Czterdzieści siedem
Cameron's POV
Bea : Strasznie mi głupio...
Bea : Pewnie masz mnie teraz za nastolatkę użalającą się nad swym "marnym" losem, bo jej matka chce, żeby wyrosła na dobrego człowieka.
Bea : Tyle, że to zupełnie nie tak.
Bea : Kiedyś może jej zależało...
Bea : Teraz chce jedynie być dobrze odbierana przez innych.
Bea : Zabroniła mi spotykać się z ojcem, bo tak było wygodniej.
Ja : nie musisz się tłumaczyć, wszystko rozumiem :)
Ja : i nie pomyślałbym tak o tobie
Bea : Ulżyło mi.
Ja : niepotrzebnie się tym martwiłaś
Bea : To dobrze.
Bea : Jak było w pracy?
Ja : dzień jak każdy inny
Ja : poza tym, że jakaś staruszka skarżyła się na herbatę
Ja : wszystko byłoby okej tylko, że to była kawa
Bea : Z mlekiem czy bez?;-)
Ja : lol, ta babka musiała mieć coś nie teges w głowie
Ja : trochę z dupy, ale nie dokończyliśmy dwudziestu pytań
Bea : Nawet nie liczyliśmy ilości zadanych pytań, więc to nie ma sensu
Ja : masz rodzeństwo?
Bea : Tak. Starszego brata, nazywa się Jack.
Ja : o cholera, źle mi się kojarzy to imię
Bea : To ten Twój kolega, który utonął w kiblu?;-)
Ja : ta
Ja : dupek chciał się spotkać, żeby się ze mną "pogodzić". zamiast tego przyprowadził swoją koleżankę i chciał nas jakoś zeswatać
Bea : Byłoby zabawnie gdyby mój Jack i Twój to było jedna osoba.
Ja : wątpie
Ja : czy Twój brat to rudy frajer?
Bea : Ew, nie.
Ja : czyli to nie on
Bea : Przepraszam, ale muszę już iść. Jack chce w czymś mojej pomocy.
Ja : w porządku, papa
Bea : Jeju, "papa" brzmi strasznie uroczo.
Ja : ma się w sobie to coś B)
I tak oto dodaje długo wyczekiwany rozdział. Strasznie krótki, tak wiem ale naprawdę się staram:(
Buziaki. xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top