8
3 stycznia, 1978
Remus zerknął na zegar w Pokoju Wspólnym. Dochodziła osiemnasta, co oznaczało, że powinien już iść do Sowiarni. Nie robił tego od niechcenia, a chciał. Black przyciągał go jak magnes, czego nie mógł przed sobą ukryć. Wstał z kanapy i skierował się do wyjścia, gdy nagle zawołała go Lily.
— Remus, gdzie idziesz? — spytała.
Mimo wszystko były wprowadzone zakazy, według których do godziny dziewiętnastej wszyscy uczniowie mieli znajdować się w swoich dormitoriach.
— Muszę szybko skoczyć do biblioteki. Zapomniałem jednej książki.
— O świetnie, to weź proszę mi oddaj te — rudowłosa wręczyła Remusowi, niewielki podręczni, który wyglądał jakby miał się zaraz rozpaść. — Będę wdzięczna.
— Nie ma problemu.
Cholera.
Lupin po opuszczeniu Wieży, biegiem skierował się do biblioteki, a następnie do Sowiarni. Był spóźniony okrągłe dwadzieścia minut. Zastanawiał się czy Black mógł zapomnieć i nie przyjść. W obecnej sytuacji znacznie, by mu to ułatwiło zadanie.
Wszedł pospiesznie po kamiennych schodach i otworzył drewniane drzwi. Syriusz stał pod jedną ze ścian, leniwie bujając się na nogach.
— Punktualny jak nigdy — chłopak spojrzał na ledwo dyszącego Remusa i do niego podszedł.
— Lily mnie zatrzymała — odparł, nabierając łapczywie tlen.
Black nic nie mówiąc, chwycił go za rękę i wyprowadził z Sowiarni. Kiedy znaleźli się w miejscu, w którym nikt nie mógł ich ujrzeć, usiedli patrząc na jezioro. Syriusz przesunął ręka po jasnych włosach chłopaka, a ten lekko drgnął. Nie chcąc czekać, ani chwili dłużej zbliżył swoje wargi do szatyna siedzącego obok. Remus chętnie odwzajemnił pocałunek, wplatając rękę w czarne włosy Blacka. Ich języki walczyły o dominację, ale i tak jak zwykle to Syriusz przejął kontrole. Korzystając z tego, że Remus ,,odpłynął" chwycił go za biodra i usadowił na swoich nogach.
— Co ty robisz? — Lupin przerwał, czując, że znajduje się w niezręcznie pozycji.
— Nic — mruknął w odpowiedzi gryfon, całując Remusa po szczęce. — Tak jest wygodniej.
— Akurat.
— Chce mieć cię bliżej. — Syriusz mocniej chwycił biodra chłopaka i ponownie zaatakował jego usta.
Remus czuł jak ponownie odpływa. Black sprawiał, że odczuwał rzeczy, których nigdy w życiu nie doświadczył. I choć byli gwałtowni, to jednocześnie traktował go z wielką delikatnością.
Usta Syriusza sunęły po jego szyi, zostawiajac za sobą czerwone ślady, które zapewne będzie musiał ukrywać przez najbliższe dni.
Po dłuższej chwili oparli się o siebie i spojrzeli na jezioro. Dookoła nich panowała zupełna cisza, od czasu do czasu przerywana szumem wiatru.
— Wygrałem dziś z tobą — odezwał się pierwszy Black.
— Obstawiam, że tylko dzięki Lily — mruknął w odpowiedzi Remus.
— Wcale nie! — Syriusz udał oburzenie. — Naprawdę, aż tak we mnie nie wierzysz?
— Dobra, stwiedźmy, że coś tam zrobiłeś.
Szarooki po chwili chwycił rękę Lupina i wręczył mu flakon ze złotym płynem.
— Co ty robisz?
— Tobie się bardziej przyda.
Remus spojrzał na niego z zaskoczeniem. Syriusz kochał wygrywać i nie ważne czym było trofeum, zawsze je zachowywał. Kolejną sprawą było, że każdy, by zatrzymał ,,Płynne Szczęście".
— Nie mogę, ty na to zapracowałeś.
— I co z tego? Wole to oddać tobie. — Syriusz oparł się na łokciach. — Ja mam dużo szczęścia.
Lupin nie wiedział co odpowiedzieć. Nie zasługiwał na to, nie po tym jak wcześniej traktował Syriusza.
