejmować się sobą, bardziej przejmuje się swoją przyjaciółką.
Uczucie do Scotta odżywa, jego do Hope również. Tylko że już to nie takie proste, gdyż Scott ma żonę. Jednak od czego są przyjaciele? Szczególnie Balcon?
Co jest najważniejsze - wszystko jest przeplatane krótkimi wpisami z pamiętnika Hope, jakieś wyrywkowe dni itp. opis jej życia z jej perspektywy. Najgorsze chwile, traumy, dni z kumplami, dni z bidulu, dni w koszmarze, różnie.
Nie wiem, jaki byłby koniec, pewnie słodko-gorzki, ponieważ Hope naprawdę mocno by się wycierpiała, a dopiero dużo później doznała jakiegoś sensu w życiu dzięki swoim przyjaciołom, których też by trochę było, bo oni borykaliby się ze swoimi problemami.
Zainspirowała mnie piosenka Happysad - Z pamiętnika młodej zielarki (mocna piosenka serio, daje ciary) i jak widać, tytuł również mocno inspirowany.
Niczego nie żałuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top