Rozdział 5

Harry otwiera drzwi kluczem, przepuszcza mnie przodem i zręcznie zapala światło w przedpokoju. Jednym, zwinnym ruchem odkładam kurtkę na wieszak i powoli stawiam kroki wgłąb domu.
Milly leży na swoim kocyku z boku ostatniego stopnia schodów. Kiedy pojawiam się w zasięgu jej wzroku, niepewnie podnosi głowę i przypatruje mi się uważnie. Zaczyna delikatnie i powoli machać ogonem jakby mnie rozpoznała, ale nie do końca była pewna czy to rzeczywiście ja. Kucam i mówię:

- Milly, chodź do mnie.

Na dźwięk mojego głosu natychmiast zrywa się i biegnie do mnie. Zaczyna na mnie skakać, machając ogonem jak szalona, przy okazji piszcząc i skomląc.
Jej radości nie ma końca, biega wokół mnie z taką prędkością, że nie umiem jej nawet pogłaskać.

- Bardzo się za tobą stęskniła - mówi Harry.

Milly orientuje się, że oprócz mnie w przedpokoju jest jeszcze ktoś inny. Podbiega do Harry'ego i skacze wokół, ale tylko przez chwilę, bo znowu wraca do mnie.

- Jak my wszyscy - mówi cicho, nad stojąc na moimi plecami w przejściu.

Uśmiecha się do mnie słabo i kieruje swoje kroki w stronę kuchni.

- Jesteś głodna? - pyta, kiedy zjawiam się w kuchni.

W swoich objęciach trzymam kilkukilogramowego psa, jedną ręką drapiąc ją za uchem. Przez chwilę całkowicie skupiam się na kudłatej kulce. Z lekkim opóźnieniem dochodzi do mnie, że postawione przez Harry'ego pytanie nadal wisi w powietrzu, a on sam wpatruje się we mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.

- Gotujesz?

Czuję między nami rosnące napięcie. Jeszcze chwila i będzie można kroić niezręczną atmosferę nożem. Znowu czuję tą napływającą bezsilność i od razu robi mi się źle, a w głowie zaczyna mi wirować. On wie wszystko, a ja nic. To całkiem niesprawiedliwe.

- Trochę - odpowiada, wzruszając ramionami

Wzbiera we mnie coś na kształt poczucia winy, że nic nie pamiętam. Ta pustka we wspomnieniach jeszcze nie raz będzie mi spędzać sen z powiek.

Harry zajmuje się mieszaniem czegoś w garnkach na piecu, a ja korzystając z okazji wymykam się z pomieszczenia. Stawiam Milly na podłodze, doskonale widząc, że i tak pójdzie za mną. Doceniam jej towarzystwo, bo jak na razie jest jednym z niewielu zachowanych przeze mnie wspomnień, które zdołały wypłynąć ponad gęstą mgłę.

Naciskam klamkę drzwi z ciemnego drewna i lekko je popycham. Robię dwa kroki w przód i ląduję bosą stopą na puchatym, różowym dywaniku. Otaczają mnie kolorowe ramki ze zdjęciami, pluszowe misie i klocki. Powoli obracam się wokół własnej osi, a mój wzrok zatrzymuje się na małej komodzie. Niepewnie podchodzę do niej i dotykam idealnie ułożonych w kostkę ubranek. Wyglądają jakby były wyprane i jakby ktoś nie zdążył ich schować do szafki. Jakby dla potwierdzenia mojej tezy przyciskam różowy kaftanik do nosa, ale nie czuję już zapachu płynu do płukania. Dopiero rzeczy ułożone w dalszych partiach stosiku wydają się delikatnie pachnieć lawendą. Otwieram szafę. Na górnej półce pieluchy i ręcznik w kwiatki. Niżej bluzki i kaftaniki, obok spodenki i dwie pary spódniczek. Na małych wieszakach przesłodki płaszczyk z jednym dużym guzikiem i kombinezon na zimę. Kilka czapek, obok skarpetki zwinięte parami w kulki. Postanawiam odświeżyć sobie pamięć (ach, jak paradoksalnie to brzmi) i dokładniej poprzeglądać rzeczy Noel.

