Rozdział X Doktor
Siedziałem przy nim dobre parenaście minut i choć mogłem robić w tym momencie wiele ciekawszych rzeczy zdecydowałem, że zostanę w jego pokoju. Było tu tak chłodno, cicho i spokojnie, a do tego ciemno. Jedyną rzeczą która jakkolwiek oświetlała w tym momencie to pomieszczenie był księżyc.
W miarę tego jak czekałem zaczynałem myśleć o pewnych rzeczach, coś w stylu, jak możnaby to ująć, transu. Nie często miewam takiego typu stan i nie dokońca pamiętam o czym myślałem, ale jestem prawie pewny, że dość szybko usnąłem. Nie wiem również w jakiej pozycji, ale obudziłem się w dość dziwnym miejscu. Znaczy, miejsce samo w sobie było normalne, ale nie wiem jakim cudem pojawiłem się w łóżku i to jeszcze razem z Tomem. Jednak mimo takiego stanu rzeczy byłem spokojny. Za nic nie wiem dlaczego. Ostatnio zacząłem się zmieniać... Ale czy na gorsze, czy na lepsze - ocene zostawiam innym.
[Time skip]
Jadłem w tym momencie obiad - jakieś słabe sushi. Prawdę mówiąc nie miałem na nie ochoty. Od wczorajszego wieczoru jakoś tak "opadłem z sił". A w kwestii opadania z sił - z Tomem wcale nie jest dzisiaj lepiej niż wczoraj, kiedy zemdlał jedząc kolacje... Nawet powiedziałbym, że mu się pogorszyło. Zrobił się trupio blady i nie ma apetytu kompletnie na nic!
— Czemu tak się na mnie patrzysz? — powiedział cicho.
— Tom, ty MUSISZ iść do doktora — wywnioskowałem po jego stanie zdrowia.
— A to dlatego bo?
— Nie widzisz jak wyglądasz?
Matt, czyli jedyna osoba która wtedy z nami siedziała, powiedział:
— Ja... Zgadzam się z Tordem. Naprawdę powinieneś nad tym pomyśleć. Nie wyglądasz najlepiej. Mógłbym nawet znaleźć czas żeby pójść tam z tobą.
— Naprawdę tak myślisz, Matt? — zapytał z... nadzieją? Chyba? Nie wiem.
No super! Moich uwag nie słucha, ale z tym rudzielcem to do doktora pójdzie.
— Tak. Gdybym był na twoim miejscu po prostu zacząłbym jeść więcej owoców albo coś podobnego. Niespanie lub spanie zbyt długo też nie jest zdrowe.
— A co z ciebie nagle taki profesor się zrobił? — parsknąłem.
— Bo wiesz, ja nie chorowałem kilka lat i moim zdaniem wyglądam zajebiście, więc chyba wiem co mówię — no tego się po nim nie spodziewałem.
— Debil do potęgi n-tej po prostu — powiedziałem sobie cicho pod nosem, tak żeby nikt nie usłyszał, śmiejąc się przy tym.
— Zaprzeczysz? — podniósł brew.
— Nie, no skądże, ale mam lepszy pomysł — spojrzał na mnie pytajaco, więc od razu zacząłem tłumaczyć. — Ja mógłbym pójść z Tomem, bo ostatnio — przyznajmy — też nie za dobrze się czuję, a ty...? Ty mógłbyś zostać w domu i nie wiem... Nakładać sobie jakieś te twoje maseczki na twarz. Pasuje ci to? — wymalowałem sobie na twarzy sztuczny uśmiech.
— No nie wiem. Ty i Tom, sam na sam... To nie brzmi jakoś dobrze.
— Przecież ja tylko zaprowadze go do doktora — no Matt, weź już. — Dobra. Po co ja cie w ogóle pytam. Twoje zdanie w tej kwestii się nie liczy — po wypowiedzeniu tych słów skierowałem wzrok na czarnookiego. — Tom, co o tym sądzisz?
— Eee. Mi to chyba obojętne? Ja nawet nie chce tam iść.
— Czyli idziemy razem — postanowiłem.
Matt załamany moją postawą poddał się.
---
Oh god. Święto. Wreszcie coś napisałam. Mam nadzieje że jakkolwiek wam się to podoba...
Zabierałam się za to od września ;_;
Meh. Trochę krótkie, ale wybaczycie mi to, prawda? :')
---
[28/12/19]
Nie wiem, czy przed Sylwestrem uda mi się coś jeszcze tu napisać więc życzę udanego Sylwka :D
553 słowa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top