7

Luke położył się na śpiworze obok biurka Michael'a, śmiejąc się, kiedy chłopak stojący przy swojej szafie starał się przymierzyć śmieszne ubrania, które znalazł w starych sklepach.

Michael miał na sobie pomarańczowoczerwony sweter w jasnych odcieniach.

- Ten właściwie mi się podoba, przestań być fiutem. - Michael pociągnął za tkaninę i zaczął ściągać sweter przez głowę, z nadzieją, że Luke nie zobaczy jego zwisającego tłuszczu.

- Pasuje do ciebie – stwierdził Luke i poprawił poduszkę pod swoją głową. - Podoba mi się.

- Jest z tego małego sklepu na Dziewiątej Alei i kosztował jakieś 5 dolców. Niesamowita oferta. - Michael przerzucił sweter nad biurkiem, kiedy grzebał w swoich ubraniach.

Wyciągnął dżinsową kurtkę, prującą się po bokach. Tanie kolczyki były umieszczone na piersi i przypominały odznaki.

-Wygląda fajnie, ale z drugiej strony kolczyki są spiczaste i wbijają mi się w klatkę piersiową. – Nadąsany Michael odwrócił się w stronę roześmianego Luke'a.

- Rzuć mi ją. - Michael wykonał jego polecenie, ponownie obejmując swoje ciało.

Blondyn przymierzył kurtkę, otaczając się zapachem swojego przyjaciela. Lubił to, że każdy miał taki swój zapach. Był na ich ubraniach, w ich domu. To był specyficzny zapach, należący do nich.

Luke nie pamiętał, skąd miał swoją czarną koszulkę, ale Michael był w stanie wymienić nazwę sklepu, w którym kupił każdą rzecz ze swojej szafy.

Starszy chłopak wziął do rąk parę obcisłych czarnych dżinsów.

- Te potrzebowały tylko kilku szwów i trochę miłości.

- Umiesz szyć? - zapytał Luke. Oddał Michaelowi jego kurtkę, a ten rzucił mu spodnie.

- Niezbyt dobrze - odpowiedział. Odłożył swoją kurtkę. Była jego ulubioną i nigdy nie chciał, by stało się jej coś złego.

Luke spojrzał na nogawki dżinsów, odsłaniające idealny szew.

- Dlaczego zawsze sobie umniejszasz? Masz niesamowite umiejętności artystyczne, chociaż mówisz, że tak nie jest. Doskonale szyjesz, ale temu zaprzeczasz. Jest różnica między byciem zarozumiałym a dumnym.

Michael wzruszył ramionami.

- Po prostu nie myślę, że jestem w czymś dobry. (I just don't think I'm very good at much)

Ich rozmowę przerwało pukanie. Pani Clifford wychyliła głowę zza drzwi, uśmiechając się do obu chłopców.

- Czy wy dwaj macie zamiar iść niedługo spać?

- Ale jest dopiero dwudziesta, mamo.

- Jest pierwsza nad ranem – poprawiła go.

Michael spojrzał na zegar wiszący na ścianie.

- Oh... - Zamknął drzwi szafy. – Tak, zaraz pójdziemy spać.

- Dobrze, kocham was. - Zamknęła drzwi, wchodząc do swojej własnej sypialni.

Luke popatrzył dziwnie na Michaela.

- Twoja mama jest przepełniona miłością.

Michael skinął głową, lekko się śmiejąc. Zsunął z siebie dżinsy, siadając na łóżku. Nie chciał, by Luke zobaczył czerwone linie wzdłuż jego nóg, które pozostawiły tam obcisłe spodnie. Sprawiały, że czuł się okropnie.

- Tak, ona kocha wszystkich. Już wypełniła dla ciebie papiery adopcyjne - Mike żartował.

Luke wsunął się w śpiwór, tuląc do dodatkowych koców, które dał mu Michael.

- To słodkie, moja mama nienawidzi wszystkich.

Michael zgasił światło.

- A ty jaki jesteś?

Luke wzruszył ramionami, mimo że było zbyt ciemno, by Mike mógł go zobaczyć.

- Nie wiem. Czasami nienawidzę świata, czasami chcę każdego pocałować.

Mike dostrzegł cień ciała Luke'a, leżącego na jego podłodze. Jego zadarty nos i jasne, błyszczące nawet w ciemnościach, oczy.

- Nie ma w tym nic złego.

- Czy myślisz, że szczęśliwe zakończenia są realne? - zapytał Luke.

To pytanie zaskoczyło Michael'a.

- Och, ja... Nie wiem. Mam nadzieję.

Luke przewrócił się na bok, patrząc na Michaela, który przyglądał mu się już od dłuższego czasu.

- Chcę mieć szczęśliwe zakończenie – powiedział Luke.

Michael posłał mu słaby uśmiech.

- Nie chcę złamać ci serca, ale czasem nie ma szczęśliwego zakończenia. Czasami jest po prostu koniec.

Blondyn przytulił się do poduszki, nieusatysfakcjonowany odpowiedzią chłopaka. Starał się na niego nie patrzeć.

- Dobranoc, Mikey - wyszeptał.

- Dobranoc, Lucyfer.

Luke zaśmiał się, zanim zamknął oczy. Próbował zasnąć. Liczył owce, zwalniał oddech. Próbował wszystkiego. Toczył się po ziemi, nie mając pojęcia co gdzie się znajduje.

Za każdym razem, kiedy jego głowa uderzyła w nogę biurka lub inny przedmiot na podłodze, słyszał Michael'a chichoczącego w jego ciepłym łóżku.

- Przestań szydzić z mojego bólu. – Luke jęknął, kiedy na zegarze wybiła druga nad ranem.

- Aww, czy uraziłem maleństwo?

- Tak – wymamrotał.

- Chcesz spać tutaj? – zaproponował Michael. Przysunął się bliżej ściany, poklepując miejsce obok niego na podwójnym łóżku.

- Tak, pieprz się.

Luke wstał, biorąc lawendowy koc ze sobą. Wskoczył do łóżka Michael'a, moszcząc się pod kołdrą koloru pastelowego różu. Nie kwestionował kobiecych kolorów w pokoju. Myślał, że to jakiś estetyczny klimat, do którego dążył Michael.

Byli kilka cali od siebie, ale Luke czuł oddech chłopaka na swojej szyi. Oczy Michael'a obserwowały blondyna. Czarna koszulka przylgnęła do jego szerokich ramion, ale gdzie indziej była luźna. Podkulił kolana do klatki piersiowej.

Michael przysunął się bliżej, a jego dłonie się trzęsły. Objął ramieniem tułów Luke'a, przyciągając go do siebie. Luke nie protestował, przytulił się do piersi Michael'a, a jego głowa spoczywała na jego poduszce.

Mike zacieśnił uścisk i owinął nogi wokół Luke'a przed zapadnięciem w spokojny sen. Chociaż raz poczuł się komfortowo.

Luke niczego nie rozumiał. Nie rozumiał, dlaczego lubił poczucie ramion Michała wokół niego. Dlaczego śmiech Mike'a zapadł w jego pamięci, lub dlaczego był dla niego wszystkim.

Luke spojrzał na rękę chłopaka, miał takie małe palce, takie słodkie... Czy powinny takie być?

Przełamał lody i położył swoją dłoń na tej Michael'a. Poczuł się dobrze. Naprawdę dobrze.

Byli ze sobą zetknięci, ale Luke chciał być jeszcze bliżej.

xxx

CIAŁO DO CIAŁA...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top