VI
Ona
Matteo? - Słysząc jego głos zastygam w ramionach Balsano, zdając sobie sprawę jak to wygląda. - Simon? - Słyszę cichy, lecz stanowczy szept Matteo, który wypuścił mnie ze swego uścisku. Trójka z nas stoi na środku ulicy, zupełnie skołowana, czekając na rozwój wydarzeń. - Luna do cholery, cały wieczór Cię szukałem, a ty byłaś z nim?! - Zaczyna Alvarez podążając w naszą stronę. Nie chcąc kłócić się przy brązowookim, chcę jak najszybciej zabrać stąd mojego chłopaka. - Przepraszam, wszystko Ci wyjaśnię. - Tylko tyle zdążyłam rzucić na odchodne nim zaczęłam iść w stronę Alvareza. - Luna, poczekaj proszę! - Krzyczy jeszcze za mną Balsano, co przelało czarę goryczy. Nim zdążyłam zareagować Simon mnie wyminął i podbiegł do nieświadomego jeszcze Matteo. - Ty cholerny dupku! Znowu stajesz nam na drodze! - Krzyczy wymierzając pierwszy cios w szczękę bruneta. Znowu to samo. Cholera, jestem beznadziejna. Nim brązowooki zdążył wykonać jakikolwiek ruch, aby uniknąć ciosu pięść Simona była już na jego twarzy. Cios był na tyle silny, że Matteo zatoczył się do tylu. Muszę to zatrzymać. - Simon, proszę Cię nie rób tego, on nie jest niczemu winny. Wszystko Ci wyjaśnię tylko wróćmy do domu! - Krzyczę próbując nakłonić go do powrotu. - Tym razem masz szczęście Balsano. - Mówi szyderczym tonem Alvarez, po czym kieruje się w moją stronę. Rzucam jeszcze ostatnie spojrzenie w stronę poturbowanego bruneta, ale nie trwa to długo ponieważ Simon przerywa nasz kontakt wzrokowy. - Idziemy. - Mówi szorstko, a ja wiem że będę musiała się gęsto tłumaczyć. Pamiętam również, że mam linię obrony stworzoną tylko i wyłącznie przez wcześniejsze zachowanie chłopaka. Poczekaj tylko, aż wrócimy do domu.
20 minut później
- Do jasnej cholery, jak mogłaś mi to zrobić!? - Krzyczy rozwścieczony Simon, od razu jak przekroczyliśmy próg mieszkania. Nie mam ochoty odpowiadać mu na zadane mi pytanie, wręcz przeciwnie, ciekawe co on odpowie mi. - A ty? - zaczynam. - Gdzie byłeś cały dzień! - Żadnego z moich telefonów nie raczyłeś nawet odebrać. - Dodaje, czując że wzbiera we mnie gniew spotęgowany wypitym wcześniej alkoholem. - Nie odwracaj kota ogonem! - Odpowiada, tym samym unikając mojego spojrzenia. - Jeżeli ty, nie zamierzasz mi powiedzieć, to ja także nie mam zamiaru! - Krzyczę zamykając się w sypialni. - Luna, porozmawiajmy proszę. - Mówi przez drzwi, już dużo łagodniejszym głosem. Nic nie odpowiadając, kładę się do łóżka mając nadzieję, że uda mi się zasnąć.
Wszystko gotowe? - Pyta rozbawiony brązowooki, obejmując mnie od tyłu. - Tak, już wszystko spakowane, możemy jechać. - Odpowiadam nie pozostając dłużna, wtulam się w ramię mężczyzny. - Gotowa na najlepsze wakacje twojego życia? - Pyta, całując mnie delikatnie w kark, przez co przechodzą mnie dreszcze. - Z Tobą zawsze. - Odpowiadam, obracając się w jego stronę i posyłając mu lekki uśmiech.
Budzę się czując promienie słońca na twarzy. Przeciągam się i spoglądam na zegarek. który mówi mi, że już jestem spóźniona. Cholerny Balsano nawet we śnie mnie prześladuje. Przez Ciebie się spóźnię. Zrywam się z łóżka i marząc o tym, że Simon wyszedł już do pracy kieruje się w stronę kuchni. Wiedząc, że i tak nie mam już czasu na posiłek, zgarniam potrzebne rzeczy, przebieram się i wychodzę. Dzieciaki, dzisiaj możecie mieć przewalone.
On
Zbieram się z zimnego chodnika tym samym uświadamiając sobie co przed chwilą zaszło. Cholerny Alvarez znów położył na niej łapska. Nawet po 5 latach nie dał jej spokoju. Z tą myślą wracam na mieszkanie, wiedząc również, że nie ominie mnie spowiedź, bo przecież Gaston nie odpuści mi tej śliwy pod okiem. - Wróciłem. - Mówię, równocześnie odwieszając kurtkę do szafy i kierując się do łazienki, aby wziąć gorący prysznic. - A Tobie co się stało? - Pyta Perida widząc w jakim stanie wróciłem. - Później Ci opowiem, bo teraz nie mam na to siły. - Mówię nim znikam za drzwiami łazienki.
Gorąca woda pozwala mi uspokoić mój gniew oraz złość na samego siebie, że dałem się uderzyć. Cholera, czemu pozwoliłem jej z nim iść! Jak mogłem do tego dopuścić? - Przepraszam, wszystko Ci wyjaśnię. - Czyżby to jej słowa wywołały moje osłupienie? Co jeżeli ona nic już do mnie nie czuje? - Żyjesz tam? - Moje gorące przemyślenia przerywa głos stojącego przed drzwiami Gastona. - Zaraz wychodzę, daj mi chwilę. - Odpowiadam, zakręcając kurek z wodą i owijając się ręcznikiem. - Co tam się wydarzyło? - Pyta mnie zaciekawiony Perida, podając mi otwarte przez niego wcześniej piwo. - Alvarez się stał. - Odpowiadam zdawkowo, bo najzwyczajniej w świecie nie mam ochoty o tym rozmawiać. - Nie mów mi, że was razem zobaczył. - Zaczyna, lecz nie daję mu dokończyć. - Zobaczył i to jeszcze gdy ją przytulałem, uwierzyłbyś?! - Mówię troszkę za głośno, przez co Gaston wskazuje na pokój Michela. - Nawet nie miałem okazji sobie oddać, musiałem odpuścić. - Dodaję już ciszej, równocześnie wskazując podbite oko. - Weź sobie jutro wolne, a przez weekend powinno chociaż troszkę się zagoić. - Taka propozycja pada z ust mojego najlepszego przyjaciela, który równocześnie jest moim szefem. - Jeżeli mogę sobie na to pozwolić, to niech będzie. Spędzę z bratem trochę więcej czasu. - Mówię, tym samym kierując się w stronę sypialni. - Rozgość się. - Dodaję po czym znikam w ciemności swojego pokoju. Jednak nim oddaje się w ręce Morfeusza, rozmyślam co wypadałoby teraz zrobić z pewną zielonooką dziewczyną, która nie może zniknąć z mojego życia.
Po tak długiej nieobecności nie jestem w stanie powiedzieć, czy ktokolwiek z was jeszcze tutaj wróci, aby przeczytać kolejne części tej książki, którą planuje wreszcie skończyć. Bo przynajmniej tyle mogę dla was zrobić po tak długim czasie mojej nieobecności.
Miłego czytania ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top