8.


- Czy ty postradałaś zmysły? - odetchnąłem z ulgą, kiedy ujrzałem jej twarz. -Wiesz jak się martwiłem? - powiedziałem, a ona wleciała mi prosto w ramiona. Oplotłem ręce wokół jej ciała i mocno przytuliłem. Słyszałem, że z jej ust wydobywa się cichy szloch.

- Nie radzę sobie Niall. Nie wiem co mam robić. - wyszeptała, mieszając słowa ze łzami.

- Cii, jestem tu. Już dobrze. - wyszeptałem jej we włosy, po czym pogladziłem je dłonią.

- My w ogóle się nie znamy. - powiedziała, patrząc na mnie z dołu.

- Mogę ci opowiedzieć o wszystkim. - powiedziałem, nie wiedząc jeszcze na co się właśnie zgodziłem.

- Powiedz mi, gdzie byłeś przez ten cały czas? - mogłem się spodziewać, że o to zapyta. Wierzyłem jednak, że zapomniała. No trudno obiecałem. Muszę jej w końcu powiedzieć. Nie może żyć w kłamstwie.

- Ugh. - jękniąłem, po czym podszedłem do łóżka, na którym oboje usiedliśmy. - W więzieniu. - wyszeptałem. Nie wstydziłem się tego, bo wiedziałem, że robię coś dla kogoś, ale to był najgorszy okres w moim całym życiu. - Było strasznie. - mówiłem, a ona patrzyła na mnie z coraz większym strachem. - Nie chciałem ci tego mówić, bo...

- Myślałeś, że odejdę? - przerwała mi. - Nie ważne dla mnie jest to co zrobiłeś kiedyś. Liczy się to co jest tu i teraz, rozumiesz? - powiedziała, po czym zbliżyła usta do moich. Odsunąłem się, ponieważ nie do końca mnie rozumiała.

- To nie tak. - wyjęczałem.

- A jak? Powiedz mi w końcu. - upierała się.

- Nic nie zrobiłem. Ja po prostu ratowałem czyjeś życie. - mówiłem, a ona mierzyła mnie wzrokiem pełnym zainteresowania. - Ktoś dla mnie bardzo ważny zrobił coś złego. Nie chciałem, żeby ta osoba cierpiała, bo miała inny, ważniejszy powód do tego. - widziałem, że po chwili zaczęła wszystko rozumieć. - uznałem to za stosowne. Kazałem jej uciekać, a sam zostałem i wziąłem winę na siebie. - powiedziałem, a po moich policzkach zaczęły ciec łzy.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała szeptając. - Dlaczego nie pozwoliłeś mi ponieść kary? - zaczęła płakać. Chciałem ją przytulić, ale tym razem to ona się odsunęła. - Teraz już wiem, dlaczego moi rodzice tak bardzo Cię uwielbiają. - prychnęła, a ja liczyłem sekundy, żeby chociaż trochę opanować emocje, które  błądziły po moim ciele.

- Kochałem cię. Nadal cię kocham. Nie rozumiesz tego? - zapytałem, a ona popatrzyła na mnie z pogardą.

- Nie przypominam sobie, żebyś darzył mnie jakąś sympatią. Byłeś najbardziej wrogim w stosunku do mnie człowiekiem. - powiedziała, a w jej oczach było obrzydzenie. - Pomyśleć, że zaczęłam czuć do ciebie coś więcej. - powiedziała. Chciała już wyjść, ale złapałem za jej nadgarstek i przyciągnąłem do siebie, tak, że stykaliśmy się klatkami.

- Byłem głupim nastolatkiem, który ciał dorównać innym. Teraz jestem dorosły i wiem czego chcę. A chcę tylko ciebie. - wyszeptałem w jej twarz, a ona popatrzyła na mnie swoimi oczyma. - Poszedłem do tego więzienia, tylko dlatego, że nie chciałem, żebyś ty przeżywała to piekło. Twoi rodzice wręcz chcieli cię tam wrzucić. Oni mnie wcale nie lubią. Zapłaciłem im sporą ilość pieniędzy, dlatego tak się zachowują. Myślałem w tym wszystkim tylko o twoim dobru. Słyszysz? - wykrzyczałem wręcz ostatnie słowo, po czym przywarłem do niej ustami. Oplotła mój kark swoimi rękami, po czym zaczęła oddawać mój pocałunek. Chcąc uzyskać dostęp do środka, zacząłem oblizywać jej wargi. Kiedy uchyliła lekko usta, mój język sam zaczął wpychać się do środka. Jeździłem po jej podniebieniu. Nagle nasze języki zaczęły toczyć ze sobą walkę. Chwilę później Vivian odsunęła się ode mnie i popatrzyła z bólem.

