Rozdział Czternasty

Zaraz po informacji od Kristin, że Mikeyego zabrała karetka wybiegłem z domu nawet się nie przebierając. Założyłem tylko buty. Frank biegł za mną próbując nadążyć.

Kiedy odpaliłem silnik samochodu i ruszyłem byłem zaślepiony. Nie zwracałem uwagi na nic. Naruszyłem chyba wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego, ale nie obchodziło mnie to. Nie zapiąłem pasów, nie zatrzymywałem się na przejściach dla pieszych. Nie przepuszczałem samochodów mających pierwszeństwo. Liczyło się tylko to żeby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Nie mogłem skupić się na niczym innym. Bałem się. Tak bardzo się bałem. Mikey to mój mały braciszek, i nie wiem co bym zrobił gdyby coś mu się stało.

*

Wbiegając na odpowiednie pięto zacząłem krzyczeć ile sił w płucach.

  - Gdzie on jest? Gdzie Mikey?! - krzyczałem. Ludzie patrzyli na mnie jak na idiotę. Nagle podbiegłem do Kristin, którą zauważyłem dopiero po chwili - gdzie on jest?!  - wyłkałem patrząc jej w oczy

  - Gdzie jest mój brat?! Gdzie jest Mikey?! - krzyczałem przez łzy o mało nie rzucając się na mężczyznę w kitlu  - chyba nie rozumiał co mówię, bo patrzył na mnie z niezrozumieniem

- Gdzie jest Michael Way? - usłyszałem słowa Franka, które spokojnie i wyraźnie kierował do lekarza. Mnie za to obejmował i głaskał uspokajająco po plecach

- Jest pan kimś z rodziny? - spytał lekarz mierząc go wzrokiem

- To mój brat - wyłkałem starając się mówić wyraźnie - tam stoi jego dziewczyna - wskazałem na załamaną Kristin siedzącą na krześle - mogę go zobaczyć? Co się z nim stało? Będzie z nim dobrze? Będzie, prawda? - zadałem masę pytań modląc się o wyjaśnienia i dobre wieści

- Panie Way... - zaczął lekarz, a moje nadzieje zmniejszyły się. Frank objął mnie w pasie, a ja dostawałem chyba jakiegoś ataku. Dławiłem się powietrzem, cały się trząsłem jakbym miał drgawki, miałem odruchy wymiotne. Nie wiedziałem co ma się stać, to mnie przerażało - pana brat miał krwotok podpajęczynówkowy - powiedział poważnie

- Ale... ale za ile stąd wyjdzie? - spytałem jakby to była najważniejsza rzecz

- Panie Way... on... on nie przeżył

Kolana się pode mną ugięły i wybuchnąłem płaczem po chwili opadając na podłogę, Frank opadł na kolana zaraz za mną. Słowa lekarza uderzyły we mnie tak jak fala uderza w skały z całą siłą. To tak jakby człowiek silniejszy ode mnie pięć razy dał mi z pięści w twarz. Iero mnie przytulił i zaczął uspokajająco głaskać, co nie pomagało chyba po raz pierwszy.

Lekarz dodał coś jeszcze po czym odszedł, a na jego miejscu pojawiła się Kristin. Położyła dłoń na moim ramieniu, a ja puściłem Franka i niemal rzuciłem się na nią. Kristin płakała. Nie tak głośno i rzewnie jak ja, ale płakała. Starała się być silna, ale nie wychodziło jej to najlepiej.

*

Po dłuższym czasie siedzenia i płakania na korytarzu zajrzałem do sali gdzie jeszcze leżał mój brat. Wyglądał jakby spał. Spojrzałem na niego ostatni raz i przeszedłem przez korytarz szukając lekarza, który powiadomił mnie o śmierci Mikeyego. Szukałem go dość długo. Nie dość, że szpital nie jest mały, to on nie jest na miejscu tylko cały czas gdzieś chodzi.

Jednak w końcu go znalazłem. Podszedłem do niego i spytałem czy mogę zająć chwilę na co skinął głową.

- Chciałem spytać... na czym polega ten krwotok? Czy... czy on bardzo cierpiał? - spytałem licząc na to, że mój brat miał spokojną śmierć

-   Jest to krwawienie do przestrzeni podpajęczynówkowej, która znajduje się między pajęczynówka, a oponą miękką mózgu

- Dlaczego tego nie zauważyłem... jak mogłem być tak głupi i nie zauważyć, że mu coś jest - znowu zacząłem płakać

- To nie jest pana wina, krwawienie następuje niespodzianie. Pana brat miał tętniaka, który pękł.

- Bardzo cierpiał?

- Śmierć podczas krwotoku podpajęczynówkowego nie jest przyjemna...

- Co sie wtedy dzieje? Proszę mi powiedzieć, muszę wiedzieć

Lekarz westchnął i pokręcił przecząco głową.

