I
Ona
- Kochanie mógłbyś przynieść mi ręcznik? - mówię dość głośno, aby chłopak mnie usłyszał. - Pewnie, daj mi chwilę i będę. Wziąć gorącą kąpiel po kolejnym wyczerpującym dniu w pracy to niebo na ziemi. Nie mija chwila a Simon wchodzi do łazienki, po czym wiesza mój ręcznik. - Dziękuję. - Mówię do wychodzącego już chłopaka. - Kolacja zaraz na stole kochanie. - Jesteś wspaniały. - Odpowiadam, a na mojej twarzy pojawia się uśmiech. - Może od dzisiaj będziesz się do mnie zwracać per kelner? - Słyszę śmiech chłopaka, który roznosi po całym pomieszczeniu. - To nie tak Luna, wiesz że dla mnie zawsze będziesz moją kelnereczką! - Podchodzę do chłopaka po czym biorę go za ręce. - Znów mnie zostawiasz Matteo, ja nie dam sobie rady. - Odpowiadam zgodnie z prawdą, spoglądając w jego czekoladowe tęczówki. - Wybacz mi, ja nie mam wyboru, muszę wyjechać. - Mówi smutnym głosem, unikając mojego spojrzenia. - Kocham Cię. - Mówię ze łzami w oczach, chcąc zatrzymać chłopaka. - Też Cię kocham, ale nasze drogi tutaj się rozchodzą, nie czekaj na mnie. - Mówi, a moje serce pęka na tysiąc kawałeczków. - Matteo.. -Szepcze, nie panując nad łzami które moczą jego błękitną koszulę. - Luna! - Słyszę walenie w drzwi łazienki, a wspomnienie tej nocy znika razem z obrazem, który miałam przed oczami. Obraz znika, ale łzy pozostają. -Już wychodzę kochanie! - Mówię starając się powstrzymać drżenie głosu. Minęło 5 lat, otrząśnij się głupia.
- Źle! - Krzyczę po raz kolejny, aby zwrócić uwagę na moją osobę. - Nadal robicie to źle! - Dodaje. - Luna, co Ci znowu nie pasuje? - Pyta blond włosy chłopak, który do zespołu dołączył nie dłużej niż 3 tygodnie temu. - Z tego co mi wiadomo powinieneś zwracać się do swojego instruktora z szacunkiem Sam. - Odpowiadam nie kryjąc niezadowolenia. - Powtórzcie to jeszcze raz, a po tym dobrze się rozciągnijcie. - Dodaje zjeżdżając na bok, aby zrobić młodzieży trochę miejsca. - Bardzo dobrze Amando. - Krzyczę, po czym obserwuję resztę. - Plecy proste, kolana ugięte Sam , to są podstawy. - Śmieje się po czym kieruje się w stronę szatni. - Dziękuje wszystkim za zajęcia, do zobaczenia za tydzień o tej samej porze, pamiętajcie za dwa miesiące mamy zawody! - Spoglądam na nich, posyłając im ciepły uśmiech. - Sam, mogę Cię porwać na chwilkę?- Pytam podjeżdżając do barierek. - Słucham Pani Valente. - Odpowiada od niechcenia, po czym siada na torze. - Słuchaj Sam, to nie tak że się na Ciebie uwzięłam. Po prostu widzę w Tobie potencjał i chcę abyś go wykorzystał. - Mówię szybko przechodząc do rzeczy, aby nie trzymać chłopaka za długo. - Rozumiem, postaram się być lepszy. - Odpowiada, po czym wstaje i jedzie w stronę szatni. Chwila spokoju. Gdy na torze nie zastaje żywej duszy zamierzam to wykorzystać. Wjeżdżam na tor po czym wykonuje podwójny piruet w powietrzu. - Wyszłam z wprawy. - Mówię sama do siebie.
