8


Minęły dwa tygodnie, ale żaden z chłopców nie wspomniał o wspólnym nocowaniu.

Osiem minut przed siódmą rano, zaspany Luke napisał do swojego najlepszego przyjaciela.

Do / Mikey

hej, moja mama ma chyba zły dzień, możesz mnie podwieźć?

Michael przeczesał włosy dłonią, kiedy przeczytał wiadomość.

Do / Lukey

jasne, będę za 10 minut

ok, skłamałem, prawdopodobnie jakieś 20 minut

Mike wyłączył światło w łazience i zszedł na dół. Poczuł kolejną wibrację. Szybko chwycił telefon, jego serce przyspiesza za każdym razem, kiedy wysoki blondyn do niego pisał.

Do / Mikey

Ok Mike, wiem, że masz na myśli pół godziny

Luke siedział na ganku. Cały śnieg się topił, ale miasto spodziewało się wkrótce wielkich burz. Na razie było miło.

Luke przyciągnął czarną bluzę bliżej siebie, kopiąc swoją torbę na ziemię. Nie wiedział jak to się stało, że jego życie wygląda tak, jak wygląda.

Jednego dnia czuł się dobrze. Przeszedł przez całą szkołę średnią jak przez mgłę. Drugiego wszystko się rozpadało. To pokazuje jak niestabilne i zmienne jest życie. Spadł ze szczytu świata do czeluści piekła.

Przynajmniej w jego głowie.

Michael zatrzymał się i pomachał Luke'owi.

Luke wstał i udał się w stronę samochodu. Był w nim już jakieś kilkadziesiąt razy. Prawie każdego dnia po szkole zabierał się z Michaelem do pizzerii jego rodziców. To stało się rutyną, już nawet nie pytał o zgodę.

- Dzień dobry – powiedział Luke monotonnym głosem.

- Ten dzień jest okropny – odpowiedział Mike, również bez entuzjazmu.

Luke zaśmiał się zapinając pas.

- Dlaczego?

Michael wycofywał z długiego podjazdu Luke'a (prawie potrącając dziecko sąsiada, czekające na autobus), zanim pokazał mu swoją prawą rękę.

- Najpierw poparzyłem sobie rękę żelazkiem. - Mike pochylił się i wskazał palcem na ciemny brązowy ślad na zewnętrznej części jego dłoni. – A potem poparzyłem sobie palce tosterem.

Luke nie mógł powstrzymać śmiechu, kiedy patrzył na oparzenia.

- Stary, twój dzień jest do bani.

- Te tosty nawet nie były dobre – burknął Michael. Zatrzymał się na czerwonym świetle, spoglądając na Luke'a.

- A jak u ciebie? Co zrobiła mama Hemmo?

Luke nie chciał się przyznać, że to przez 6 kg zielska, które znalazła pod łóżkiem.

- Nie wiem, po prostu mnie nie lubi. - Luke spojrzał na swoje dżinsy i zaczął się bawić palcami.

- Wątpię – odpowiedział Michael. – Jest twoją mamą, kocha cię.

Blondyn wzruszył ramionami.

- Uwielbia moich braci, to na pewno. Są wszystkim, o czym mówi. Nie rozumiem dlaczego nie mówi tyle o mnie.

Luke rozumiał. Nie był wart walki, był przegraną sprawą.

- A ja myślę, że jesteś cholernie wyjątkowy. Jesteśmy nastolatkami, powinniśmy nienawidzić naszych rodziców, a oni nas.

- Skąd to wiesz?

Michael tylko się uśmiechnął i rzucił mu krótkie spojrzenie.

- Po prostu wiem.

Siedzieli w milczeniu, próbując obudzić się na tyle, by nie zasnąć w ciągu dnia.

Mike wskazał szybko na chodnik, a jego dłoń wylądowała na twarzy Luke'a.

- Spójrz na tego psa! Chcę go!

Luke śmiał się z rozproszonego umysłu Michaela.

- Miej oczy na drodze, matole.

- Czy ty właśnie nazwałeś mnie matołem?

- Po prostu przeszedłem przez szkolenie dla kierowców. Widziałem zbyt wiele horrorów o rozproszonych kierowcach.

- Jesteś takim dzieckiem... Nawet nie możesz jeszcze prowadzić. – A po chwili, tonem dziecka, dodał: - To takie słodkie.

Luke przewrócił oczami.

- Ty zacząłeś jeździć jakby... wczoraj. - Położył nogi na siedzeniu, opierając się na fotelu.

- W listopadzie, pieprz się.

Kiedy wjechali na parking, Mike znalazł jego zarezerwowane miejsce. Chłopak zatrzymał Luke'a, zanim zdążył wysiąść.

- Nie krępuj się z pytaniem o podwózkę. Jestem do usług, w każdej chwili.

Luke się uśmiechnął, a krótkie „dzięki" opuściło jego usta.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top