{ Rozdział 7 }

Kobieta uśmiechnęła się lekko.

- Mam do Ciebie słabość i to mój obowiązek, gdyż stałeś się taki przez moje zaniedbanie. Zapominałam, że nawet starego psa trzeba trenować, bo inaczej zapomni jak się zachowywać — powiedziała Domina.

Jej słowa oblepiały niczym miód umysł uległego. Wchodziły w niego i zamieniały w papkę, tak że był zdolny myśleć tylko o jednym. O zaspokajaniu jego Pani.

- Sposób dyscypliny jest jasny, jednak nie wszyscy tu obecni byli świadkami naszych pokazów tego rodzaju i może to być dla nich niekomfortowy widok.

Jeśli, więc czujecie się niekomfortowo z widokiem jąder oraz penisa mojego męża, gdy te są chłostane, możecie oczywiście przejść do drugiego pokoju.

Zatrzymała się na chwilę, przyglądając zgromadzonym. Wszyscy pokręcili głowami, nie wykazując chęci do wyjścia. Wszyscy oprócz Steva wtulającego głowę w nogę swojej Pani — Morio? Twój uległy?

- Steve? - kobieta zapytała pół głosem, spoglądając na męża i pogładziła ręką jego włosy.

- Jakbym nigdy nie widział jajek mistrza — wymruczał uległy sennie, nie kontrolując do końca swoich słów

- Chodzi o twój komfort słonko, jeśli tylko ma ci to nie odpowiadać powiedz, a wtedy...

Przerwała, słysząc cichy pomruk z gardła uległego — Nie przeszkadza Pani. Jest mi bardzo komfortowo — powiedział łagodnie, spoglądając na kobietę — Dziękuję za troskę

- Dobrze mój mały — powiedziała łagodnie, po czym skinęła głową Marci, która uśmiechnęła się jedynie.

Domina wyprostowała się na tyle na, ile pozwalał jej kręgosłup — Frederiku? Jesteś gotowy na przyjęcie dyscypliny? - zapytała, gdy wyjęła już z szafy czerwony palcat.

- Tak moja pani — powiedział, przełykając ślinę na widok narzędzia. Pokornie jednak spuścił wzrok.

Domina ułożyła dłoń na jego plecach. Powoli przesunęła palcami po lateksie — Rozchyl uda, najbardziej jak możesz — rozkazała.

- Skarbie — spojrzała na uległego. . Rozpiąłbyś jego krocze? Trzeba do tego przyklęknąć. A ja... już nie te kolana, rozumiesz złociutki...

- Oczywiście Madam — Steve od razu mimo wyraźnego bólu w plecach, uklęknął i z szacunkiem rozpiął mężczyźnie spodnie.

- Dziękuję — ta skinęła głową — Możesz wrócić do swojej pani. Myślę, że jej bliskości potrzebujesz teraz bardziej niż czegokolwiek innego — uśmiechnęła się, po czym spojrzała na swojego męża. — Pozycja! - rozkazała, po czym klepnięciem w pośladki, poprawiła jej ułożenie — Dobrze. Teraz jest tak, jak powinno być — mruknęła do siebie, stając z boku. - Kto zechce liczyć? Arthurze? W końcu to względem ciebie zawinił...

- Z chęcią — mężczyzna rozsiadł się wygodnie — Może ta lekcja go czegoś nauczy. Ile uderzeń zamierzasz mu wymierzyć?

- Dziesięć. To optymalna liczba w tak wrażliwe miejsce. - stwierdziła, dłonią przejeżdżając po rzednących na skroniach włosach partnera.

- Zgadzam się — skinął głową Master, patrząc po twarzach innych gości, którzy również się z nim zgodzili.

- Słowo bezpieczeństwa znasz, mój drogi — szepnęła mu jeszcze do ucha Marcia, po czym nie czekając na odpowiedź, wymierzyła mocne uderzenie.

- Jeden — rzekł Arthur.

Fredrick nie drgnął ani za pierwszym, ani za drugim, ani za ostatnim razem, głośno jedynie oddychając.

Wszyscy byli pod niezwykłym wrażeniem wytrzymałością staruszka w tak sędziwym wieku. Łącznie z Arthurem.

- Pięknie, coś naprawdę pięknego — Greta zaklaskała z ekscytacją — Ileż to u was atrakcji. Nie wyobrażam sobie życia bez takich spotkań — przyznała, patrząc jak Marcia, delikatnie gładzi głowę Fredricka, który powoli już uspokajał swój oddech.

To, że nie okazał bólu, nie oznaczało w końcu, że go nie poczuł.

- Bardzo dobrze się sprawiłeś mój mężu — powiedziała radośnie, ucałowując pomarszczony policzek.

- Dziękuję pani. Dla ciebie zniósłbym jeszcze 100 takich razów. - rzekł z wdzięcznością, chyląc głowę.

- Wiem... - przyznała, kiwając głową — Wiem...

***

Gładziła głowę mężczyzny, klęczącego przy zagłówku kanapy, opierając się przy tym o jej ramię. Uśmiech nie schodził z twarzy Fredrika, choć ból w kroczu wciąż mocno był przez niego odczuwalny. Węzły zostały zdjęte z jego pleców, by nie przeciążyć kręgosłupa a samo spotkanie opierało się teraz na opiece nad uległymi.

Stave również wtulony w nogi Moiry, oddychał spokojnie z przymkniętymi oczami, podczas gdy kobiety rozmawiały.

Arthur pozostawał cicho, przyglądając się całej obecnej scenie.

Lubił BDSM nie tylko za jego brutalność. Nie za chłostę i degradacje. Ani za upokorzenia czy inne wycieńczające i często brzmiące przerażające praktyki. Lubił je za Aftercare. Opiekę, jaką byli obdarzali ulegli po ciężkiej sesji. Gdy bat zastępowała przyjazna dłoń a wulgarne słowa, miły i spokojny ton głosu.

Choć oczywiście nie mówił tego na głos.

Zagryzł zęby na pysznym ciastku, uśmiechając się.

Z punktu widzenia wchodzącego do pokoju, zastany widok mógłby niemalże przypominać zwykle spotkanie starszych ludzi. Imieniny lub inne tego rodzaju przyjęcia z ciastem, dobrą kawą i ploteczkami.

I tylko klęczący na podłodze mężczyźni nieco odbiegali od tej wizji oraz stroje gości. Dość... Wymowne stroje, które zdecydowanie odbiegają od tych świątecznych.

A przynajmniej tak mu się wydawało.

I gdyby jeszcze wchodzący człowiek nie dojrzał tego stojaka do chłosty... Z pewnością pomyślałby, że nie dzieje się tutaj nic... Co powinno wzbudzić niepokój i zainteresowanie.

___________________________
Proszę nie krzyczeć za brak opisu chłosty.
Wiem, że je lubicie i was ciekawią jednak nieco ciężko współpracować z wattpadem który za takie brutalne treści zdejmuje i usuwa opowiadania.

Musicie mi to więc wybaczyć i zadowolić się tym co jest. Uwierzcie mi, mnie też to wkurza ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top