- Kochanie trzeba iść na zakupy. - Oświadczam chło0pakowi siedzącemu obok, który gra w jakąś głupią grę na swoim telefonie. - Nie chce mi się kochanie. - Odpowiada nawet nie podnosząc na mnie wzroku. - Oj no weź Simon, proszę. - Próbuję go przekonać, chociaż bardzo dobrze wiem że on nigdzie nie pójdzie. - Powiedziałem już, że nigdzie nie idę Luna, a teraz z łaski swojej mi nie przeszkadzaj , a przy okazji możesz kupić mi piwo bo znów się skończyło. Zrezygnowana wstaję z miejsca, zabieram potrzebne rzeczy po czym wychodzę trzaskając drzwiami. On by Cię tak nie wystawił. - Rzeczywiście mnie nie wystawił..
On
- Wstawaj, bo się spóźnisz już pierwszego dnia w szkole. - Mówię mając nadzieję, że to pomoże żeby zerwać tego diabełka z łóżka. - Matteo.. - Słyszę załamany głos mojego brata. - Co się stało? - Podchodzę do niego, po czym dostrzegam jego problem. - Też chcę nosić krawat tak jak ty! - Chłopczyk burzy się mając w ręku jeden z moich krawatów. - Michel, posłuchaj. Chłopcy w twoim wieku nie noszą krawatów. - Posyłam mu uspokajający uśmiech, po czym mierzwie jego przydługie włoski. - Co ty na to, żebym dzisiaj po szkole zabrał Cię do fryzjera i na lody czekoladowe? - Pytam, ale widząc jego błysk w oczach na słowo lody czekoladowe wiem, że rozwiązałem poranny problem. - A teraz siadaj i zajadaj bo się na prawdę spóźnimy. - Mówię w pośpiechu popijając kawę.
- Cholerny korek! - Sfrustrowany po raz kolejny uderzam w kierownicę, mając złudne nadzieje, że to jakoś przyśpieszy czas. Pierwszego dnia się spóźnić, no nieźle. Na parking przyjeżdżam z 30 minutowym spóźnieniem, więc bez zwłoki zajmuje pierwsze lepsze miejsce parkingowe, zbieram manele z samochodu i kieruje się w stronę windy. - Witamy Panie Balsano, szef już na Pana czeka. - Sekretarka posyła mi pokrzepiający uśmiech, ale ja wiem jak bardzo mam przejebane. - Matteo Balsano. - Po przekroczeniu progu drzwi, od razu mrozi mi krew w żyłach, lecz nie na długo. - Gaston.- Mówię. - Gaston Perida. - Powtarzam nie dowierzając. - Żebyś ty widział swoją minę! - W tym momencie ogarnia mnie złość. - Stary przez 30 minut umierałem ze strachu przed nowym szefem, a okazuje się że jest nim mój najlepszy kumpel. - No chodź, musimy to oblać.
- Nie myślałem że to masz na myśli. - Mówię popijając łyka kawy, którą zamówił Gaston. - Stary opowiadaj co tam u Ciebie? Gdzie ty się podziewałeś te pięć lat? - Pyta zaciekawiony, a ja wzdycham wiedząc, że muszę powiedzieć mu prawdę. - Byłem we Włoszech, mój stary siedzi za korupcję, do tego spłodził dziecko kobiecie, która zmarła 3 lata temu, moja matka załamała się zdradą ojca, a ja po pięciu latach miałem dość i postanowiłem wrócić. - Powiedziałem na jednym wydechu nie chcąc owijać w bawełnę. - Czyli ty się teraz zajmujesz tym dzieciakiem? - Pyta zaskoczony. - Zgada się, on dla ścisłości nazywa się Michel i ma 7 lat. - Dodaje, wiedząc że te pytania też by padły. - Stary podziwiam Cię. - Odpowiada Gaston, podając mi rękę w geście uznania. - Ale co się stało z Luną? - Pyta, zabolało nie powiem, ale mogłem się tego spodziewać. - Rozstaliśmy się 5 lat temu w Cancun od tamtej pory nie miałem od niej żadnych wieści. - Odpowiadam nie ukrywając smutku. - Jak wróciłeś to może warto o to jeszcze powalczyć?- Pyta, lecz w jego g.łosie słyszę zawahanie. - Kazałem jej na siebie nie czekać.. - Mówię czując potrzebę, aby zapalić, chociaż nie robiłem tego od bardzo dawna.
Miłego czytania :)
Pozdrawiam
Gwiazdki?
Komentarze?
XOXO
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top