Scena XXV

/ Gospodarz, Gospodyni /

GOSPODARZ

Żono, słuchaj no, żonisia,
pódź no, Hanuś!

GOSPODYNI

                       Cóz takiego?!

GOSPODARZ

Osobliwy ten dzień dzisia,
tyle naraz wiem nowego.

GOSPODYNI

A złego co, cy dobrego?

GOSPODARZ

A wiesz, mama, tyle tego,
że mi w głowie huczy, szumi;
kto zrozumi, kto zrozumi?

GOSPODYNI

Cóz takiego, cóz takiego?
możeś chory, któż ten stary?

GOSPODARZ

Kto ten stary: — Wernyhora;
jeno nie mów to nikomu,
to ci mówię po kryjomu,
i on był tu w tajemnicy.

GOSPODYNI

Ka już posed — — ?

GOSPODARZ

                       Precz odjechał,
bardzo ważne mówił rzeczy:
trza się zbierać.

GOSPODYNI

                       A co tobie?

GOSPODARZ

Trza się zbierać, pasy, torby,
moja flinta, pistolety
i te szable wezmę obie — — !

GOSPODYNI

O Jezusie, jakieś borby
po nocy, gdzież to, cóż znowu — — ?

GOSPODARZ

Mam być gotów.

GOSPODYNI

                       Gwałtu, rety!
Ledwo stoisz, jesteś chory.

GOSPODARZ

Zaraz konno jechać muszę.

GOSPODYNI

Jeszcze spadniesz ka do rowu…

GOSPODARZ

Poprzysiągłem się na duszę;
konno muszę — — !

GOSPODYNI

                       Cary, zmory,
jakaś siła?!

GOSPODARZ

                       Od tej pory
żyć zaczniemy — coś wielkiego!

GOSPODYNI

Chowaj Boże czego złego.

GOSPODARZ

Z daleka jechał, miał blisko;
goniec, zwiastun, Wernyhora!
Tam! już jakaś wielka Zgoda.
Z daleka jechał, miał blisko —
koniec i początek Sprawy.
Kazał. — Słowo. Słuchać muszę,
zaprzysiągłem się na duszę.
Jego siła mnie urzekła:
Duch narodu!

GOSPODYNI

                       Widmo z Piekła!
gwałtu, rety, jesteś chory,
cosi, gdziesi, kajsi, ktosi –
piłeś duza.

GOSPODARZ

                       Duch ponosi!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top