10
! OSTRZEŻENIE PRZED ROZDZIAŁEM: ROZDZIAŁ ZAWIERA RZECZY NIEODPOWIEDNIE DLA OSÓB O SŁABYCH NERWACH!
———
Wszystko działo się tak szybko. To była tylko doba. Jeden dzień, który wczesnym porankiem wyciągając do nich dłoń, począł prowadzić całe szeregi w głębiny ciemności, ostrych pazurów niepewności i strachu. Nic nie zapowiadało, że tak się to skończy. Ranek był zadziwiająco radosny. Ben wstał z łóżka od razu pochylając się nad swoją pięknie wyglądającą żoną, która pogrążona we śnie wymruczała cicho jego imię, gdy dotknął swoimi wargami jej ust, rozpływając się nad słodyczą, jaka z nich biła. Później przesunął się na łokciach niżej, by móc ucałować okrągły brzuszek, odsuwając się zaraz ze wzruszeniem godnego najlepszego i najbardziej kochającego ojca roku, kiedy przez warstwę skóry poczuł małe, dobrze już wyczuwalne nóżki. Kobieta otworzyła oczy, zaraz uśmiechając się łagodnie na widok swojego męża w takiej pozycji.
Wymienili ze sobą jeszcze poranne czułości, nim mężczyzna wyszedł za drzwi, żegnając się z nią ostatni raz. Oboje nie wiedzieli, że już nigdy więcej nie będą mogli przeżyć ze sobą tych samych, radosnych poranków mogąc wymienić między sobą tyle drobnych gestów i czułych słów. Jeszcze raz spojrzał na brzuch jedynej miłości swoje życia, nie mogąc się doczekać, gdy będzie mógł po raz pierwszy w życiu wziąć swoją pociechę na ręce, mogąc szeptać do ucha kobiety pochwały o tym jak bardzo była dzielna podczas porodu i wszystkich tych miesięcy, kiedy miała w sobie małe dzieciątko, po czym obrócił się w stronę chłodnej, porannej bryzy, wychodząc wprost na ośnieżony chodnik.
Nie mógł przecież przewidzieć tego co wydarzy się podczas jego nieobecności.
Przechodząc przez drzwi frontowe nie było już miłosnych spojrzeń, ani wzajemnych, romantycznych przekomarzanek. W oczach chłopaka lśniło przerażenie. Ciemne włosy przykleiły mu się do czoła, a małe, białe śnieżynki powoli topniały zaplątane w lekko poskręcanych tu i ówdzie, jaśniejszych pasmach. Oddech na nowo uciekał z płuc, gdy zmęczenie dało się we znaki, a adrenalina powoli zanikała. Wyglądał jakby przebiegł maraton co niewiele różniło się od prawdy.
Wchodząc do środka pierwszym co udało mu się zidentyfikować był dziecięcy płacz dobiegający z kuchni. Poród. Dziecko. To była sytuacja awaryjna, ponieważ Beverly urodziła, nic im się nie stało, wszyscy są zdrowi, a noworodek właśnie płacze u nich w domu oczekując swojego tatusia, którego nawet nie było przy jego porodzie. Przez szczęście i zły szczęścia nie zdawał sobie sprawy, że płacz nie był płaczem niemowlęcia, a Beverly była zbyt silna i uparta, by móc urodzić w domu, szczególnie, że nigdzie nie było widać karetki. Wpadając do kuchni nie zdawał sobie sprawy z łez, które wyznaczały cienkie ścieżki na jego policzkach. Jego wzrok spotkał się z głębokim brązem dębowego drewna rzuconego w bezlitosne języki ognia.
Zajęło mu chwilę, kiedy zdał sobie sprawę, że płacz dobiegał z trzynastoletniej dziewczynki, łkającej histerycznie w ramię swojego starszego brata. Kolejne cenne sekundy przyswajał wiedzę, że mężczyzną na krześle był nie kto inny niż Miles, przeczesując posypane czernią, brązowe włosy Flory, próbując uspokoić swoje rodzeństwo na tyle, na ile byłby w stanie. Niepokój wzrastał z każdą kolejną chwilą wypełnioną ciszą. Brak słów był przerażający, a głębia tęczówek kędzierzawego mężczyzny przeszywająca go na wylot sprawiała, że deszcz zimnych dreszczy spłynął pionowo wzdłuż jego kręgosłupa.