- Co robisz? - pyta Harry, zjawiając się w drzwiach. - Jest już późno...

- Chciałam uporządkować trochę niektóre rzeczy... - wskazuję dłonią na ubranka rozłożone na dywanie wokół mnie.

Harry pomaga mi wstać i dopiero wtedy uświadamiam sobie ból w kręgosłupie. Z niepokojem zauważam, że dochodzi już prawie trzecia w nocy. Rozprostowuję kości i lekko utykając przez chwilę wychodzę i zamykam za sobą drzwi. Przez cały ten czas Milly chodzi za mną krok w krok. Siadam na sofie, a pies posłusznie wskakuje obok i kładzie mi się na kolanach. Harry zasiada w fotelu naprzeciw mnie. Wygląda na lekko zmęczonego, ale nie zasnę dopóki nie powiem tego, co chcę mu powiedzieć.

- Chciałabym porozmawiać - zaczynam mówić, jednak nie do końca jestem pewna od czego zacząć.

- Tak?

- Jesteśmy małżeństwem. Nie chcę żeby tak to wyglądało.

- Wyglądało co? - Harry wygląda na lekko przestraszonego. - Chcesz się rozwieść i zacząć z czystą kartą? Z kimś innym?

- Nie, nie! - natychmiast zaprzeczam, żeby nie było niepotrzebnych nieporozumień. - Bardziej mam na myśli, ym... - zacinam się, a Harry wydaje się być z sekundy na sekundę coraz bardziej niespokojny.

- Jeśli zaraz nie powiesz, co masz na myśli, to chyba zejdę na zawał.

Jego ton głosu sprawia, że zaczynam chichotać. Posyła mi szeroki uśmiech, dzięki któremu w policzku robi mu się uroczy dołeczek.

- Chcę żebyśmy my zaczęli od początku.

Wzdycha z ulgą, a na jego twarzy ujawnia się zmęczenie i szeroko ziewa. 

- Cieszę się - odpowiada.

Uśmiecham się lekko i wstaję z sofy. Oczywiście Milly za mną.

- Dobranoc, Harry.

- Dobranoc, Lou - odpowiada, a ja dopiero po kilku sekundach wypadam z transu i zmuszam się żeby zrobić kilka kroków w stronę drzwi.

- Lou, zaczekaj - łapie mnie za ramię, zanim zdążę przekroczyć próg. - Mam prośbę...

- Słucham - uśmiecham się przyjaźnie, widząc wahanie w jego oczach.

- Mógłbym cię pocałować?

Serce mi przyspiesza. Bije tak głośno, że mam wrażenie, że wszyscy w promieniu kilometra je słyszą. To jedno pytanie sprawia, że mocno się peszę. Mam ochotę zwiać i zamknąć się w komórce pod schodami razem z Harrym Potterem. Marszczę brwi i ze zdenerwowaniem przełykam ślinę.

- M-m-mógłbyś do-do-doprecyzować? - jąkam się.

- Nie musi być w usta - dopowiada szybko, widząc moje zagubienie. - Proszę.

Chwila ciszy. Moje myśli szaleją jak huragan, porywając ze sobą wszystkie słowa, które mogłabym wypowiedzieć.

- Zaskocz mnie - nerwowo parskam rozbawiona z panicznym chichotem.

Harry nachyla się w moją stronę i delikatnie muska swoimi wargami mój nos, przy okazji łaskocząc mnie po policzku wypadającymi z kucyka włosami.



~*~

Musicie mi wybaczyć moją nieobecność, ale życie bywa przewrotne...
Zachęcam do komentowania, bo będę losować spośród komentujących dedykacje! ;)

Jakieś teorie co będzie dalej? Ułoży im się, a może nie? Co myślicie? Jestem ciekawa waszych teorii! x

Miłego dnia,
Soczysta Pomarańcza x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top