— Dziękuje, Syriusz.
Black szeroko się uśmiechnął.
— Powtórz to.
— Dziękuje?
— Nie, to drugie.
Lupin z niewiadomych powodów, poczuł jak się czerwieni.
— Syriusz.
— Jeszcze.
— Syriusz.
— I jeszcze.
— Syriusz...
I znów go pocałował. Bardziej uczuciowo, nie tak jak zawsze. Jakby byli przez chwile kimś więcej, nie zwykłymi nastolatkami z głupim układem, a kochankami. Takimi prawdziwymi, którzy nie mogą bez siebie żyć i funkcjonować.
Co czuł Remus? Remus odpływał i nie chciał, aby ta chwila kiedykolwiek się skończyła. Pragnął być właśnie tak całowanym. Jakby go kochano i traktowano jak skarb.
Co czuł Syriusz?
On nic nie czuł.
28 stycznia, 1978
— Gdzie idziemy? — zapytał czując ekscytację.
— Coś ty taki niecierpliwy, Lupin?
— Ciągniesz mnie od dziesięciu minut, a ja nie wiem gdzie jestem.
Syriusz splutł ich dłonie mocniej.
— Nie ufasz mi? — zapytał podejrzliwe, obdarowując go jednym ze swoich uśmiechów.
— Nie — rzekł szatyn i zaczął biec.
— O ty. — Syriusz ruszył za nim, a na korytarzach jeszcze długo roznosił się śmiech dwójki gryfonów.
14 luty, 1978
Kolacja w Wielkiej Sali, przebiegała dość spokojnie. Ku uldze nie jednego ucznia, gdyż to właśnie dziś było święto zakochanych. Zamiast typowyego wystroju, Hogwart był przyzdobiony różowymi i czerwonymi sercami oraz kwiatami, w tych samych barwach. Od rana chodziła ,,Miłosna Poczta" i zbierała listy, które miały być rozdane po posiłku. Pary wręczały sobie prezenty i spędzały wspólnie czas.
Chociażby Lily i James cały dzień chodzili, trzymając się za ręce, jakby miał to być ich ostatni wspólny dzień. Lupin nie chciał im w żaden sposób przeszkadzać, dlatego też trzymał się z boku.
— Kochani, na koniec dzisiejszego wspaniałego dnia... — profesor Dumbledore wstał i wskazał na skrzynkę stojącą tuż przy wyjściu z sali. — czas rozdać wasze listy do ukochanych!
Rozległy się zadowolone okrzyki. Uczniowe z niecierpliwością patrzyli, jak prefekci rozdają koperty. Remus nie potrafił ukryć swojego zaskoczenia, kiedy pojawił się przed nim list.
— Remus?! — Lily spojrzałą na niego z radością. —Nie mówiłeś, że kogoś masz!
— Nasz Remmy ma adoratorkę! —- James poparł rudowłosą i nachylił się nad przyjacielem.
— Ja nie mam pojęcia od kogo—
Syriusz prychnął na ten komentarz, za co dostał kopnięcie w kolano.
— Otwieraj! — pośpieszył go gryfon.
— Nie teraz...
— No nie Remus!
— Daj chłopakowi spokój, bo jeszcze zaraz zacznie krzyczeć — odezwał się Black. — Możesz sobie rozpkować moje listy.
Potter spojrzał na stos kopert znajdujący się przed jego przyjacielem.
— Ah, nasz casanova — westchnął i wziął pierwszy list.
Lily z zaciekawieniem obserwowała Remusa. Był wpatrzony w kopertę tak bardzo, że nawet nie przyczepił się do Syriusza. Rudowłosa od dłuższego czasu zauważyła, że wrogowie z Gryffindoru, jak mieli być w zwyczaju nazywani, nie kłócą się już tak dużo. Nie chcąc psuć chwili, wróciła do rozmowy z przyjaciółmi i delektowała się wspaniałym wieczorem.
14 luty, 1978 Wieczór
Remus sprawdził, czy wszyscy już śpią. Kiedy dokładnie upewnił się, że każdy w dormitorium jest pogrążony w głębokim śnie, zapalił lampkę i odpakował kopertę.