To było spojrzenie, jakie widywał tylko u jednej osoby, tylko w przeciwieństwie do niej wzrok Milesa był zupełnie szczery. To nie były jaskrawo żółte oczy z czerwonymi, wręcz ognistymi cekinami tańczącymi w płynnym złocie, których wyraz był aż boleśnie współczujący i taki pełen fałszywego smutku, który później odbijał się jeszcze na długo w jego snach. Fairchild nie był przerażającym Klaunem przebywającym w ubrudzonych kanałach czekającym na parę zbłąkanych dusz, które mógłby bez wahania pochłonąć, wcześniej napawając się ich szeroko rozwartymi ze strachu oczyma.
- Co się stało...? - wydusił w końcu z siebie półszeptem, gdy atmosfera w pomieszczeniu jedynie się zagęszczała, czuł, jak plamy potu zaczynając nieprzyjemnie zabarwiać mu materiał koszuli pod pachami i szyję. - Gdzie jest Bev?
Flora ruszyła się niespokojnie na jego głos, a jej szloch zmienił się w zduszone łkanie, gdy starała się nie przeszkadzać w męskiej rozmowie. Pociągnęła nosem, czując, jak zatoki rozszerzają się od ilości smarków, jakie spróbuje w sobie trzymać. Czknęła cicho, chowając twarz w kręcone włosy swojego brata mocno zamykając oczy, próbując pozbyć się z umysłu sceny, jakiej zmuszona była być świadkiem,a która zmieni jej życie znacznie bardziej niż mieszkanie parę lat z duchem zmarłego opiekuna starszego rodzeństwa.
- Salon. - to była jedyna rzecz, jaka przeszła Milesowi przez usta w tym momencie, gdy wciągnął dziewczynkę bardziej na swoje kolana. - Zostaniemy z Tobą jeszcze dwie godziny dopóki... nie upewnimy się, że jest bezpiecznie. Później przyjdzie tu ekipa z Hawkins, aby mieć oko na dom.
Ben go nie słuchał. Po usłyszeniu nazwy pomieszczenia pobiegł tam od razu omal nie wywalając się, gdy panele zmieniły się w miękki dywan. Słyszał bicie serca we własnych uszach, kiedy zrozumiał, że jego żona, najukochańsza kobieta, istota, dla której był w stanie poświęcić wszystko mogła być w niebezpieczeństwie. Otworzył klamkę, prawie wyrzucając drzwi z zawiasów, gdy nagle zamarł na obraz jaki zastał w środku.
Mężczyzna przyłożył kobiecie dłoń do ust, Krzyk zmienił się w zdławiony szloch, który szybko przekształcił się w paniczne łapanie powietrza i ksztuszenie się, gdy przekręcił dłoń, odchylając jej głowę pod nienaturalnym kątem. Z tej perspektywy idealnie widział delikatne, drgające pod wpływem stykającego się powietrza z płynami gardło. Jego uśmiech się poszerzył. Szarpnął mocniej z satysfakcją obserwując ból, który skrzYł w jej oczach. To było piękne. To było uspokajające. To po prostu było.
Rzucił pistolet w za siebie. Przedmiot uderzył w ścianę, upadając wprost za szparę pomiędzy szafką, a lodówką. Potarł kciukiem tył jej głowy, mrucząc cicho na ciepły płyn, który pokrył mu palce. Przesunął opuszkiem po twardszej części, przyciskając ją do twardego łba gwoździa, wbijając go głębiej w czaszkę kobiety. Miał w tym doświadczenie, na ten moment chciał ją skrzywdzić, nie zabijać, więc trafiał w miejsce, które nie skutkowało krwotokiem, ani uszkodzeniem ważniejszych organów. Chciał się pobawić.
