3
Chwycił książkę ze słodką różową, twardą oprawą. Była lekko podniszczona, ale nadal można było na niej dostrzec urocze smoczki czy wózek. Na samym środku była wielka, uśmiechnięta główka dziecka, a pod nią zabawny tytuł: Ciąża - instrukcja obsługi. Uśmiechnął się. Otworzył na pierwszej stronie, gdzie ukazany był brzuch kobiety w zaawansowanej ciąży i dziecko z głową do dołu, jakby ktoś prześwietlił przyszłą mamę. Spojrzał na bibliotekarkę. Dalej łypała na niego nieprzyjemnym wzrokiem. Wes, jadąc do sklepu, mijał bibliotekę i naszła go dziwna myśl, by poczytać o ciąży. Dziwna dość, zważywszy, że to Melissa powinna o tym czytać, ale cóż... Nie mnie to oceniać. W każdym razie jak pomyślał, tak zrobił (a podobno to Melissa taka była...). Szybko zaparkował auto i wbiegł do środka. Bibliotekarka wydawała się taka miła. Z plakietki na jej bordowym swetrze wyczytał, że ma na imię Dorothea i jeśli dotychczas to imię kojarzyło ci się z pełnymi ciepła kobietami. Cóż, bo ta na pewno taką nie była. Była bardzo szczupła, wręcz chuda. Jej siwo-brązowe włosy spięte były w ciasnego koka z tyłu głowy, na nosie miała półkoliste okulary na łańcuszku i akurat czytała jakąś gazetę. Wolnym krokiem ruszył w jej stronę i zapytał, gdzie są książki dla przyszłych mam i szybko zrezygnował. Takiego mrożącego krew w żyłach spojrzenia nie otrzymał nawet od najgorszego wroga! Wskazała mu odpowiedni dział i wróciła na swoje miejsce, mrucząc coś pod nosem. Jak na moje ucho to nie jest za tęczą...
W każdym razie Wes mógł teraz poczytać. Już miał przewrócić kartkę, gdy jego uwagę zwróciła inna, ciekawsza książka. Szybko ją wyciągnął, uprzednio chowając aktualnie czytaną. O ile przeczytany tytuł i widziana pierwsza strona uchodzą za przeczytaną. Była to książka o zdrowym jedzeniu.
- Dieta w ciąży, zdrowe przepisy - przeczytał na głos.
Rozejrzał się jakby robił coś nielegalnego. W pewnym sensie tak było... Oczywiście, jakby tak się zastanowić...
~***~
- Kochanie! Wróciłem! - rozweselony trzasnął drzwiami i zostawiając torby z zakupami na podłodze, zaczął ściągać płaszcz. W tym czasie brunetka zerwała się z kanapy.
- Masz pizzę?! Powiedz, że masz! - pisnęła i jak małe dziecko podbiegła do męża, chwytając go za ramię. Ten spokojnie ją pocałował. Była nawet więcej niż pewna, że kupił im pizzę na kolację. Jak bardzo się przeliczyła...
- Mam coś lepszego. - Oczy dziewczyny zaświeciły. - Sami ją zrobimy!
- Nienawidzę cię...
Ten jednak nic sobie nie zrobił ze słów żony, tylko rozpakował zakupy, które później poukładał, zostawiając na blacie jedynie potrzebne składniki. Potarł zadowolony ręce.
- Zrobimy też sałatkę! - Podrzucił do góry awokado, uśmiechając się przy tym szeroko.
Melissa jęknęła. Nienawidziła zdrowego jedzenia i tym bardziej była w szoku, że Wes, który także przed fast foodami nie stronił, kupił coś takiego jak awokado.
