4

— Niall kochanie? — To było mgliste ale słyszałem głos mojej matki wołający mnie w snach. Potem zdałem sobie sprawę, że ona naprawdę do mnie mówi w prawdziwym świecie i otworzyłem zmęczone oczy i spojrzałem na drzwi. — Zrobiłam ci śniadanie. — Weszła do mojego pokoju ale nie miałem ochoty wstawać i jeść jedzenia, które w końcu i tak zwymiotuje. Minął kolejny tydzień od ostatniej wizyty w szpitalu i zwiększyli mi dawkę chemioterapii. Ostatnio wszystkie moje dni są nieszczęśliwe, chce tylko spać. Moja mama próbowała sprawić, żebym poczuł się lepiej ale nie można było nic z tym zrobić, ponieważ w żyłach płynęła mi trucizna.

— Dzięki mamo. — Powiedziałem, kiedy postawiła tacę z jedzeniem na mojej szafce nocnej. Spojrzałem na to co przygotowała i było to białko jaja i tosty. Wiedziałem, że nie uda mi się tego zjeść, więc po prostu uśmiechnąłem się i wziąłem jeden kęs, żeby się nie martwiła. — Jest dobrze.

Uśmiechnęła się szeroko i usiadła na brzegu mojego łóżka. Próbowałem usiąść ale moje ciało było zbyt słabe i miałem wrażenie, że głowa mi eksploduje. Moja mama pomogła mi wstać i umieściła za mną poduszki, żeby zapewnić mi większy komfort. — Jak się dzisiaj czujesz? — Wzruszyłem ramionami. Było tak jak zawsze. — Twój przyjaciel przyszedł tu wczoraj wieczorem ale spałeś, wiec wyszedł chwile później.

— Zayn?

Ożywiłem się. Nadal czuję, że gniję od wewnątrz ale imię Zayna zawsze mnie rozśmieszało. Wymieniliśmy numery od czasu incydentu w parku i cały czas ze sobą pisaliśmy. Dowiedziałem się o nim naprawdę dużo a on o mnie. Nadal nie powiedziałem mu o moim stanie ponieważ wiedziałem, że przynajmniej trochę się wszystkiego domyślał. — Po co przyszedł?

— Żeby zobaczyć jak się czujesz. On jest takim słodkim chłopcem.

Uśmiechnąłem się, ponieważ Zayn mógł po prostu napisać do mnie SMS-a i zapytać czy wszystko w porządku, zamiast przychodzić wieczorem do mojego domu. — Jest fajny. — Zgodziłem się z nią ale nie zamierzałem mówić mojej mamie ujmujących słów na jego temat.
To byłoby po prostu dziwne i naprawdę gejowskie. Nie to, że mam coś przeciwko ludziom, którzy są gejami to po prostu nie moja sprawa. Może Zayn jest gejem? Nie. Jest za bardzo... męski. Nie wiem. Musiałem wziąć leki, nie chciałem o tym myśleć.

Pochyliłem się i chwyciłem szklankę soku pomarańczowego, którą nalała mi moja mama i wyjąłem tabletki z szuflady na nocnym stoliku. Chwyciłem je i już miałem je połknąć ale mama mnie powstrzymała. — Niall który jest dzień tygodnia? — Zapytała.

Zmarszczyłem brwi wiedząc, że minął tydzień od kiedy byłem w szpitalu i dowiedziałem się, że umieram szybciej. Był wtedy wtorek, więc musiał to być poniedziałek albo wtorek. — Uhm poniedziałek?

Mama zmarszczyła brwi i wzięła ode mnie pudełko z pigułkami. Zamknęła część poniedziałkową a następnie otworzyła część na piątek. — Och — Próbowałem nie brzmieć na zaskoczonego. Właśnie zapomniałem który był dzień tygodnia. Ale to było zupełnie normalne ludzie cały czas o tym zapominali, prawda?

— Myślę, że musimy porozmawiać Niall.

Boże. Nie chciałem tej rozmowy. Nie chciałem, żeby moja wola została mi odebrana. Nie rozmawialiśmy o czteromiesięcznym terminie od mojej chemioterapii. Obiecałem jej, że nie powiem nic na ten temat i po prostu zrobię wszystko, żebym żył długo, aż gdy będę stary i pomarszczony. Obiecałem mamie, że nie pozwolę jej mnie pochować. Że będzie na odwrót.

— Kochanie. Myślę że nadszedł czas, żebym ja podawała ci leki, dobrze? Wiem, że chcesz sam się tym zajmować ale ważne jest, żeby w odpowiednich dniach brać odpowiednie leki — odłożyła pudełko na bok i położyła dłoń na moim ramieniu. — Tak bardzo cię kocham a ty jesteś taki odważny. Muszę tylko wiedzieć, że nie zrobisz przypadkowo czegoś co pogorszy twój stan. — Pochyliła się i pocałowała mnie w czoło. — Wszystko w porządku?

Nic nie jest w porządku. Ale nie zamierzałem jej tego mówić. Chciałem zachować kontrolę nad rzeczami z którymi myślałem, że sobie poradzę ale oczywiście nie mogłem nawet poradzić sobie z moimi cholernymi pigułkami.

— Tak mamo — powiedziałem i położyłem się z powrotem w łóżku. Przyciągnąłem kołdrę i zamknąłem oczy. Słyszałem jak moja mama wzdycha i kładzie tabletki na talerzu.

— Proszę weź je. — powiedziała cicho, całując moją skroń. — Przyjdę później, żeby sprawdzić jak się czujesz.