- Moja siostrzyczka uwielbiała takie kąski. - kłamstwo, nie miał nawet siostry, ale lubił wykorzystywać swój wolny czas i rozgonione myśli na wymyślanie miliona innych historii i miejsc, w których mógłby się znaleźć. - Uwielbiała młode dziewczyny. Sama nie była wcale stara. Miała zaledwie dwadzieścia lat, ale doprowadziła się do fatalnego stanu.
Rudowłosa jęknęła, próbując przesunąć jego dłoń. Jej palce drżały, a twarz miała bladą, gdy słabo zacisnęła je na twardym nadgarstku. Mężczyzna jedynie zaśmiał się w głos. Złapał jej palce, siłą zaciskając delikatną, piegowatą dłoń w pięść. Położył na knykciach swoje grube, twarde palce i gładkim ruchem popchnął w zewnętrzną część nadgarstka. Uśmiechnął się na dźwięk pękającej kości i przerażonego, pełnego bólu krzyku kobiety. Mocniej owinął palce wokół jej rudych włosów, rzucając jej ciałe na siebie, by mogła spokojnie leżeć wysłuchując jego historii. Piękna kobieta z piękną historią i pięknymi łzami pięknie spływającymi po jej pięknych policzkach.
- Była przeraźliwe gruba. Jak na swój wiek dawno odbiegała od normy. Nie wiem ile mogła ważyć, nigdy tego nie sprawdzałem, ale nie była w stanie podnieść się z miejsca. Całymi dniami leżała na swoim łóżku, którego pościele wsiąkały w siebie jej cuchnący moczem i gównem pot. Była niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, jedyne co była w stanie to przewracanie się z boku na bok, wierzganie swoimi świńskimi nogami, machanie spasionymi rączkami i przeżuwanie wielką, tłustą gębą. Opiekowałem się nią jak dzieckiem, a ona w zamian wyzywała mnie od najgorszych śmieci, obijała twarz przy najbliższej okazji lub dawała plaskacze ze swoich obrzydliwie zwisających cyców lub pośladów, gdy podejmowałem się próby umycia jej przeżartego cielska. Traktowała mnie jak podnóżek, ale pozwalałem jej na to. To było uspokajające, znalazłem w końcu miejsce w tym świecie pełnym zasranych księżniczek i wschodzących królewiczów. Rzucała we mnie na wpół obgryzionymi kośćmi z pełnymi ustami pytając o kolejny posiłek. Kawałki jedzenia opadały mi na twarz, a ja uśmiechałem się do niej próbując powstrzymać wschodzącą erekcję. Czasami pozwalała mi się dotknąć. Kiedy spała czasem sobie z niej korzystałem. Była tak gruba, że mój fiut nie był w stanie dotrzeć do żadnej z jej dziur, więc wsadzałem go między fałdy. Kiedy się budziła nawet nie wiedziała, że każdy centymetr jej ciała przeciekał moją spermą. Moja mała, kochana siostrzyczka. Raz poprosiła mnie o prawdziwe mięso, byłem biedny, wywalili mnie z pracy, więc przyniosłem jej padlinę znalezioną na jezdni. Zasmakowało jej, więc zastawiałem pułapki, by znajdować je częściej. Pewnego dnia wpadłem na inny pomysł. Włamałem się do zakładu pogrzebowego i wygarnąłem stamtąd zwłoki jakiejś staruchy. Śmierdziała starością. Rozebrałem ją, trochę poużywałem i wrzuciłem do gara. Grubasowi tak smakowało, że siedem fałd na jej brocie kołysało się ze szczęścia. Robiłem to coraz częściej póki mnie o coś nie poprosiła.