- Wezmę prysznic i zaraz do ciebie dołączę! - Zostawił Melissę, która niezadowolona stała, patrząc sceptycznie na sałatę i zapuszkowanego tuńczyka. Westchnęła i chcąc nie chcąc (bo jednak głodna była i nie ukrywajmy, ale to bardzo!) zabrała się za krojenie pomidorków koktajlowych, co było chyba najłatwiejszą opcją. Włączyła nawet radio, żeby umilić sobie zadanie. Wes w tym krótkim czasie - a może to Melissa tak długo kroiła pomidorki? - cały się wyszorował i ubrał luźne, domowe ubrania. Zszedł na dół i gdy tylko przekroczył próg kuchni, lekko się uśmiechnął na widok tańczącej brunetki. Czym prędzej zabrał się za krojenie sałaty, żona posłała mu groźne spojrzenie.
- Nie patrz tak na mnie... - Rozbawiony spojrzał na ukochaną spod byka. - Musisz się teraz zdrowo odżywiać i...
- Tylko nie mów, że z KIMŚ rozmawiałeś!
Wesley nie był taki głupi. Wiedział, że pod słowem "kimś" Melissa ma ja myśli swoją mamę. Gdyby choć nawet pomyślał o rozmowie z teściową na ten temat, jego żona rozszarpałaby go na miejscu, a potem wrzuciłaby pozostałości po chłopaku do oceanu. Nie patrząc, że ocean znajdował się dość daleko. Melissa i tak znalazłaby sposób, żeby go tam wrzucić.
- Oczywiście, że nie! Dopóki nie będziesz chciała komuś o tym powiedzieć, ja też nie powiem, tylko... - przerwał niepewny swego, ale nawet się nie dopytywała, tylko patrzyła. Dość groźnie. - To już prawie trzeci miesiąc i chyba powinniśmy...
- Powiemy, ale później - oświadczyła stanowczo. - Zresztą skąd wiedziałeś o warzywach i tak dalej?
Przestraszony mało palca sobie nie uciął. To nie tak, że wstydził się przed własną żoną, że w godzinach lunchu biegł do biblioteki, by poczytać lektury dla przyszłych mam. O nie! Wstydził się podejść do bibliotekarki, żeby spytać o taką, a ta jedynie spojrzała na niego nieprzychylnie zza okularów, lecz nic nie powiedziała.
- Bo to oczywiste...
Prychnęła. Zapadła cisza, o ile nie licząc radia.
- Obraziłaś się? - Zerknął na jej obojętny wyraz twarzy. - Ej! No co ty! - Szturchnął ciężarną żartobliwie w bok. Nie zareagowała.
- Meli!
Kolejne szturchnięcie.
- Mel, nie obrażaj się, misiu.
Dalej żadnego odzewu, więc westchnął i wrócił do krojenia. Zauważył, że zaczęła się lekko wręcz niedostrzegalnie kołysać do piosenki Charliego Putha "Marvin Gaye", której swoją drogą dość często słuchała na studiach. Nie zwlekając, postanowił wykorzystać fakt - wtedy lekkiej obsesji młodej kobietki - że dzięki niej pamięta wszystkie słowa.
_ Until the dawn, let's Marvin Gaye and get it on! - zaśpiewał. - We got this king to overselves! Don't have to share with no one else!
Nadal nawet nie spojrzała na niego.
- Oj, wiem, że chcesz! - Rozbawiony po raz kolejny ją szturchnął i tym razem zauważył uśmiech, który nieudolnie próbowała ukryć.
- That pulls me closer...
- It's so subtle, I'm in trouble! - śpiewał z piosenkarzem.
- But I'd love to be in trouble with you! - zaśpiewali wspólnie. A raczej pasującym tutaj słowem byłoby wydarli się w tym samym momencie, by zaraz wybuchnąć śmiechem. Wes porwał Melissę do tańca.
- Strasznie fałszujesz! - Wystawiła mu język.
- Odezwała się ta, której słoń nadepnął na ucho! - Znowu śmiech. Pocałował czule żonę. - Czyli już nie jesteś zła - stwierdził i oparł swoje czoło na jej czole.
- Wszystko fajnie, ale pizza sama się nie zrobi, a ja przygotowałam już ekscytujący film na dziś wieczór.
Wes przerażony spojrzał na brunetkę.
- Nie!
W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech.
- Nie! - zawył. - Przecież oglądaliśmy go sześć razy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top