Rozdział 1

Zawsze wydawało mi się że decyzje które podjęłam w moim siedemnastoletnim życiu są odpowiednie. Bardzo skupiałam się na nauce, zdobywałam dobre wyniki. Można było powiedzieć że byłam taką "wzorową uczennicą", moi znajomi cudem mogli zaciągnąć mnie do jakiegokolwiek klubu. Jednak z czasem mogę powiedzieć że zaczęłam się trochę do tego przekonywać. Nie uważałam też się jako "nudna dziewczyna", miałam inne zainteresowania niż akurat ciągłe imprezy i picie alkoholu. Chciałam iść do jak najlepszego colage'u w Los Angeles. To wszystko naprawdę idealnie mi się zapowiadało, i byłam szczęśliwa jak narazie z efektów które osiągałam.
Rano słysząc pukanie do drzwi przekręciłam się na łóżku, i mruknęłam pod nosem.

-Proszę- powiedziałam zaspana chowając twarz w poduszkę i przykrywając się po same uszy kołdrą

-Wstawaj Lily! No już- powiedział mój brat

Był no cóż mogę śmiało powiedzieć że egoistycznym dupkiem, był ode mnie 4 lata starszy. Chociaż nie powiem że nie czasem był nawet opiekuńczy i pomocny.

-Nie słyszysz? Wstawaj!- krzyknął Luke po raz drugi, jednak ja go ignorowałam.

On serio myśli że ja mam zamiar już wstać?

Po chwili poczułam jak ktoś mnie odkrywa, przekręciłam się na drugi bok. Po chwili poczułam jak Luke mnie podnosi, spojrzałam na niego pytająco.

-Co ty robisz?- powiedziałam i spojrzałam na brata

-Nic. Chcę cię tylko obudzić- powiedział z uśmiechem na twarzy

Wyszedł z domu, poszliśmy na dwór gdzie był basen. Zrobiłam duże oczy i spojrzałam na niego a potem na basen, woda napewno zdążyła się już mocno ochłodzić przez noc. Próbowałam się mu jak najszybciej wyrwać aby nie trafić do basenu. Nie udało mi się. Cholera. Wrzucił mnie do wody a ja pisnęłam i wynurzyłam się z wody cała przemoczona. Spojrzałam na niego zła.

-No co? Mogłaś wstać- powiedział Luke i zaczął się śmiać

Wyszłam z basenu i westchnęłam

-Przynajmniej nie musisz brać prysznica- powiedział i znów wybuchnął śmiechem

Wywróciłam oczami na jego słowa i weszłam do domu, poszłam od razu do swojego pokoju i przebrałam się w suche ubrania. Ubrałam na siebie białą koszulkę i do tego czarne dresy. Zeszłam na dół, mamy już nie było poszła do pracy, zresztą tak samo tata. Spojrzałam na godzinę w zegarze o cholera 7:50, miałam 10 minut do rozpoczęcia pierwszej lekcji. Wzięłam z lodówki shake który robiłam wczoraj i wybiegłam z domu biorąc plecak.

-Luke! Luke!- krzyknęłam

-Co?- zapytał mój brat i spojrzał na mnie, był jeszcze przy basenie

-Podwieź mnie do szkoły, proszę bo spóźnię się na lekcje- powiedziałam i spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem

On na typ tylko kiwnął głową i lekko się uśmiechnąłem, pobiegł po klucze i po chwili byliśmy już w jego aucie czarnym Range Rover. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę, po czym ruszyliśmy w kierunku szkoły.
Całą drogę gdy tylko usłyszałam mój ulubiony utwór Lany Del Ray w radiu zaczęłam śpiewać.

-Yeah, my boyfriend's pretty cool
But he's not as cool as me-

***

Gdy zatrzymaliśmy się pod szkołą uśmiechnęłam się i podziękowałam bratu że mnie podwiózł. Wyszłam z jego auta, spojrzałam na godzinę mam jeszcze tylko cztery minuty. Zaczęłam biec w kierunku szkoły i sali w której miałam mieć lekcje.

Biegnąc korytarzem wpadłam na kogoś, uderzyłam w dość twardy tors. W dodatku ta osoba była ode mnie wyższa o dobre trzydzieści centymetrów, podnosiłam głowę go góry.

Cholera Cafford.

Ten jednak się uśmiechnął szeroko a po chwili spojrzał na mnie, jego uśmiech zszedł z jego twarzy w mgnieniu oka.

-Uważaj jak chodzisz Williams- powiedział blondyn

Ja jednak tylko szybko odwróciłam od niego wzrok, i jak najszybciej starałam się go wyminąć.

Vincent Cafford, był naprawdę egoistyczną osobą. Lubił zabawiać się dziewczynami, i każdy w szkole o tym wiedział. Zmieniał je jak rękawiczki, cała szkoła trzymała się też od niego z daleka z jednego konkretnego powodu. Vincent brał udział w nielegalnych walkach, jednak nigdy się o tym głośno nie mówiło. Może i to nawet lepiej dla niego.
Mieszkaliśmy w centrum Los Angeles więc można było się tutaj spodziewać naprawdę wszystkiego. Prawie wszędzie sklepy, kluby no i jakieś opuszczone dzielnice. W jednej z nich był właśnie budynek gdzie odbywały się te nielegalne walki.

Gdy już chciał wyminąć chłopaka ten złapał mnie mocno za ramię, głośno przełknęłam ślinę i spojrzałem na chłopaka.

