[HELL]
Dedykowane kakokina777 z okazji urodzin ❤
Dębowa, przesadnie wielka szafa, mogąca służyć równie dobrze za całą garderobę, nie jedynie jako schowek na ubrania, stała w jednym z rzadziej używanych przez rodzinę wiceprzewodniczącej pokoi, zachwycając rustykalnym wystrojem i ponadprzeciętnymi zdobieniami pokrywającymi drzwi, do których zostały przymocowane mosiężne klamki. Szafa ta, choć bezdyskusyjnie piękna, tego dnia stanowiła Sąd Boży, wysyłając zebranych w posiadłości do nieba, piekła bądź czyśćca, dając im możliwość rehabilitacji. A czy z niej korzystali, to już sprawa niebezpiecznie grzesznych trzecioklasistów.
Uraraka, opierająca się w jakimś stopniu o skórzany materiał sofy, a w jakimś o swoją przyjaciółkę, zachichotała po raz enty tego wieczoru, obdarzając dłoń zielonowłosej osiemnastolatki delikatnymi całusami, na co po już godzinie nikt nie zwracał większej uwagi, jedynie co jakiś czas parskając pod nosem czy posyłając nastolatkom nieco pobłażliwe acz rozczulone ich zachowaniem uśmiechy. Jedynie siedzący w kącie blondyn, powoli sączący mojito, przewracał oczami za każdym razem, gdy słyszał kolejne dźwięki szatynki, oznajmiające wszem i wobec, jak wstawiona jest w tym momencie. Wypiła jak dotąd najwięcej, korzystając jak mogła z tego, że matury już za nimi i każda jedna osoba w klasie mogła odetchnąć z ulgą, zostawiając w spokoju książki, bezsenne noce i poranki ze świadomością, że głowa jest tak ciężka, że za chwilę wyląduje w talerzu z naleśnikami lub, co gorsza, w owsiance, jak zdarzyło się już Aoyamie, którego włosy po tym zajściu musiały zostać umyte przynajmniej dwa razy. Nie można również zapominać o tym, jak Mina w stanie optymalnego zmęczenia wyjmowała mąkę z szafki nad blatem,w wyniku popchnięcia przez Bakugo upuszczając jednak opakowanie, przez co cała zawartość wpadła w jej loki.
Ale teraz to już przeszłość i choć zostało już zabronione Kaminariemu robienie ogniska z zeszytów, przynajmniej do końca roku szkolnego, każdy odmówił sobie powtórek na lekcje, które miały odbyć się parę dni później. Zamiast tego cała klasa miała wykorzystać wolne dni na relaks w czystej postaci.
Wiceprzewodnicząca, wraz z jej przyjaciółką, już dawno ustaliły, czym się zajmą podczas nocowania urządzonego u tej pierwszej, dlatego w tym momencie różowoskóra nastolatka, już po paru drinkach (jak dobrze, że miała jedną z najsilniejszych głów tutaj, bo najprawdopodobniej nie umiałaby utrzymać równowagi!) wgramoliła się na dębowy stolik, strącając przy tym szklankę, co zbagatelizowała po krótkim "nic się nie stało" z ust Momo, po czym, jak gdyby nigdy nic nie miało miejsca, ogłosiła, że wybrano już grę i kto nie będzie uczestniczyć w zabawie, zostanie okrzyknięty nudziarzem na miarę całego UA, a także ponadprzeciętnym słabeuszem. Wszyscy zgodzili się zagrać.
No, w każdym razie przed dowiedzeniem się, w co przyjdzie im grać...
— Jesteście pewne, że to dobry pomysł? Raczej nikt z nas nigdy nie grał w... siedem minut w niebie... — wymamrotała Jiro, bo choć znała plany swojej dziewczyny i Ashido od paru dni, wciąż nie była przekonana w stu procentach, czy na pewno ten rodzaj gry każdemu podpasuje, zwłaszcza przez to, że Mina była wielką fanką oszustw podczas tego typu zabaw i nie było mowy, by nie zostało to w jakiś sposób ustawione.
— To albo mistrz — oznajmiła pełnym spokoju głosem złotooka, rozciągając usta w niewinnym uśmiechu, który nie zdołał jednak zmylić żadnej osoby w klasie, wszyscy wszak pamiętali, jak przebiegły rozgrywki "Mistrza" pierwszym i ostatnim razem jednocześnie, gdy Kirishima został, całkiem przypadkiem, zmuszony przez Bakugo do zatańczenia striptizu przed akademikiem, razem z Todorokim i Tokoyamim, co może i parę osób chciało powtórzyć, jednak znaczna część klasy wolała nie narażać się tego dnia na pośmiewisko i wieczne potępienie, zwłaszcza ze strony wyżej wspomnianego blondyna, którego popisu teoretycznie nikt nie miał prawa przytaczać z powodu hańby, jakiej doświadczył, musząc tańczyć półnago "Kaczuszki". To, ile osób posiadało filmik z tego kultowego momentu, było wręcz przerażające.