Jestem tylko człowiekiem i mam proste uczucia, więc nie będzie to długa wiadomość. Lubię jak się uśmiechasz, i lubię twoje oczy. Lubię jak mówisz moje imię, choć uczyniłeś to tylko kilka razy. Nigdy nie powiem ci tego w twarz, bo się boję, bo byłoby to zbyt skomplikowane. Jednak musiałem to napisać, żeby chociaż poczuć te magię.
Lubię cię Remusie, ale nie mogę powiedzieć ci tego w twarz. To zbyt skomplikowane.
Zero podpisu. Serce Lupina biło jak szalone, a ręce lekko się trzęsły. Syriusz to napisał. Syriusz Black go lubi, tak jak on jego. Nie chcąc czekać, podszedł do łóżka Blacka i go lekko szturchnął.
— Co jest? — chłopak leniwe przetarł twarz i zmrużył oczy. — Lupin.
Remus usiadł na krawędzi łóżka i się nad nim pochylił.
— Co ty robisz? Chłopaki mogą się obudzić — czarnowłosy odsunał go od siebie.
— Chodzi o list. Przeczytałem go. Ja też—
— I jak od kogo jest? — zapytał Syriusz. — Podejrzewam, że od tej Krukonki z rocznika niżej. Zawsze się na ciebie gapi. Wiesz ta blondyna.
Lupin poczuł jakby został właśnie oblany kubłem zimnej wody. Syriusz z niego żartował? Nie, nie wyglądał tak.
— Co? Zgadłem?
Nie obchodziło go teraz od kogo naprawdę jest list. Miał być od Syriusza.
— Ja myślałem...
— Co? — Black rozszerzył oczy. —Myślałeś, że to ode mnie?
Remus przełknął ślinę. Zepsuł. Black wie. Jednak szatyn nie mógł tego zakończyć, nie mógł. Zgodnie z układem, jak któryś z nich cokolwiek poczuje, to kończą ich nietypową relacje. Ustalili to jako ostatni punkt, gdyż wydawał się niesamowicie nieprawdopodobny. Jeśli się przyzna to go straci.
— Nie, kretynie — wilkołak szturchnął go w ramię. — Zgadłeś ty cholero.
— Lupin czy ty... ty coś poczułeś? — Syriusz nadal zachowywał poważny wyraz twarzy.
— Black, na Merlina. — Lupin gorączkowo próbował się ratować. — Nigdy.
— Jaka ulga. Przez chwilę pomyśłałem, że tak. — Syriusz odetchnął. — Strasznie kretyńskie, wiem.
— I to bardzo — poczuł ból w klatce.
Siedzieli przez chwile w ciszy. Nie wiedzieli ile trwała. Minutę? Dziesięć? Może tak naprawdę tylko kilka sekund?
— Dobra, to idź spać, okej? Chłopaki mogą się obudzić i nie będzie dobrze. — Syriusz odchrząknął i ponownie się położył.
— Tak, oczywiście. — gryfon pośpiesznie wrócił do swojego łóżka.
Czuł się głupi. Jak mógł tak pomyśleć? Przecież nadal byli wrogami, nie przyjaciółmi czy chociażby kolegami. To głupi układ, z którego mają korzyści.
Dlaczego w takim razie czuł ukłucie w sercu?
28 luty, 1978
Lupin ledwo go dogonił. Na korytarzu były pustki, więc mógł z nim porozmawiać.
— Black.
— Co? — Syriusz obrócił się i na niego zerknął.
— Może dziś, pokój życzeń? — zapytał dość pewnie. W końcu byli tam wczoraj i przedwczoraj.
— Nie mam czasu.
Remusa zamurowało. Nigdy nie dostał takiej odpowiedzi od chłopka stojącego przed nim. Syriusz wydawał się być, ani trochę nie przejęty jego reakcją.
— Okej — był w stanie tylko tyle z siebie wydusić.— To może jutro?
— Nie wiem — mruknął Syriusz. —Na luzie Lupin, tak?
— Oczywiście — odpowiedział szybko. — Po prostu wiesz o co chodzi.
— Tak, wiem — arystokrata obrócił się i poszedł dalej.
Lupin poczuł gule w gardle. Wmawiał sobie, że Black po prostu nie ma czasu i jest zajęty, to chwilowe. Zwyczajnie jak każdy inny człowiek i to normalne.
Dopiero później zdał sobie sprawę, w co się wpakował.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top