Rozdział 4
Cały tydzień minął błyskawicznie, i to naprawdę błyskawicznie. Rodzice w ciągu dalszym się do nas nie odezwali. Luke zapewnił że to dlatego bo są bardzo i to bardzo zajęci. Rozumiałam ich trochę. Co do Vincent'a nie spotkałam go przez cały tydzień, i nie odzyskałam mojej książki. Pieprzony dupek nawet obietnic nie umie dotrzymywać. Dalej zastanawiałam się po co mu ona była, bo raczej nie kradł by mi książki bez powodu.
Rano w sobotę usłyszałam pukanie do drzwi, przekręciłam się na bok chowając głowę w poduszkę. Nie chciało mi się wstawać i to bardzo, tym bardziej że jest teraz weekend.
-Proszę- odpowiedziałam zaspanym i dość markotnym głosem
Zanim zdążyłam otworzyć oczy drzwi się otworzyły a do pokoju wszedł mój brat, stanął przy moim łóżku i popatrzył na mnie.
-Lily wstawaj- powiedział Luke, był jakoś wyjątkowo radosny. Tylko dlaczego? Może dlatego że nie było rodziców już tydzień?
-Czego?- przewróciłam się na bok, otworzyłam oczy i popatrzyłam na Luke'a
-Po pierwsze jest już 10:00, a po drugie mam zamiar zrobić dziś domówkę w domu skoro mamy wolną chatę...i mogłabyś mi pomóc?- popatrzył na mnie
-Eh- mruknęłam po nosem- jeżeli ci aż tak zależy to dobra - powiedziałam i usiadłam na łóżku
-Dzięki- powiedział mój brat i uśmiechnął się szeroko- zrobię ci listę zakupów - szczęśliwy wyszedł z mojego pokoju, zamknął drzwi i poszedł schodami na parter.
Wstałam i podeszłam powolnym krokiem do szafy. Zastanawiałam się dziesięć minut co ubrać, po upływie tych dziesięciu minut wyciągnęłam jednak z szafy czarne jeansy w stylu mom jeans oraz biały top, wyciągnęłam z półki bieliznę i poszłam wziąć szybki prysznic. Później zrobiłam makijaż oraz wyczesałam włosy, wyprostował je i zostawiłam rozpuszczone.
Gdy się już ogarnęłam, zeszłam schodami na parter, mój brat kończył robić pancakes nałożył je za duży talerz i wyciągnął dwa mniejsze.
-Jestem już- powiedziałam jeszcze zaspana
-To świetnie Lily- odpowiedział - a teraz siadaj i jedz, myślę że nie są chyba najgorsze - w między czasie wyjął z lodówki maliny oraz syrop klonowy.
Usiadłam przy stole i nałożyłam sobie dwa pancakes na talerz, dodałam kilka malin oraz polałam pancakes syropem. Zaczęłam jeść i stwierdziłem że są naprawdę dobre, mój brat miał jednym słowem talent do gotowania, a jego dania zawsze wychodziły przepyszne. Gdy zjadłam odeszłam od stołu.
-To gdzie jest ta lista Luke?- popatrzyłam na mojego brata
-A lista, już ci ją daje - odpowiedział i podał mi karteczkę gdzie były napisane rzeczy które miałam kupić -alkohol kupię sam bo tobie nie sprzedadzą
-No okej- wzięłam od chłopaka listę - no to idę pa - schowałam pod case telefonu banknoty i włożyłam telefon do tylniej kieszeni spodni. Wyszłam z domu i poszłam w kierunku marketu. Market był trochę daleko i trochę mi to długo zeszło, po drodze do marketu spotkałam moją znajomą Ellen trochę porozmawiałyśmy powiedziałam jej o imprezie i spytałam się czy przyjdzie na co ona się zgodziła. Szczerze gdyby nie mój brat to ja bym żadnej imprezy nie organizowała, byłam raczej oddalona od tego typu klimatów. Zawsze byłam przeciwniczką takich wielkich albo nawet i małych imprez, zwyczajnie mnie one nie interesowały. Weszłam do marketu, długo po nim chodziłam szukając wszystkich potrzebnych rzeczy które napisał Luke na liście.
