XI
Czytacie na własną odpowiedzialność ;)
Luna
- Mogę wejść? - Skierowałam swoje spojrzenie na niesamowicie zaskoczonego moją obecnością Balsano. Brązowooki bez słowa otworzył drzwi, tym samym wpuszczając mnie do środka. - O jakiej propozycji mówisz? - Odezwał się, kierując swoje spojrzenie na moją stanowczo za krótką sukienkę. - Co powiesz na wypad do baru? - Odpowiedziałam, poprawiając swoje lekko zmierzwione włosy. - Daj mi moment. - Matteo chwycił za telefon, kierując się do kuchni. - Tak. - Udało mi się usłyszeć tylko szczątkowe elementy rozmowy. - Przyjedź tu jak najszybciej. - Dodał Balsano, po czym wrócił z butelką mojego ulubionego wina. - Pamiętałeś? - Rzuciłam, spoglądając na etykietkę. - Takich rzeczy się nie zapomina. - Zaczął. - Musimy poczekać na opiekunkę. - Dodał, rzucając mi uwodzicielski uśmiech. Jak ja mogłam próbować wyrzucić ten uśmiech z pamięci? Udaliśmy się do salonu, po czym zaczęliśmy pierwszą butelkę wina. Usiadłam tak, by eksponować moje odkryte części ciała. - Robisz to specjalnie. - Zapytał, a raczej stwierdził patrząc mi prosto w oczy. - Może. - Odparłam, chcąc zachować choć odrobinę pozorów, by się zaraz na niego nie rzucić. Balsano usiadł tak blisko, że czułam jego oddech na mojej nagiej skórze. Spojrzałam na niego i jedyne co dostrzegłam, to było czyste pożądanie. Zbliżyłam się do niego, chcąc zainicjować pocałunek, lecz nim to zrobiłam to Matteo przejął inicjatywę i rzucił się na mnie. Czułam jak jego gorące wargi eksplorują moje ciało, najpierw usta, później policzki, następnie jego przyśpieszony oddech znalazł się na mojej szyi. Poczułam szczypanie i zaraz po tym dreszcze. - Myślałam że takie rzeczy robiliśmy w liceum. - Skomentowałam malinkę pozostawioną na mojej szyi przez rozpalonego Balsano. - nawet nie wiesz, jak bardzo mam ochotę wziąć Cię tu i teraz. - odparł, tym samym wracając do pieszczenia mojego ciała. Poczułam jego rękę wędrującą wzdłuż mojej nogi, zaraz nad kolanem. - Widzę, że moja propozycja Cię nie przekonała. - Powiedziałam, myśląc o propozycji wyjścia do baru. tak naprawdę, miał być to pretekst aby wyciągnąć brązowookiego z mieszkania, w którym znajdował się jego młodszy brat. - Wręcz przeciwnie. - Rzucił pośpiesznie wykonując coraz to odważniejsze muśnięcia wewnętrznej strony mojego uda. Złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku, sięgając do guzika jego spodni, jednakże moje działania zostały gwałtownie przerwane poprzez rozlegające się po mieszkaniu pukanie do drzwi.
Matteo
Moje ręce błądziły po jej nieziemskim ciele, szukając dobrze zapamiętanych miejsc dających jej poczucie przyjemności jak i pobudzenia zarazem. Nagle szatynka ponownie złączyła nasze usta w gorącym pocałunku, a jej ręka zaczęła szukać dojścia do moich bokserek. W jednym momencie oprzytomniałem, słysząc pukanie do drzwi. Bardzo niechętnie odsunąłem się od równie co ja rozpalonej Luny. - Opiekunka przybyła. - Rzuciłem, aby trochę rozładować tę atmosferę między nami. Niewiele to dało, gdyż w moich spodniach zrobiło się już wystarczająco ciasno, by Gaston to dostrzegł. - Za 5 minut wychodzimy. - Powiedziałem chwytając najbliższą poduszkę, by choć trochę się zasłonić. Skierowałem się do drzwi by wpuścić naszą opiekunkę. - Cieszę się, że Cię widzę. - Spojrzałem na Gastona, który jak tylko zdał sobie sprawę co przed momentem się działo, o mało nie parsknął śmiechem. - Lećcie już, zajmę się małym. - Odpowiedział. - Na 9 ma być w szkole! - Rzuciłem jeszcze. - A wy pamiętajcie, że istnieje coś takiego jak zabezpieczenie. - Odparł bezceremonialnie, chichocząc pod nosem. - Bar? - Zapytała gotowa do wyjścia Luna. Zarzuciłem na siebie skórzaną kurtkę, zgarnąłem kluczyki do samochodu i złapałem ją pośpiesznie za rękę, bez słowa prowadząc do windy. Jak tylko znaleźliśmy się za drzwiami windy, ponownie złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Czułem jak jej ręce drażnią mojego i tak już rozbudzonego kolegę. - Chcesz mnie zabić? - Zapytałem, po tym jak stłumiony jęk opuścił moje usta. Złapałem ją mocno, po czym przerzuciłem ją przez ramię przy okazji klepiąc w tyłek. - Oszalałeś? Matteo!? - Pisnęła zaskoczona. - Tak, na twoim punkcie. - Odpowiedziałem, sadzając ją na fotelu pasażera. Szybko zająłem miejsce za kierownicą. Lampka wina, na całe szczęście dozwolona. - Masz jeszcze siły by gdzieś jechać Balsano? - rzuciła uwodzicielsko w moją stronę. - Oczywiście. - Odparłem, skupiając się na drodze. - A jak dużo samozaparcia jeszcze Ci zostało, by całkowicie nie oszaleć?- dodała po czym jej ręka wylądowała na moim udzie. - Lunaa. - Jęknąłem, czując że mój zdrowy rozsądek za moment mnie opuści. - Słucham kochanie. - Odparła, kierując swoją dłoń wyżej, na krocze. Poczułem jak błądzi po moim przyrodzeniu, lekko mnie drażniąc. - Wezmę Cię w tym samochodzie, jak nie przestaniesz. - Rzuciłem, po czym spojrzałem na nią. Oblizała usta, i zacisnęła swą dłoń mocniej na mnie. - Na to liczę. - Odparła uwodzicielsko, a ja zjechałem z boczną uliczkę, stając jak najdalej od świateł. - To się doigrałaś. - Odpiąłem pasy, po czym wciągnąłem ją na swoje kolana, czując że zaraz wybuchnę.
Trzymajcie się ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top