18

- Chłopcy! Obudźcie się! Są rzeczy do zrobienia! - Słodki głos pani Clifford wypełnił pomieszczenie.

Luke zerwał się z łóżka, uderzając łokciem o ścianę, kiedy odskakiwał od Michaela. Przygryzł wargę, starając się nie przeklinać z bólu.

- Później – burknął Michael. Przewrócił się na brzuch i włożył ręce pod poduszkę.

- Nie ma żadnego później. Tyłek z łóżka, natychmiast.

Luke ziewnął, kiedy usiadł. Przeciągnął się, posyłając Michaelowi senny uśmiech, kiedy tamten odwrócił się w jego stronę.

- Myślę, że dzień dobry.

- Jesteś irytujący – odpowiedział Michael. Znów położył swoją głowę na poduszce i docisnął policzek do tkaniny, przez co wyglądał jak dziecko. Uśmiech Goofy'ego na jego twarzy rozbawił Luke'a.

- Ty jesteś irytujący. - Luke zrzucił pościel z podwójnego łóżka Michaela, wspinając się na swojego przyjaciela, by zejść na podłogę.

Mike wydał z siebie dźwięk typu „oomph" i na kilka sekund przeniósł cały ciężar ciała na plecy. Blondyn wstał, przeciągając się i ziewając po raz kolejny. Michael uniósł nogę i kopnął go prosto w jaja.

Luke zwinął się w kłębek i cicho jęknął.

- Skurwiel – wysapał - Ty pieprzony skurwielu.

- Chłopcy! - Pani Clifford krzyknęła ponownie.

Michael uśmiechnął się, wychodząc z łóżka. Potargał włosy blondyna, kiedy go mijał. Luke słyszał, jak otwiera drzwi do sypialni i schodzi w dół po schodach. Pozostał w tej samej pozycji, czekając, aż ból minie.

Mike stał w kuchni przy patelni, smażąc z mamąnaleśniki. Brał łopatkę z jej rąk, zaczynając podważać prawie gotowe śniadanie.

- Czy Luke je mięso? – zapytała mama.

- Nie mam pojęcia - odpowiedział. Michael sięgnął nad głowę, by wziąć talerz i po chwili go napełnić. On i jego mama wiedzieli, że Luke lubił jeść. Dużo.

- Zawsze je pizzę z serem, kiedy jest w naszej pizzerii. Nie uważasz, że jest wegetarianinem?

Luke wszedł, wpatrując się w Michaela, jego klejnoty wreszcie przestały pulsować z bólu. Stał wyprostowany, posyłając Pani Clifford uśmiech.

- Cholera, Lucas, załóż jakieś spodnie – zażądała.

- Dobrze, mamo - zaśmiał się.

- Użyj też dezodorantu! Obaj strasznie śmierdzicie!

Michael wyłączył kuchenkę, stawiając talerz na stole.

- Czy ty właśnie powiedziałaś do niego Lucas?

- On wie, że go kocham – powiedziała, grzebiąc w szafce i starając się znaleźć coś jeszcze, co mogłoby im posłużyć jako śniadanie.

Luke wrócił na dół w obcisłych dżinsach z poprzedniego wieczora.

- Jestem praktycznie nowym człowiekiem.

- Siadaj i szybko jedz, jedziemy na rynek rolników. - Otworzyła lodówkę, zabierając szklaną miskę owoców. Jagody, truskawki i mango były w niej wymieszane, pani Clifford postawiła ją między chłopcami.

- Muszę założyć jakieś prawdziwe ubrania? - zapytał Mike z ustami wypełnionymi ciepłymi, domowymi naleśnikami.

Odwróciła głowę, patrząc na jego flanelową piżamę i starą koszulkę z obozu.

- Tak, Michael, wyglądasz jak bezdomny.

Luke lubił to jak bardzo mama Michaela była obecna w ich życiu. Lubił opiekę i miłość, promieniujące od niej, nawet gdy krytykowała ich ubiór.

- Podoba mi się ten strój.

- Nie zmieniłeś go od wtorku. - Przeszła obok nich, szybko dotykając włosów syna. - O Boże, mogliśmy zrobić śniadanie z tym całym tłuszczem na twojej głowie.

Luke ryknął ze śmiechu, ale szybko się powstrzymał, nakładając kolejny naleśnik z talerza. Był to naleśnik numer cztery.

- Mamo! – krzyknął Michael, chociaż jego mama była już w pokoju obok. Spojrzał na Luke'a, przewracając zielonymi oczami. - Przepraszam za nią.

- Kocham to - odpowiedział. Jego mama za bardzo bała się powiedzieć któremukolwiek z jej trzech synów co mają robić. Za bardzo bałasię, że odejdą i już nie wrócą.

Czasem Luke po prostu chciał, żeby mama go za coś ukarała. Chciał, by wzięła go w ramiona i pozwoliła szlochać z powodu ciernienia, z którym się zmagał.

- Nie zapomnij umyć zębów - pani Clifford przypominała – Proszę, umyj też włosy, obaj wyglądacie jak bezdomni. - Przeszła przez kuchnię, wkładając do torebki rzeczy, których może potrzebować przez resztę dnia. - Boże, czy wy dwaj możecie jeść jeszcze wolniej?

- Uspokój się, mamo.

Uniosła brwi i spojrzała na syna.

- Teraz posłuchaj... – przeszkodził jej ojciec Michaela, stojący w drzwiach i marszczący brwi.

- Grozisz teraz Głupiemu czy Idiocie? – Przeszedł przez kuchnię, chwytając ostatniego naleśnika z talerza syna.

- Obojgu - odpowiedziała.

Luke nie pamiętał, kiedy ostatni raz jego rodzina siedziała przy stole i rozmawiała ze sobą. Nie jest pewien, czy kiedykolwiek łączyło ich to, co łączyło Cliffordów w każdej chwili każdego dnia.

- Luke jest synem, którego nigdy nie mieliśmy - zażartował ojciec Michaela i usiadł obok niego.

- Słucham?! - Michael pisnął.

Luke naprawdę kochał to miejsce, był pewien, że nie chciał go opuszczać.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top