***
Wracając do domu zauważyłam Cafford'a... szedł w kierunku jakiegoś budynku, opuszczonego budynku. Nie wiem co mnie pokusiło aby pójść za nim... Poszłam za nim powoli i gdy blondyn wszedł do budynku ja stałam przy oknie z którego obserwowałam co się dzieje w środku. Wyglądało to jak... jak sala z fame mma. Tylko po co on tam poszedł. Gdy zobaczyłam Vincent'a wchodzącego do tej sali odsunęłam się trochę na bok żeby mnie nie zauważył. Było wiele takich budynków w Los Angeles, pełno ciemnych i dość niepewnych ulic którymi czasem nie warto się poruszać.
Czekałam tam już dobre 10 minut gdy nagle zauważyłam jakiegoś chłopaka który wyszedł z jakiegoś pomieszczenia a później Vinceny'a zakładającego rękawice bokserskie. Czy to były jakieś walki?...Tak najwidoczniej to były te walki Vincent'a o których każdy wspomniał w szkole. Gdy odwróciłam na chwilę wzrok oni zaczeli się bić, było tam parę osób a potem zaczęło gromadzić się ich coraz więcej patrzyli na walkę Vincent'a i tego drugiego chłopaka w pewnym momencie Vincent popatrzył w okno i zagapił się patrząc na mnie co jego przeciwnik wykorzystał i mocno uderzył go w nos. Patrzyłam z przerażeniem jak Cafford upadł, wiedziałam że jeżeli go spotkam będę mieć przejebane... Po chwili ktoś położył dłoń na moim ramieniu, od razu szybko się odwróciłam i był to Boris.
-Lily nie powinno cię tu być- powiedział Boris
-Co? czemu?- odpowiedziałam zaskoczona
-Po pierwsze odgrywają się tu nielegalne walki i coś mogło ci się stać, chociaż nie byłaś w środku tego budynku. A po drugie z tego co widzę Vincent cię widział...- odpowiedział Boris - lepiej wracaj już do domu
-Um...no dobrze już idę- popatrzyłam na chłopaka
-No to do zobaczenia później Lily- powiedział Boris i zniknął w tłumie ludzi przechodzących przez ulicę.
Popatrzyłam jeszcze raz w okno i na leżącego na podłodze Vincent'a, spojrzał na mnie i rzucił mi pełen wściekłości wzrok, szybko odsunęłam się od okna i ruszyłam w stronę domu. Dobrze wiedziałam że Cafford brał udział w tego typu walkach, jednak nie wiedziałam nigdy w jakim budynku...lecz teraz już to wiem.
Doszłam do domu, przekręciłam klamkę i weszłam do środka. Mój brat z kimś rozmawiał przez telefon więc poszłam od razu do kuchni wypakować zakupy, po jakimś czasie on też przyszedł.
-Czego cię tak długo nie było Lily?- powiedział Luke i podniósł jedną brew do góry
-Oh były bardzo duże kolejki w sklepie- odpowiedziałam, przecież nie mogłam mu powiedzieć że patrzyłam jak Cafford bił się na nielegalnej walce i to przez to że zagapił się na mnie oberwał w nos od rywala
-Mhm, no dobrze- powiedział, wziął ozdoby i poszedł dekorować salon.
Ja wyciągnęłam składniki i zaczęłam robić ciasto na babeczki. Po upływie pół godziny babeczki były prawie gotowe, wtedy mój brat wszedł do kuchni.