Kiedy w końcu wyszła i zamknęła drzwi usiadłem i zażyłem pigułki. Próbowałem zjeść trochę więcej jedzenia ale oczywiście mój żołądek tego nie chciał. Zostawiłem więc prawie nietknięte jedzenie na talerzu a potem złapałem za telefon. Uśmiechnąłem się, kiedy zobaczyłem wiadomość od Zayna.

Od Zayn:
Dzień dobry piękny.

Czułem jak moje serce zaczęło szybciej bić i wiedziałem, że to dziwne, że ktoś tak do mnie pisze i nazywa mnie pięknym.

Do Zayn:
Słyszałem, że przyszedłeś ostatniej nocy.

Od Zayn:
Tak. Spałeś. =[

Do Zayn:
Przepraszam za to. Lubię spać.

Ta rozmowa toczyła się bardzo swobodnie przez następną godzinę później dostałem wiadomość z informacją, żebym wyjrzał przez okno. Wstałem chwiejnie z łóżka trzymając się boku gdzie umieszczono rurkę, która miała ułatwić leczenie. Podszedłem do mojego dużego okna i wyjrzałem przez żaluzje. Zmrużyłem oczy kiedy zobaczyłem jasno świecące słońce, na chodniku był Zayn trzymający piłkę do koszykówki. Miał telefonu przy uchu i zadzwonił dla mnie. — Uznałem, że chcesz zaczerpnąć świeżego powietrza. — powiedział przez telefon. — Wiem, że nie grasz w piłkę ale ja to robię i czasem fajnie jest to oglądać. A co powiesz na to, że zaraz po ciebie przyjdę? Och i czy wspomniałem, że zabieram cię na lunch?

Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i odsunąłem się od okna. — Zaraz będę. — Odłożyłem słuchawkę i szybko odwróciłem się do mojej szafy. Zaczęło kręcić mi się w głowie i musiałem przytrzymać się łóżka. Okej Niall. Uspokój się. Wiem, że jesteś podekscytowany ale jeśli pójdziesz do niego szybko zranisz się i to nie jest dobra rzecz. Później poruszałem się powoli i zmieniłem ubranie następnie spojrzałem na siebie w lustrze. Byłem blady i źle wyglądałem w końcu moja śmierć nastąpi za cztery miesiące, dlatego nie zamierzałem wyglądać jak szalony zdrowy, opalony Kalifornijczyk.

Chwyciłem okulary przeciwsłoneczne, żeby chronić oczy i zakryć cienie. Kiedy byłem gotowy zadzwonił dzwonek do drzwi i zobaczyłem, jak moja mama śpieszy się z odpowiedzią. — To Zayn mamo! — Zawołałem schodząc po schodach, ostrożnie i powoli. Mocno złapałem poręcz i w końcu dotarłem do ostatniego schodka ale oczywiście potknąłem się i wpadłem na Zayna, który stał na dole.

— Wow Horan. — Zayn zaśmiał się, utrzymując mnie na nogach.

Mama spojrzała na mnie zmartwiona dopóki się do niej nie uśmiechnąłem, żeby pokazać jej, że ze mną wszystko w porządku. — Dobra, jestem tutaj żeby eskortować cię na boisko a potem zjemy lunch. Czy to brzmi dobrze, pani Horan?

— Jeśli tylko wróci w jednym kawałku to tak. — Uśmiechnęła się. — Niall masz przy sobie telefon?

Pokiwałem głową a ona wypchnęła nas za drzwi. — Bawcie się dobrze. 

Wyszliśmy na zewnątrz i ostrożnie zszedłem schodami. — Jak się dzisiaj czujesz? — Zapytał sarkastycznie Zayn. — Okej, wiem że pewnie chujowo, ale jestem tutaj, żeby to zmienić — zaśmiał się i wziął piłkę do kosza i zaczął nią odbijać.

— Nie czuję się tak źle. — To było kłamstwo. W tej chwili czułem się wyjątkowo nieswojo ale odepchnąłem to wszystko, żeby spędzić z nim miło. — Mam tylko nadzieję, że tym razem zabrałeś samochód bo ostatni spacer omal nie zabił mnie. — Zachichotałem, próbując żartować ale najwyraźniej Zayn nie uważał tego za zabawne.

— Przepraszam za to. Nie wiedziałem. — Zayn zmarszczył brwi. Przestał odbijać piłkę kiedy dotarliśmy pod jego dom.

— To nie twoja wina. Nie powiedziałem ci. — Wsiedliśmy do jego samochodu i przez chwilę milczał. Miałem nadzieję, że zmieni temat ale niestety go kontynuował.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? —Zapytał uruchamiając samochód i wycofując się z podjazdu. — Myślę, że rozumiem ale dobrze byłoby wiedzieć. — Wzruszył ramionami i ruszyliśmy drogą, mijając mój dom.

— Cóż... — zacząłem. — Nie sądziłem, że dobrze będzie zacząć od "Hej, nazywam się Niall. Mam raka". To raczej nie jest dobrym sposobem na poznanie kogoś nowego. Już i tak ludzie przez to źle o mnie myślą.

— Cóż, ja nie. Jesteś dla mnie zwykłym facetem z pewnymi problemami, ale wciąż wystarczająco niesamowitym, żeby walczyć. Bardzo się cieszę, że cię poznałem.

— Ja też się cieszę że cię poznałem. — Uśmiechnąłem się a moje policzki płonęły przez rumieniec. Zayn był zbyt doskonały i zbyt miły, żeby naprawdę istnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top