5

Gdyby ktoś powiedział Wesleyowi Timebrookowi, że w weekend będzie się chował przed własną żoną z książką o macierzyństwie w ręce, wyśmiałby go, dając przy okazji skierowanie do Royal National Hospital. 

Cicho zamknął drzwi od gabinetu, a następnie rozsiadł się w skórzanym fotelu. Odetchnął z ulgą. Melissa rzadko kiedy zaglądała do tego pokoju. Otworzył książkę na rozdziale trzecim — "początek drugiego trymestru". Zawarte tam informacje to głównie suche fakty na temat czwartego miesiąca ciąży. Między innymi, że od tego czasu brzuch będzie rósł i rósł, aż do rozmiaru piłki od kosza. Jeśli nie będzie większy. Nagle Wesa coś tknęło, że pomimo, iż ciąże bliźniaczą odkrywa się już w szóstym tygodniu, tak może istnieje możliwość na odkrycie tego nawet dwadzieścia osiem dni potem? Nerwowo podniósł jedno ramię. Co by zrobił, gdyby się okazało, że będą mieli bliźnięta albo nie daj Boże trojaczki? Nie był pewien, czy da sobie radę z jednym, a co dopiero z większą ilością dzieci. Nie to, że chciał poprzestać tylko na jednym. Jeszcze przed ślubem chcieli mieć co najmniej trójkę, ale nie tak na raz. Na samą myśl kolana mu się uginały. W ten piątek mieli trzecir badanie usg i aż bał się, co z tego wyniknie. 

Wes był typem człowieka, który nakręca sam siebie. Słyszał o pięcio- i sześcioraczkach. Przełknął nerwowo ślinę. Nie... To bardzo rzadkie przypadki. Prawda? Przecież coś takiego wyszło by wcześniej...

Już miał czytać książkę dalej, gdy drzwi się otworzyły.

— Wes, mógłbyś...? — Wesley z trzaskiem zamknął książkę i schował pod łokciem. — Co robisz?

Melissa była zaintrygowana zachowaniem męża.

— Nic...

Spojrzała na niego spod byka. Co jak co, ale po takim czasie, w jakim się znają, nie dałby rady oszukać Hooverównej.

— Czytasz porno, czy jak? — zaśmiała się i podeszła do Wesa, by strącić jego rękę z okładki. "Ciąża bez tajemnic", przeczytała po cichu. — Żartujesz? To ja jestem w końcu w ciąży czy ty?

Odpowiedziała jej niezręczna cisza. Westchnęła i otworzyła książkę na pierwszej stronie, gdzie widniała pieczątka publicznej biblioteki. Dobrze znała ten budynek, bo mijała go za każdym razem, gdy wracała z pracy do domu. Rozbawiona zerknęła na zestresowanego mężczyznę.

— Jak długo to trwa? — To pytanie z pewnością przyprawia wszystkich facetów o palpitację serca. Jednak w całkiem innym jego znaczeniu...

— Jakieś... Nie wiem. Może trzy tygodnie?

Westchnęła i usiadła mężowi na kolanach, obejmując ramionami jego szyję. Spojrzeli sobie w oczy.

— Naprawdę czytasz w miejskiej bibliotece podręczniki dla ciężarnych?

Niepewnie pokiwał głową.

— Kochanie, nawet ja ich nie czytam...

— A powinnaś! Dużo się dowiedziałem i...

— Ale nie zawsze to, co tam jest napisane, może być prawdą. Każda ciąża jest przecież inna.

— No tak...

— Wesley, wiem, że się denerwujesz i ja też, ale to dopiero trzeci miesiąc — pomasowała jego szyję. — Mamy jeszcze sześć miesięcy, żeby wszystkim powiedzieć i żeby poduczyć się, jak być dobrym rodzicem.

Westchnął i potarł jej plecy.

— No wiem...