-Nie łaska odpowiedzieć nawet?- powiedział chłopak patrząc na mnie tymi swoimi oczami, które wręcz wypalały we mnie jakaś dziurę

-Zostaw mnie Cafford- warknęłam

Na co ten tylko się zaśmiał puszczając moje ramię, po chwili miał mnie już gdzieś i odwrócił się w kierunku swoich znajomych.

Idiota

A wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Że TEN Vincent Cafford to oczywiście kurwa przyjaciel mojego brata.

Nie wiem co teraz jest gorsze, to że muszę go widywać w szkole czy to że mój kochany braciszek się z nim przyjaźni.

Poszłam w stronę sali, weszłam do środka na szczęście się nie spóźniłam. Usiadłam w ławce obok mojego przyjaciela, Boris'a. Wyciągnęłam od razu zeszyt i długopis.

-Już narzekała że cię nie ma- powiedział do mnie Boris

Nie wiedziałam o co mu w tym momencie chodzi, przecież nie było nigdzie tutaj nauczycielki. Spojrzałam na chłopaka z znakiem zapytania.

-W sensie no była wcześniej, tylko poszła po testy z chemii- powiedział i znów spojrzał na mnie

-I co?- zapytałam zerkając na niego kątem oka

-No i to że narzekała że cię nie ma, Jezu Lily- powiedział chłopak i wywrócił oczami - mamy mieć egzamin za tydzień, nie mów że zapomniałaś?

Zrobiłam duże oczy i popatrzyłam na niego.

Jezu egzamin

Zapomniałam o nim, nawet nic nie powtórzyłam.

-Żartujesz sobie ze mnie prawda?- spojrzałam na niego

-Czy wyglądam jakbym żartował Lily?- powiedział brunet i spojrzał na mnie, jego wyraz twarzy był jednocześnie neutralny jak i poważny.

-No nie...- powiedziałam i spojrzałam na niego

W tym momencie weszła już do klasy nauczycielka, zmierzyła mnie wzrokiem i rozdała nam nasze testy z chemii. Spojrzałam na arkusz...E...
Pierwszy raz w tym roku szkolnym dostałam tak słabą ocenę z chemii. Nauczycielka oczywiście nie została na to obojętna, zaczęła mówić co się ze mną stało i że przestałam się uczyć oraz że jest to do nie do wyobrażenia. Na co ja jedynie wywróciłam oczami, każdemu przecież może się trafić gorsza ocena. A ja nie jestem do cholery żadnym wyjątkiem.

***

Reszta lekcji minęła już spokojnie bez żadnych sporów, nie spotkałam również Vincent'a na przerwie z czego się cieszyłam. Wyszłam z szkoły i poszłam w stronę przystanku autobusowego, miałam dość spory kawał drogi ze szkoły do domu dlatego właśnie jeździłam właśnie autobusem. Gdy zauważyłam Vincent'a idącego z swoimi znajomymi założyłam słuchawki na uszy i zaczęłam przeglądać losowe rzeczy na telefonie. I to tylko dlatego aby ten cholerny dupek mnie nie zauważył. I na szczęście mnie nie zauważył z czego się cieszyłam, gdy poszli już dalej wyciągnęłam słuchawki z uszu i się uśmiechnęłam dumna z samej siebie.
Czekałam na autobus jeszcze kilka minut, czyli nie długo jak na ich rozkład jazdy. Autobusem do domu jechałam zazwyczaj tylko 15 minut.

Gdy autobus zatrzymał się na przystanku, który był wręcz obok mojego domu wyszłam z niego i skierowałam się w kierunku domu. Nasz dom był biały i naprawdę bardzo przestronny, na ogródku była masa kwiatów oraz duży basen. Złapałam na klamkę, drzwi były zamknięte więc Luke'a ani rodziców nie było w domu. Wyciągnęłam z kieszeni plecaka klucze i przekręciłam je w zamku, po czym weszłam do domu zamykając drzwi na klucz za sobą.
Oczywiście pierwsze gdzie poszłam to kuchnia, podeszłam do miski z owocami i wyciągnęłam z niej mój ulubiony owoc czyli brzoskwinie. Ugryzłam kęsa owocu, i poszłam do swojego pokoju. Od razu rzuciłam plecak w kąt pokoju, a sama położyłam się na łóżku. Po chwili jednak się z niego podniosłam gdy zobaczyłam kartkę na moim biurku.

Kochanie musieliśmy jechać na delegację, przykro mi że się nie zdążyliśmy z tobą pożegnać. Nie będzie nas dwa miesiące radźcie sobie dobrze
                                          Mama

Naprawdę? Nawet nie zdołali się ze mną pożegnać osobiście? Ale dobra rozumiem, zapewne była to jakaś bardzo ważna sprawa, skoro też nie będzie ich aż dwa miesiące.

Uśmiechnęłam się pod nosem po czym uchyliłam okno, ponieważ w pomieszczeniu było strasznie duszno.
I znów położyłam się na łóżku tak jak wcześniej, leżałam tak na nim szczerze? Bez żadnego celu po prostu patrzyłam w biały sufit. Do momentu aż nie usłyszałam jakby otwierania okna...

______________________________________

Hejka kochani! To jest właśnie pierwszy rozdział, musiałam go też jednak poddać korekcie jak i resztę rozdziałów z książki. Stwierdziłam że chcę je dopracować i tak właśnie robię, zmieniłam też niektóre rzeczy, mam nadzieję że nie będzie za to na mnie źli. Więc chyba jak narazie tyle mam wam do przekazania, pozdrawiam !

Miłego dnia/nocy <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top