— Siedem minut w niebie brzmi dobrze — stwierdził po namyśle Kaminari, opierając się prowokacyjnie o swojego chłopaka, od roku uczęszczającego na profil bohaterski, z którego jeden z uczniów wyleciał z głośnym hukiem, co jednak nie jest warte wspominania. — Co ty na to, Hitoshi?
— Jak dla mnie może być. — W zamiary Shinso nie wchodziło jakiekolwiek mocniejsze udzielanie się w tej grze, zwłaszcza jeśli osobą, którą wylosuje, nie będzie opierający się o niego blondyn, jednak znając Minę i tak mało prawdopodobne będzie trafienie na jakiegokolwiek innego ucznia. Samo wejście do szafy jednak było czymś, co mógł zrobić bez większej opozycji.
— Dobra, już mam kolejność. — Ze zbyt obcisłych, wedle mniemania Sero, spodenek, Ashido wyjęła pogniecioną karteczkę, zgiętą na każdy możliwy sposób, przez co parę dni później Momo spytała, jak to możliwe, że dziewczyna dała radę cokolwiek odczytać. Mina zaśmiała się wówczas z rozbawieniem, kręcąc głową, po czym odparła, że nie umiała. Alkohol po prostu pobudził jej pamięć… lub kazał wymyślać na szybko, tego jednak dziewczyna nie sprawdziła, wyrzuciwszy karteczkę gdzieś po drodze, nie przejmując się jej dalszym losem. — Midoriya, lecisz na pierwszy ogień. Losuj.
Zielonowłosy posłusznie wsunął dłoń do woreczka przyniesionego przez Momo, która z zagadkową miną nieco nim wstrząsnęła. Oczywiście nikt nie miał prawa wiedzieć o tym, że wszystkie losy zostały opatrzone jednym nazwiskiem, by sprawić chłopcom przyjemność, a było to…
— Shoto..? — Mało brakowało, a z ust Midoriyi uleciałoby rozbawione, nieco niedowierzające parsknięcie, gdyż wiedział już, jaki cel miała ta gra. To nie tylko odprężenie uczniów, to również próba polepszenia relacji, postawienia pierwszego kroku czy, jak w przypadku jego i Todorokiego, pewność, że trafi się na ukochanego.
Wspomniany mężczyzna zaś nie pohamował rozbawionego spojrzenia i lekkiego uniesienia kącików ust, przy czym kiwnięciem głowy podziękował różowowłosej za tak cudowny pomysł, napomknął coś o tym, że mają szczęście i wraz ze swoim ukochanym oraz przyjaciółką zniknął w sąsiadującym z salonem pokojem.
—Bójcie się — wymamrotała Pinky grobowym głosem, który nijak nie zadziałał przez fakt, że akurat w tym samym momencie jej chłopak postanowił spiąć przydługie, pudrowe włosy w niechlujną imitację koczka, zostawiając większość włosów rozpuszczonych mimo praktyk, które na niewiele się zdały — fryzury, jakie umiał zrobić, nigdy nie były idealne i najprawdopodobniej nie zmieni się to w najbliższym czasie.
Potargane włosy obu mężczyzn były po siedmiu minutach idealnym dowodem, że zabawa była jednym z lepszych pomysłów, na jakie wpadły przyjaciółki, tak więc losowanie trwało w najlepsze, a kolejne pary opuszczały szafę z uśmiechami rozciągającymi wargi i w wielu przypadkach również niemal czerwoną barwą na policzkach.
I w końcu, po kolejnych minutach, przyszła pora na Bakugo Katsukiego, który po odczytaniu kanji na perfumowanym świstku (cholerna Momo z jej cholernym burżujem!) niemal wybuchnął i w przenośni, i w kwestii dosłownej, krzesząc z palców parę iskier, na nikim nie robiących już wrażenia.
— Kpisz sobie ze mnie, idiotko?!
Rzekoma idiotka cudem powstrzymała pełne rozbawienia parsknięcie.
— Jestem całkowicie poważna, Katsuki. W stu procentach. Więc bierz swojego lovelasa i wypad do szafy, nim sama cię tam zawlekę. — Możliwe, że nie powinna tak usilnie irytować blondyna, ba!, nie możliwe, to wręcz pewne. Ale od momentu, w którym Katsuki pozwolił jej nazywać się swoim przyjacielem (pozwoleniem było zaprzestanie ciągłego warczenia po tym nazewnictwie, przewracania oczami czy zakazywania Ashido zwracania się do niego w ten sposób), mało ją to obchodziło i wyzbyła się większości zahamowań wiążących się ściśle z furiatem.