— Zresztą sam wiesz, co by się działo, gdybyśmy powiedzieli teraz rodzicom. — Pokiwał smętnie głową. — Od razu wzięliby nas na kozetkę i nawijaliby o tym, jak najlepiej trzymać dziecko, co ile je karmić, albo jak należy je przewijać, żeby go nie odparzyło, a do tego sam najlepiej wiesz, jacy są twoi rodzice...

Melissa do tej pory nie przepadała za teściami, ale jak to się mówi: rodziny się nie wybiera. Rodzice Melissy — państwo Hoverowie — z zawodu byli... właściwie to ciężko stwierdzić kim byli. Logan Hover kiedyś pracował jako psycholog, ale z umiłowania do roślin ponad dziesięć lat temu założył własną kwiaciarnię. Doris również była psychologiem, ale zamiast siedzenia na fotelu w biurze wolała godzinne stanie w kuchni i wypróbowywanie coraz to nowszych i dziwniejszych przepisów. Uwielbiali swojego zięcia i cieszyli się, że młodzi poszli na swoje i że dobrze im się wiedzie. Za to starsze państwo Timebrook już w chwili, gdy poznali synową, a warto dodać, że wtedy przyszli rodzice jeszcze byli tylko przyjaciółmi, zaczęli planować najdrobniejszy szczegół ich życia. Zaczynając na kolorach i wielkościach bukietów, które miały ozdobić weselne stoły, przez ich własny dom i jego lokalizację, a kończąc na ilości dzieci i nadanych im imion. Melissa i Wesley jednak tak łatwo się nie dali i postawili na swoim, bo to w końcu był ich wielki dzień i to im powinien się najbardziej podobać. Nie zdobyli tym aprobaty starszych Timebrooków, którzy nie tylko z wykształcenia byli ludźmi dość poważnymi, ale i w życiu prywatnym. Jonathan był już, emerytowanym co prawda, prawnikiem, ale dalej szanowanym. Patricia Timembrook była cieszącym się dobrą sławą chirurgiem i za grosz nie mogli się dogadać z drugą stroną rodziny. Timebrookowie i Hoverowie mieli zupełnie inne poglądy, dlatego nie widywali się częściej, niż było to konieczne. A ku ich uciesze widywali się naprawdę rzadko. Niestety zmieniłoby się to, gdyby tylko mały bobas wyszedł na świat, a skoro nawet młoda para bała się wyobrażać, co wtedy działoby się w ich domu, ja wolę nawet o tym nie myśleć.

— Zresztą skąd możesz wiedzieć, że nic nie czytam? — Wesley spojrzał na Melissę zdziwiony. Do tej pory nie widział jej z książką inną niż kryminał. — Czytam różne przydatne informacje na internecie.

— Nie zawsze to, co jest w internecie, jest prawdą!

Zachichotała na "profesorski" ton Wesa. Zawsze go używał, gdy sądził, że ma rację, lub żeby ją rozbawić.

— To co? — przerwała niezręczną ciszę. — Dzwonimy po pizzę?

— O nie moja droga! Koniec z fast foodami.

Mel jęknęła niezadowolona.

— Dobra... — przyznała niechętnie. Wes otworzył szeroko oczy, nie sądził, że pójdzie tak nadzwyczaj łatwo. — Ale koniec z podręcznikami dla ciężarnych!

— Dobra...

— Ostatnia książka?

Udała zamyśloną.

— Ostatnia!

Melissa spojrzała na męża, ten zaraz odwzajemnił spojrzenie. Oboje wiedzieli, co myśli to drugie.

— Ostatnia pizza? — zapytała, unosząc palec wskazujący.

Chłopak szybko wstał, zrzucając prawie swoją żonę, żeby chwycić wiszący na ścianie telefon i wystukać tak dobrze znany im numer.

— Ostatnia pizza!

Mimo wszystko oboje wiedzieli, że to nie będzie ostatnia pizza. Ani książka dla ciężarnych kobiet...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top