36
Michael otworzył szklane drzwi prowadzące na ich deptak. Jego druga stopa dotknęła drewna, kiedy usłyszał głos matki wołającej jego imię.
- Michaelu Gordonie! Lepiej użyj kremu z filtrem!
Luke zachichotał z ganku, z szyderczym uśmiechem na ustach.
Mike chętnie wystawił swojemu chłopakowi środkowy palec.
- Właśnie to robię, matko!
- Lucas! Czy on kłamie? - Pani Clifford zaczęła wstawać z kanapy, wkładając swoją gazetę pod pachę.
- Kłamie, i to bardzo. Tak bardzo. - Luke zaczął sypać piaskiem, kiedy Michael udał, że się na niego rzuca.
Pani Clifford dała mu rodzinną tubkę kremu z filtrem.
- Lepiej z tego skorzystaj.
- Mamo – jęknął. - Nie, jestem aż tak blady.
Wyciągnęła rękę, ciągnąc za długi, biały podkoszulek Michaela. Przyłożyła go do jego piegowatego ramienia.
- Czy ty to widzisz? Jesteście tego samego cholernego koloru.
Prychnął, odwracając się plecami do matki. Chwycił swoje japonki i okulary przeciwsłoneczne, w końcu wychodząc na zewnątrz.
- Potrzebujesz kapelusza, kochanie? – drażnił się Luke. Stał dziesięć stóp od niego, ale Michael wciąż widział głupi - choć niezwykle uroczy - uśmieszek na jego twarzy.
- Odpieprz się – zaklął, podchodząc bliżej.
- Czy potrzebujesz pomocy w nakładaniu filtru, skarbie? - Luke kontynuował, kiedy ruszyli w kierunku dobrego miejsca do opalania.
- Pieprz się.
Luke pochylił się do swojego chłopaka, muskając jego policzek ustami.
- Tylko się drażnię, kocham cię.
- Pomożesz mi nałożyć krem?
Luke roześmiał się, wreszcie rzucając swoją torbę na piasek.
- Tak, ty duży dzieciaku.
- Obiecujesz, że nadal będziesz mnie kochał, po tym jak zobaczysz mój brzuch?
- Kochanie - zagruchał, ogarnął go nagły smutek. - Oczywiście, że nadal będę cię kochał. Nigdy w to nie wątp.
Michael przygryzł swoje suche wargi, kiedy chwycił za końce długiego podkoszulka, ściągając go z siebie. Został tylko w szarych spodenkach Soffee*. Czuł się źle w swoim ciele i Luke to widział.
Blondyn podszedł bliżej, starał się ignorować zżerający go smutek. Zaczął nakładać krem z filtrem na plecy swojego bladego chłopaka.
- Kocham twoje piegi - powiedział, gdy jego ręce zbliżały się do każdego brązowego punktu. Jego chude palce powędrowały do okolicy żeber. - Uwielbiam całe twoje ciało. Nie umiem nawet wymienić rzeczy, które kocham najbardziej.
Michael nie był pewien, czy to słońce, czy słowa jego słońca zostawiły czerwony odcień na jego policzkach.
Luke nałożył więcej kremu, nie chcąc, by Mikey został poparzony przez słońce. Jego ręce dotykały boków brzucha i karku. Włożył palce kilka centymetrów pod spodenki Michaela, zastanawiając się, czy zsuną się w ciągu najbliższych godzin.
- Bardzo, bardzo piękny - powiedział Luke.
Michael odwrócił się, kończąc smarować resztę swojego ciała. Patrzył na rozbierającego się Luke'a , przed położeniem się na niebieskim ręczniku plażowym. Jego dość fluorescencyjne spodenki kąpielowe zdecydowanie zlewały się z kolorem ręcznika. Mike powstrzymał się od śmiechu.
Mike włożył zbyt duży podkoszulek z powrotem na ramiona.
Luke spojrzał na niego przez okulary przeciwsłoneczne, posyłając mu uśmiech. Obserwował go leżącego na nieco mniej tętniącym życiem ręczniku.
- Człowieku, nie mam pojęcia jakim cudem mam takie szczęście. - Cicho zagwizdał, kiedy prześledził wzrokiem ciało Michaela.
- Przestań, kłamco.
Luke zaśmiał się i położyć na plecach.
- Jesteś piękny.
Michael naciągnął swoją koszulkę bardziej, pozwalając jej opaść na uda i włożył ręce pod głowę, pozwalając, by zapach lawendy wypełnił małą przestrzeń.
- Dziękuję - wyjąkał. Nie był dobry w przyjmowaniu komplementów, lepiej szło mu zaprzeczanie im. Bardzo starał się być tak pewny siebie i swojego ciała publicznie, jak był przed lustrem. To właśnie spojrzenia innych sprawiały, że się denerwował.
- Twoi rodzice nie mają nic przeciwko rzeczom, które nosisz? - zapytał Luke. To miało być autentyczne pytanie, ale pożałował go, bo zabrzmiało niegrzecznie.
- T-tak - przerwał – A ty?
Luke zachichotał.
- Mikey, oczywiście, że tak. Nie mam nic przeciwko temu, co sprawia, że jesteś szczęśliwy.
Michael przewrócił się na bok, opierając się wygodniej, by być na przeciwko Luke'a.
- Jesteś pewny? Nie chcę, żebyś był zakłopotany albo...
- Mike – przerwał mu - Zamknij się kurwa.
Michael starał się nie uśmiechnąć.
- Przepraszam.
Luke nie czuł, że teraz było właściwym czasem, by powiedzieć mu, żeby przestał stale przepraszać. Michael nigdy nie zrobił niczego złego, ale ciągle czuł się tak, jakby to była jego wina.
- Księżniczko, sprawiasz, że moje życie jest warte przeżycia.
Michael przez wiele lat czekał, by usłyszeć te słowa. Nie mógł być bardziej zadowolony z tego, że słowa te pochodzą z ust Luke'a. Nie mógł powstrzymać wysokiego chichotu.
Luke odwrócił głowę.
- Wow, twoje jaja właśnie urosły, czy coś?
Michael przewrócił oczami.
- Znowu stałeś się irytujący.
Luke przyklęknął.
- Co? Drażnię cię? - zapytał z uśmiechem.
Mike przewrócił się na plecy, udając, że nie zauważył zbliżającego się do niego blondyna.
Luke usiadł okrakiem na Mike'u, kładąc ręce na jego klatce piersiowej.
- Powiedz mi, jak bardzo cię denerwuję, hm? - Luke pochylił się, całując szyję Michaela. - Jestem po prostu bardzo irytujący, prawda?
Michael znów zachichotał, dreszcze przeszły przez ich ciała.
- Tu są dzieci, jakieś trzydzieści stóp od nas.
- Najwyższy czas, nauczą się czegoś o cudownym świecie homoseksualistów. - Wargi Luke'a nadal snuły się w dół ciała Michaela, całując klatkę piersiową. - Taki piękny chłopak.
Coś sprawiło, że słowa chłopaka nie były dla niego tak magiczne jak kiedyś, ale pozwolił temu odejść. Pozwolił temu odejść, kiedy poczuł, że Luke zostawia na jego szyi ślady, doprowadzając go do szczęścia, o którym nie mógłby zapomnieć.
xxx
*jeśli jesteście ciekawi jak wyglądają, wpiszecie w Google „Soffee shorts", ale są to zwykłe krótkie spodenki, trochę jak bokserki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top