-Mm ale ładnie pachnie- uśmiechnął się- tak w ogóle to salon gotowy i kupiłem alkohol. Mamy czerwone i różowe wino, oraz whisky
-To świetnie- delikatnie się uśmiechnęłam i kończyłam dekorować babeczki
-A i przyjdzie jedna osoba wcześniej- odrzekł Luke i usiadł na krześle
-Oh naprawdę, a kto taki?- powiedziałam, i w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi
-Zaraz się dowiesz- odrzekł i poszedł otworzyć drzwi, usłyszałam głos Vincent'a... Nie zastanawiając się długo wzięłam telefon i pobiegłam szybko do swojego pokoju, to co tam się stało nie dawało mi spokoju więc wolałam się nie pokazywać.
Słyszałam z góry ich rozmowę jednak próbowałam skupić się na czymś innym. Miałam tam nie schodzić jednak po chwili usłyszałam głośny krzyk z parteru to był mój brat...
-Lily! Chodź tutaj!- krzyknął mój brat, obawiałam się że Vincent mu powiedział że go rozproszyłam a zresztą i u Vincent'a miałam w chuj przejebane. Ale jednak skoro i tak wie że jestem w domu musiałam zejść na dół. Wzięłam swój telefon i zeszłam na dół do salonu.
-No w końcu jesteś- odrzekł Luke
-Ta- mruknęłam pod nosem, spojrzałam na Vincent'a miał na nosie plaster i mały opatrunek jednak jedna rzecz przykuła moją uwagę... Na ręce miał folie tak jakby od tatuażu? Nie było to dla mnie zaskoczeniem, bo Cafford zawsze uwielbiał tatuaże. Byłam jednak ciekawa z czym był związany ten tatuaż bo były tam słowa. Złapaliśmy kontakt wzrokowy zrobiło mi się niezręczne więc odwróciłam wzrok on jednak dalej wpatrywał się we mnie
-Coś nie tak Lily?- powiedział mój brat
-Nie skądże- powiedziałam
-No to dobrze- powiedział Luke
Vincent rozglądnął się dookoła, nie był u nas pierwszy raz był dobrym kolegą Luke'a. Nie dobrym kolegą to za mało powiedziane, był jego przyjacielem. A moim no cóż wrogiem, od zawsze próbował uprzykrzyć mi życie.
-Co tak ładnie pachnie?- powiedział Vincent patrząc na mnie a potem na Luke'a
-To babeczki, Lily piekła na imprezę- odpowiedział mu Luke z uśmiechem na twarzy
-Mogę jednej spróbować?- zapytał Vincent
-Tak oczywiście, chcesz może coś jeszcze do picia?- powiedział Luke
-Nie, dzięki- odpowiedział blondyn
-A ty Lily?- spojrzał na mnie brat i wstał z kanapy
-Ja nie- powiedziałam i zaczęłam przeglądać Instagrama na telefonie
-Okej dobra, jak chcesz- powiedział mój brat i poszedł do kuchni
Zostałam sama z Vincent'em, miałam nadzieję że mój brat jak najszybciej przyjdzie tutaj do nas.
-Wiesz że miejsce w którym dziś byłaś nie jest dla takich jak ty?- powiedział blondyn
-Czyli? Co masz na myśli to mówiąc?- odpowiedziałam i odłożyłam telefon na bok
-Mam na myśli to że takie dziewczyny jak ty nie powinny chodzić po takich ulicach- odrzekł, patrzył na mnie i nawet nie miał zamiaru spuszczać ze mnie wzroku. Obserwował każdy mój ruch.
-Mhm...- mruknęłam pod nosem
-Wiedz że jeden niewłaściwy ruch z twojej strony a rozpętam w twoim życiu piekło- odrzekł blondyn- A i mam twoją książkę, dzięki
Wzięłam od niego swoją książkę
-Świetny jest ten cytat- powiedział blondyn z uśmiechem na twarzy
-Co masz na myśli?- zapytałam
-To- powiedział i pokazał mi swój tatuaż na ręce
"Gdybym umiał kogoś pokochać... tą osobą byłabyś ty...Lily Williams..."
