III

Ona
- Kochanie, jesteś już w domu? - Usłyszałam zasypały głos chłopaka, po czym wstałam z sofy. - Tak, niedawno wróciłam i nie chciałam Cię budzić. Odpowiedziałam chłopakowi który prawdopodobnie skierował się do łazienki jak zazwyczaj po drzemce. Nie mogłaś go obudzić, gdyby się dowiedział co tam zaszło to zabiłby Matteo gołymi rękoma. - Nie mów tak, do cholery. - Mówię ledwo powstrzymując łzy, które uparcie spływają po moich policzkach. Mając na uwadze jak to może wyglądać ściskam chłopaka mocniej jakby miał zniknąć i już nigdy nie wrócić. - Luna ja nie chcę Cię już więcej ranić, więc uwierz mi, tak będzie lepiej. - Słyszę cichy szept otulający moje ucho. Momentalnie odsuwam się od niego aby móc zobaczyć jego twarz. To był błąd. Jego piękne czekoladowe oczy płakały, a ja nie mogłam się powstrzymać. Bagatelizując swój zdrowy rozsądek, który krzyczał stanowcze nie, postanowiłam posłuchać tego drugiego. Bez namysłu całuje usta zaskoczonego Matteo. - Luna co Ty robisz? - Pyta zrezygnowany jakby jedna z barier między nami pękła. - Luna co ty robisz? - Słyszę głos Simona zamiast głosu Matteo po czym wracam do szarej rzeczywistości. - Przepraszam kochanie, zamyśliłam się. - Mówię starając się aby zabrzmiało to naturalnie. - Kiedy kolacja? - Słyszę i momentalnie wzbiera się we mnie złość, lecz niestety, wiem że muszę ją stłumić. - Zaraz zrobię. - Odpowiadam niechętnie. - To pośpiesz się. - Dodał, a ja miałam ochotę go udusić. Otworzyłam lodówkę i oczywiście musiało brakować mojego ulubionego produktu. - Simon zjadłeś mój jogurt? - Pytam starając się, nie zabrzmieć złośliwie. - Nie wiem, zawsze czegoś brakuje jak ty robisz zakupy. Dość. - Simon wychodzę zamów sobie pizzę. - Powiedziałam zanim opuściłam nasze wspólne mieszkanie. Cholernie zapatrzony w siebie jak zwykle. Nic się nie zmieniłeś Alvarez. Chodze po parku już od godziny próbując znaleźć rozwiązanie tej beznadziejnej sytuacji. Po chwili czuje lekkie zderzenie z czymś. Tym czymś okazał się być mały chłopiec na oko 10 letni. - Co się stało mały? Zgubiłeś się? - Pytam przestraszonego dzieciaka przy okazji pomagając mu pozbierać się z ziemi. - Kurczę skaleczyleś się przy upadku, pasuje to przemyć wodą mały, gdzie jest twoja mama? - Pytam nadal oczekując odpowiedzi. Skanuje chłopca spojrzeniem i wydaje mi się że gdzieś go już widziałam. Te same oczy. - Michel! Tutaj jesteś, myślałem że Cię zgubiłem. - Słyszę znajomy głos i podnoszę wzrok. - Omal zawału nie do..- Dodaje lecz nie jest mu dane dokończyć. - Jak to jest Valente, że za każdym razem na siebie wpadamy? - Pyta posyłając mi przy tym jeden ze swoich nieziemskich uśmiechów. Cholera? To jego dziecko? Może nie ma dzesięciu lat i Matteo zwiał bo miał dziecko z inną. - Ja nie wiem Balsano ale to już dawno przestało być normalne. - Odpowiadam wysilając się na uśmiech lecz wychodzi z niego raczej grymas. - Co powiesz na gorącą czekoladę, jak już na siebie tak wpadliśmy. - Pyta przy okazji próbując doprowadzić do porządku tego chłopca, podobnego do niego niczym dwie krople wody. - Wybacz Balsano ale musze odmówić, cześć. - Rzucam na odchodne i odchodzę w szybkim jak na mnie tempem.