Spojrzał w niebieskie oczy, które teraz były jeszcze bardziej przerażone niż wcześniej. Kobieta zamarła ze strachu, jej oddech był niebezpiecznie zbliżony do stanu hiperwentylacji, a ciało stało się o kilka stopni chłodniejsze, gdy krew zmroziła się od myśli, jakie ogarnęły jej głowę. Uśmiechnął się do niej pustym, bezemocjonalnym uśmiechem, kontynuując swoją historię:
- Wtuliła moją twarz w swoje cyce. Oba gniotły moje uszy, płuca domagały się oddechu, musząc zadowolić się jedynie słonym posmakiem jej zgniłego potu. Musiałem z całych sił się skupić, by przez taką warstwę tłuszczu być w stanie usłyszeć co do mnie mówi. Chciała cząstkę mnie. Zawsze lubiła trochę podgniłe mięso, ale i tak byłem już wystarczająco popsuty. Nawet się nie zastanawiałem. Wziąłem w dłonie piłę, którą ukardłem od sąsiada sąsiadów i spojrzałem jej w oczy. Kazała mi ciąć poniżej kolana, stwierdziła, że moja łydka będzie smakować jak kurczak. Uśmiechnąłem się do niej odpalając maszynę i ciąłem. - zamyślił się na chwilę, patrząc na swoje dwie, zupelnie zdrowe nogi, oczyma wyobraźni widząc strumień krwi tworzący się wokół jednej z nich. - Zdechła w płomieniach obrócona na plecach, wierzgając nogami jak przewrócony żuk kwicząc, jak zażynana świnia, ale myślę, że chętnie zjadłaby jeszcze trochę mięsa. Zawsze po tym jest tak śpiąca. - wymruczał cicho, kładąc jedną dłoń na policzku rudowłosej, śmiejąc się ochrypłym śmiechem na fakt, jak bardzo przesiąknięty łzami już był. - A kiedy jest śpiąca nie zwraca uwagi na to, co się z nią dzieje.
Przełknęła ślinę czując jak jego erekcja wbija jej się w plecy. Zamknęła oczy modląc się, by ktoś wszedł do domu. Przerażenie było już tak ogromne, że głos umilkł jej w gardle, kiedy złapał ją za szyję. Przerzucił szczupłe ciało przez ramię, rzucając je na łóżku w sypialni. Znów uśmiechnął się tym pustym uśmiechem, kiedy opuścił spodnie do kostek, a jej oczom ukazało się grube i długie monstrum stojące na baczność w oczekiwaniu na przyjemność, jaka miała do niego dopiero nadejść.
Przeszła w zyciu już tyle sytuacji, że była pewna iż nic jej nie zaszkodzi, ale to co się właśnie działo było dla niej nowym poziomem strachu. Nie była w stanie się ruszyć nawet, kiedy położył swoje twarde łapsko na jej brzuchu, naciskając na nie, jakby to była piłka antystresowa. Oddychała ciężej. Czuła ból i paniczną chęć zrobienia czegokolwiek, ale paraliż był tak wielki że jedyne co była w stanie zrobić to patrzeć. Nacisnął jeszcze raz. I drugi. I trzeci. Z każdym kolejnym naciśnięciem docierał coraz głębiej i głębiej. Jego wacek wbijał jej się w udo, które powoli zatapiało się w czerwonej kałuży. Znów się roześmiał. Chrapliwy głos starej ropuchy odprawiające godowe śpiewy. Zostawił jej brzuch w spokoju, by przesunąc się bliżej.
To nie był Tom, ani jej ojciec, ani nawet makabryczny klaun z kanałów. O nie. Ten facet był od nich o wiele, wiele wyżej o czym Beverly dowiedziała się niestety o parę chwil za póżno.
Pochylił się nad nią, łapiąc ją za bezwładny nadgarstek. Nacisnął ustami na słone od łez wargi, wsuwając między nimi język. Podważył zaciśnięte zęby dwoma palcami, zajmując się bezwzględną penetracją jej jamy ustnej. Wyczuwał łzy i ślinę, która się tam nagromadziła. Dużo, dużo łez. Znów się krztusiła, ale jedynie naparł mocniej, połykając wszelkie płyny, jakie się w niej wezbrały. Wziął wątły język między zęby, zaciskając je z taka siłą, że krew trysnęła mu w ustach.
