33
Matka Luke'a weszła do jego sypialni, kiedy skończył się pakować. Usiadła na łóżku, ściszając swój głos, ponieważ wiedziała, że w ich przedpokoju stała rodzina Cliffordów.
- Luke, ufam, że nie zrobisz nic głupiego.
- Wiem, mamo. - Zwinął swoją ładowarkę, pakując ją do plecaka.
Westchnęła i pomogła mu zamknąć inną torbę.
- Jesteś teraz starszy, nie zamierzam wymagać od Cliffordów, żeby się tobą opiekowali. Nie zawiedź mnie.
Luke spojrzał na nią przed przysięgą.
- Obiecuję. - Uśmiechnął się, bo naprawdę miał to na myśli. Wiedział, że nadszedł czas, by być lepszym. Że jest gotowy, by być lepszy.
Pani Hemmings podniosła lżejsze torby, kiedy Luke wziął cięższe. Przytuliła go, ściskając swojego wysokiego syna. Pamiętała, kiedy ledwo sięgał jej do bioder, a teraz ona ledwo docierała do jego. W przenośni.
Dziesięć minut później wszystko było zapakowane w SUVa Cliffordów. Rodzice rozmawiali na zewnątrz, a Mike i Luke znajdowali się na tylnym siedzeniu.
Luke nie był na wakacjach przez długi czas, zwłaszcza na rodzinnych. Był podekscytowany wyjazdem na południe z jego drugą rodziną.
Młodszy blondyn położył rękę na wewnętrznej stronie uda Mike'a, kiedy oparł głowę na jego ramionach.
- Więc, po tych szesnastu godzinach drogi, mogę chcieć cię zabić.
Michael roześmiał się.
- To będzie tego warte. - Pocałował czoło Luke'a i położył swoją dłoń na jego. - Dojedziemy tam koło pierwszej w nocy, nie mamy żadnych świateł, bo one odstraszają żółwie. Pójdziemy na przyjemny spacer po ciemnej plaży, a potem padniemy i będziemy spać.
- Albo będziemy spać teraz – odpowiedział trochę przygnębiony.
W tym czasie państwo Clifford usiedli z przodu, Luke spał, a Michael rysował po jego twarzy. To będzie bardzo długi dzień.
Rodzinne wakacje były zazwyczaj równoznaczne z byciem spalonym żywcem w czeluściach piekła. Zwłaszcza dla Luke, którego dwaj starsi bracia starali się rzucać do siebie piłkę futbolową w bardzo małym samochodzie. Był przyzwyczajony do krzyków, kłótni i co najmniej dwóch połamanych palców.
U Cliffordów było zupełnie inaczej. To były nie tyle rodzinne wakacje, ile wyruszenie z kilkoma przyjaciółmi w podróż. Kiedy Luke się obudził i oczyścił czoło z napisu „gej af", było naprawdę komfortowo. Śpiewali głośno z szeroko otwartymi oknami, kiedy przez długie godziny jechali autostradą.
Gdy przyszła kolej na Michaela, by prowadził, Luke usiadł na miejsce pasażera, szczęśliwy, że był obok swojego chłopaka. Michael wyciągnął rękę, czekając aż Luke splecie ich palce razem.
Młodszy blondyn nigdy nie przyzwyczai się do Michaela czującego się całkowicie komfortowo w towarzystwie jego rodziców. Mogliby prawdopodobnie obciągnąć sobie nawzajem na tylnym siedzeniu, a oni mieliby to gdzieś.
Luke był przekonany, że był zakochany w Michaelu i jego rodzinie.
Ich jazda po chwili stała się nudna. Mieli wielką nadzieję, kiedy przekroczyli granicę Florydy, ale potem przypomnieli sobie, że czeka ich następne trzy godziny jazdy do St. George Island. Kolejne trzy godziny bagien, wysokich mostów, przerażających dziur i maleńkich dróg. Luke wysilał się, by nie musieć oglądać tych malutkich dróg bez świateł, przez które przewoził ich pan Clifford.
Michael bawił się dziurą w dżinsach Luke'a, ciągnąc za tkaninę. Zawsze nienawidził ostatniej godziny drogi do ich domu na plaży, nawet po ośmiu latach.
Mike oparł głowę na ramieniu Luke'a, odnajdując spokój w stałym oddechu chłopaka.
To było bliżej do trzeciej nad ranem - dwie godziny później, niż oczekiwano - kiedy wreszcie wjechali w swoją ciemną czarną okolicę. Brak świateł sprawił, że Michael dwa razy zaklął na głupie żółwie, zanim się z tym pogodził. Pani Clifford wzięła torby potrzebne przez następne dwanaście godzin, wiedząc, że poradzą sobie z resztą po solidnym śnie.
Michael obudził Luke'a, wyciągając go z samochodu.
- Chodźmy na spacer - wyszeptał. Mike pocałował ucho Luke'a, kiedy zaczął ciągnąć go wokół domu.
- Jestem taki zmęczony. - Ziewnął - Taki zmęczony. - Luke pozwolił swojemu ukochanemu przeciągnąć się po piasku, szum oceanu nagle go rozbudził.
To było niesamowite, tak różne od dźwięków zza okna jego sypialni.
Mike włączył latarkę w swoim telefonie oświetlając drogę przed nimi, nie będąc w nastroju do przypadkowego wejścia do Morza Meksykańskiego i utonięcia. Zatrzymał się tam, gdzie fala zetknęła się z ich stopami, podobał mu się chichot, który opuścił usta Luke'a za każdym razem, gdy podmywała go zimna woda.
Michael objął Luke'a, przyciągając go do siebie.
- Czy to nie jest przyjemne?
- Bardzo przyjemne. - Luke owinął ramiona wokół talii Michaela, opierając głowę na czubku jego głowy. - Czy możemy się tutaj pobrać pewnego dnia?
Michael uśmiechnął się.
- Tak, możemy. Pewnego dnia.
- Pewnego dnia niedługo, okay?
xxx
okay.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top