On

- Kochanie wstawaj. - Przy swoim uchu słyszę szept najcudowniejszej dziewczyny na świecie, która wczoraj została moją żoną. - Jeszcze pięć minut Skarbie. - odpowiadam nadal nie podnosząc głowy z poduszki. - Wstawaj! - Czuję pod sobą twardą podłogę zamiast mojego wygodnego łóżka za pięć tysięcy. - Co do!? - Zrywam się na równe nogi, a jedyne co widzę to zdezorientowanego Michela w piżamie. - Bracie, która godzina? - Pytam zmartwiony, szybko zbierając się z ziemi. - Mattio czy my się spóźnimy? - Pyta Michel kierując się za mną w stronę łazienki. - Spokojnie bracie już się ogarniam śniadanie zjemy w drodze na pewno zdążysz do szkoły. - Odpowiadam, przy okazji stwierdzając że nie zdążę się już ogolić.
- Matteo dwadzieścia minut spóźnienia. - Słyszę piskliwy głosik mojej nowej sekretarki. - Jeszcze raz przypomnij jak masz na imię? - Pytam starając się zachować spokój. - Camila. - Odpowiada sucho mierząc mnie spojrzeniem. - Posłuchaj Camilo z tego co mi wiadomo to ty jesteś moją sekretarką a nie odwrotnie więc oczekuje szacunku. - Mówię po czym zabieram się do pracy widząc że mam dużo do nadrobienia. 

- Ty czasem nie wróciłeś do nałogu, przyjacielu? - Słyszę głos mojego nowego szefa, który przed chwilą opuścił budynek swojej firmy. - Bardzo możliwe, lecz przez jedną osobę nie mogę trzeźwo myśleć. - Rzucam w tym samym momencie wyrzucając niedopałek papierosa do pobliskiego kosza. - Czyżby pewna zielonooka szatynka znów zawróciła Ci w głowie? - Pyta zaskoczony Perida. - A żebyś wiedział. - Odpowiadam postanawiając nie owijać w bawełnę.  - O proszę, czyli jednak posłuchałeś mojej rady. - Mówi, podchodząc bliżej. - Jak zwykle spotkaliśmy się przez przypadek już dwa razy. - Mówię spoglądając na mojego rozmówcę. - Przypadek powiadasz? - Zaczyna Gaston. - A to nie nazywa się czasem przeznaczeniem? - Kończy zdanie, a ja wybucham śmiechem. - Przyjacielu ty nie podpisałeś dzisiaj już za dużo papierów, że takie głupoty gadasz? - Pytam zanosząc się śmiechem. - Mówi się, że jeśli coś wydarzyło się raz to nie koniecznie się powtórzy. - Gaston spogląda na mnie spod byka. - Ale jak coś wydarzy się dwa razy to na pewno zdarzy się i trzeci raz. - Dodaje, a mi robi się trochę głupio ze względu na to, iż Gaston może mieć trochę racji. - Dobra dobra stary, rozumiem ale niestety muszę jechać po młodego odebrać go ze szkoły. - Mówię kierując się w stronę parkingu. - Ile on już ma? - Pyta nagle, powodując u mnie lekkie zmieszanie. - W tym roku skończy osiem lat. - Odpowiadam na pytanie, uśmiechając się pod nosem. - Szanuje Cię Balsano, za to że miałeś odwagę się nim zająć, chociaż to twój przyszywany brat. - Słuchaj, nie mogłem pozwolić żeby go zabrali. - Rzucam może trochę za ostrym tonem. - Pogadamy następnym razem Matteo. - Dodaje po czym kieruje się do swojego białego BMW. 

Witam ponownie ;)

Mam nadzieję, że chociaż część z was nadal tutaj jest ^^

Przy okazji chciałam wam gorąco podziękować za blisko 9,5 tys wyświetleń poprzedniej części tego opowiadania, ponieważ naprawdę nie myślałam, że tak dobrze się ono przyjmie. 

Dziękuję <3 

Gwiazdeczki?

Komentarze?

XOXO

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top