Nie wierzę, wytatuował sobie mój ulubiony cytat z książki. Ale on...on przecież mnie cholernie nienawidzi. Zakrył jednak ostatnie dwa słowa, tak że nie mogłam rozszyfrować co tam jest napisane.
Gdy tylko przyszedł Luke, atmosfera między nami stała się już normalna a Vincent w końcu odwrócił ode mnie wzrok.
***
Po godzinie byli już prawie wszyscy goście. Mówiąc wszyscy goście mam na myśli to że na imprezie była cała szkoła. Cały dom był wypełniony ludźmi, pogoda nam sprzyjała więc na dworze też się nieźle rozkręcała zabawa. Miałam na sobie naprawdę śliczna czarną krótką sukienkę z srebrnymi detalami. Uśmiechnęłam się tańcząc z Logan'em. Logan miał naprawdę świetne poczucie humoru, można powiedzieć że gdziekolwiek by był zawsze umie rzucić odpowiednim żartem.
Gdy się już zmęczyłam usiadłam z kanapie, spojrzałam na Vincent'a który właśnie całuje się z jakąś dziewczyną. Parsknęłam na to cicho śmiechem, kolejna...wykorzysta ją jak każdą a potem zostawi. Długo sobie nie odpoczęłam ponieważ Boris zaciągnął mnie na parkiet, i wcale się nie opierałam. Uśmiechnąłem się tańcząc z nim, wiele dziewczyn na niego leciało a przyjaźń z nim była serio nietypowa. Zawsze mówiłyśmy że ja i Elle mamy szczęście że się właśnie z nim przyjaźnimy.
Dawno nie bawiłam się aż tak dobrze na żadnej imprezie, zazwyczaj na takich imprezach podpieram ściany i patrzę jak moi znajomi dobrze się bawią. W pewnym momencie poczułam czyjeś dłonie na mojej tali, odwróciłam się i popatrzyłam na mocno pijanego Vincent'a. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
-Mogę prosić panią Williams do tańca?- zapytał
Wszyscy zaczęli krzyczeć abym się zgodziła więc ja pośpiesznie skinęłam głową. Po chwili już obracałam się wraz z Vincent'em po całym parkiecie, pomimo tego że był pijany muszę przyznać że naprawdę wciąż dobrze tańczył. Tańczenie akurat mu wychodziło. Po jednej piosence już zeszłam z parkietu zostawiając go tam, usiadłam na kanapie. Ten po chwili przyszedł do mnie i się przysunął z uśmiechem na twarzy.
-Czego chcesz?- zapytałam i spojrzałam na niego
Ten jednak mi nawet nie odpowiedział, uśmiechał się tylko ciągle. Zaczęłam się już zastanawiać czy on jest głupi czy takiego po prostu udaje. Położył dłoń na moim udzie i zaczął jeździć dłonią po nim w górę i dół.
-Spierdalaj Cafford- syknęłam wstając z kanapy
-Lily! Wróć proszę!- powiedział i spojrzał na moją oddalającą się sylwetkę
Nie miałam zamiaru tam wrócić, jest cholernie pijany. Co prawda nic na to nie poradzę ale nie chcę aby taki idiota ośmieszył mnie akurat teraz. Bo co? Teraz jest dla mnie cholernie miły gdy jest pijany, a potem wróci rzeczywistość. On najprawdopodobniej o tym zapomni a ja nie, nawet nie wypiłam ani jednego kieliszka. Więc byłam w 100% trzeźwa.
Weszłam do kuchni i oparłam się o wsypę kuchenną, po chwili spojrzałam na wchodząca do pomieszczenia sylwetkę...
Kurwa Cafford
______________________________________
Cześć! to jest już 4 rozdział ,,Welcome To Hell Baby" mam nadzieję że rozdział wam się spodobał. Jeśli tak możecie dać znać w komentarzach.
Pozdrawiam<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top