1

Wtorek. To był wtorek. Wtorek oznaczał, że musiałem wziąć pięć tabletek zamiast czterech. Zacząłem liczyć. W porządku, wziąłem wszystko dobrze. Nalałem wody do szklanki i zacząłem ją pić ale zakrztusiłem się ostatnim łykiem. Odłożyłem butelkę i zszedłem na dół, gdzie mama zostawiła mi śniadanie w kuchence mikrofalowej. Poszła do pracy wcześnie i wróci późno. Musiała wziąć dodatkowe godziny, żeby zapłacić za moje leki. Podgrzałem jajka i bekon i sam usiadłem przy kuchennym stole. Odsunąłem jednak jedzenie, ponieważ nie byłem głodny, sam zapach sprawił, że poczułem się źle. W końcu był ranek - a poranki zawsze są najgorsze. Przykryłem jedzenie folią i włożyłem je do lodówki z nadzieją, że dam radę zjeść je później.

W domu naprawdę nie miałem co robić. Gdybym zbyt długo oglądał telewizję, zaczęłaby boleć mnie głowa. Gdybym czytał, byłoby to samo. Do diabła nawet gdybym siedział to i tak bolałaby mnie głowa. Czasami nienawidziłem swojego ciała, zwłaszcza głowy. To były tylko początki umierania. Postanowiłem wrócić na górę i usiąść przy oknie w moim pokoju. Było słonecznie ale miałem zasłonę na oczy, którą używam podczas snu. Usiadłem i otworzyłem okno. Nałożyłem zasłonę na oczy i oparłem się o ścianę. Wziąłem głęboki oddech i po prostu starałem się zrelaksować. Moja ulica nie była bardzo zatłoczonym miejscem, co było plusem. Samochody drażniły mnie głośnymi silnikami i piszczącymi hamulcami. Po prostu lubiłem ciszę i spokój. Dokładnie tak było tego poranka, lecz po chwili przerwała mi głośna muzyka. Lekko podciągnąłem maskę, żeby zobaczyć kto tak głośno słucha muzyki i zauważyłem dzieciaka z założonymi słuchawkami. Widziałem go wcześniej. On i jego rodzina przeprowadzili się tutaj. Widziałem go tylko przez ułamek sekundy kiedy mijaliśmy ich nowy dom. Mieszkał na tej samej ulicy, tylko kilka drzwi dalej. Patrzyłem, jak przechodzi obok przedniej części mojego domu podniósł wzrok i zobaczył mnie. Natychmiast poprawiłem maskę z powrotem i udawałem, że śpię.

— Hej!

Cholera.

— Hej! — Krzyknął trochę głośniej i wiedziałem, że nie przestanie dopóki mu nie odpowiem. Ściągnąłem całkowicie zasłonę z twarzy i odłożyłem ją na bok. Jasne letnie promienie zaatakowały moje oczy, powodując natychmiastowy ból głowy.

— Hej sąsiedzie! — Ponownie zawołał. Powoli podniosłem rękę i pomachałem do niego. 

Myślałem, że odpuści ale tego nie zrobił, po chwili zadał pytanie. — Co nastolatek może tutaj zrobić, żeby się zabawić?

Patrzyłem na niego przez chwilę i wzruszyłem ramionami. Nigdy nic nie zrobiłem, zawsze tylko siedziałem w domu i odpoczywałem. Przynajmniej tak było przez ostatni rok. Mam dopiero siedemnaście lat i powinienem spędzać czas z przyjaciółmi ale odepchnąłem ich wszystkich od siebie kiedy zdiagnozowano u mnie chorobę. Nie chciałem złamać im wszystkim serc, kiedy umrę.

— Mówisz mi, że nie ma nic fajnego do zrobienia w tym mieście? Nie macie jeziora czy coś takiego? Przysięgałem, że widziałem jakieś jak tu jechałem. — Dramatycznie podniósł rękę do brody. — Jak się w ogóle nazywasz?

Przełknąłem ślinę. — Niall. Niall Horan. — pokiwał głową z aprobatą a następnie włożył ręce do kieszeni. — J-Jest jezioro obok Pine Drive. Jest tam też park.

On miał rację. W mieście było jezioro i wiele osób jeździło tam dla zabawy ale nigdy tam nie chodzę, ponieważ nie mogę pływać - czasami moje nogi zaczynają drętwieć. Wykryto to, podczas gdy pierwszy raz spadłem ze schodów. Moje nogi przestały tak dobrze działać, dlatego musiałem się pilnować.

— Cóż Niall, to brzmi jak coś fajnego do zrobienia, pójdę tam. Chodź ze mną. Trzymaj się mnie sąsiedzie. — zaśmiał się  — Pomyśl tylko, wreszcie wyjdziesz z tego ciemnego domu i się poznamy! Przysięgam, że nie jestem gnojkiem. Po prostu jestem facetem, który szuka nowych znajomych.

— Nie chcesz się ze mną spotykać. — cicho skomentowałem, wiedząc, że mnie nie słyszy. — Nie, dziękuję. — Odrzuciłem głośniej jego zaproszenie a na jego twarzy pojawił się grymas.  — Przepraszam... Światło słoneczne mi przeszkadza. — To była prawda. Wątpię, czy mógłbym tam przetrwać. — Wolę zostać w środku.

— To nie jest sposób na życie! — Krzyknął. — Czy masz okulary przeciwsłoneczne? Albo krem przeciwsłoneczny? — wymienił wszelkiego rodzaju rzeczy, które pomogłyby mi ze słońcem i musiałem się poddać.

Odszedłem od okna bez słowa. Kiedy wstałem, zakręciło mi się w głowie musiałem się zatrzymać. Po chwili wróciłem do okna, nadal tam czekał. — Uch, możesz wejść. Drzwi są otwarte. — Zawołałem do niego a on się uśmiechnął. Biel jego zębów kontrastowała z opaloną skórą. Wróciłem do pokoju i rozejrzałem się za okularami przeciwsłonecznymi.
Wiedziałem, że gdzieś tam są. Nie musiałem się martwić o filtr przeciwsłoneczny. Nie martwiłem się o moją skórę. Wkrótce usłyszałem, jak otwierają się frontowe drzwi a potem usłyszałem wołanie mojego imienia.

— Chwileczkę! — Znalazłem okulary w górnej szufladzie mojej komody. Wyczyściłem je zanim ostrożnie wyszedłem z pokoju. Zobaczyłem go na dole schodów i mocno chwyciłem się poręczy. Nie zamierzałem wywalić się przed tym facetem. Poza tym nie sądziłem, że wiedziałby co zrobić, gdybym to zrobił. Zszedłem ze schodów i stanąłem na dole.

Kiedy przyjrzałem się temu facetowi byłem zszokowany. Był trochę... no cóż, piękny. Jego skóra była jasnobrązowa, miał ciemne włosy oraz karmelowe oczy. Był zdecydowanie przystojnym mężczyzną.

— Cześć. — Powiedziałem nerwowo. Ostatnio nie rozmawiałem z wieloma osobami, ponieważ przez większość czasu byłem zamknięty. I ten facet był czarujący. Po prostu wydawał się taki pewny siebie.

— Zapomniałem ci się przedstawić — Wyciągnął rękę do przodu i mi ją podał — Zayn Malik. —Złapałem go za rękę a on mocno się uśmiechnął. — Więc Niall na co czekamy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top