Dwadzieścia cztery
-A-ale dlaczego on to zrobił - załkałam. Już pół godziny spędziłam przytulając się do Harry'ego.
-To zwykły dupek - westchnął. - Nie przejmuj się nim. Za kilka dni będzie cię błagać o wybaczenie.
-A c-co jeśli o-on już n-nigdy nie napisze? - jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-Wtedy go znajdę, i jego buźka już nie będzie taka śliczna.
Pociągnęłam głośno nosem, i jeszcze mocniej wtuliłam się w Harry'ego. Łzy z oczu nie spływały już tak często, a moje ręce przestały się trząść.
-Zdecydowanie masz rację. To jego strata. Nie moja. Jestem silną, piękną i niezależną dziewczyną, która... - przerwałam tylko po to, by ponownie się rozpłakać. - Kogo ja oszukuje, jestem żałosna. I strasznie się do niego przywiązałam, przyzwyczaiłam się do tego, że ze mną pisze... Teraz czuję taką pustkę...
-Skarbie... - zaczął coś mówić ale zrezygnował. - Przepraszam, że wtedy cię pocałowałem. Nie myślałem o tym w ten sposób. Nie powinienem tego robić. To wszystko moja wina... Tak cholernie cię przepraszam.
Spojrzałam mu w oczy, które były wypełnione żalem.
-To nie twoja wina Harry... Ani ja ani ty nie wiedzieliśmy, że Cameron mógł to widzieć a tym bardziej zrobić taką awanturę... Masz rację, powinnam wziąć się w garść, ale za każdym razem gdy o tym pomyślę, przypominam sobie, że on odszedł. I nie wiem czy zamierza wrócić - głos lekko mi się załamał. - Poznałam go krótko przed tobą, i mimo, że to znajomość przez sms mogłam mu wszystko opowiedzieć i wiedziałam o tym, że on tego wysłucha... To znaczy przeczyta, ale...
-Nic nie mów - przerwał mi Harry. - Chodźmy spać, jutro nie pójdziemy do szkoły, i wszystko załatwimy, dobrze?
-On nie chce mnie znać...
-Pójdziemy do sklepu po lody i będziemy oglądać kocie porno, co ty na to?
Parsknęłam śmiechem. Tego mi było trzeba.
-W porządku. To będzie taki dzień przyjaźni.
-Chyba bardziej masz na myśli dzień leczenia złamanego serca?
-Tak. To też.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Żadne z nas już więcej się nie odezwało. Po chwili usnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top