IV
Życie May Parker nie było zbyt skomplikowane. Dlatego też śledzenie jej poczynań nie sprawiało Tonemu większych trudności. Prowadzenie własnej firmy energetycznej, która od dawna konkurowała ze Stark Industries, kupowanie drogich ubrań, samochodów i innych głupot, armia prawników, własny odrzutowiec... Wracając, o armię prawników miliarder niepokoił się najbardziej i oczywiście o niekorzystne stosunki z ciotką Petera. Sam nie miał mniejszego zabezpieczenia, ale nie chciał dopuścić do sytuacji, gdzie ciągają się razem po sądach, żeby zdobyć opiekę nad chłopcem.
Próbował jakoś rozsądnie to przemyśleć i dojść do konkluzji, ale nie mógł pozwolić, żeby za kilka lat dzieciak dowiedział się, że ma ciotkę milionerkę, która o nim nie wiedziała. Tak robiło się tylko w reality show, gdzie takie rzeczy działy się notorycznie. Jednak mimo wszystko postanowił na razie nie informować o niczym May, poczekać aż młodszy podrośnie i pozwolić mu samemu podjąć decyzję, czy woli zostać z nim, czy przenieść się do ciotki wariatki.
Rozmyślając tak patrzył, jak Pete beztrosko biega sobie po salonie, trzymając w jednej rączce jakiś prototyp samolotu. Wydawał dźwięki podobne do turbin maszyny i wymachiwał zabawką w powietrzu. Co jakiś czas lądował na stole i udawał, że rozmawia wtedy z obsługą lotniska.
Tony rozpływał się na ten widok. Tak bardzo przyzwyczaił się do tego dzieciaka, że bał się go na chwilę zostawić. Mimo iż miał własną firmę i wiecznie chciał udawać, że wszystko ma gdzieś, przy chłopcu nagle stawał się dobrym i szczęśliwym. Stawał się... ojcem. Uśmiechnął się na tą myśl i odparł się od wyspy kuchennej.
- Co tam robisz Peter? - zaciekawiony podszedł i przykucnął przy dziecku.
- Ratuje ludzi moimi samolotami - odpowiedział całkiem poważnie, odwracając się w stronę opiekuna. - Kiedyś, jak będę duży, taki jak ty tatusiu, zostanę pilotem! - krzyknął z ekscytacją i wrócił do zabawy.
Miliarder zawołał jedną z niań, żeby zajęła się chłopcem, a sam udał się do gabinetu. Miał sporo pracy w firmie, a teraz także przy tej sprawie. Zakopał się w papierach i odciął od Bożego świata.
***
- Ale jak to się dowiedziała?! - zagrzmiał Tony na jednego ze swoich informatorów. - Nie obnosiłem się z tym, to niemożliwe!
Peter był z Tony'm już prawie rok i nie mógł uwierzyć, że to się teraz działo. May Parker, zapewne grzebiąc w jego przeszłości, dowiedziała się o Peterze. Mężczyzna był załamany, ponieważ wiedział, co ta kobieta jest w stanie zrobić, żeby go zniszczyć.
- Panie Stark, proszę zachować spokój - zaczął informator, chociaż wydawało się, że miliarder zaraz go rozniesie. - Ma pan całą armię prawników, którzy już nad tym myślą. Nie musi się pan martwić.
Po tych słowach miał ochotę go roznieść. Trzymał chłopca w wieży, jak najcenniejszy skarb. Chronił go przed mediami, złem i innymi niepowołanymi osobami. Teraz jednak okazało się, że jego ochrona przed ciotką znaczyła tyle, co nic. May i tak się dowiedziała i zapewne wytoczy mu proces, który zmęczy jego i wszystkich wokół psychicznie. Westchnął przeciągle i kazał mężczyźnie wyjść. Sam musiał się zastanowić, co dalej?
Nagle do gabinetu wbiegł Peter.
- Tatusiu! - krzyknął zdyszany i podbiegł do starszego, przytulając go mocno.
- Co się dzieje Pete? - zapytał łagodnie, mierzwiąc mu włosy i całując go czule w czoło.
Przestał odpierać fakt, że Peter to jego syn, a on jest jego ojcem. Zaakceptował to i cieszył się jak mógł, z każdej chwili spędzonej z dzieciakiem. Wiedział, że zrobi wszystko, żeby wygrać z May i każdym innym, kto będzie chciał mu odebrać syna.