Poruszyła się niespokojnie, adrenalina w jej żyłach nakazała walkę. Podniosła dłoń, by go odepchnąć, ale był szybszy. Zacisnął palce na jej gardle, zamykając szczękę na kciuku. Krew wypłynęła ze zbolały ust dokładnie w chwili, gdy odgryzł jej palec. Jego oczy błyszczały, jak oczy kota w ciemną noc. Puścił ją, wtykając go między jej wargi, kiedy wyciągnął zza siebie niewielki nożyk. Nie zdążyła nawet tego zakodować, kiedy pociągnął go wzdłuż jej nogi. Świeża krew trysnęła na białe pościele malując na nich nowy wzór. Zacisnęła zęby nie czując w ustach już nic, poza metalicznym smakiem. Miała drgawki, ale wyglądało na to, że mężczyźnie się to podobało. Był już tak twardy, że przeciekał, a cienka warstwa płynu przelała się na jej brzuch.
- Tak, myślę, że byłabyś dla niej dobrym kąskiem. - wymruczał, przesuwając się bliżej jej głowy,
Spojrzała z przerażeniem na to co robi. Pociągnął ją bliżej siebie, odgarniając płomienne włosy na jedną stronę. Pogładził się po członku, który pulsował mu w dłoni, przykładając go do jej ucha. Warknął jedynie, by nawet nie próbowała się ruszyć, gdy wcisnął końcówkę w płat ucha. To było ledwie otwarcie. Jego fiut uderzał ją boleśnie w jedno miejsce co i rusz naciskając na słabe kości, dopóki nie wyciągnął noża, wbijając go w otwór. Głuchy dźwięk to ostatnie co słyszała, gdy ostrze przeleciało na wylot. Srebrna część pojawiła się w drugim uchu wraz z wylewającą się przez niego krwią. Pokręcił rączką w jedną i drugą stronę, po czym szybko wymienił nóż na swojego członka wciskając go wprost w to gorące miejsce wewnątrz niej.
Zabawa nie trwała zbyt długo, gdy skończył zabrał się za wyciągnięcie dziecka i pokrojenie go wraz z matką na mniejsze części, by móc stworzyć nową, zupełnie inną, a jakże piękną istotę. Krople krwi jeszcze ściekały z jego kutasa, kiedy gasił światło, zakładając na siebie jedynie cienki płaszcz.
- Siostrzyczka miała by ucztę. - zaśmiał się wprost w pełne życia miasto, gdy założył czapkę na głowę, wychodząc z budynku.
Łóżko było przesunięte na bok, by dać dostęp do całej ściany od sufitu, aż po samą podłogę. Na jasnym dywanie leżały kawałki cementu, splamionej czerwoną cieczą, jakby miejsce miała tu jakaś grupowa walka uliczna, gdzie ofiar było więcej niż sprawców. W ścianie były wyżłobione dziury... nie, to nie były dziury to były półki. Na każdej z nich leżał osobny element jego żony i nowo narodzonego dziecka. Poczuł, jak żołądek podchodzi mu do ust, gdy trafił wzrokiem na obraną ze skruchy czaszkę swojego małego niemowlęcia lub zerwaną twarz swojej dziewczyny, pozbytej oczu i ust, jakby była to zwykła maska na Halloween. Cofnął się w tył, czując drżenie nóg. Im dalej odchodził, tym obraz, jaki przedstawiały szczątki jego najbliższych stawał się wyraźniejszy. Cienkie kreski krwi przebiegały od jednej części do drugiej, zmieniając ścianę w makabryczne płótno, wyznaczając szlak, który z każą kolejną, przerażającą sekundą odbijał mu się w głowie. Nie był w stanie nawet krzyknąć z przerażenia, kiedy opróżnił żołądek na podłogę, uderzając twarzą obok nich, nieprzytomny.
Wzrok klauna przenikający jego duszę już na zawsze będzie go dręczyć w koszmarach.
___
Przepraszam oraz...
wracam?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top