Ougai Mori
- Że ja walę Fukuzawę? Chyba do niego - Mori siedział na kiblu i gadał przez wyłączony telefon.
Obok w kabinie siedział akurat srebrnowłosy i wszystko słyszał. Mieczem zrobił dziurę w ścianie i wbił do miejsca Ougaia. A co dalej się działo... Nie muszę mówić, prawda?
- Gdzie spieprzył Yumeno? - Ozaki z gwinta piła bimber.
- A co?
- Nie wiem. Pasuje tak powiedzieć.
- Racja.
Ranpo, przestraszony i zmęczony, podszedł do dyskutującego z Higuchi Gogola. Odciągnął go na bok.
- Wujku, pokaż mi sztuczkę na sen.
- Czy ja usłyszałem sztuczkę?! - Mori, w połowie nagi, pojawił się obok nich. Fukuzawa również.
- Mam pomysł!
Światła nagle zgasły, a reflektory zaświeciły wprost na postać blondyna. Stał on z piłą na środku sali i usiadł po chwili na krześle. Włączył on maszynę i krzyknął do gości;
- Czas na magiczną sztuczkę!
I wtedy przeciął się na pół.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top