- Ciocia Evelyn chce mnie złapać - tym razem szepnął i zsunął się z kolan starszego tylko po to, żeby ukryć się pod biurkiem. Tony uśmiechnął się do dziecka. - Tylko cichutko tatusiu, nie może wiedzieć, gdzie jestem.
Miliarder przytaknął młodszemu i otworzył komputer, by chwilę później zatonąć w niekończącej się pracy. Peter był całkowicie cicho, nawet wstrzymywał oddech, kiedy ktoś wchodził do gabinetu, żeby załatwić coś z Tony'm. Nie mógł uwierzyć ile są w stanie zrobić dzieci dla głupiej zabawy.
- Tylko bądź cicho, kiedy przyjdzie ciocia. Nie chcę, żeby odkryła moją kryjówkę - wyszeptał chłopiec, a Tony wykonał gest zamykania buzi na kłódkę i wyrzucił „klucz" za siebie. Młodszy zachichotał i zajął się z powrotem maskowaniem swojej obecności.
Po chwili do pomieszczenia wparowała zdyszana kobieta. Czarne włosy przed chwilą jeszcze spięte w kok, teraz opadały jej na ramiona, a niebieskie oczy wyrażały skruchę i coś w rodzaju strachu. Niania Petera była onieśmielająca i mężczyzna musiał w końcu to sobie przyznać. Odkąd zatrudnił Evelyn miał dużo mniej pracy, a opieka nad dzieckiem nie była już ciężarem, tylko przyjemnością.
- Panie Stark, naprawdę przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba zgubiłam Petera - zaczęła skruszona. - Bawiliśmy się w chowanego, sprawdziłam już wszystkie jego stałe kryjówki i nigdzie go nie ma. Nie wiem co mam robić.
Miliarder uśmiechnął się przebiegle, jakby wieść, że jego dziecko się zgubiło, nie robiła na nim wrażenia. Wskazał dyskretnie głową miejsce, gdzie niedawno schował się Peter, po czym znów zajął się papierami. Miał dziś naprawdę dużo na głowie, zwłaszcza po tym, jak May dowiedziała się o dzieciaku. Zapewne już jutro otrzyma pierwszy z miliona pozwów.
- Jak mogłaś zgubić moje dziecko - zaczął małą grę, żeby młodszy nie załapał o co chodzi.
- To naprawdę było nie zamierzone - Evelyn podeszła do biurka, z zamiarem odkrycia świetnej kryjówki Petera. - A może schował się tutaj?! - dodała, wykrzykując ostanie słowo.
Chłopiec zaczął się śmiać, wyszedł spod biurka i wpadł w ramiona swojej opiekunki.
- Przepraszam ciociu, że cię nastraszyłem - powiedział, wykręcając palce i patrząc w ziemię. - Ale nie mogłem się powstrzymać i chciałem zobaczyć tatę.
Wszyscy popatrzyli po sobie, a Tony westchnął przeciągle. Nie miał ostatnio głowy, żeby spędzać z Peterem tyle czasu, co wcześniej. Dużo więcej chłopiec siedział z Evelyn i żałował, że też tak nie może.
- Co ty na to Pete, żeby jutro pójść na lody? - odezwał się starszy, układając sobie młodszego na kolanach.
- A pójdziemy z ciocią? - maślane oczy tego dziecka robiły z mózgu mężczyzny papkę. Był w stanie zgodzić się na wszystko.
- Jeżeli tylko ciocia będzie chciała - uśmiechnął się do kobiety, a ta zarumieniła się.
- Czyli pójdziemy razem! - ucieszył się.
- Choć Peter, twój tata ma bardzo dużo pracy - powiedziała Evelyn, wystawiając do chłopca rękę.
Ten przyjął ją i pomaszerowali razem do wyjścia, zostawiając miliardera w totalnej rozsypce. Jak to wszystko dalej się potoczy? Czy wciąż będzie mu dane opiekować się Peterem? A jeżeli nie, to co z niego zostanie?
_____________
Hello :))
Tak, wiem, nie bijcie, rozdział miał być wcześniej xD
Miłej pory dnia, w której czytacie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top