- Ból głowy jest wtedy nie do wytrzymania, następuje zdezorientowanie oraz brak świadomości. Nieraz występuje także napad padaczkowy oraz wymioty. Osoby, które przeżyły krwotok opisują ból głowy jako największy ból jaki przeżyli.

- Czyli ludzie z tego wychodzą? Dlaczego...

- Rzadko - przerwał mi - bywa tak, że przeżyją jeden krwotok, wtedy muszą być pod stałą opieką lekarza, przejść operację,  ale nie zdarza się to często

- Jest możliwość, że i mnie to czeka?

- Nic nie jest powiedziane, ale radziłbym panu mimo wszystko zrobić badania.

*

Leżałem na łóżku patrząc w ścianę. Nie mogłem dalej uwierzyć w to co się stało. Mój braciszek umarł. Umierał w męczarniach. Jego ostatnim doświadczeniem i uczuciem w życiu był agonalny ból. Nie było mnie przy nim. Zbywałem go nieraz kiedy mnie potrzebował. Odrzucałem jego telefony, kiedy byliśmy młodsi nieraz mu dokuczałem. Ten ból, który czuję w środku jest coraz gorszy. Nie wychodziłem z domu od trzech dni. Tak mi się zdaję, już nawet tego nie liczę. Wziąłem niepłatny urlop w pracy. 

Chciałbym teraz przytulić Mikeyego i przeprosić za wszystko. Za to, że nie byłem najlepszym bratem jakiego mógł mieć. Frank kiedy nie jest w pracy, jest u mnie. Alex dzwonił wiele razy, ale ie odbierałem. Nie mam ochoty na rozmowy z kimkolwiek. Mama strasznie to przeżyła, a ja nawet nie jestem w stanie być teraz przy niej. Czuję się jak wrak człowieka, jestem beznadziejnym synem, tak samo jak byłem beznadziejnym bratem.

- Gerard, jestem - usłyszałem głos Franka zza drzwi, które po chwili zostały uchylone - masz może ochotę porozmawiać?

Pokręciłem przecząco głową, czego Frank chyba nie zobaczył przez mrok panujący w moim pokoju. Po chwili poczułem jak ugina się materac.

- Wiem, że ci ciężko, ale nie możesz tak żyć. Porozmawiaj chociaż ze mną, jeśli nie chcesz iść do psychologa - poczułem jak się do mnie przytula. Z moich oczu popłynęły łzy

- Ten ból jest coraz gorszy, to nigdy się nie skończy Frank - wyłkałem - nie zobaczę go już. Nie będziemy się więcej śmiać... wiem, ze trudno w to uwierzyć, ale tak, Mikey  czasem się śmiał - uśmiechnąłem się lekko - nie przytulę go więcej, nie porozmawiam. Nawet nie pamiętam o czym była nasza ostatnia rozmowa. Kristin dalej czeka, aż on wróci, dalej ma nadzieje. Czemu nas zostawił? Czemu umarł? - znowu się rozkleiłem

- Był chory o czym nie wiedział, nie mógł się leczyć.

- Ale dlaczego on? Dlaczego nie ja? - wybuchnąłem płaczem, a Frank mocniej mnie przytulił

- Gerard, przestań. Nie możesz tak mówić. Nie miałbym co bez ciebie zrobić. Wszystko straciłoby sens.

- Frank - powiedziałem jego imię po czym odwróciłem się w jego stronę i spojrzałem na niego

- Tak? - spytał głaszcząc mnie po włosach

- Ty mnie nigdy nie zostawiaj, dobrze? Ja cię nie zostawię

- Też cię już nigdy nie zostawię, nie umiałbym - powiedział i pocałował mnie w czoło -nie chcę psuć romantycznej sceny ale... mógłbyś się w końcu umyć. Leżysz tu od paru dni, i w ogóle się dziwię, że chodzisz do toalety, tak więc idź się umyć, a ja zrobię ci coś do jedzenia, bo pewnie sam sobie nic nie robiłeś

- Nie chcę jeść, nie jestem głodny

- Nie zachowuj się jak dziecko tylko biegnij do łazienki, a później do kuchni jeść.

- Nie mogę jeść w pokoju?

- Nie, bo tu trzeba wywietrzyć. Śmierdzi tu brudem i jest duszno

- A mogę jeszcze chwilę się do ciebie przytulać?

- Możesz, ale chwilę 

   Po upływie dużej ilości czasu zwlokłem się z łóżka i powędrowałem do łazienki, jak zlecił mi to Frank. On za to poszedł do kuchni przygotować jedzenie. Taki układ mi się w sumie podobał. Kiedy siedziałem w wannie już chyba dwadzieścia minut po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. 

_____________________________
hej hej
Mam nadzieję, że się podobało
Zachęcam do komentowania i takie tam
PS: I Love You All! ~Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top