— Pierdolona kosmitka — zdążył wymamrotać pod nosem, irytując się dwa razy mocniej, gdy z ust dziewczyny padło najgorsze określenie, jakie mogło — "Tak tak, Kacchan, też cię kocham, zmykajcie" — po którym jednak przemierzył pokój, zatrzymując się przy czerwonowłosym mężczyźnie, do którego wyciągnął dłoń, nie obdarzając go nawet minimalnym spojrzeniem, gdy tylko teoretyczny lovelas pewnym ruchem przyjął jego pomoc, powodując przyjemne mrowienie, pomieszane z ciepłem rozchodzącym się od opuszków palców. Do tych reakcji jednak nie miał nawet minimalnej ochoty się przyznawać.
Tak właśnie Bakugo Katsuki wylądował w przestronnej szafie ze swoim byłym chłopakiem.
— Po prostu przesiedzimy te siedem minut, nie odzywając się do siebie.
W teorii plan Kirishimy był idealny — banalnie prosty, krótki i wręcz niemożliwy do zapomnienia. Teoria i praktyka są jednak wybitnie kapryśnymi kochankami, czasem upodabniając się do siebie, innym razem nosząc jedynie parę wspólnych elementów, tym razem jednak przeszły same siebie i nie łączyło ich dosłownie nic ponad parę sekund ciszy na początku. Potem rozpoczęło się siedmiominutowe piekło, zapoczątkowane pozornie nieszkodliwym pytaniem z ust Eijiro.
— Nadal bohaterstwo jest na pierwszym miejscu?
Katsukiego zmroziło. Pytanie nie miało jakiegokolwiek ironicznego czy złośliwego wydźwięku, co nie oznaczało, że w klatkę piersiową Bakugo nie mogło wbić się nagle tysiąc sztyletów, każdy ostrzejszy od poprzedniego, przebijając tym samym serce tak wiele razy, że nikt nie zdołałby przeżyć. A chłopak wciąż trzymał się na nogach, gorączkowo myśląc nad odpowiedzią.
— Jasne, że tak, idioto.
Kłamstwo większe, niż cokolwiek, co powiedział w przeciągu ostatniego miesiąca, wcześniej bowiem wyznał, że nienawidzi Kirishimy bardziej od kogokolwiek na tym świecie, zaś jeszcze tydzień przedtem ogłosił całemu światu (sprowadzonemu do ledwie paru osób będących świadkami jego kłótni z Sero i jego dziewczyną), że nie jest zakochany w Eijiro nawet odrobinę, co więcej, jakby tego było mało, czerwonowłosy miał źle całować.
— Super. Powiedz, jeśli znajdziesz kiedyś większy priorytet. — Spokojny głos był rzeczą wielce złudną, Kirishima wrzał wręcz ze złości, jaką odczuwał przez tak aroganckie słowa chłopaka, z którym ledwie osiem miesięcy wcześniej Eijiro spędzał noce i owiewał pocałunkami o poranku, krzywiąc się przez ich smak po śnie, by zaraz wybuchnąć szczerym śmiechem.
— Jasne, chciałbyś. No i nie miałeś się przypadkiem przymknąć? — Obrona stosowana przez Katsukiego działała w większości przypadków, teraz jednak zawodząc przez fakt, z jakim przeciwnikiem przyszło się mu zmierzyć. Kirishima był najbliższą mu osobą przez ponad rok, znali się na wylot i kończyli po sobie zdania, nic dziwnego, że wystarczyło jedno spojrzenie tych cholernych, czerwonych oczu na twarz blondyna, oświetloną jedynie za sprawą szczeliny między skrzydłami drzwi mebla, by czerwonowłosy uniósł kąciki ust nieco łagodniej, przestając marszczyć brwi w przyprawiający o dreszcze sposób.
— Sam się odzywasz.
"Hipokryzja", usłyszeli cicho, choć nikogo w pokoju nie było. "Bakugo to hipokryta". Osiemnastolatek zgodził się z tymi słowami, mając pełną świadomość, że to właśnie hipokryzja ostatnimi czasy przelewała się w jego życiu, tworząc wyśmienite koryta i wodospady. Nie zamierzał jednakowoż z niej rezygnować, co to, to nie. Przyzwyczajenie to druga natura człowieka, z jakiego powodu miałby się jej wyzbywać?
