11. Dzień sądu
Sylwester obudził się wystraszony. Nie wiedział czemu. Głos w jego głowie nie dał mu pozbierać myśli. Ciągle powtarzał to samo:
"Obudź się, on cię potrzebuje"
— Może jakieś konkrety? — roztargniony mężczyzna włączył radio, które stało na parapecie nad jego łóżkiem.
Stało się to jego nawykiem odkąd rozpoczęła się największa afera w polskim internecie.
— Na autostradzie na obwodnicy Warszawy doszło do groźnego wypadku z udziałem popularnego youtubera Konopskiego. Na miejscu działają już odpowiednie służby — wypowiedziała pani z radia.
— Czy ja jeszcze śnię? — mężczyzna poklepał się po twarzy by się odmulić.
"Działaj dopóki nie będzie za późno" poradził głos.
— Czyli to jednak prawda. Kurwa mać! — uderzył pięścią w parapet.
Był załamany. W tym momencie żałował, że z nim się nie udał do tego Olsztyna. Albo że sam się za to nie wziął. Postanowił posłuchać swojego głosu. Wziął laskę i teleportował się na miejsce przykrego zdarzenia.
Widok jaki zastał to roztrzaskane auta. Po drugiej stronie kot Konopa wielkości lwa z raną na brzuchu. Miauczał z niesamowitego bólu. Obok Channel leżał ranny Konop. Ratownicy nie dawali mu szans.
— Na sto tysięcy piorunów. Jak do tego doszło? — powiedział obojętnie smutno.
Kotka miauczała do Wardęgi jakby chciała mu przekazać żeby pomóc jej panu. Coś w nim pękło. Miłość tego futrzaka do właściciela była przeogromna.
"Teraz albo nigdy" odezwał się głos.
— Czas na magię zakazanej krwi — wyciągnął laskę przed młodego youtubera.
Służby wokół spojrzały na niego pytająco. Nie przeszkodziło to mężczyźnie by zacząć szeptać słowa zaklęcia. Czubek kostura zaświecił się na zielono. Po zakończeniu rytuału ciało chłopaka otuliło się zieloną poświatą. Wszystkie rany zniknęły z jego ciała.
Wardęga opadł z sił na kolana. Patrzył w stronę kolegi. Tak bardzo chciał żeby się obudził. Za te zaklęcie zapłacił wysoką cenę.
— Miki, nie rób mi tego — Druid miał łzy w oczach.
W tym samym momencie zemdlał obok niego. To zapewne na wskutek ogromnego stresu.
Po kilku godzinach Wardęga obudził się na sali szpitalnej obok Konopskiego.
— Co się stało? — mruknął osłabiony.
"To jest pożegnanie Sylwestrze, dobra robota. Do zobaczenia kiedyś, po drugiej stronie" odezwał się głos.
"Co on powiedział? Ten głos zabrzmiał jak... Dawida" pomyślał mężczyzna.
Druid spojrzał w stronę Mikołaja. Ten beztrosko sobie leżał i coś przeglądał na telefonie. Przyszła pielęgniarka.
— Ma pan dobre parametry, ale jeszcze zostawimy pana i pańskiego przyjaciela do jutra na obserwacji. Tak na wszelki wypadek — zwróciła się do młodego youtubera.
***
Mikołaj siedział w mieszkaniu Sylwestra. Chłopak chciał, żeby razem otworzyli kopertę i następnie przejrzeli treść pendrive'a.
— Gotowy? — zapytał młody.
— Już bardziej nie będę — Wardęga zatarł ręce.
Chłopak starannie otworzył kopertę i rozłożył papier.
"To jest #konie c."
— Tego można było się spodziewać — stwierdził mężczyzna.
Zanim chłopaki przeszli do przeglądania plików z pendrive'a, Wardęga musiał znaleźć swój stary laptop, by móc to otworzyć. Nie chciał ryzykować zawirusowaniem swojego głównego sprzętu.
— Kurwa mać — powiedział Wardęga po tym jak zobaczył ile GB plików ma pendrive.
— 200 giga materiału? Obawiam się, że na każdego obywatela Polski coś tu mógł mieć. Chyba nie wyrobimy się z obejrzeniem tego wszystkiego do rozprawy — oznajmił Konopskyy.
— Zobaczmy ile minut materiału jest.
Mężczyzna zaznaczył wszystkie pliki i wszedł we "właściwości" potem w "szczegóły".
— Długość: 12:18:03. Może jednak damy radę? — spojrzał na Konopa.
— Uh, pół dnia spędzimy na oglądaniu jakichś tajemnych nagrań Ozdoby. Czuję się jak w science-fiction albo co najmniej jak w jakiejś komedii.
— To rzeczywistość kochany. Zaczynajmy. Mamy naprawdę mało czasu.
— Racja, to już jutro.
Pierwsze nagranie było z aftera po którymś z meet-upów. Sylwester zapisywał kluczowe minuty.
— Oni naprawdę wiedzieli co Stuart robił. Cała ta minecraftowa śmietanka — mruknął Wardęga.
Youtuberzy siedzieli tak od 10. Oprócz oglądania, zdarzyły się też analizy scen czy notowanie podejrzanych zachowań u (kiedyś) popularnych osób. Była już blisko 1 w nocy. Sylwester nawet się nie zorientował kiedy Mikołaj zasnął.
"Tak ładnie wygląda kiedy śpi. Wygląda na takiego niewinnego" przeszło mu przez myśl.
***
Konop razem z Wardęgą siedzieli już przed salą sądową. Oprócz nich siedzieli także influencerzy związani z pierwszym domem X oraz dziewczyny, które podzieliły (lub nie) się swoją traumatyczną historią sprzed paru lat.
— Trochę się stresuję — odezwał się Miki.
— Spokojnie, to nie ciebie dzisiaj osądzają. Nie masz się czego bać — pocieszał Sylwek.
Tak naprawdę nie chodziło o samą rozprawę, bo była jeszcze jedna rzecz, której Tylko się bał. Serce mu szybciej zabiło na samą myśl, że zaraz zrobi ten pierwszy krok.
— Masz rację, ale wiesz jak to jest przy pierwszym razie. Człowiek nie wie jak się zachować.
— Dowiedziałem się, że członkom tego gangu o którym ci mówiłem postawili w końcu zarzuty — mężczyzna zmienił temat.
— Dobrze wiedzieć. Wiesz... — przyrumienił się. — Zanim wrócę do domu po procesie, chciałbym z tobą porozmawiać. I to tak całkowicie szczerze.
"Ze mną? Czyżby miał jakieś problemy? A może...?" pomyślał Wardęga.
Pod salą sądową zbierało się coraz więcej ludzi. Pojawili się adwokaci i na samym końcu oskarżeni: Stuart Burton wraz z Marcinem Dubielem, których wyprowadzono z aresztu.
— We meet again — Sylwester skierował słowa do Stuu.
^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^
Hejka, to już jest koniec tej opowiastki. Dziękuję za przeczytanie. Książka powstała w ramach małej odskoczni od mojego głównego dzieła. Początkowo planowałam tylko 10 rozdziałów ale wyszło o 1 więcej(wow, game changer). Raczej kontynuacji nie planuję, chyba że może mnie kiedyś natchnie w co nawet sama nie wierzę.
Pozderki i trzymacie się cieplutko ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top