- Przepraszam. - wyszeptała, po czym wybiegła z mojego domku na drzewie. Kiedy była na dole, patrzyła przez chwilę na mnie, ale zaraz po tym zaczęła kierować się w stronę lasu. Nie wiedziałem o co chodziło. Wszystko było już wspaniale. Powiedziałem jej wszystko co miałem powiedzieć, a ona mnie zostawiła. Tak po prostu sobie poszła. Miałem ochotę płakać, ale wiedziałem, że prędzej czy później i tak wróci. Miałem do niej żal, że przerwała tą piękną chwilę, ale kochałem ją o wiele mocniej niż nienawidziłem. Wiedziałem wtedy jedno. Wybaczyłbym jej wszystko.

-----

Vivian.

Uciekłam, bo się przestraszyłam. Przestraszyłam się jego uczucia. On naprawdę mnie kocha. Nie od dziś. Uratował mnie od piekła. Najbardziej boję się mojego uczucia, którym darzę Nialla. Jest ono nie do wytrzymania. Kiedy tylko usłyszałam jego głos lub poczuję jego dłoń, rozpadałam się na małe kawałeczki, które tylko on potrafił poskładać w całość.
Było mi wstyd, że tak go zostawiłam, ale musiałam to sobie wszystko na spokojnie poukładać. Wyjaśnić to. Wyjaśnić to z rodzicami. Powiedział mi coś, co bardzo mnie zabolało.

- Mamo, tato, musimy porozmawiać. - powiedziałam, zamykając z hukiem drzwi wejściowe.

- Możesz mi powiedzieć gdzie byłaś? - popatrzyła na mnie srogo kobietą, która potocznie nazywana była moją matką.

- Obchodzi cię to? Naprawdę? - zapytałam. - Wiem wszystko. - wyszeptałam, po czym weszłam wgłąb domu.

- Co wiesz? - zapytała zmieszana. Jej twarz mówiła sama za siebie. Była przestraszona i bała się tego co zaraz jej powiem.

- Myślałam, że jedynym człowiekiem, który się o mnie martwił był Ethan. Owszem tak było, ale jest jeszcze ktoś. - mówię, a moja matka siada na kanapie i popiera głowę ręką. Po chwili do pokoju wchodzi ojciec. Każę mu usiąść obok mamy, a sama zaczynam mówić. - Niall. Byk zdolny do zapłacenia wam, żebym nie cierpiała jeszcze bardziej. Wstawił się za mną i sam przeszedł piekło w więzieniu. - po moich policzkach zaczęły spływać łzy. - I chociaż wiem, że należała mi się kara za to co zrobiłam, to jestem wdzięczna za to, że jako jedyny się za mną postawił. Jako jedynemu, zależało mu na moim dobru. A wy?- szepnęłam z żalem. - Wy chcieliście mnie wepchnąć tam na siłę. Jaki normalny rodzic tak robi?

- Zabiłaś naszego syna. - wykrzyczałam matka, po czym zrobiła zamach ręką i uderzyła mnie w policzek. Syknęłam i od razu przyłożyłam dłoń do twarzy. Strasznie piekło. Odwróciłam się i pobiegłam na górę. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i wybiegam z domu. Zadzwoniłam do Nialla.

- Po co dzwonisz? - zapytał, a jego głos się załamywał. Płakał.

- Proszę przyjedź po mnie. - powiedziałam, wymieniając łzy ze słowami. Nie mogłam tak po prostu się nie rozpłakać. Wszystko mi się spieprzyło.

- Co się stało? Dlaczego płaczesz? - zapytał. Jego ton głosu zmienił się. Nie był już pełen złości, tylko wypełniony troską.

- Opowiem ci wszystko, tylko proszę zabierz mnie stąd. - wyszeptałam, po czym powiedziałam mu, ze czekam na przystaku obok mojego domu. Ten od razu się rozłączył. Siedziałam na lawce niecałe dziesięć minut, kiedy usłyszałam pisk opon.

- Co się stało? - zapytał i usiadł obok mnie.

- Uderzyła mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top