26
Michael złapał Luke'a, kiedy ten niemal spadł ze wzgórza. Chwycił jego biodra, wciągając go z powrotem do środkowej części ścieżki.
- Nie umierajmy dzisiaj, kochanie.
Luke odwrócił się, posyłając mu uśmiech. Praktycznie ciągnął Michaela, kiedy trzymali się mocno za ręce.
Starszy chłopak nigdy nie przyzwyczai się do tego, jak szybko chodzi Luke. Mike żył swoim życiem, przyjemnie sobie spacerując, podczas gdy Luke pędził dziesięć mil dalej. Oczywiście, Michael miał setki pretensjonalnych zdjęć Luke'a, wymijającego go podczas ich małych przygód, na które razem wyruszali.
Luke zatrzymał się nagle, powodując, że Michael wpadł na jego plecy.
- Tutaj, tu jest ładnie. – Luke odwrócił się, biorąc koc z rąk Mike'a. Położył go na zboczu klifu, szybko siadając i klepiąc miejsce obok siebie.
Michaela nigdy nie obchodził Czwarty Lipca, to nie znaczyło dla niego zbyt wiele. Podobnie jak fajerwerki.
Luke'a chciał zobaczyć każdą chwilę. Chciał znaleźć najlepsze miejsce i zrobić grilla. To jest powód, dla którego skończyli w parku pół godziny drogi od domu, z nogami zwisającymi z klifu mierzącego sześćset stóp. Ale hej, fajerwerki były tuż pod nimi!
Michael położył się obok niego, obserwując każdy następny ruch Luke'a. Jego zielone tęczówki prześledziły górę i dół kręgosłupa Luke'a, a także szerokie plecy.
Podekscytowanie blondyna opadło, kiedy po piętnastu minutach słońce jeszcze nie zaszło. Położył się obok Michaela, odwracając się do niego.
- Cześć.
- Hej. - Michael uśmiechnął się i odsunął grzywkę z twarzy, zastanawiał się, czy jej nie ściąć. Miał prawie siedemnaście lat, jego faza na emo już się przedawniła. Dodatkowo miał dosyć oparzania sobie ręki tą cholerną prostownicą każdego ranka.
- Czy tutaj nie jest pięknie?
Michael pacnął komara na swojej twarzy.
- Tak. – Pacnął kolejnego owada. - Kurewsko niesamowicie.
Luke się roześmiał. Michael lubił sposób, w jaki jego śmiech odbijał się echem po ich małej ścieżce w lesie.
Mike przytulił się do Luke'a, opierając głowę na ramieniu blondyna, aż się poruszył. Luke owinął lewą rękę wokół jego pleców, przyciągając go bliżej.
- Pamiętasz jak przypaliłeś te przekąski po szkole?- zapytał Michael. - Pierwszy raz.
- O Boże, tak. Czemu?
Michael owinął ręce wokół klatki piersiowej Luke'a, palcami trzymając dotykając jego spiczaste żebra.
- Nie wiem. Myślę, że wtedy zacząłem naprawdę cię lubić. Czy to głupie?
Luke pokręcił przecząco głową.
- Nie. Myślałem, że jesteś naprawdę uroczy, ale uroczy w sposób chcę-dostać-się-do-jego-spodni.
- Zakochałem się w moim najlepszym przyjacielu w mniej niż sześć miesięcy - powiedział Michael. - I nie żałuję.
Luke przyciągnął go jeszcze bliżej, obejmując swojego chłopaka.
- Tak? Ja też nie. - Luke lubił, kiedy Michael spoczywał na jego klatce piersiowej, lubił mieć ciasno owinięte ramiona wokół jego pleców i czuć ich serca bijące szybciej.
- Cieszę się, że cię poznałem - powiedział Mike. - Mimo, że przypalasz wszystko czego się tkniesz i opuszczasz lekcje, zależy mi na tobie.
- Po prostu chcesz, żebym powiedział, że jesteś uroczy, prawda?
- Cóż, to znaczy... to nie boli.
Luke roześmiał się i potarł rękoma górę i dół pleców Michaela.
- Bardzo uroczy – powiedział. – Mój uroczy chłopak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top