— Dało ci to jakąś przestrzeń? Pomogło? Jesteś przez to lepszym bohaterem? — Eijiro nie powinien był zadawać tych pytań, a jednak padły, odbijając się echem nie w szafie, a w szalejącej burzy myśli Bakugo, który doskonale znał odpowiedź na każde pytanie. — Naprawdę to było konieczne?
— Kurwa nie! — Otrzymał w odpowiedzi, razem z chłodem na plecach od ścianki, na którą popchnął go Bakugo. — Zadowolony?! Nie, kurwa, nie pomogło, więc się przymknij! Co, będziesz się teraz pysznić swoim zwycięstwem, ha?! Jasne, kurwa, proszę bardzo!
Zegar zdawał się stanąć i żaden z nich w tym momencie nie przejmował się nawet w małym stopniu faktem, że siedem minut zmieniło się w mniej niż sześć. Jedynie dalej "marnowali" czas, wpatrując się w swoje oczy z żalem, jak gdyby obaj wiedzieli, co przechodzi ten drugi i jaka myśl objęła prym.
— Sześć minut a potem zapominamy o tej sytuacji?
Jak widać, propozycje Red Riota zawsze po wypowiedzeniu wydawały się słuszne, zaraz po ich wykonaniu jednak postanowienia zostały łamane i ten przypadek nie był odstępstwem od reguły, o czym mieli świadomość już w momencie, gdy ciepłe palce musnęły żuchwę niższego. Zapomnienie zajmie im zbyt dużo czasu.
Nie był to jednak wystarczający argument przeciw powolnemu zetknięciu się ust, jednych smakujących karmelem i cytrynowym drinkiem, drugimi zaś o posmaku whisky z colą. Co najdziwniejsze, połączenie to nie odpychało a wręcz przeciwnie, zapewniało otępienie umysłów, chorobliwie wręcz niebiańskie, jakby smaki te zostały stworzone, by tworzyć idealną całość.
Cztery minuty.
Dłonie powoli, zmysłowymi ruchami zahaczały o najsłabsze punkty, poznane na drugim roku, wykorzystywane z dopieszczeniem przy każdej możliwej okazji, jaka się przydarzyła, byle tylko sprawić, że policzki drugiej osoby podejdą krwią, a oddech przyspieszy, by osoba, która to wywołała, miała powód do puszenia się bardziej od pawia. W tym wypadku obaj mieli na to przyzwolenie, marnowanie czasu na dogryzanie sobie nawzajem nie miało jednak sensu, poświęcili się więc ponownemu badaniu ciał dłońmi.
Trzy minuty.
Alkohol uderzył z podwójną mocą, gdy chłodne dłonie zaczęły stanowić kontrast dla rozpalonych mięśni brzucha czy pleców, sunąc to w dół, to w górę, zatrzymanie się traktując jak największy grzech i choć wydawać by się mogło, że już grzeszą więcej, niż powinni, tego nie chcieli zrobić. Nie, wręcz nie mogli jakkolwiek przerwać nim minie czas.
Dwie minuty.
Moment, w którym usta doznały chłodu, zaś szyja Katsukiego, dzięki licznym zabiegom, jak podwinięcie koszulki w celu uzyskania miejsca czy też delikatne pocałunki, z czasem zmieniające swą dynamikę, została pokryta punktami o odcieniu wiśniowego soku, zdawał się ciągnąć w nieskończoność, obu chłopców popychając w miejsce, w którym czas istniał jedynie jako pojęcie całkiem względne.
A jednak została im tylko minuta. Minuta na ponowne smakowania ust, na kolejne siniaki i na dotyk, jakiego zapomnieć się nie dało. Minuta, w której każda sekunda była podszyta nowym dźwiękiem, doświadczeniem, rodzajem dotyku i smakiem.
Minuta, po której ich obowiązkiem stało się poprawienie fryzur, uspokojenie oddechów, wyciszenie serc do wibracji i przybranie na twarze obojętnej mimiki. Każda z tych rzeczy w jakimś stopniu się udała, by po okrzyku "Wyłaźcie!" mogli ponownie wrócić do świata, w którym będą musieli udawać, że to naprawdę nie miało miejsca, a fałszywa kurtyna zapomnienia opadnie na wydarzenia z siedmiu piekielnych minut.
— W poniedziałek w moim pokoju.
Słowa te, wyszeptane wprost do ucha Ground Zero, zgłośniły bicie serca tak mocno, iż trzecioklasiście wydało się, że każda jedna osoba w Azji słyszała ten dźwięk tak głośno, jak on. Jedno było pewne.
W poniedziałek za wszelką cenę postara się odzyskać utracone dawno ciepło.
...
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN, KSIĘŻNICZKO!!! KOCHAM CIĘ!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top